piątek, 16 września 2016

JONAH HEX TOM 2: MŚCICIEL

Western to gatunek, który nauczyłem się doceniać z czasem. Z pozoru może wydać się, że tworzenie tego typu historii, to pójście na łatwiznę. W końcu wszyscy wiemy jakie elementy muszą znaleźć się w opowieści o czasach, gdy na Dzikim Zachodzie mogli przetrwać tylko ci najsilniejsi. Jednakże właśnie w tej przewidywalności tkwi ich siła. Twórcy muszą bowiem nagimnastykować się, aby w ramach tej skostniałej konwencji stworzyć dzieło, które zaskoczy nawet najstarszych wyjadaczy. Powie coś nowego, korzystając z wytartych i mocno zużytych fabularnych klocków. Im bardziej zaś scenarzyści zmuszeni są do wysilenia swojej mózgownicy, tym lepiej dla nas — czytelników. JONAH HEX Jimmy’ego Palmottiego oraz Justina Graya to zaś idealny komiks ilustrujący przedstawioną przeze mnie tezę.



MŚCICIEL to już drugi tom tej serii, który oryginalnie wychodziła w USA w latach 2006-2011. Tak jak poprzedni składa się z niepowiązanych z sobą historii, które łączy jedynie postać Jonaha Hexa. To do niego od nosi się też polski tytuł tego albumu. W przedstawionych historiach często odgrywa on rolę mściciela bądź pomaga się mścić tym, którzy normalnie nie mogliby sobie na to pozwolić.

Świetnie ukazują to trzy historie, które najbardziej zapadły mi w pamięć po lekturze opisywanego komiksu. W NIGDY NIE KUŚ LOSU pomaga on grupie niemieckich osadników w ich misji ukarania winnych pewnej przeraźliwej zbrodni. Jako człowiek obcy, pochodzący z innych stron potrafi przyjrzeć się sprawie dokładniej, z obu stron i odkryć przerażającą prawdę. Udaje mu się powstrzymać też zadymę, która o mało, co nie doprowadziła do rzezi niewinnych. Dzięki drobnemu zwrotowi akcji autorom naprawdę udaje się zaskoczyć czytelnika. Może nie mówimy tu o prawdziwym opadzie szczęki, ale mimo wszystko jest to interesujące spojrzenie na sytuację znaną z wielu filmów czy książek.

KŁY ALIGATORA to zaś opowieść wykorzystująca do bólu oklepany motyw rodziny białej hołoty mieszkającej na bagnach i mordującej dla zabawy. Jest ona jednak o tyle ciekawa, że ukazuje naszego bohatera od innej strony. Możemy zobaczyć, że jego motywacje nie kończą się na pieniądzach, a jest on nawet zdolny do współczucia innym.

Tematem głównym EGZORCYZMÓW JONAHA HEXA, czyli najlepszej historii w całym tomie są wewnętrzne demony trapiące naszego rewolwerowca. Jak każdy moralnie dwuznaczny bohater westernu był on świadkiem wielu traumatycznych wydarzeń. Do części z nich doszło oczywiście z jego winy. Jedną z jego największych klęsk była zaś śmierć małej dziewczynki – Adeli. Po latach postanawia zmierzyć się z własnym poczuciem winy i pozwolić jej matce zemścić się na nim. Plan Hexa jest bardzo przewrotny, ale i też zaskakująco prosty. Dzięki temu jesteśmy w stanie bliżej przyjrzeć się tej fascynującej postaci, o której zbyt dużo nie wiemy. Dzięki tym kilkudziesięciu stronom ukazującym nam Jonaha w całkowicie nowym świetle o wiele łatwiej jest czytelnikowi się z nim utożsamić, a także zrozumieć jego zachowanie.

Za oprawę graficzną recenzowanego tomu odpowiadał cały zastęp rysowników. Tylko jedna historia została niestety zilustrowana przez Luke’a Rossa, którego kreska sprawia czasami wrażenie, że obcujemy bardziej z filmem niż komiksem. Ilustracje do EGZORCYZMÓW to dzieło Tony’ego DeZuniga i – w przeciwieństwie do tego, co napisał Radek w swojej recenzji OBLICZA PEŁNEGO GNIEWU – uważam, że spisał on się bardzo dobrze. Ich zamierzona niestaranność sprawia, że można poczuć się, jakby obcowało się z tytułem z trochę innej epoki.

Poza tym w albumie znajdą coś dla siebie także fani talentów Dylana Teague’a, Vala Semeikisa, Davida Michaela Becka, Paula Gulacy’ego oraz Phila Noto. Ogólnie wszyscy oni wpasowali się w klimat serii, ale jakoś szczególnie ich prace nie podbiły mojego serca. Szczególnie rozczarowany byłem Philem Noto, którego tytuły zwykle są warte uwagi głównie ze względu na jego zaangażowanie. Tym razem jednak jego rysunki mnie nie zachwyciły, a dobrana przez niego paleta kolorów wydaje się mi odrobinę za jasna jak na depresyjny ton przygód Jonaha Hexa.

MŚCICIEL to dobry komiks. Może nie jest to arcydzieło na miarę BLUEBERRY’EGO, ale jest to kawał dobrej lektury. Jeżeli chcielibyście przeczytać coś brutalnego, pełnego postaci o nie zawsze jednoznacznych motywacjach oraz dobrych dialogów spokojnie możecie sięgnąć po ten album. Szczególnie że nie musicie znać poprzedniego tomu, aby rozkoszować się jego lekturą. Dla mnie jest to takie mocne 8/10 w kategorii nieskomplikowanej rozrywki, która może jednak natchnąć do pewnych przemyśleń.

Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont.

Komiks do nabycia w sklepie ATOM COMICS.


Krzysztof Pielaszek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz