czwartek, 1 września 2016

THE OMEGA MEN: THE END IS HERE


Jako, że jestem wielkim miłośnikiem kosmicznego zakątka DCU, a także tych mniej znanych i mało popularnych postaci, nie mogłem przejść obojętnie obok serii OMEGA MEN, która zadebiutowała w ramach inicjatywy DC You. O ile cały ten mini restart wydawnictwa, który nazwano DC You okazał się w ogólnym rozrachunku sporą klapą, o tyle „wydał” on na świat kilka prawdziwych perełek, z czego nie wszystkie niestety zostały przyjęte z uznaniem przez czytelników. Cóż, takie mamy realia, że nawet słabiutko napisany komiks z Batmanem, czy Supermanem w tytule zawsze sprzedawać się będzie znacznie lepiej, od takich OMEGA MEN, gdzie każdy rozdział potrafi zaskoczyć i wbić w fotel, na długo zostawiając czytelnika w ciężkim szoku po tym, co właśnie miał przyjemność przeczytać. Jak łatwo się domyślić zamierzam polecić Wam zakup omawianej pozycji, gdyż jest to jedna z lepszych rzeczy, jakie ostatnimi czasy ukazały się pod szyldem DC Comics. 

Omega Men to grupa superbohaterów mniej znana statystycznemu czytelnikowi komiksów DC, której terenem operacyjnym jest jeden z najbardziej niechlubnych sektorów wszechświata, a konkretnie sektor Vega. Od pewnego czasu zespół ten był odstawiony na dalszy plan, a ostatnio widziano go w trakcie batalii ze Starro The Conqueror na łamach serii R.E.B.E.L.S. Tony’ego Bedarda. W roku 2015 pomysł na odświeżenie tematu Omega Men znalazł Tom King, czyli przedstawiciel nowej fali uzdolnionych scenarzystów, którzy bardzo szybko zyskali sobie uznanie w oczach fanów DC. Współtwórca cieszącej się uznaniem fanów serii GRAYSON bardzo szybko wyrobił sobie miano jednego z najlepszych aktualnie pracujących dla DC scenarzystów, co nie powinno dziwić, jeśli miało się styczność z jego debiutanckimi projektami dla tego wydawnictwa. Jego wersja Omega Men to dobry  przykład na to, jak szeroki wachlarz umiejętności pisarskich posiada ten artysta i w jak ciekawy, oryginalny oraz inteligentny sposób buduje on wszystkie swoje historie. Rysownik Barnaby Bagenda również spisał się rewelacyjnie, a częste dzielenie strony na dziewięć kadrów nie tylko skutecznie buduje klimat, ale też jest miłym nawiązaniem do starszych czasów.

W nowym składzie znaleźli się Tigorr, Primus, Kalista, Scrapps, Doc oraz Broot. Aby komiks zyskał zainteresowania większej rzeszy fanów, dołączono również do zespołu jednego z Zielonych Latarników – Kyle’a Raynera. Precyzyjnie mówiąc, to jest on od pewnego czasu Białym Latarnikiem, który ostatnio widziany był na kartach serii GL: THE NEW GUARDIANS, która zakończyła żywot wraz z 40 numerem. Rayner wpada w sam środek konfliktu, który od dawna ma miejsce i zbiera spore żniwo ofiar w systemie Vega. Kyle, który początkowo miał jak najlepsze intencje pokojowego zażegnania sporu, staje się ofiarą i zostaje siłą wcielony w szeregi Omega Men, która to grupa nie ma najlepszej reputacji i jest ścigana przez Cytadelę z jej wicekrólem na czele. Można powiedzieć, że staje się takim Omega Lanternem. Zwerbowanie Latarnika, który jak wiadomo wszystkim fanom Green Lantern, musiał na mocy wcześniejszej ugody oddać swój pierścień wkraczając do Vega, przypomina trochę Amandę Waller i jej praktyki odnośnie podporządkowywania sobie członków Suicide Squad. Początek komiksu przypomina trzęsienie ziemi, zaś z każdą kolejną stroną emocje zaczynają rosnąć.

OMEGA MEN Toma Kinga to brutalny, wzruszający, niezwykle emocjonalny i bogaty w dramatyczne zwroty sytuacji komiks, w którym nic nie jest podane czytelnikowi jak na tacy, i gdzie każdy może nagle zginąć. Na przykładzie głównych postaci tego dramatu można poznać nie tylko poszczególne planety i historię ich mieszkańców, ale również odkryć mroczne sekrety, jakie skrywają w sobie Primus i jego zróżnicowana pod każdym względem załoga rebeliantów. Widać także, jak duże znaczenie odgrywa w omawianym komiksie religia, co scenarzysta przez cały czas daje do zrozumienia. Dużą zaletą serii jest jej totalna nieprzewidywalność, ciekawe i zaskakujące zwroty akcji. Tak na prawdę nie sposób do końca przewidzieć, kto jaką rolę odgrywa w całej tej układance, oraz jakie motywy kierują daną postacią.

Omega Men to w żadnym wypadku nie jest inna wersja „grzecznej” Ligi Sprawiedliwości. Ich poczynania obfitują w dużą ilość krwi, poświęcenie, przebiegłość, kłamstwo, czy manipulacje. Ani przez chwilę nie wahają się poświęcić tysiące niewinnych osób, aby ocalić życie milionów, czy miliardów pozostałych istnień. W porównaniu jednak do poczynań Cytadeli, która stosuje korupcję, porwania, więzienie, tortury i nie waha się mordować w zamian za potrzebne informacje, Omega Men można określić rzeczywiście mianem tych dobrych. Kyle Rayner próbuje mimo wszystko znaleźć trzecie wyjście w tym okrutnym, mrocznym świecie, gdzie do wyboru jest tylko albo czarne, albo białe. Sympatyczny Latarnik musi sobie odpowiedź na pytanie, po której stronie należy stanąć, i czy w ogóle któraś z nich jest dobrym wyborem. Ingerencja Raynera miała wszystko zmienić, ale tak naprawdę nie zmieniła chyba niczego. Jest to przesłanie ze strony Toma Kinga mówiące o tym, że czasem nie warto wtrącać się w jakiś spór, nawet jeśli ma się jedynie dobre zamiary. Efekty takiego działania mogą przyjąć wręcz przeciwny skutek. Końcówka serii ponownie zaskakuje i pokazuje, że szczęśliwe zakończenie nigdy nie wchodziło w grę. Zawsze znajdzie się jakaś nowa wojna w miejsce poprzedniej, zawsze będą przegrani.

Nie obyło się bez pewnych perypetii, które na jakiś czas rozwścieczyło miłośników OMEGA MEN. Mało brakowało, a seria zamiast planowanych 12 numerów doczekałaby się jedynie ośmiu, gdyż sprzedaż tytułu nie osiągnęła progu, jakiego się spodziewano. Ponieważ jednak Dan DiDio obiecał wcześniej, że scenarzysta dostanie możliwość opowiedzenia kompletnej historii, a także za sprawą zdecydowanej interwencji sporej grupy fanów, seria szczęśliwie dobrnęła do końca. Scenarzysta dostał możliwość pokazania wszystkiego tego, co pierwotnie planował i widać teraz, że komiks jakościowo tylko na tym zyskał. Aż strach pomyśleć, że mogliśmy zostać pozbawieni 1/3 opowieści, w której każda odsłona była niezwykle istotna dla ogólnego kształtu. Ponieważ jednak nie można mieć wszystkiego, DC postanowiło anulować zapowiedziany jakiś czas temu przedruk pierwszych przygód Omega Men z początku lat 80-tych, na których wydanie strasznie się napaliłem. Może kiedyś nastaną lepsze czasy dla „kosmicznej” gałęzi komiksów DC i decyzja ta zostanie cofnięta.

Omega Men to bardzo kontrowersyjna pod względem zarówno składu, jak i metod postępowania ekipa z kosmicznego sektora. W połączeniu z pozbawionym swojego pierścienia i dołączonym wbrew własnej woli do składu Kylem Raynerem, tworzą oni mieszankę wybuchową, której nieprzewidywalne perypetie pod batutą Toma Kinga śledzi się z prawdziwą przyjemnością. Całość stanowi zamkniętą historię, co jest oczywiście dodatkowym atutem i sprawia, że opowieść ta jest uniwersalna, skierowana praktycznie do każdego. Zarówno tym komiksem, jak również pisanym dla Vertigo SHERIFF OF BABYLON, Tom King udowodnił, że zasłużył sobie na spory awans, jakim bez wątpienia było powierzenie mu pisania BATMANA w ramach DC Rebirth. Pozostaje życzyć sobie, aby jak najwięcej tak inteligentnych i ambitnych komiksów ukazywało się pod szyldem DC Comics.

Ocena: 5,5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów OMEGA MEN #1 – 12 oraz DC SNEAK PEEK: THE OMEGA MEN #1.

Przygody Kyle’a Raynera oraz nowych towarzyszy z systemu Vega, znajdziecie w ofercie sklepu ATOM Comics.

Dawid Scheibe

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz