Dzisiaj wracamy do świata
Barry'ego Allena, którego przygody od początku Rebirth wymyśla Joshua
Williamson. Nie jest zbyt częstym dzisiaj zjawiskiem, kiedy to jeden
scenarzysta pisze jakąś serię nieprzerwanie przez 50 zeszytów, a zatem jakby
nie patrzeć FLASH odnotował już jakiś mały sukces. I choć poziom
przedstawianych na jego łamach historii nie był do tej pory rewelacyjny, często
ledwie zadowalający, to jednak duża grupa czytelników nadal śledzi to, co
przygotował dla nich Williamson. A ten postanowił w oryginalny sposób uczcić
jubileuszowy numer, sięgając po dobrze znanego złoczyńcę i generując konflikt
pomiędzy dwójką głównych bohaterów. W rezultacie otrzymujemy jeden z lepszych
jak do tej pory rozdziałów w telenoweli z udziałem flash-family, pełen dramatów, trudnych decyzji i zaskakujących zwrotów
akcji.
Ósme wydanie zbiorcze, to
podobnie jak dwa poprzednie, domykanie zainicjowanych wcześniej wątków.
Mieliśmy już rozstrzygnięcie problemów dotyczących zakładu Iron Heights, czy
też organizacji Czarna Dziura, czas zatem na domknięcie wątku Wally'ego Westa,
który powrócił do DCU na kartach DC UNIVERSE REBIRTH. Od dłuższego czasu
wszystko zmierzało do tego przełomowego w całej serii, sygnalizowanego
stopniowo przez Williamsona momentu. To właśnie rudowłosy Flash jest główną
postacią, wokół której toczy się intryga zaplanowana przez Zooma, a cała
historia jest między innymi "obróbką", zranieniem Westa na tyle, aby
był on idealnym materiałem na pacjenta w evencie szykowanym przez Toma Kinga. I
to się z pewnością twórcom udało w stu procentach.
Długo niewidziany Hunter
Zolomon już nie chce za wszelką cenę naprowadzić Flasha/Flashów na właściwą
drogę, czyniąc go takim bohaterem, jakim według złoczyńcy być powinien. Zoom obiera
inną strategię, biorąc zdecydowanie sprawy w swoje ręce i doprowadzając do zgrzytu
na linii Barry - Wally. Ukazany jako zręczny mistrz manipulacji, niczym władca
marionetek pociąga za sznurki i ustawia ich po obu stronach ringu, osiągając
zamierzony cel poprzez granie na emocjach Wally'ego. Świat tego ostatniego
zostaje bardzo mocno wstrząśnięty, a psychika i uczucia wystawione na
najcięższą próbę. Złamanie Wally'ego nie jest jakimś trudnym zadaniem, kiedy
uderzy się w jego najczulszy punkt, a w dodatku bohater ten zmaga się z
niszczonym przez ataki bólu i różne wizje układem nerwowym. Wszystko to ma
związek z zawirowaniami dotykającymi strumienia czasu i częściowym
odzyskiwaniem utraconych wspomnień.
Nie pierwszy raz mamy do
czynienia z bohaterem, który daje się omamić złudnymi nadziejami, a przez to zaślepiony
przekracza granice, jakich wcześniej by nie przekroczył. Podczas szalonego
wyścigu priorytetem staje się własne dobro, a wszystko inne przestaje mieć
znaczenie. Negatywne konsekwencje wyczynów Flashów odczuwalne są na całej kuli
ziemskiej, a finał tego pojedynku zdecydowanie nie jest tym, na co obaj
liczyli. Wally West ze względu na swoją postawę i zachowanie szybko staje się irytujący,
kompletnie nie przypominając tak lubianego przez fanów dawnego Flasha, ale to
chyba celowy zabieg twórców, aby rzucić go na dno i tym samym skierować później
do Sanktuarium.
Barry próbuje najpierw
zwyciężyć w przepychance słownej na argumenty (dialogi są całkiem udane, ale trzeba
uczciwie przyznać, że ilość tekstu jest momentami dosyć przytłaczająca), a
później w fizycznym starciu, ale na obu polach ponosi porażkę. Chce nie tylko
zapobiec zniszczeniu speed force, zależy mu również na utrzymaniu w jednym
kawałku rodziny. Tutaj jednak nikt z naszych ulubieńców nie wychodzi jako
zwycięzca, a reperkusje porażki okazują się poważne.
Jak to w komiksach z udziałem
Flasha bywa, mamy do czynienia z dużą ilością efektownej akcji, a i biegania na
najwyższych obrotach nie mogło zabraknąć. Jest też sporo zamieszania związanego
ze skakaniem w czasie i logiką pewnych związanych z tym czynów, albo brakiem
tej logiki, co również mnie w pewnym momencie zaczęło przyprawiać o pewien ból głowy.
Są też gościnne występy różnych postaci z teraźniejszości oraz przyszłości, ale
w większości przypadków nic one nie wnoszą do całej opowieści. Opowieści, która
jak wspominałem przed chwilą, napędzana jest przede wszystkim dramatem
starszego Wally'ego, zdominowana przez ból, krzyk, łzy oraz fałszywą obietnicę
odzyskania utraconej cząstki samego siebie. Pojedynek dobry kontra zły to tym
razem jedynie taki trochę drugoplanowy dodatek, ale dosyć widowiskowy i raczej
satysfakcjonujący, jeśli chodzi o sam przebieg.
Szata graficzna jest tym razem
przyjemnym wyjątkiem od reguły, gdyż wszystkie cztery części głównej historii
zilustrował jeden artysta. Jeśli są wśród Was miłośnicy nietypowej, ale jakże
charakterystycznej i dosyć szczegółowej kreski Howarda Portera, to ten komiks
wizualnie nie powinien zawieść. Zwłaszcza ciekawie, zresztą jak zwykle w
przypadku tego rysownika, prezentują się dynamiczne sceny, w tym oczywiście te
związane z szybkim bieganiem. Jeden z prologów oraz epilog wykonał inny z
weteranów, jeśli chodzi o tworzenie przygód Flasha - Scott Kolins. Również
stanął na wysokości zadania, chociaż te bodajże dwa kadry, na których występuje
gościnnie Batman wyszły mu jakoś nienaturalnie. Ogólnie jednak rzadko zdarza
się, aby cały tom FLASHA podobał mi się pod kątem ilustracji, a tutaj właśnie
taka sytuacja ma miejsce.
FLASH WAR to efektowna,
niezwykle emocjonalna, poruszająca oraz nawiązująca w wielu miejscach do
dotychczasowej, wieloletniej komiksowej historii Szkarłatnego Sprintera
opowieść. Najbardziej obrywa tutaj oczywiście Wally West, przez co jedynym
ratunkiem jest dla niego dobrowolna terapia w przeznaczonym dla superbohaterów Sanktuarium.
O słuszności tej decyzji można się przekonać czytając HEROES IN CRISIS. Także
pozostali uczestnicy wychodzą z tego starcia w różnym stopniu zranieni
psychicznie (i jak widać nie każdy może sobie z tym poradzić) przez co można
użyć banalnego i oklepanego sformułowania, że nic nie będzie już takie, jak do
tej pory. Zoom zainicjował łańcuch wydarzeń, które wpłyną mocno na dalsze losy
Barry'ego Allena i skierują jego przygody w zupełnie innym kierunku, niż do tej
pory. Można powiedzieć, że ten tom kończy długi, trwający od początku
Odrodzenia etap, a jednocześnie zapowiada problemy innego kalibru, z którymi
przyjdzie się teraz zmierzyć Flashowi. Ostatnie strony generują sporo pytań i u
niejednej osoby wzbudzają ciekawość, ale na wyjaśnienie tych dwóch kwestii
przyjdzie nam jeszcze sporo poczekać. Jest to historia niepozbawiona wad, ale
dosyć ważna i trzymająca w napięciu, dając dużo frajdy podczas czytania, co w
przypadku tej serii nie jest rzeczą oczywistą.
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów THE FLASH #46 - 51 i THE
FLASH ANNUAL #1.
Omawiany komiks znajdziecie na ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz