Drugi tom WKKDC przynosi ze sobą dokończenie historii z
tajemniczym człowiekiem w bandażach w roli głównej, którego zapewne wielu z Was
po raz pierwszy spotkało właśnie dzięki nowej kolekcji Eaglemoss. Niecałe 45
złotych za całego HUSHA to jakby nie patrzeć rewelacyjna, niezwykle kusząca
cena, a przy tym okazja zapoznania się pokrótce z wieloma różnorodnymi pod
każdym względem, najpopularniejszymi złoczyńcami zaliczającymi się do bogatej
galerii łotrów i przeciwników Mrocznego Rycerza z Gotham. Jeśli przeczytaliście
poprzedni tom, to chociażby tylko ze względu na intrygujące zakończenie nie
sposób było nie sięgnąć po ciąg dalszy. Czy było warto?
Sytuacja komplikuje się coraz bardziej. Niebezpieczna
rozgrywka pomiędzy Batmanem i pociągającymi za sznurki, trzymającym się na
drugim planie Hushem powoli zmierza do kulminacyjnego momentu. Obrońca Gotham
staje przed zadaniem rozwikłania jednej z najtrudniejszych zagadek w swojej
karierze, zapobiegnięcia śmierci bliskich sobie osób, a także znalezienia
odpowiedzi na pytanie: kto jest po jego stronie, a kto przeciwko niemu? Jedna z
bliskich Bruce’a sercu osób zostaje zamordowana, zaś inna niespodziewanie
powraca do życia.
Scenarzysta Jeph Loeb ustawia na swojej szachownicy kolejne
pionki. Tym razem sięga między innymi po postacie Jokera, Two-Face’a czy Ra’s
Al Ghula. Niektórzy zaliczają dłuższe, niektórzy krótsze epizody, ale jest
jeden plus tego, że Loeb wyciąga z Arkham tak wiele łotrów i ustawia ich na
drodze Batmana. Każdy gościnny występ pozwala bowiem przybliżyć nowemu
czytelnikowi konkretnego złoczyńcę, a wszystko poprzez kilka słów wprowadzenia
umieszczonych w narracji prowadzonej przez Człowieka Nietoperza. Najsłabiej
wypada tutaj Joker (rysowany z nosem à la Pinokio), który służy głównie za
worek do bicia. Trudno mi było uwierzyć w kilku przypadkach, że złoczyńcy tak
łatwo wzięli udział w grze Husha, a już motywów kierujących takim Jokerem
kompletnie nie jestem w stanie kupić.
Tożsamość Husha była dosyć łatwa do odgadnięcia i nawet
fałszywe tropy porozstawiane przez scenarzystę ani przez chwilę nie były w
stanie zmienić moich przypuszczeń co do nazwiska postaci skrywającej się pod
bandażami. Niespodziewany był jednak dla mnie udział w całym przedsięwzięciu
jednego z klasycznych przeciwników Batmana i za to twórcom z mojej strony
należy się mały plusik. Potencjał związany z nowym przeciwnikiem został
wykorzystany jedynie w niewielkim procencie, przez co dopiero inni twórcy będą
mieli pełne pole do popisu, aby nadać Hushowi odpowiednią formę i znaczenie. W
omawianym tytule był on jedynie lalkarzem, który aż do ostatniej części trzymał
się w cieniu i pociągał za sznurki sterując swoimi marionetkami.
Jeśli chodzi o kwestie techniczne, to po pierwsze nic się
niestety nie zmieniło w związku z nieprzyjemnym zapachem, który towarzyszy
podczas przewracania kolejnych stron komiksu. Podobno drażniący zmysł węchu klej
używany do produkcji ma się od któregoś tomu zmienić, przez co
charakterystyczny „aromat” zostanie zastąpiony bardziej przystępnym i znośnym.
Trzymamy za słowo. Logo DC na grzbiecie uległo z niewiadomych przyczyn
minimalnemu zmniejszeniu, co delikatnie, aczkolwiek odczuwalnie denerwuje, gdy
się patrzy na ustawione obok siebie dwa pierwsze fragmenty dużej panoramy.
Ciekawe, czy tak już zostanie i czy jedynie pierwszy tom miał mieć większe
logo? Na tylnej okładce wdarł się mały błąd, gdyż w opisie zaznaczono, że
materiał pochodzi z BATMAN #614 – 618, a w rzeczywistości wykorzystano również
#619.
Na początku komiksu dostajemy krótkie streszczenie wydarzeń,
jakie rozegrały się w tomie pierwszym, a także przypomnienie sylwetek twórców.
Niestety oba dodatki poprzedza strona zawierająca trzy ciekawostki związane z
czekającą nas lekturą. Użyłem słowa „niestety”, gdyż zawiera ona pewien dosyć
ważny spojler, na który chcąc nie chcąc się wpada, i który psuje jeden z
elementów zaskoczenia, jakie umieszczone zostały bliżej końca albumu.
Zdecydowanie należało taką informację umieścić pod koniec tomu. Podobnie jak
to było w pierwszej części, po zakończeniu głównej historii umieszczono galerię
okładek, a także (co jest w tym wypadku nowością) trzy strony szkiców.
Bonusem w omawianym tomie jest krótka historia z udziałem
Mrocznego Rycerza, która pochodzi z roku 1939. Batman musi zmierzyć się z „Napoleonem”
i jego Szkarłatną Hordą, co pokazuje, że na początku swojej kariery główny
bohater spotykał mało oryginalnych, bardziej „przyziemnych szaleńców”.
Dostajemy też wgląd w pierwszy origin Batmana, do którego odwoływano się
później niezliczoną ilość razy, i który na przestrzeni ponad siedmiu dekad był
modyfikowany, wzbogacany o kolejne elementy. Zdecydowanie ciekawszy zeszyt niż
ten, który umieszczono w WKKDC #1.
BATMAN HUSH cz. 2 utrzymuje poziom z premierowej odsłony
Wielkiej Kolekcji Komiksów DC Comics. Nie jest rewelacyjny, ale zaspokaja
oczekiwania osób, którym spodobała się cz. 1. Dostarcza sporą dawkę akcji,
zagadkową intrygę z udziałem całej plejady postaci zamieszkujących Gotham City,
kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji, a wszystko doprawione uwielbianymi przez
(prawie) wszystkich rysunkami Jima Lee. Przymykając oko na niedociągnięcia
scenariuszowe i przede wszystkim zbyt powierzchowne ukazanie tytułowego
villaina, można stwierdzić, że cała historia zaproponowana przez Loeba i Lee
jest dobrą pozycją dla tych, którzy dopiero teraz zainteresowali się przygodami
komiksowego Batmana. Nie wolno jej jednak w żadnym wypadku stawiać obok znanych
klasyków, chociażby tych napisanych przez Franka Millera, gdyż HUSH to po
prostu nie ta liga.
Wszystkim spragnionym większej dawki przygód z udziałem
Husha i do tego stojących na znacznie wyższym poziomie, polecam lekturę
BATMAN: HEART OF HUSH. Tam znajdziecie głębsze, ciekawsze podejście do postaci
Husha, który ukazany zostaje jako jeden z najgroźniejszych złoczyńców, jacy
stanęli na drodze Człowieka Nietoperza.
Ocena: 4-/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN vol. 1 #614 – 619
oraz DETECTIVE COMICS vol. 1 #33.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz