Pewnie już to nieraz pisałem, ale
jestem zmęczony głównym uniwersum DC. Tak zwyczajnie, po prostu. Nie mam już w
sobie najmniejszych chęci do tego, by śledzić na bieżąco co w nim się dzieje i
chociaż w ostatniej dekadzie trzy razy próbowałem na nowo wkręcić się w te
”najważniejsze” wydarzenia (New52, DC You, DC Odrodzenie), to jednak za każdym
razem po upływie paru miesięcy lista czytanych tytułów kurczyła się w
zastraszającym tempie, by z czasem zejść po prostu do zera. Teraz jest podobnie
– kompletnie nie interesuje mnie jakiś tam METAL, mam gdzieś YEAR OF THE
VILLAIN, zaś to kogo zainfekował któryś tam Batman lub kto jest Leviathanem
lata mi koło d… yyy… czterech liter. Po prostu jedyne czego chciałem, to
przeczytać komiks z lubianymi przeze mnie postaciami, do którego nie trzeba
było znajomości miliona innych komiksów oraz bycia na bieżąco ze wszystkim. Na
szczęście, DC zawsze dawało mi alternatywy, ponieważ w przeciwieństwie do
Marvela (który olałem z analogicznych powodów), zawsze miało w ofercie coś jeszcze:
elseworldy (INJUSTICE <3) i imprinty pokroju Vertigo. Tak, wiem – Marvel ma
Star Warsy. Lecz ta marka i ten świat chyba nie może mnie interesować mniej.
Dlatego wbrew chyba większości,
ogłoszenia DC z ostatnich kilkunastu miesięcy cieszą mnie mocno. Draniom znów
się udało i dostają ode mnie każdego miesiąca coraz więcej dolarów, bo Young
Animal, restart Wildstormu i start Black Label to rzeczy, w które już zacząłem
rzucać swoim ciężko zarobionym pieniądzem, zaś takie Hill House Comics wkrótce
się tego doczeka. No i jeszcze jest ten segment, na który liczyłem bardzo mocno
oraz zajarałem się nim już w momencie pierwszych zapowiedzi. Chodzi oczywiście
o linie Ink oraz Zoom, skierowane teoretycznie do młodszych czytelników.
Napisałem ”teoretycznie”, bo w moje łapy wreszcie trafiło DEAR JUSTICE LEAGUE –
pierwszy z paru zamówionych pozycji z obu tych sekcji. I jestem bardziej niż
zadowolony.
Na początek zaskoczenie, które
pewnie spotkało nie tylko mnie. Jestem człowiekiem, który wczytując się w
zapowiedzi komiksów zwraca uwagę na autorów, ilość stron czy cenę, ale prawie
nigdy nie zadaję sobie trud sprawdzenia w jakim formacie jest dana rzecz. DEAR
JUSTICE LEAGUE zaskoczyło mnie więc już na wstępie tym, że jest w formacie
kieszonkowym, bodaj identycznym jak wszelakie Digesty od wydawnictwa Archie
Comics i nieco mniejszym niż nasze kioskowe ”Giganty” z Kaczorem Donaldem i
ekipą (nie mam lepszego porównania). No ale mogłem się oczywiście domyśleć, że
jeśli coś kosztuje raptem dziesięć dolców i liczy sobie blisko 170 stron to
gdzieś tu musi być haczyk. Na szczęście komiks jest wydrukowany porządnie,
ponieważ nieraz przy takim formacie zdarza się złe przycięcie wewnętrznych
marginesów, przez co dymki mogą nachodzić na szycie/klejenie. Tu tego nie ma.
Historia napisana przez Michaela
Northropa oraz zilustrowana przez Gustavo Duarte opowiada o typowym dniu z
działalności Ligi Sprawiedliwości. Tyle tylko, że nasi ulubieni herosi oprócz
stania na straży prawa oraz porządku, odpisują także na maile swoim dziecięcym
fanom. A ci potrafią zapytać o naprawdę nietypowe rzeczy. DEAR JUSTICE LEAGUE
odpowie nam zatem na takie pytania jak czy Superman kiedykolwiek się myli, jak przetrwać
pierwszy dzień w szkole według Batmana lub też jak w zasadzie pachnie Aquaman?
W pierwszej kolejności napiszę Wam o
jednym, jedynym zgrzycie jaki miałem podczas lektury komiksu DEAR JUSTICE
LEAGUE. Przy czym podkreślam, że chciałbym móc narzeka tylko na takie rzeczy.
Tytuł jest bowiem taką mini-antologią, ponieważ składa się z dziewięciu
rozdziałów, które co prawda tworzą jedną zwięzłą całość, ale spokojnie każdy z
nich można też czytać osobno i czerpać z niego sporą frajdę. Tyle tylko, że z
antologiami jest zawsze ten sam problem – poziom poszczególnych opowiastek może
być najróżniejszy. I w DEAR JUSTICE LEAGUE trochę to widać, ponieważ moim
zdaniem zdecydowanie najlepszym rozdziałem komiksu jest ten poświęcony
Supermanowi, który otwiera cały tom. Kolejne historie są urocze, zabawne i
pomysłowe, ale moim zdaniem NIE TAK BARDZO, jak ta pierwsza. To trochę tak
jakby będąc w restauracji dostać deser jako przystawkę – cały czas smakuje
świetnie, ale wolałoby się jednak zjeść to na końcu ;)
I to jest jedyna rzecz, którą
mógłbym zarzucić DEAR JUSTICE LEAGUE. Oprócz tego wysyłam w kierunku autorów
komiksu same serduszka, bo odwalili kawał świetnej pracy. Gustavo Duarte to
człowiek, którego prace szczerze pokochałem już w 2016 roku przy okazji
GENIALNEJ miniserii BIZARRO (o tej TUTAJ)
i nie ukrywam, że zobaczenie jego nazwiska przy tym tytule było najważniejsze
przy podjęciu decyzji o kupnie. I nijak się nie rozczarowałem tym co zastałem w
środku. Duarte dysponuje bardzo przyjemnym dla oka, kreskówkowym stylem i
świetnie operuje cienką, niemal niezauważalną kreską. Absolutnie uwielbiam to,
co nawyczyniał przy rysowaniu mimiki poszczególnych bohaterów (szczególnie
przyjemnie patrzy się na Aquamana), a i warto pochwalić kolory autorstwa
Marcelo Maiolo, który w DC obecny jest od lat, lecz dotąd jakoś szczególnie
mocno nie zapadał mi w pamięci, może oprócz serii I, VAMPIRE z 2011 roku.
Michael Northrop to z kolei, co jest
godne podkreślenia, debiutant jeśli chodzi o komiksy. Nie znam jego książkowego
dorobku i przyznam, że nie wiem nawet czy coś ukazało się w języku polski
(szybkie googlowanie mówi iż nie), niemniej DEAR JUSTICE LEAGUE pokazało, że
można spokojnie zadebiutować w komiksach z wysokiego C. Cała powieść graficzna
stoi na bardzo dobrym poziomie i ma w sobie to, co zawsze doceniam przy
komiksach skierowanych do młodego odbiorcy. Mianowicie DEAR JUSTICE LEAGUE ma
swoje walory edukacyjne, lecz nie są one podane w nachalny i wręcz irytujący
sposób oraz, co w dzisiejszych czasach jest szczególnie trudne, nie jest
przesiąknięty jakimiś ideologiami. Komiks jest straszliwie zabawny i doceniam
również w nim to, że fajnie puszcza oko do takich czytelników jak ja – starych
koni, którzy bardziej lub mniej świadomie sięgnęli po tę pozycję. Żarty z pasa
Batmana zawsze w cenie :)
Na końcu komiksu znajduje się krótka
zajawka DEAR SUPER-VILLAINS – już zapowiedzianej kontynuacji, na którą z
miejsca ostrze sobie zęby, a także kilka stron z SUPERMAN OF SMALLVILLE, czyli
kolejnego komiksu DC Zoom, który już sobie zamówiłem.
Niestety pozycje z DC Zoom czy Ink
ciężko się poleca siedząc przed kompem gdzieś w Polsce. Wszak są to komiksy dla
młodzieży i dzieciaków, których nie mamy jak dotąd w języku polskim. Ja jednak
polecam DEAR JUSTICE LEAGUE każdemu fanowi DC, a także po prostu fajnych
komiksików oraz literatury dla młodszych odbiorców, nie zawiedziecie się.
Natomiast ostatnie słowa kieruję do
włodarzy DC – nie spier….e tego! Imprinty Ink i Zoom, jakkolwiek będą się
nazywać od przyszłego roku, to rzecz o którą powinniście dbać szczególnie
mocno.
Krzysztof Tymczyński
---------------------------------------------------
DEAR JUSTICE LEAGUE do kupienia w sklepie ATOM Comics.
namówiłeś :D
OdpowiedzUsuń