niedziela, 25 września 2016

TITANS HUNT


Wyczekiwałem tego wydania zbiorczego i oto jest. Trejd opatrzono banerem "ROAD TO DC REBIRTH" i rzeczywiście, komiks pełni instrumentalną rolę w głównej intrydze odrodzonego uniwersum DC. Lecz przede wszystkim, jest to prolog do serii TITANS, tego samego scenarzysty.

Na początku, chciałem powiedzieć o nawiązaniach, a tych w komiksie jest niemało. Sama okładka to wariacja na temat tej z JUSTICE LEAGUE OF AMERICA #100 (1972). Z resztą nie pierwsza - vide BATMAN #291 (1977). Drobna uwaga: nie oczekujcie, że któryś z żałobników z okładki TITANS HUNT pojawi się wewnątrz w tytułowej opowieści.

Kolejny odnośnik do historii to tytuł. Na początku lat 90-tych, Marv Wolfman stworzył NEW TITANS: TITANS HUNT. Tamta opowieść zaginęła w mrokach dziejów, a szkoda bo to kawał naprawdę fajnego komiksu. Reliktem przeszłości w TITANS HUNT jest również złoczyńca. Mr. Twister w mniej demonicznej wersji pochodzi z kart THE BRAVE AND THE BOLD #54. Zeszyt ten jest o tyle kluczowy, że Twistera pokonali połączonymi siłami Robin, Kid Flash i Aqualad. Właśnie ta wspólna przygoda dała początek Teen Titans. Inni złoczyńcy, którzy przewijają się w TITANS HUNT również mają na karku kilka dekad. Mammoth zadebiutował w NEW TEEN TITANS na początku lat 80-tych, a pozostali pochodzą z pierwszych numerów serii TEEN TITANS z lat 60-tych (dziękuje ci dc.wikia.com)! Dużo do kochania dla wielbicieli Tytanów, prawda?

Ja nigdy nie zaliczałem się do ich grona, ale zawsze doceniałem aspekt relacji i przyjaźni, stanowiących fundamenty tej drużyny. Brakowało tego w całym New 52, a TITANS HUNT jest zwiastunem powrotu optymizmu i radości z bycia fanem DC.

Scenarzysta mini serii Dan Abnett to właściwy człowiek do tego zadania, a TITANS HUNT było jego poligonem doświadczalnym przed regularną serią TITANS. Momentami widać, że szukał jeszcze właściwej nuty, ale nie zmniejsza to znacząco frajdy, która płynie z lektury.

Abnett (obecnie także scenarzysta AQUAMANA) nie jest nowicjuszem w DC. Nie nazwałabym jednak żadnego jego wcześniejszego komiksu świetnym. Z górnej półki byłby tylko jeden: LEGION LOST. Komiks napisał wspólnie duet DnA - takim skrótem zwykło się określać kolaborację Abnetta ze scenarzystą Andym Lanningem. Panowie pokazali, że pisanie serii drużynowych to zdecydowanie ich działka. Koronnym przykładem tego stwierdzenia jest ich run w marvelowskim GUARDIANS OF THE GALAXY. Sam Abnett na szczęście też czuje charaktery pisanych przez siebie herosów i potrafi wzbudzić u odbiorcy sympatię do poszczególnych postaci. 

Czas na kilka słów o fabule tytułowej - liczącej 8 numerów - mini serii zwartej w recenzowanym zbiorze. Będzie bardzo skrótowo, bo nie chcę Wam zdradzić niczego, co mogłoby umniejszyć zapowiadany przez mnie fun. Sprawa ma się następująco: w New 52 była tylko jedna generacja Nastoletnich Tytanów (ta z tragicznej serii TEEN TITANS Scotta Lobdella). Okazuje się, że nie jest to do końca prawdą. Wcześniej byli jeszcze inni Tytani, ale oni sami, jak i cały świat o tym zapomniał. Na początku historii w TITANS HUNT, Donna Tory, Dick Grayson, Roy Harper, Garth i inni zaczynają mieć przebłyski pamięci z przeszłości, która nie powinna istnieć. Mr. Twister chce by zapomniani Tytani znów się zebrali, co umożliwi mu powrót do tego świata i realizację jego mrocznych celów.

Nie wchodząc w szczegóły, jest old-schoolowo (momentami nawet bardzo) i intrygująco, a finał pozostawił szeroko otwartą furtkę. Czytelnicy, którzy liczyli na zamkniętą historię, mogą poczuć się zawiedzeni. Zakładam jednak, że jeśli komiks się Wam spodoba, to sięgnięcie też po TITANS, gdzie z czasem – mam nadzieję – wszystko stanie się jasne.

Główną historię w omawianym wydaniu zbiorczym zilustrowali Paulo Siqueira i Stephen Segovia. Rysunki są poprawne, a kreski obydwu rysowników nie wyróżniają się niczym pośród rzeszy innych amerykańskich artystów. Między ich stylami nie ma drastycznych różnic, a co za tym idzie warstwa wizualna wygląda dość jednorodnie. Co najważniejsze, nie widać różnic anatomicznych w numerach rysowanych przez każdego z nich. Mam jedynie problem z twarzami. Zdarzało się, że na niektórych planszach lekko raziła ich gładkość, brak rysów (zwłaszcza Graysona), co "upośledzało" ich mimikę. Graficznie, najlepiej wypadają mroczniejsze sceny z udziałem Twistera.

Sentyment dla drużynowych komiksów, gdzie bohaterowie to nie wyłącznie towarzysze broni a rodzina, wystarcza by sięgnąć po mini serię. A to nie wszystko, bo w tomie znajdziemy jeszcze 2 inne zeszyty, alternatywne okładki i galerię zza kulis.

JUSTICE LEAGUE #51 to jednoczęściowa historia, której akcję osadzono 5 lat temu. Fabuła jest chaotyczna, ale Abnett znów wycisnął ile się dało z relacji pomiędzy bohaterami i okrasił dialogi dobrze wyważoną ilością humoru. W tym numerze, Batman bierze ze sobą Robina (Dicka Graysona) na wspólną akcję z Ligą. Jego interakcje z kolejnymi pierwszoligowymi herosami pokazują, że Abnett powinien zostać w DC na długo i może zająć się też pisaniem przygód Justice League. Finałowa rozmowa Batmana z jego młodym partnerem jest po prostu świetna. Wydarzenia przedstawione w zeszycie wiążą się w jakimś stopniu z Tytanami. W jakim, tego wciąż nie wiemy. Historyjkę narysował Paul Pelletier, którego kojarzę przede wszystkim z jego prac w AQUAMANIE. Ten utalentowany twórca najlepiej sprawdza się w scenach batalistycznych, gdzie może popisać się rozrysowaniem choreografii postaci. W JL #51, miał ku temu niejedną okazję.

W ramach bonusu dostajemy jeszcze część plansz z TITANS HUNT w formie szczegółowych szkiców. Są one o tyle wyjątkowe, że innym kolorem wrysowany jest w nie brakujący Tytan - ten, o którym wszyscy zapomnieli. Ów ulubieniec fanów powrócił w głośnym one-shocie DC UNIVERSE REBIRTH #1 i jest już członkiem drużyny w obecnym TITANS. Trudno mi sobie wyobrazić, byście jeszcze nie słyszeli o kogo chodzi, zamierzam jednak konsekwentnie unikać spoilerowania. Hype wokół mini serii podkręcały słowne nawiązania do przydomku tego bohatera. Gdy czytałem komiks ponownie, przygotowując się do recenzji, dziwiłem się, że można było mieć choćby cień wątpliwości, co do tożsamości brakującego Tytana.

Zjednoczenie tego bohatera z resztą Tytanów przedstawiono w one-shocie TITANS: REBIRTH #1. O dziwo, on również trafił do wydania zbiorczego TITANS HUNT. Umieszczenie go tu zdecydowanie sprawdza się jako wabik na nowych czytelników. Logicznym wydaje mi się, że powinien on zostać potem powielony w 1 tomie TITANS. Tak, czy siak, zeszyt jest świetny. Abnett serwuje nam nostalgiczny i pełen pozytywnej energii komiks. Nie mogłem się nie uśmiechnąć, gdy ten zapomniany heros przypomniał o sobie swoim przyjaciołom. Retrospekcje z ich wspólnym udziałem, już same w sobie zachęcają do sięgnięcia po miesięcznik pisany przez Abnetta. Ilustruje go, podobnie jak one-shot Brett Booth. Jego prace są bardzo szczegółowe i ekspresywne. Booth miał też szansę zaprojektować nowe kostiumy dla bohaterów - ich wygląd jest zdecydowanie na plus. 

Kto powinien sięgnąć po TITANS HUNT? Wszyscy, którzy lubią DC. Nowicjusze będą mieli pełniejszy obraz wydarzeń przy serii regularnej. Z kolei starzy fani będą wniebowzięci widząc elementy, których brakowało im w New 52. TITANS HUNT i późniejsza seria TITANS to nie są w żadnej mierze wybitne pozycje. Mają za to pełnowymiarowe postacie, które polubicie od pierwszych stron i będziecie im kibicować, widząc dynamizm ich wzajemnych relacji. TITANS HUNT było dla mnie jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi - dużo wspominania przeszłości i cholernie sympatyczna atmosfera.

Ocena: 5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów TITANS HUNT #1-#8, JUSTICE LEAGUE #51 i TITANS: REBIRTH #1.

TITANS HUNT, DC UNIVERSE REBIRTH #1 oraz serie TITANS do kupienia w ATOM Comics, polecam.

Damian "Damex " Maksymowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz