Pod koniec sierpnia do sklepów internetowych trafił trzeci tom przygód „nowej” BATGIRL. Oznacza to zatem, że wreszcie mogę
zrecenzować zeszyty, które przeczytałem już dobre kilka miesięcy temu. Robię to
z niemałą przyjemnością, bowiem Mindfields
to naprawdę solidny komiks.
Z pewnym żalem przyjąłem
informację, że wraz z rozpoczęciem REBIRTH zakończy się kadencja Camerona Stewarta i
Brendena Fletchera w serii o Batgirl. Mimo że ich run miał gorsze momenty, to i
tak będę go ciepło wspominał. Bez wątpienia był czymś świeżym i oryginalnym. A
że nie każdy znalazł w nim coś dla siebie? Cóż, ciężko wskazać tytuł, który
sprostałby oczekiwaniom wszystkich czytelników.
Po wydarzeniach z raczej
przeciętnego Family Business, Barbara
podjęła decyzję, żeby przyjąć Frankie pod swoje skrzydła. Od teraz najlepsza
przyjaciółka miała służyć jej pomocą w kwestiach technicznych – być dla niej
tym, kim ona sama jako Oracle była dla całego grona innych herosów. Duet ledwo
zaczyna współpracę i już pojawia się przed nim pierwsze większe wyzwanie.
Tajemniczy mężczyzna informuje Batgirl, że ich wspólna znajoma – Stephanie Brown,
a.k.a. Spoiler wpadła w tarapaty. Dziewczyna znalazła się na celowniku mafijnej
rodziny Hasigawa i potrzebuje pomocy. Konkretnie kogoś, kto zapewni jej kryjówkę
i przede wszystkim bezpieczeństwo.
Dodatkowo główna bohaterka dość
szybko odkrywa, że policja w Gotham nie działa tak jak powinna (a to
zaskoczenie…). Przy pomocy wiszącej jej przysługę Steph oraz kolejnej z
młodocianych mścicielek, niejakiej Bluebird (która zadebiutowała cztery lata
temu w BATMANIE) postanawia zbadać tę sprawę od środka. Jeśli dodać do tego, że
od jakiegoś czasu dręczą ją koszmary, to śmiało można dojść do wniosku, że tym
razem na głowę Batgirl spadło naprawdę sporo.
Jak zwykle dużą rolę w tej serii odgrywają
także wątki obyczajowe. Barbara, w czasie kiedy nie skacze w masce po dachach,
stara się prowadzić w miarę zwyczajne życie. Robi zatem rzeczy typowe dla osób
w jej wieku - chodzi do knajp, spotyka się z chłopakiem (czyli Lukiem Foxem) i przyjaciółmi
(chociażby z Diną, która po krótkiej nieobecności powraca do dzielnicy Burnside)
oraz odnawia stare znajomości (nieduży wątek z kolegą z dzieciństwa, Gregiem).
Im bardziej zagłębiamy się w
fabułę, tym większą rolę zaczynają odgrywać w niej wspomniane sny Barbary. Koszmary
mieszają się z rzeczywistością, a coraz więcej wskazuje na to, że protagonistka
padła ofiarą czyichś manipulacji. Mindfields
swoją konstrukcją mocno przypomina pierwszy tom napisany przez Stewarta i
Fletchera. Podobnie jak w The Batgirl of
Burnside początkowo mamy do czynienia z radosną, beztroską historią i dopiero
z czasem wychodzi na jaw, że komiks ma do zaoferowania coś jeszcze – prawdziwie
niepokojące i trzymające w napięciu zakończenie.
Finał (mam tu na myśli numer #50)
jest niezwykle intensywny i przy tym naszpikowany zaskakującymi zwrotami akcji. Scenarzyści korzystają z nich w
bardzo inteligentny sposób, wręcz bawiąc się z czytelnikiem. Trzeci tom BATGIRL
to dowód na to, że najpierw trzeba zadbać o postacie, a w drugiej kolejności
zrzucać na nie coraz to trudniejszych przeciwników. Gdybym nie polubił
wcześniej Barbary, nie zżył się z nią, to w pięćdziesiątym zeszycie serii
zapewne w ogóle nie dostrzegłbym jej dramatu i nie docenił poświęcenia, na
które z braku innych możliwości musi się zdecydować. Oj, będzie mi brakować Batgirl
w wydaniu Stewarta i Fletchera. Jestem przekonany, że ci twórcy przygotowaliby dla czytelników
jeszcze niejedną, dobrą historię.
Dwa ostatnie zeszyty, pomimo że
kontynuują jeden niezbyt interesujący wątek z poprzedniego tomu, to w dużej
mierze służą głównie ładnemu pożegnaniu się z bohaterami. Autorzy mają nie lada
wyczucie – pisane przez nich Babs, Frankie czy też Steph faktycznie zachowują
się adekwatnie do swojego wieku. Brzmią jak młodzi ludzie i mają problemy jak
młodzi ludzie. To że wyznają inne wartości niż np. wiecznie posępny Batman, nie
oznacza od razu, że nie zasługują na uwagę. Są odrobinę naiwne i ekspresyjne,
ale na pewno nie infantylne.
Równie bardzo, co za
scenariuszami Stewarta i Fletchera będę tęsknił za prześlicznymi rysunkami Tarr.
Jej kreska od początku stanowiła mocny punkt tego runu. Szkoda więc, że jak na
razie DC Comics nie znalazło dla niej żadnego nowego zajęcia. Oby ten stan rzecz nie
trwał zbyt długo, bo chętnie poczytałbym jakiś młodzieżowy, ilustrowany przez
nią tytuł. Do takiej stylistyki Tarr zdaje się pasować jak mało kto.
Hope Larson trafiła na idealny
moment, żeby przejąć serię o Batgirl. Ekipa odpowiedzialna za trzy
ostatnie tomy umiejętnie pozamykała wszystkie wątki, czym dała swojej
następczyni możliwość startu z czystą kartą. Larson pozostaje życzyć powodzenia. Efekty jej pracy ocenimy już niedługo. 4,5/6
W skład tomu wchodzą zeszyty BATGIRL od numeru 46 do 52.
Do kupienia w Atom Comics
Kolegi z dzieciństwa Grega, hehehe. Pozdro dla kumatych.
OdpowiedzUsuń