Tekst ten
zacznę od czegoś, co pewnie większość z Was już wie, ponieważ do znudzenia to
powtarzam. Niemniej zrobię to kolejny raz. Nie czytam Marvela niemal wcale. Już
od jakiegoś czasu żaden tytuł tego wydawcy nie potrafi wywołać we mnie nic
więcej niż wzruszenie ramionami. Nawet osławiona ”Ms. Marvel” jest dla mnie
czymś, co zdecydowanie i pozytywnie wyróżnia się na tle reszty oferty Domu
Pomysłów, ale tak naprawdę nie jest niczym szczególnym w porównaniu z
dziesiątkami dowolnych tytułów z Image, Dark Horse, Boom! Studios czy IDW. Z DC
jest podobnie. Jeszcze parę lat temu chłonąłem grubo ponad tuzin serii z New
52, zachłyśnięty typem wokół restartu uniwersum, lecz z czasem te dobre serie
się pokończyły, a z reszty konsekwentnie rezygnowałem. Przy DC trzymają mnie
jeszcze właściwie tylko Vertigo oraz pewne wyjątki. I dziś zrecenzuję właśnie
jeden z tych komiksów, które sprawiają iż wciąż wierzę w DC. Już się pewnie
domyślacie, że krytyki za dużo tu nie będzie?
I znowu
odkopię coś, o czym już kilkukrotnie wspomniałem. Pierwsza zapowiedź startu
GOTHAM ACADEMY ukazała się w czasach, gdy działało jeszcze DCManiakowe forum. I
pomysł na tytuł ten został przez parę osób zwyczajnie wyśmiany (”Co następne?
Gotham Grocery?”), zresztą także szybko przepowiedziano kompletną porażkę tej
serii. Byłem wtedy w zdecydowanej mniejszości broniącej komiksu, chociaż tak
prawdę mówiąc też mnie on jakoś nie przekonywał. Miks Batmana i Harry’ego
Pottera nie poruszał mnie zbyt szczególnie, być może z powodu tego, że nigdy
nie należałem do jakże wielkiego grona fanów tego drugiego. Ale nazwiska
twórców zachęcały, pierwsze preview wyglądały naprawdę dobrze, decyzja zapadła.
Po premierze pierwszego numeru ComiXology zostało odpalone, zeszyt zakupiony i…
dziś na półce stoi tradepaperback, którego polecam każdemu z Was. Czas wyjaśnić
dlaczego.
GOTHAM
ACADEMY to, a jakże by inaczej, historia osadzona w murach tytułowej uczelni.
Poznajemy tu Olive Silverlock – białowłosą dziewczynę, za którą ciągnie się
pewna tajemnica. Po powrocie z wakacji zachowuje się ona zdecydowanie inaczej,
co odbija się na jej związku. No i boi się nietoperzy. Niespodziewanie, zostaje
ona zobowiązana do oprowadzenia po Akademii Maps Mizoguchi – nową studentkę,
która nie tylko nie boi się właściwie niczego, ale na domiar złego jest młodszą
siostrą chłopaka Olive. Przypadkiem wpadają one na trop ducha nawiedzającego
uczelnię, co z kolei prowadzi do kolejnych, niecodziennych odkryć.
Właściwie
już sam opis to sugeruje, jednakże jeśli jeszcze się tego nie domyśliliście, wyjaśniam
iż GOTHAM ACADEMY jest komiksem skierowanym teoretycznie dla nieco młodszego
odbiorcy. Na okładkach kolejnych zeszytów pojawia się co prawda oznaczenie T
(czyli od 12 lat), ale jestem zdania iż spokojnie mogłoby zostać zamieniona na
E (dla wszystkich), gdyż przemocy tu właściwie nie ma, a rysownik odwala tak
dobry kawał roboty, że więcej strachu jest podczas lektury wspomnianego już
”Harry’ego Pottera”. Grupa docelowa GOTHAM ACADEMY nie jest jednak żadną
przeszkodą. Mam 27 lat, a podczas lektury bawiłem się przednio. Wszystko dzięki
wysiłkom twórców, których trzeba chwalić z osobna.
Zacznę od
scenarzystów. Becky Cloonan oraz Brenden Fletcher wspięli się na wyżyny swoich
możliwości prezentując nam zarówno postacie z którymi mogą się identyfikować
wszyscy czytelnicy, jak i fabułę prostą, ale nie naiwną oraz nie wolną od
odniesień do reszty uniwersum DC. GOTHAM ACADEMY nie miesza się na szczęście
zbyt mocno z reszta bat-świata, a pojawiający się tu i ówdzie Mroczny Rycerz
przedstawiony jest jako istota nadnaturalna, niemal mityczna. Czyli tak, jak
mógłby nadinterpretować to młody umysł głównej bohaterki. Pamiętam, że była
zresztą taka historyjka w jednym z archiwalnych Semiców, gdy grupka dzieci
opowiadała sobie o Batmanie i każde z nich dodawało mu jakiś nadprzyrodzony
element. Olive, podobnie zresztą jak reszta pierwszo i drugoplanowej obsady,
nie jest szczególnie oryginalna. Ot, mamy dziewczynę cichą i niezbyt lubianą,
jej koleżankę z ADHD, przeciwniczkę którą jest z kolei bardzo popularna
dziewczyna, przystojnego i wyrozumiałego chłopaka-sportowca oraz kolejnego,
który na drugie imię powinien mieć ”dupek”. Lecz scenarzystom udało się
wszystkim nadać na tyle wyraziste charaktery, że ten brak świeżości przy ich
kreacji zupełnie w niczym nie przeszkadza.
Na tylnej
okładce zacytowano recenzję, która GOTHAM ACADEMY określa jako miks powieści
fantastycznej z produkcjami stacji CW. Jest w tym trochę racji, lecz nie
uciekajcie w popłochu, scenarzyści i tego nie zepsuli. Zarówno te ”nadnaturalne”
jak i obyczajowe części komiksu nie tylko doskonale się uzupełniają, ale także
nie dominują zdecydowanie jedna nad drugą. Tam gdzie ma być śmiesznie jest
śmiesznie, gdzie mieliśmy się przestraszyć jest odpowiednio mroczno, a i
znajdzie się odrobina miejsca dla scen, w których rozwijane są poszczególne
postacie. Czytając GOTHAM ACADEMY aż dziw bierze, że tak zaskakująco dużo
treści potrafiło znaleźć się w sześciu zeszytach z których składa się ten tom.
Dzięki temu lektura nie nuży, brakuje tu tak często irytujących przestojów, no
a przecież jest jeszcze Karl Kerschl.
Rysownik
recenzowanego dzisiaj komiksu to dla mnie przypadek niezwykły. Czytając komiks
momentami można odnieść wrażenie, że na stronach widać nie tyle rysunki, co
wręcz screeny wycięte z nieźle zrobionej animacji. Oczywiście zdaję sobie
sprawę z tego, że lekko mangowa kreska nie każdemu przypadnie do gustu, lecz
Kerschl imponuje ogromną szczegółowością tworzonych przez siebie kadrów. Nawet
na najmniejszym kadrze można znaleźć drobnostki, którymi niejeden artysta
najzwyczajniej w świecie nie zaprzątałby sobie głowy. Jego kreska jest lekka,
wyraźnie unika on grubszych pociągnięć pędzlem, które zresztą wydają się być tu
kompletnie zbędne. Jedynym problemem jaki mam z warstwą graficzną w GOTHAM
ACADEMY to kolory. Na początku tomu dowiadujemy się, że Kerschla kolorowało aż
sześć osób i to niestety widać. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć kto
konkretnie jakie strony kolorował, ale gdzieniegdzie dostrzec można, że
niektórzy bardzo dobrze rozumieli się z rysownikiem, inni zaś nie do końca
chyba wiedzieli co zrobić, przez co rzuca się spory rozjazd w kolorach w środku
komiksu.
Do trejda dorzucona
jest zaskakująca ilość dodatków. oprócz standardu pod postacią kompletnej
galerii okładek wariantowych, otrzymujemy także fragment scenariusza pierwszego
zeszytu, a także szkice wyjaśniające projektowanie niektórych elementów fabuły.
Rzuciło mi się w oczy także to, że DC Comics odeszło nieśmiało od standardu
wydawania zbiorów, jaki narzuciło sobie od startu New 52. na grzbiecie nie
znajdziemy więc tego dziwnego prostokąta, który zastąpiony został przez małą
grafikę, a sam tytuł napisano niebieską czcionką. Dla mnie jest to zmiana na
plus.
GOTHAM
ACADEMY to komiks, na który czekałem od dłuższego czasu i zupełnie nie żałuję
wydanych na niego pieniędzy. Nie jest to coś, co stanowi regułę w ofertach
takich wydawnictw jak DC czy Marvel, a ponieważ przy okazji jest to kawałek
naprawdę uroczego, sprawnie i konsekwentnie prowadzonego komiksu, naprawdę
warto abyście się nim zainteresowali. Oceniam go bez cienia wątpliwości na 5/6
GOTHAM ACADEMY VOL. 1: WELCOME TO GOTHAM ACADEMY do nabycia w ATOM Comics
GOTHAM ACADEMY VOL. 1: WELCOME TO GOTHAM ACADEMY do nabycia w ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz