niedziela, 5 lutego 2017

Serialownia #53

Rozrasta nam się ilość produkcji, o których piszemy na łamach "Serialowni". Do zestawu znanego już zeszłego tygodnia dołącza tym razem POWERLESS, którego pierwszy epizod mieliśmy okazję obejrzeć całkiem niedawno. Oczywiście zebraliśmy nasze opinie, które znajdziecie w rozwinięciu posta. Jak zwykle przestrzegamy przed pojawiającymi się spoilerami.
GOTHAM 3x14: The Gentle Art of Making Enemies
Tomek: Rewelacyjny odcinek. Tym razem oba wątki, czyli Jerome’a/Bruce’a oraz Pingwina/Nygmy były świetne. W tym pierwszym sporo było nawiązań do ZABÓJCZEGO ŻARTU  i POWROTU MROCZNEGO RYCERZA, ale na szczęście scenarzyści nie zadowolili się tym i oprócz nich, dali nam też ekscytującą akcję. Dodatkowo pokazał on jak dobrze wykorzystać postać Wayne’a zamiast skupiać się na jego burzliwych relacjach z Seliną. Natomiast siłą drugiego były cudne sceny rozmów między Oswaldem i Edem, które jak dla mnie były najlepszym fragmentem epizodu. Krótko mówiąc - bardzo udany półfinał sezonu.
Krzysiek T.: To jest niesamowite, że Bruce potrafi robić coś innego w tym serialu, niż maślane oczy do Seliny. Strasznie się obawiałem, że jego starcie z prawdopodobnie przyszłym Jokerem wyjdzie bardzo nienaturalnie i w sumie moment, w którym chucherko David Mazouz okłada Jerome'a wyszedł dość dziwnie. Na szczęście ta trwająca trzy sekundy scena była jedynym momentem, w którym miałem skrzywioną miną. Ilość komiksowych odwołań była rewelacyjna, prowadzenie fabuły również, chociaż oczywiście trudno było oczekiwać jakiegoś innego finału. Wątek Riddlera i Pingwina również niezwykle udany i tutaj przynajmniej wysilono się na finał, który nie był od samego początku tak oczywisty. Trudno jest mi nazwać ten odcinek "półfinałem", ale zdecydowanie będę czekać na wiosenny powrót GOTHAM do ramówki.
Piotrek: W Gotham dużym plusem jest to, że realne zagrożenie dla miasta/bohatera może pojawić się zawsze, nie tylko w finale. Dzięki temu dostajemy ważne wydarzenia też np. w połowie. Pomimo tego, że nie uznałbym tego odcinka za najlepszy, to jednak twórcy dokonali niemożliwego. Wątek Bruce'a nie nudził, nie denerwował, a nawet był ciekawy, widzimy skutki jego treningu, co dotychczas było "skrywane". No i podstawę dla Batmana. Swoją drogą powiązanie pochodzenia Batmana z Jokerem nie jest złym pomysłem. No ale nie może być idealnie, więc tym razem to wątek Pingwina, Riddlera, Barbary itd. był słaby. No i chyba nikt nie ma złudzeń co do tego, że Oswald nie zginął lub niedługo zostanie wskrzeszony.
SUPERGIRL 2x10: We Can Be Heroes
Krzysiek T.: Przyzwoity odcinek. Tylko tyle i aż tyle. Z jednej strony standardowo mieliśmy górę głupot. Cały wątek M'Gann był chyba tylko po to, byśmy nie zapomnieli i jej istnieniu. Smuci mnie wyraźny powrót do miłosnego pierdololo na gimnazjalnym poziomie, którego szczerze nienawidziłem w pierwszym sezonie. Tyle tylko, że tam obie strony zachowywały się jak głąby, tutaj na razie tylko Mon-El. Ale skoro już wywołałem Olsena do tablicy, to z kolei bardzo przypadło mi do gustu jego zwarcie z Supergirl. Trochę się obawiałem, że na końcu znów dostaniemy sielankowe sceny, ale odwleczono to w czasie minimum do kolejnego odcinka. Mały plus dla Livewire. To jej trzeci występ w tym serialu i pierwszy, po którym nie zgrzytałem zębami.
LUCIFER 2x13: A Good Day to Die
Krzysiek T.: Jeśli ktoś z oglądających jeszcze tego nie zauważył, to miał być finał drugiego sezonu, ale FOX zamówił sześć dodatkowych odcinków. I gdyby traktować epizod ten jako ostatni w tym sezonie, napisałbym, że jestem srogo zawiedziony. Kilka scen faktycznie dobrych: Amenadiel znajdujący swoje jądra i przypominający sobie jak to jest być twardzielem czy kolejne niezgodne z prawem działania Dana. Także i spora dawka humoru mogła się podobać. Reszta zaś? Przewidywalna, nudna, oklepana i nie nosząca absolutnie niczego, po czym człowiek wypatrywałby z niecierpliwością kolejnych odcinków. Strasznie zmarnowano potencjał, jaki dawał nam nieco dłuższy pobyt głównego bohatera w piekle. Pozostaje tylko nadzieja, że dodatkowe sześć epizodów ruszy fabułę do przodu w jakimkolwiek stopniu. Jak dotąd drugi sezon LUCIFERA głównie rozczarowuje, a ten odcinek to tego najlepszy przykład.
THE FLASH 3x11: Dead or Alive
Dawid: Główny wątek poszedł na chwilę w odstawkę, a zamiast tego akcja skupiła się w całości na kłopotach Wellsa. Udział Gypsy uważam za całkiem niezły, ale główna w tym zasługa Cisco, który znów sypie żartami, flirtuje z przeciwniczką i bez wahania staje w obronie nowego kumpla. Relacje Cisco z HR'em zostały zacieśnione i być może dzięki temu ten drugi będzie w kolejnych epizodach bardziej znośny do oglądania. Julian wyjątkowo dobrze wkomponował się w zespół dzięki swojemu chłodnemu spojrzeniu oraz realnej ocenie szans na zwycięstwo. Barry tym razem odgrywa mniejszą rolę, niż zazwyczaj, dzięki czemu oszczędzono nam klasycznych już scen, gdy bohater ten użala się nad sobą. Więcej minut dostaje tym razem Wally, który jak rzadko kiedy wyjątkowo nie irytował mnie swoim zachowaniem. W przeciwieństwie do Iris, której postawa w magazynie z bronią tylko pokazuje, jak słaba i wkurzająca jest to postać. Jak na FLASHA był to całkiem przyjemny odcinek.
LEGENDS OF TOMORROW 2x10: The Legion of Doom
Tomek: Oglądając poprzedni odcinek bardzo dobrze bawiłem się przy fragmentach z Merlynem i Darhkiem i pamiętam, że sobie pomyślałem, iż nie miałbym nic przeciwko całemu odcinkowi im poświęconemu. I oto moje życzenie bardzo szybko się spełniło. Zgodnie z przewidywaniami duet ten dostarczył mi kupę zabawy, głównie z powodu nieustannych docinków, których sobie nie żałowali. Do tego towarzyszący im Rip/Phil jeszcze tylko poprawiał sytuację. Jedyną słabszą stroną ich wątku był w całości komputerowy, i dzięki temu bardzo nieprzekonujący, Black Flash. Natomiast część poświęcona głównym bohaterom wypadła tak sobie, choć fajnie, że w końcu domyślili się tożsamości Thawne’a. Ogólnie jednak to kolejny bardzo udany epizod.
Krzysiek T.: Nie ukrywam, że nie wiem co sądzić o tym odcinku. O ile dobrze pamiętam, Eobard Thawne w Arrowverse był naukowcem i ja mam teraz uwierzyć, że nie wpadł na to, iż aby uniknąć Black Flasha (swoją drogą, niestety paskudnie wykonanego) wystarczy się nie ruszać. Tja... Także i większość scen z Legendami była grubo przesadzona, ponieważ siedząc w kółeczku i pijąc herbatę udało im się wydedukować wszystko to, co czego nie doszli przez ostatnich kilka odcinków. Zaś wątek Lily jakoś zupełnie nie porywał. Paradoksalnie, epizod uratowali Malcolm Merlyn i Damien Darhk. Sceny z ich udziałem były pełne momentów, w których po prostu nie dało się nie uśmiechnąć. Dla mnie jednak był to jeden ze słabszych epizodów w tym sezonie. Oby dalej było lepiej.
Dawid: Z jednej strony cieszy fakt, że odcinek ten dla odmiany pokazuje sytuację od strony głównych złoczyńców, z drugiej jednak ukazane zostało to w sposób średnio ciekawy. Duet Darhka z Merlynem prezentuje się tak słabo i przewidywalnie, że pozostaje jedynie śmiać się za każdym razem z ich głupich, mało logicznych zachowań i ciągłych zgrzytów. Reverse-Flash do tej pory był wyróżniającą się postacią w tym sezonie, ale tym razem skumulowało się trochę głupot z jego udziałem i przez to był to jego najsłabszy występ. Legendy były praktycznie bezrobotne, zaś kilka powodów do zadowolenia dostarczył tym razem Rip Hunter, który wyróżniał się na tle pozostałych. Odcinek z gatunku tych słabszych niestety.
Piotrek: Niespodziewane i ciekawie zrobione intro nastawiło mnie pozytywnie na ten odcinek. Choć po obejrzeniu stwierdzam, że obyłoby się i bez tego, by całość się podobała. Bardzo dobrym pomysłem było skoncentrowanie się na Legion of Doom (a właściwie 2/3 tej drużyny), do czego w sumie zobowiązuje tytuł. Wyjaśniono to, co nie podobało mi się ostatnio, tzn. dlaczego Merlyn i Darkh są potrzebni Reverse Flashowi. Przedstawienie Black Flasha również świetnie wyszło. Poza jednym wydarzeniem. Ja rozumiem, że CW nie ma jakichś wielkich funduszy na CGI, ale scena w której RF uderza Black Flasha, po czym ten leci do skarbca była tak źle zrobiona, że myślałem, że oglądam jakąś kiepską parodię. Relacje między złoczyńcami wypadły bardzo fajnie i czekam na więcej. Tym razem sceny Legend były raczej nudne, po czym skończyły się dramą. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego.
ARROW 5x11: Second Chances
Tomek: Odcinek był dość nierówny. Flashbacki były tym razem całkiem fajne. Nie tylko zawierały jedną z najfajniejszych scen akcji jakie pojawiły się w ostatnim czasie serialu, to jeszcze fabularnie wreszcie pchnęły Olivera w kierunku stania się postacią jaką poznaliśmy na początku 1 sezonu. Współczesna część epizodu niestety wypadła już gorzej. Przez większość czasu była bardzo nijaka, ale gdy wydawało mi się że jeszcze bardziej się pogrąży – czyli w momencie gdy dosłownie w parę sekund po tym jak samemu zabił kilku ludzi Queen zaczął przekonywać przyszłą Black Canary by nie zabijała, scenarzyści mnie zaskoczyli i jego przemowa odniosła skutek zupełnie przeciwny do zamierzonego. Całkiem nieźle zostało też moim zdaniem wyjaśnione czemu zdecydowała się ona ostatecznie na dołączenie do Team Arrow. Przesadą jednak był fakt, że nie tylko jej moc działa tak samo jak urządzenie, z którego korzystała poprzednia Canary, to jeszcze ma tak samo na imię. Miejmy nadzieję, że to już ostateczna wersja tej postaci, bo w przeciwnym wypadku scenarzyści będą musieli ostro kombinować.
Krzysiek T.: Ten odcinek pokazał mi jedną, dość istotną rzecz. John Diggle zupełnie nie jest już potrzebny w Team Arrow. Serio, zupełnie nie brakuje mi wujka dobrej rady, a jego wątek tylko przez moment był fajny. Rozwiązano go w sposób idiotyczny, chociaż nie mam żadnej wątpliwości, że to jeszcze nie koniec i generała jakmutam jeszcze zobaczymy. Nowa Canary to postać z charakterem, robi lepsze wrażenie od Laurel i zapowiada się, że początkowo będziemy mieli między nią i Oliverem takie same starcia jak na początku sezonu z Wild Dogiem. No ale skoro nazywa się ona Dinah Drake, wyczuwam finał wątku w łóżku (tak przy okazji, gdzie się zgubiła pani dziennikarka?). Swoją drogą to też głupota, że Felicity włamuje się wszędzie i bez problemów, a jakoś nie doszukała się informacji o tym, że nowa bohaterka nie nazywa się tak, jak się nazywa. Zaś praktycznie cała scena na dachu wieżowca była po prostu słaba. Wyjątek to finał. Strasznie zawiódł mnie ten odcinek.
POWERLESS 1x01: Wayne or Loose
Tomek: Na razie bez szału. Jednak mimo to parę razy się uśmiechnąłem, więc przynajmniej nie jest tragicznie. Poza tym seriale komediowe zazwyczaj potrzebują paru odcinków zanim się rozkręcą. Najsłabszym punktem jest niestety główna bohaterka. Grająca ją Vanessa Hudgens wypada bardzo blado na tle reszty obsady, bo są oni na tyle dobrymi komikami, że nawet niespecjalnie udane teksty czasem udaje im się sprzedać. Mam też nadzieję, że stosunkowa duża ilość efektów specjalnych była jedynie po to by pokazać jak wygląda życie w Charm City i w przyszłości już z nich zrezygnują, bowiem nawet jak na serial wyglądały one bardzo tandetnie.  Za to czymś co mi się zdecydowanie podobało jest rewelacyjna czołówka. Generalnie póki co dam serialowi jeszcze kilka epizodów mając nadzieję, że złapie wiatr w żagle.
Krzysiek T.: Odetchnąłem z ulgą w momencie, gdy okazało się, iż serial nie będzie mieć puszczanego śmiechu w taśmy. Plusem odcinka na pewno były nawiązania do uniwersum DC, a za krótki udział Starro wycałowałbym scenarzystów. Problemem jednak było dla mnie to, że POWERLESS ani razu mnie nie rozśmieszyło. Wszystkie sceny, które mogły to zrobić, pokazano w trailerach i przez to nie miały już odpowiedniego efektu. Skoro już o tym mowa. Efekty specjalne były daremne. Chociaż to zbyt mało powiedziane - były tragiczne. Nie skreślam jednak POWERLESS, ponieważ tak naprawdę nie umiem sobie przypomnieć żadnego sitcomu, który zachwyciłby mnie już w dniu premiery. Mój najukochańszy serial tego typu, a więc "Świat Według Bundych" miał bardzo słabe początki, zaś premierę takiego "Big Bang Theory" musiałem oglądać w dwóch podejściach, bo mnie nudził. Oby zatem i ten serial nieco rozwinął skrzydła w kolejnych epizodach. Obsada jest rewelacyjna, potencjał także całkiem spory. Trzymam kciuki.
Piotrek: Gdybym musiał podsumować to jednym zdaniem to powiedziałbym: Komedia, która nie śmieszy. Nie powiedziałbym za to, że mi się nie podobało. Na pewno dużym atutem jest wykorzystywanie najróżniejszych postaci z DC. Jest np. Crimson Fox, której wiele osób nie zna, ale Starro to już wyższa liga. No i przy okazji była to jedna z dwóch zabawnych scen w odcinku. Drugą była ta schwytaniem Jokera (oczywiście z workiem na głowie). No ale może będzie śmieszniej w przyszłości. Serial mocno zmienił się od pierwszych zapowiedzi, pewnie nie dowiemy się jak dokładnie miał wyglądać, ale zmiana postaci Alana Tudyka z jakiegoś normalnego szefa, na kuzyna Bruce'a Wayne'a była dobrym pomysłem, bo nieźle się to sprawdziło. O ile z aktorstwem nie mam problemu, wszyscy przynajmniej znośnie odgrywają postacie, to główna bohaterka jest denerwująca i słabo zagrana. Chęć kontynuowania oglądania mam dzięki drugiej połowie odcinka, bo wtedy zrobił się znacznie lepszy.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x07: Zombie King
Tomek: Niestety jeden ze słabszych odcinków. Wprawdzie cieszy, że swoje 5 minut dostał tu Swamp Thing, w dodatku mówiący głosem Marka Hamilla. Całości jednak niestety zdecydowanie brakowało humoru i przez większość czasu oglądamy jedynie jak Swampy lub Batman okładają piąchami zombiaki. W dodatku na końcu okazuje się, że Justice League była w tym odcinku zbędna, bo i tak Swamp Thing rozwiązał problem samemu, a reszta bohaterów jedynie marnowała czas widzów.
Krzysiek T.: Zgadzam się z Tomkiem jeśli chodzi o finał epizodu, który był z jednej stronie dość niespodziewany, a z drugiej zaś słaby. Pokazano trochę zajebistości Batmana, pojawiła się Zatanna, a koniec końców i tak wszystko pozamiatał Swamp Thing. Jakoś tak bez polotu to wszystko wyszło, jak dotąd pierwszy raz. Oby kolejne odcinki powróciły już na właściwe tory. Aczkolwiek niektóre twarze zombiaków wyglądało zabawnie.
TEEN TITANS: GO! 4x10:  The Inner Beauty of a Cactus
Krzysiek T.: To trzeci odcinek tego serialu, jaki kiedykolwiek widziałem i zarazem trzeci, przy którym dobrze się bawiłem. Podoba mi się absurdalność niektórych wątków i lekkość, z jaką twórcy ją wprowadzają. Kolejny raz najlepsza była moim zdaniem scena z Robinem i jego udawanym wyznaniem miłości do kaktusa. Muszę chyba zacząć mocniej przyglądać się temu, dlaczego produkcja jest tak powszechnie krytykowana, bo jak dotąd zupełnie się z tym nie zgadzam.

Obrazki pochodzą ze strony: Comicbook.com

2 komentarze:

  1. mi tam podoba się nowa kandydatka na BC dobrze dobrali aktorkę nawet podobna do Laurel wyjaśnienie też skąd się jej moc wzięła nie przekombinowane i chyba bije się lepiej niż poprzedniczka fajnie że nazywa się jak oryginalna BC z złotej ery podobnie jak origin tyle że tam (l40)nie przyjeli jej do akademii a tu jest policjantką już doświadczoną co do imienia to akurat jest najmniejszy problem to jest dostatecznie duży kraj by kilkaset dinah drake po nim biegało :)
    flash gypsy mi się podobała zwłaszcza jak się w try miga z naszymi flashami uporała ;p wada fakt że cisco sobie z nią poradził kolejny raz wola scenarzystów nad logiką wygrała (no serio najlepsza łowczyni ziemi 39 bardziej od niego doświadczona i w używaniu mocy i w kopaniu tyłków powinien przegrać jak nic )

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj, Powerless to jakaś tragedia. Moje uczucia po obejrzeniu odcinka najlepiej określa sam tytuł...

    OdpowiedzUsuń