Kontynuując moją małą tradycję podsumowań pozytywnych serialowych osiągnięć produkcji DC i ich najbliższych okolic (poprzednie odsłony TUTAJ i TUTAJ), czas przyjrzeć się temu, co fajnego wygrzebałem tym razem. Specjalnie trochę zwlekałem tym razem, by móc ewentualnie dorzucić coś na temat KRYPTON, SWAMP THING, PENNYWORTH czy IZOMBIE i przynajmniej niektórym z tych produkcji faktycznie się udało. Kolejność jest totalnie niezobowiązująca. Przy okazji dodam, że chociaż jestem w stanie znieść wiele, w tym sezonie niemal całkowicie odpuściłem SUPERGIRL i THE FLASH, więc słowa o tych serialach tu nie będzie.
Ta decyzja Emily Bett Rickards o opuszczeniu ARROW (serio).
Chociaż może się to wydawać jak kręcenie beki, to uwierzcie mi - jestem śmiertelnie poważny. Felicity w wykonaniu Rickards to jedna z dwóch postaci z seriali DC, które dosłownie wywoływały u mnie mdłości niemal za każdym razem, gdy pojawiały się na ekranie. Do dziś srogo hejtuję decyzję showrunnerów ARROW, którzy z postaci mającej być tylko epizodyczną (tak, taki Felicity miała status w pierwszym sezonie), nie tylko uczynili z niej kluczową osobę w serialu, to jeszcze z czasem uznali, że zabawnie będzie dodać do obsady jej męską, homoseksualną wersję. I wreszcie przychodzi siódmy sezon oraz wieść, że najpierw żegnamy się z Mister Terrificiem (yaaaaay!), a w finale także i z Felką (YAAAAAY!), co sprawia, że w finałowej serii obsada serialu składa się jedynie z postaci, które albo lubię, albo mnie po prostu nie wkurw...ją samą swoją obecnością na ekranie. Tyle wygrać <3 Dziękuję Emily, ale już nie wracaj :)
Ten jeden odcinek Legend.
Ogólnie czwarty sezon LEGENDS OF TOMORROW mi się nie podobał i to z wielu względów. Ale z wyjątkiem odcinka 4x08, który utkwił mi w pamięci jako jeden z tych momentów, gdzie kręcenie totalnie samoświadomej beki wyszło po prostu dobrze. Dostajemy tu parodię typowego męskiego serialu akcji z lat osiemdziesiątych (Custodians of the Chronology), a także "Aniołków Charliego" (Sirens of Space Time) czy "Muppetów" (Puppets of Tomorrow), co samo w sobie byłoby po prostu do odhaczenia, gdyby nie przygotowane "czołówki". Co się naśmiałem to moje.
Ten dzień w którym Stephen Amell zapłakał
Do niezwykłego i wzruszającego momentu doszło podczas tegorocznego SDCC, gdy na panelu o serialu ARROW Stephen Amell przekonał się osobiście jak wierną ma fankę. Rok temu walcząca z nowotworem dziewczynka o imieniu Sara otrzymała również w San Diego od aktora naszyjnik i jeden z łuków, którego używał na planie serialu. Ta obiecała, że jeśli tylko da radę, za rok odda mu jego łuk i słowa dotrzymała. Zarówno Amell, aktywnie angażujący się w działania organizacji wspomagającej walkę z nowotworami, jak i połowa sali, kompletnie się w tym momencie rozkleił. Sara oczywiście nie tylko zatrzymała łuk, ale i dostała kurtkę Green Arrowa z pierwszego sezonu.
Te zapowiedzi serialowego Kryzysu.
Fan-service: czasem jest to masakrycznie irytujące, czasem wręcz przeciwnie. To co w chwili obecnej wiemy na temat tegorocznego crossoveru pięciu aż seriali CW, to na pewno tyle, że będzie go tam mnóstwo. Lecz tym razem ujawnione informacje nastrajają całkiem pozytywnie. Brandon Routh jako Superman z KINGDOM COME, Kevin Conroy w roli Bruce'a Wayne'a, Mark Hamill być może Jokerem, Black Lightning pierwszy raz w Arrowverse, liczne plotki o udziale kogoś z obsady TAJEMNIC SMALLVILLE (trzymamy kciuki). Wygląda na to, że nawet jeśli historia będzie taka se, to przynajmniej będziemy mieli mnóstwo radochy z tych łaskoczących nasze nerdowskie ego smaczków. Mi to pasuje.
WATCHMEN, SANDMAN i DC UNIVERSE, czyli odważniej odkręcamy ten kurek z pieniędzmi.
Wiecie zapewne całkiem dobrze, że taka dość powszechna opinia o serialach DC w Internecie jest taka, że są to te głupiutkie serialiki z minimalnym możliwym budżetem. I jak się patrzyło na biedę aż piszczącą z planów niektórych produkcji CW czy chociażby finałowych epizodów GOTHAM, to trudno było chociaż trochę nie przyznać racji malkontentom. Zwłaszcza, gdy Marvel potrafił włożyć sporo środków w seriale z Netflixa, a i trudno się spodziewać, by zapowiadane produkcje dla platformy Disney+ miały lecieć na niskim budżecie. Tymczasem wraz ze startem DC UNIVERSE oraz zapowiedziami takich produkcji jak WATCHMEN i SANDMAN widać wyraźnie, że tam u góry w Warnerze ktoś wykminił, że może warto wreszcie dopompować trochę środków do swoich seriali. Abstrahując od poziomu danej produkcji, zarówno w TITANS, DOOM PATROL czy SWAMP THINGU widać było wyraźnie, że efekty specjalne, kostiumy czy charakteryzacja stoi na odczuwalnie wyższym poziomie niż ta żenada z Arrowverse, zajawki WATCHMEN od HBO są na konkretnym wypasie, a SANDMAN zapowiedziano jako najdroższą produkcję serialową w dziejach DC. I oby tak dalej.
A skoro jesteśmy przy tym Netflixie...
To ten medialny gigant udowodnił w jednym, stosunkowo krótkim sezonie, że emitowanie serialu LUCIFER na antenie FOXa od początku było masakrycznie głupim pomysłem. Uwolnione od pewnych ograniczeń stacji ogólnodostępnej 10 nowych odcinków, które udostępnił jakiś czas temu Netflix, było najlepszym, co ten serial dotychczas zaoferował. I niech sobie marudzą przeciwnicy produkcji, ja i moi (totalnie niekomiksowi) znajomi bawiliśmy się przy tym serialu znakomicie.
Bagniak, Alfred, Lobo i Doomsday, czyli maskujemy ten niski budżet i robimy to całkiem dobrze.
Wcześniej było o stopniowo zwiększającym się budżecie przy niektórych produkcjach DC, teraz coś o tym, że gdy nie jesteś serialem z ze stacji CW to momentami potrafisz swoje niedostatki sprawnie ukryć. I tu podam przykłady z planów SWAMP THINGA, KRYPTON i PENNYWORTH. Ten pierwszy serial (na papierze) najgorzej finansowo stać nie miał, ponieważ na odcinek zaplanowano budżet w wysokości około 5 milionów zielonych. Jasne, twórcy "Gry o Tron" nakręciliby za tyle co najwyżej zajawkę odcinka, a tymczasem my otrzymaliśmy rewelacyjny i praktycznie pozbawiony CGI kostium Bagniaka. KRYPTON z kolei dał nam fajnie wyglądającego Doomsdaya (tu już mocno wspartego komputerem) i mocno "budżetowego" Lobo (gra go aktor praktycznie bez żadnych znaczących ról), który jednak wcale nie wypadł źle. Przynajmniej w moich oczach. Twórcy PENNYWORTH z kolei nawet nie próbują udawać, że chyba połowa każdego odcinka jest kręcona na green screenie, ale przeciwieństwie do takiego GOTHAM chociażby, potrafią odwrócić uwagę widza od tego faktu.
Ta fala kasacji, która (ponownie) była niegroźna.
Jeśli podobnie jak ja oglądacie seriale na bieżąco, to zapewne co najmniej raz-dwa razy do roku nerwowo wypatrujecie tak zwanych "upfrontów", czyli momentów gdy stacje rodem z USA ujawniają co dostanie kolejny sezon, a co nie zdołało uciec z przysłowiowej szubienicy. I chociaż w chwili gdy piszę te słowa nie ma jeszcze informacji o ewentualnym trzecim sezonie serialu KRYPTON (a w przypadku stacji SyFy daje nam to jakieś 75% szans, że takowego nie będzie, bo oni jak mają co ogłosić, to robią to bardzo szybko) czy drugim PENNYWORTH, to jednak i tak jest nieźle. Jedynym serialem, który jak dotąd dostał smutnego cancela jest SWAMP THING z DC Universe, a nie ukrywam, że typowałem jeszcze trzy inne seriale do odstrzału. Były to BLACK LIGHTNING, LEGENDS OF TOMORROW oraz PREACHER. Statystycznie wygląda to zatem tak, że na dziś dzień przez ostatnie osiem lat mieliśmy do czynienia z raptem trzema kasacjami seriali DC, reszta kończyła się w sposób naturalny. Fani tego "lepsiejszego" Marvela w tym samym okresie czasu podobną pigułę musieli przełknąć co najmniej osiem razy (5x Netflix, "Gifted", "Agent Carter" i niesławne "Inhumans"), a mogłem po drodze coś pominąć.
Te DC UNIVERSE, całe, ale...
Obawy były, ale gdyby nie zamieszanie i ostateczna kasacja SWAMP THINGA, piałbym z zachwytu. No, w kwestii seriali przynajmniej. TITANS, które początkowo zapowiadało się mhroooocznie i co tu dużo pisać, niezbyt okazale, ostatecznie okazało się całkiem przyjemnym pokazem łupania się po mordach. SWAMP THING, pomimo kasacji, był naprawdę solidnym serialem (z wyłączeniem głównej aktorki), zaś YOUNG JUSTICE OUTSIDERS... no tutaj po prostu podrzucę krótką opinię swojego autorstwa: kocham <3 Jednakże...
...w szczególności ten DOOM PATROL.
Ta produkcja to moim zdaniem nie tylko czołówka, albo i najlepsze, co kiedykolwiek serialowego dało nam DC, ale i jedna z najlepszych telewizyjnych produkcji tego gatunku. A podkreślić trzeba, że 2019 rok obfitował w produkcje, które przynajmniej trochę wyrywają się trykociarskim schematom, że tak wspomnę tylko o "The Boys", "The Umbrella Academy" czy finałowej odsłonie "Legion". I DOOM PATROL na tle mocnej konkurencji nie tylko nie przepadł, ale i godnie z nią rywalizował. No i dał nam pierwszego w dziejach Cyborga, który nie był nudny jak diabli ;)
Nawydziwiał: Krzysztof Tymczyński
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz