piątek, 31 lipca 2015

BATMAN: KNIGHTFALL PART ONE - BROKEN BAT (Edycja 2002)

I kolejny debiutant na łamach DCManiaka. Tym razem jest to Maurycy Janota, którego możecie kojarzyć już z pewnych zakątków Internetu. Jak zwykle konstruktywne opinie mile widziane w komentarzach.
Są pewne tytuły, które trzeba przeczytać, jeżeli chce się odpowiednio zapoznać z mitologią Człowieka Nietoperza. Do tego grona niewątpliwie należy wydawany na przełomie lat 1993 i 1994 KNIGHTFALL, który na zawsze odmienił komiksy z Batmanem i odcisnął za nich gigantyczne piętno.

Dla wielu to także pozycja o ogromnej wartości sentymentalnej, wszak w Polsce niegdyś publikował ją legendarny TM-Semic. Można tylko zgadywać ilu aktualnych wielbicieli Mrocznego Rycerza nad Wisłą wychowywało się właśnie na zeszytach autorstwa Douga Moencha i Chucka Dixona. Ja urodziłem się trochę zbyt późno, żeby się z nimi identyfikować. Dlatego na KNIGHTFALL patrzę ciut inaczej. Traktuję go jako jeden z kolejnych, przeczytanych przez mnie komiksów, a nie obiekt kultu z czasów dzieciństwa. Nie posiadam z nim szczególnej więzi. Jestem zwyczajnie pozbawiony tego godnego pozazdroszczenia uczucia nostalgii.

Historię, którą opowiada znają chyba wszyscy. W Gotham z zamiarem pokonania Batmana pojawia się tajemniczy Bane. Kluczowym punktem jego planu jest uwolnienie z azylu Arkham najbardziej niebezpiecznych, najbardziej szalonych przestępców. Joker i spółka prędko zaprowadzają chaos w mieście, a sam Bruce Wayne od początku stoi na straconej pozycji. W pojedynkę przecież nie zdoła jednocześnie zwalczyć dziesiątki kryminalistów i potem zmierzyć się jeszcze z niebywale groźnym Bane'em. To niewykonalne zadanie, wręcz misja samobójcza. Wiadomo jak to musi się skończyć...

Pomysł na fabułę jest prosty, ale zarazem niezwykle skuteczny. Opowieści o upadających herosach nie od dziś doskonale się sprzedają. W BROKEN BAT wyraźnie to czuć. Zwróciłem uwagę na to, że pierwsze zeszyty nie potrafiły mnie wciągnąć, dłużyły mi się, czytałem je, ale bez większego entuzjazmu. Im Batman robił się słabszy, im jego sytuacja jawiła się jako coraz bardziej beznadziejna, tym mocniej byłem zaangażowany. Finał śledziłem już z nieukrywanym zainteresowaniem. KNIGHTFALL systematycznie się rozkręca, twórcy wyśmienicie zaprezentowali swoją wizję niknącego w oczach, dotychczas niepokonanego Mrocznego Rycerza. Z kolei ukrywający się w cieniach, pociągający za wszystkie sznurki Bane to znakomity czarny charakter. Nawiasem mówiąc ciekawi mnie czy tylko ja dostrzegam tu analogię do gry komputerowej i drabinki rodem z popularnych bijatyk, gdzie na końcu czeka trudny do zwyciężenia boss?

Nie zmienia to jednak faktu, że komiks niestety znacznie się zestarzał. Historia szwankuje nieco na samym początku, ale nie to jest jej największym problemem. Dla kogoś przyzwyczajonego do współczesnych dzieł Scotta Snydera taki przeskok może być niczym nagła zmiana klimatu. Lata 90. to kompletnie inny styl prowadzenia narracji, pisania dialogów czy przedstawiania bohaterów. To zrozumiałe, że dziś, po latach, KNIGHTFALL nie wygląda tak dobrze jak dawniej. Wspomniane dialogi miejscami są zbyt toporne, fabuła czasem za mało skupia się na rzeczach istotnych, a za dużo na tych mniej. Jestem pewien, że teraz "złamanie" Nietoperza udałoby się ukazać w bardziej kreatywny, wciągający sposób. Nie odbierzcie mnie źle, to nadal solidny komiks, ale po prostu ewidentnie nadgryziony przez bezlitosny ząb czasu. Powiedziałbym, że to normalne, ale w przypadku np. POWROTU MROCZNEGO RYCERZA Franka Millera czy ZABÓJCZEGO ŻARTU Alana Moore'a nie jest to aż tak odczuwalne. A to także wiekowe już historie.

Wizualnie BROKEN BAT wypada przyzwoicie. Po oswojeniu się z typową dla lat 90. kreską śmiało można zachwycać się temu jak wiernie rysownicy oddali te znane i lubiane postacie. I mimo że nad warstwą graficzną pracowało aż czterech artystów (Jim Aparo, Norm Breyfogle, Graham Nolan i Jim Balent) to ani przez chwilę nie rozpraszały mnie ich częste zmiany. Panowie umiejętnie się uzupełniali, żaden nie wychodził przed szereg, a całość zachowała tę, wydawałoby się, trudną do osiągnięcia spójność.

Słówko o wydaniu. W moje ręce wpadła starsza wersja, 268-stronicowy tom zbierający zeszyty BATMAN #491-497 oraz DETECTIVE COMICS #659-663. Zdecydowanie nie jest to idealna edycja. Widać, że historia została brutalnie okrojona z wielu elementów. Oczywiście nie ma tutaj gigantycznych luk, fabuła nie rozlatuje się w szwach, ale tak czy siak znajdzie się kilka niewytłumaczalnych kadrów. Przykład? W pewnym momencie do akcji wkracza Huntress, powstrzymuje zgraję przestępców i… to koniec jej występu. Serio. Podobnie Azrael, który jak wiemy pełni kluczową rolę w dalszych częściach KNIGHTFALL, a w BROKEN BATt pojawia się na chwilkę i nie wnosi praktycznie nic.

Tyle krytyki nie oznacza, że zawiodłem się na komiksie Moencha i Dixona. Powtórzę się, to solidny tytuł, który, choć brzmi to banalnie, wypada znać i przynajmniej raz w życiu przeczytać. 4/6

Maurycy Janota

1 komentarz:

  1. Zgadzam się w pełni, mimo wad, to naprawdę niezły kawał świetnego opowiadania.
    JDS

    OdpowiedzUsuń