wtorek, 20 sierpnia 2019

DEAR JUSTICE LEAGUE

Pewnie już to nieraz pisałem, ale jestem zmęczony głównym uniwersum DC. Tak zwyczajnie, po prostu. Nie mam już w sobie najmniejszych chęci do tego, by śledzić na bieżąco co w nim się dzieje i chociaż w ostatniej dekadzie trzy razy próbowałem na nowo wkręcić się w te ”najważniejsze” wydarzenia (New52, DC You, DC Odrodzenie), to jednak za każdym razem po upływie paru miesięcy lista czytanych tytułów kurczyła się w zastraszającym tempie, by z czasem zejść po prostu do zera. Teraz jest podobnie – kompletnie nie interesuje mnie jakiś tam METAL, mam gdzieś YEAR OF THE VILLAIN, zaś to kogo zainfekował któryś tam Batman lub kto jest Leviathanem lata mi koło d… yyy… czterech liter. Po prostu jedyne czego chciałem, to przeczytać komiks z lubianymi przeze mnie postaciami, do którego nie trzeba było znajomości miliona innych komiksów oraz bycia na bieżąco ze wszystkim. Na szczęście, DC zawsze dawało mi alternatywy, ponieważ w przeciwieństwie do Marvela (który olałem z analogicznych powodów), zawsze miało w ofercie coś jeszcze: elseworldy (INJUSTICE <3) i imprinty pokroju Vertigo. Tak, wiem – Marvel ma Star Warsy. Lecz ta marka i ten świat chyba nie może mnie interesować mniej.

Dlatego wbrew chyba większości, ogłoszenia DC z ostatnich kilkunastu miesięcy cieszą mnie mocno. Draniom znów się udało i dostają ode mnie każdego miesiąca coraz więcej dolarów, bo Young Animal, restart Wildstormu i start Black Label to rzeczy, w które już zacząłem rzucać swoim ciężko zarobionym pieniądzem, zaś takie Hill House Comics wkrótce się tego doczeka. No i jeszcze jest ten segment, na który liczyłem bardzo mocno oraz zajarałem się nim już w momencie pierwszych zapowiedzi. Chodzi oczywiście o linie Ink oraz Zoom, skierowane teoretycznie do młodszych czytelników. Napisałem ”teoretycznie”, bo w moje łapy wreszcie trafiło DEAR JUSTICE LEAGUE – pierwszy z paru zamówionych pozycji z obu tych sekcji. I jestem bardziej niż zadowolony.

Na początek zaskoczenie, które pewnie spotkało nie tylko mnie. Jestem człowiekiem, który wczytując się w zapowiedzi komiksów zwraca uwagę na autorów, ilość stron czy cenę, ale prawie nigdy nie zadaję sobie trud sprawdzenia w jakim formacie jest dana rzecz. DEAR JUSTICE LEAGUE zaskoczyło mnie więc już na wstępie tym, że jest w formacie kieszonkowym, bodaj identycznym jak wszelakie Digesty od wydawnictwa Archie Comics i nieco mniejszym niż nasze kioskowe ”Giganty” z Kaczorem Donaldem i ekipą (nie mam lepszego porównania). No ale mogłem się oczywiście domyśleć, że jeśli coś kosztuje raptem dziesięć dolców i liczy sobie blisko 170 stron to gdzieś tu musi być haczyk. Na szczęście komiks jest wydrukowany porządnie, ponieważ nieraz przy takim formacie zdarza się złe przycięcie wewnętrznych marginesów, przez co dymki mogą nachodzić na szycie/klejenie. Tu tego nie ma.

Historia napisana przez Michaela Northropa oraz zilustrowana przez Gustavo Duarte opowiada o typowym dniu z działalności Ligi Sprawiedliwości. Tyle tylko, że nasi ulubieni herosi oprócz stania na straży prawa oraz porządku, odpisują także na maile swoim dziecięcym fanom. A ci potrafią zapytać o naprawdę nietypowe rzeczy. DEAR JUSTICE LEAGUE odpowie nam zatem na takie pytania jak czy Superman kiedykolwiek się myli, jak przetrwać pierwszy dzień w szkole według Batmana lub też jak w zasadzie pachnie Aquaman?

W pierwszej kolejności napiszę Wam o jednym, jedynym zgrzycie jaki miałem podczas lektury komiksu DEAR JUSTICE LEAGUE. Przy czym podkreślam, że chciałbym móc narzeka tylko na takie rzeczy. Tytuł jest bowiem taką mini-antologią, ponieważ składa się z dziewięciu rozdziałów, które co prawda tworzą jedną zwięzłą całość, ale spokojnie każdy z nich można też czytać osobno i czerpać z niego sporą frajdę. Tyle tylko, że z antologiami jest zawsze ten sam problem – poziom poszczególnych opowiastek może być najróżniejszy. I w DEAR JUSTICE LEAGUE trochę to widać, ponieważ moim zdaniem zdecydowanie najlepszym rozdziałem komiksu jest ten poświęcony Supermanowi, który otwiera cały tom. Kolejne historie są urocze, zabawne i pomysłowe, ale moim zdaniem NIE TAK BARDZO, jak ta pierwsza. To trochę tak jakby będąc w restauracji dostać deser jako przystawkę – cały czas smakuje świetnie, ale wolałoby się jednak zjeść to na końcu ;)

I to jest jedyna rzecz, którą mógłbym zarzucić DEAR JUSTICE LEAGUE. Oprócz tego wysyłam w kierunku autorów komiksu same serduszka, bo odwalili kawał świetnej pracy. Gustavo Duarte to człowiek, którego prace szczerze pokochałem już w 2016 roku przy okazji GENIALNEJ miniserii BIZARRO (o tej TUTAJ) i nie ukrywam, że zobaczenie jego nazwiska przy tym tytule było najważniejsze przy podjęciu decyzji o kupnie. I nijak się nie rozczarowałem tym co zastałem w środku. Duarte dysponuje bardzo przyjemnym dla oka, kreskówkowym stylem i świetnie operuje cienką, niemal niezauważalną kreską. Absolutnie uwielbiam to, co nawyczyniał przy rysowaniu mimiki poszczególnych bohaterów (szczególnie przyjemnie patrzy się na Aquamana), a i warto pochwalić kolory autorstwa Marcelo Maiolo, który w DC obecny jest od lat, lecz dotąd jakoś szczególnie mocno nie zapadał mi w pamięci, może oprócz serii I, VAMPIRE z 2011 roku.

Michael Northrop to z kolei, co jest godne podkreślenia, debiutant jeśli chodzi o komiksy. Nie znam jego książkowego dorobku i przyznam, że nie wiem nawet czy coś ukazało się w języku polski (szybkie googlowanie mówi iż nie), niemniej DEAR JUSTICE LEAGUE pokazało, że można spokojnie zadebiutować w komiksach z wysokiego C. Cała powieść graficzna stoi na bardzo dobrym poziomie i ma w sobie to, co zawsze doceniam przy komiksach skierowanych do młodego odbiorcy. Mianowicie DEAR JUSTICE LEAGUE ma swoje walory edukacyjne, lecz nie są one podane w nachalny i wręcz irytujący sposób oraz, co w dzisiejszych czasach jest szczególnie trudne, nie jest przesiąknięty jakimiś ideologiami. Komiks jest straszliwie zabawny i doceniam również w nim to, że fajnie puszcza oko do takich czytelników jak ja – starych koni, którzy bardziej lub mniej świadomie sięgnęli po tę pozycję. Żarty z pasa Batmana zawsze w cenie :)

Na końcu komiksu znajduje się krótka zajawka DEAR SUPER-VILLAINS – już zapowiedzianej kontynuacji, na którą z miejsca ostrze sobie zęby, a także kilka stron z SUPERMAN OF SMALLVILLE, czyli kolejnego komiksu DC Zoom, który już sobie zamówiłem.

Niestety pozycje z DC Zoom czy Ink ciężko się poleca siedząc przed kompem gdzieś w Polsce. Wszak są to komiksy dla młodzieży i dzieciaków, których nie mamy jak dotąd w języku polskim. Ja jednak polecam DEAR JUSTICE LEAGUE każdemu fanowi DC, a także po prostu fajnych komiksików oraz literatury dla młodszych odbiorców, nie zawiedziecie się.

Natomiast ostatnie słowa kieruję do włodarzy DC – nie spier….e tego! Imprinty Ink i Zoom, jakkolwiek będą się nazywać od przyszłego roku, to rzecz o którą powinniście dbać szczególnie mocno.
    
Krzysztof Tymczyński
    
---------------------------------------------------
     
DEAR JUSTICE LEAGUE do kupienia w sklepie ATOM Comics.

1 komentarz: