Wyczekiwałem
tego wydania zbiorczego i oto jest. Trejd opatrzono banerem "ROAD TO DC
REBIRTH" i rzeczywiście, komiks pełni instrumentalną rolę w głównej
intrydze odrodzonego uniwersum DC. Lecz przede wszystkim, jest to prolog do
serii TITANS, tego samego scenarzysty.
Na początku,
chciałem powiedzieć o nawiązaniach, a tych w komiksie jest niemało. Sama
okładka to wariacja na temat tej z JUSTICE LEAGUE OF AMERICA #100 (1972). Z
resztą nie pierwsza - vide BATMAN #291 (1977). Drobna uwaga: nie oczekujcie, że
któryś z żałobników z okładki TITANS HUNT pojawi się wewnątrz w tytułowej
opowieści.
Kolejny
odnośnik do historii to tytuł. Na początku lat 90-tych, Marv Wolfman stworzył
NEW TITANS: TITANS HUNT. Tamta opowieść zaginęła w mrokach dziejów, a szkoda bo
to kawał naprawdę fajnego komiksu. Reliktem przeszłości w TITANS HUNT jest
również złoczyńca. Mr. Twister w mniej demonicznej wersji pochodzi z kart THE
BRAVE AND THE BOLD #54. Zeszyt ten jest o tyle kluczowy, że Twistera pokonali połączonymi
siłami Robin, Kid Flash i Aqualad. Właśnie ta wspólna przygoda dała początek
Teen Titans. Inni złoczyńcy, którzy przewijają się w TITANS HUNT również mają
na karku kilka dekad. Mammoth zadebiutował w NEW TEEN TITANS na początku lat
80-tych, a pozostali pochodzą z pierwszych numerów serii TEEN TITANS z lat
60-tych (dziękuje ci dc.wikia.com)! Dużo do kochania dla wielbicieli Tytanów,
prawda?
Ja nigdy nie
zaliczałem się do ich grona, ale zawsze doceniałem aspekt relacji i przyjaźni,
stanowiących fundamenty tej drużyny. Brakowało tego w całym New 52, a TITANS
HUNT jest zwiastunem powrotu optymizmu i radości z bycia fanem DC.
Scenarzysta
mini serii Dan Abnett to właściwy człowiek do tego zadania, a TITANS HUNT było
jego poligonem doświadczalnym przed regularną serią TITANS. Momentami widać, że
szukał jeszcze właściwej nuty, ale nie zmniejsza to znacząco frajdy, która
płynie z lektury.
Abnett
(obecnie także scenarzysta AQUAMANA) nie jest nowicjuszem w DC. Nie nazwałabym
jednak żadnego jego wcześniejszego komiksu świetnym. Z górnej półki byłby tylko
jeden: LEGION LOST. Komiks napisał wspólnie duet DnA - takim skrótem zwykło się
określać kolaborację Abnetta ze scenarzystą Andym Lanningem. Panowie pokazali,
że pisanie serii drużynowych to zdecydowanie ich działka. Koronnym przykładem
tego stwierdzenia jest ich run w marvelowskim GUARDIANS OF THE GALAXY. Sam
Abnett na szczęście też czuje charaktery pisanych przez siebie herosów i
potrafi wzbudzić u odbiorcy sympatię do poszczególnych postaci.
Czas na
kilka słów o fabule tytułowej - liczącej 8 numerów - mini serii zwartej w
recenzowanym zbiorze. Będzie bardzo skrótowo, bo nie chcę Wam zdradzić niczego,
co mogłoby umniejszyć zapowiadany przez mnie fun. Sprawa ma się następująco: w
New 52 była tylko jedna generacja Nastoletnich Tytanów (ta z tragicznej serii
TEEN TITANS Scotta Lobdella). Okazuje się, że nie jest to do końca prawdą.
Wcześniej byli jeszcze inni Tytani, ale oni sami, jak i cały świat o tym
zapomniał. Na początku historii w TITANS HUNT, Donna Tory, Dick Grayson, Roy
Harper, Garth i inni zaczynają mieć przebłyski pamięci z przeszłości, która nie
powinna istnieć. Mr. Twister chce by zapomniani Tytani znów się zebrali, co
umożliwi mu powrót do tego świata i realizację jego mrocznych celów.
Nie wchodząc
w szczegóły, jest old-schoolowo (momentami nawet bardzo) i intrygująco, a finał
pozostawił szeroko otwartą furtkę. Czytelnicy, którzy liczyli na zamkniętą
historię, mogą poczuć się zawiedzeni. Zakładam jednak, że jeśli komiks się Wam
spodoba, to sięgnięcie też po TITANS, gdzie z czasem – mam nadzieję – wszystko
stanie się jasne.
Główną
historię w omawianym wydaniu zbiorczym zilustrowali Paulo Siqueira i Stephen
Segovia. Rysunki są poprawne, a kreski obydwu rysowników nie wyróżniają się
niczym pośród rzeszy innych amerykańskich artystów. Między ich stylami nie ma
drastycznych różnic, a co za tym idzie warstwa wizualna wygląda dość
jednorodnie. Co najważniejsze, nie widać różnic anatomicznych w numerach
rysowanych przez każdego z nich. Mam jedynie problem z twarzami. Zdarzało się,
że na niektórych planszach lekko raziła ich gładkość, brak rysów (zwłaszcza
Graysona), co "upośledzało" ich mimikę. Graficznie, najlepiej
wypadają mroczniejsze sceny z udziałem Twistera.
Sentyment
dla drużynowych komiksów, gdzie bohaterowie to nie wyłącznie towarzysze broni a
rodzina, wystarcza by sięgnąć po mini serię. A to nie wszystko, bo w tomie
znajdziemy jeszcze 2 inne zeszyty, alternatywne okładki i galerię zza kulis.
JUSTICE
LEAGUE #51 to jednoczęściowa historia, której akcję osadzono 5 lat temu. Fabuła
jest chaotyczna, ale Abnett znów wycisnął ile się dało z relacji pomiędzy
bohaterami i okrasił dialogi dobrze wyważoną ilością humoru. W tym numerze,
Batman bierze ze sobą Robina (Dicka Graysona) na wspólną akcję z Ligą. Jego
interakcje z kolejnymi pierwszoligowymi herosami pokazują, że Abnett powinien
zostać w DC na długo i może zająć się też pisaniem przygód Justice League.
Finałowa rozmowa Batmana z jego młodym partnerem jest po prostu świetna.
Wydarzenia przedstawione w zeszycie wiążą się w jakimś stopniu z Tytanami. W
jakim, tego wciąż nie wiemy. Historyjkę narysował Paul Pelletier, którego
kojarzę przede wszystkim z jego prac w AQUAMANIE. Ten utalentowany twórca
najlepiej sprawdza się w scenach batalistycznych, gdzie może popisać się
rozrysowaniem choreografii postaci. W JL #51, miał ku temu niejedną okazję.
W ramach
bonusu dostajemy jeszcze część plansz z TITANS HUNT w formie szczegółowych
szkiców. Są one o tyle wyjątkowe, że innym kolorem wrysowany jest w nie
brakujący Tytan - ten, o którym wszyscy zapomnieli. Ów ulubieniec fanów
powrócił w głośnym one-shocie DC UNIVERSE REBIRTH #1 i jest już członkiem
drużyny w obecnym TITANS. Trudno mi sobie wyobrazić, byście jeszcze nie
słyszeli o kogo chodzi, zamierzam jednak konsekwentnie unikać spoilerowania.
Hype wokół mini serii podkręcały słowne nawiązania do przydomku tego bohatera.
Gdy czytałem komiks ponownie, przygotowując się do recenzji, dziwiłem się, że
można było mieć choćby cień wątpliwości, co do tożsamości brakującego Tytana.
Zjednoczenie
tego bohatera z resztą Tytanów przedstawiono w one-shocie TITANS: REBIRTH #1. O
dziwo, on również trafił do wydania zbiorczego TITANS HUNT. Umieszczenie go tu
zdecydowanie sprawdza się jako wabik na nowych czytelników. Logicznym wydaje mi
się, że powinien on zostać potem powielony w 1 tomie TITANS. Tak, czy siak,
zeszyt jest świetny. Abnett serwuje nam nostalgiczny i pełen pozytywnej energii
komiks. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy ten zapomniany heros przypomniał o
sobie swoim przyjaciołom. Retrospekcje z ich wspólnym udziałem, już same w sobie
zachęcają do sięgnięcia po miesięcznik pisany przez Abnetta. Ilustruje go,
podobnie jak one-shot Brett Booth. Jego prace są bardzo szczegółowe i
ekspresywne. Booth miał też szansę zaprojektować nowe kostiumy dla bohaterów -
ich wygląd jest zdecydowanie na plus.
Kto powinien
sięgnąć po TITANS HUNT? Wszyscy, którzy lubią DC. Nowicjusze będą mieli
pełniejszy obraz wydarzeń przy serii regularnej. Z kolei starzy fani będą
wniebowzięci widząc elementy, których brakowało im w New 52. TITANS HUNT i
późniejsza seria TITANS to nie są w żadnej mierze wybitne pozycje. Mają za to
pełnowymiarowe postacie, które polubicie od pierwszych stron i będziecie im
kibicować, widząc dynamizm ich wzajemnych relacji. TITANS HUNT było dla mnie
jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi - dużo wspominania przeszłości i
cholernie sympatyczna atmosfera.
Ocena: 5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów TITANS
HUNT #1-#8, JUSTICE LEAGUE #51 i TITANS: REBIRTH #1.
TITANS HUNT, DC UNIVERSE REBIRTH #1 oraz serie TITANS
do kupienia w ATOM
Comics, polecam.
Damian "Damex " Maksymowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz