wtorek, 21 lipca 2015

GOTHAM ACADEMY vol. 1: WELCOME TO GOTHAM ACADEMY

Tekst ten zacznę od czegoś, co pewnie większość z Was już wie, ponieważ do znudzenia to powtarzam. Niemniej zrobię to kolejny raz. Nie czytam Marvela niemal wcale. Już od jakiegoś czasu żaden tytuł tego wydawcy nie potrafi wywołać we mnie nic więcej niż wzruszenie ramionami. Nawet osławiona ”Ms. Marvel” jest dla mnie czymś, co zdecydowanie i pozytywnie wyróżnia się na tle reszty oferty Domu Pomysłów, ale tak naprawdę nie jest niczym szczególnym w porównaniu z dziesiątkami dowolnych tytułów z Image, Dark Horse, Boom! Studios czy IDW. Z DC jest podobnie. Jeszcze parę lat temu chłonąłem grubo ponad tuzin serii z New 52, zachłyśnięty typem wokół restartu uniwersum, lecz z czasem te dobre serie się pokończyły, a z reszty konsekwentnie rezygnowałem. Przy DC trzymają mnie jeszcze właściwie tylko Vertigo oraz pewne wyjątki. I dziś zrecenzuję właśnie jeden z tych komiksów, które sprawiają iż wciąż wierzę w DC. Już się pewnie domyślacie, że krytyki za dużo tu nie będzie?

I znowu odkopię coś, o czym już kilkukrotnie wspomniałem. Pierwsza zapowiedź startu GOTHAM ACADEMY ukazała się w czasach, gdy działało jeszcze DCManiakowe forum. I pomysł na tytuł ten został przez parę osób zwyczajnie wyśmiany (”Co następne? Gotham Grocery?”), zresztą także szybko przepowiedziano kompletną porażkę tej serii. Byłem wtedy w zdecydowanej mniejszości broniącej komiksu, chociaż tak prawdę mówiąc też mnie on jakoś nie przekonywał. Miks Batmana i Harry’ego Pottera nie poruszał mnie zbyt szczególnie, być może z powodu tego, że nigdy nie należałem do jakże wielkiego grona fanów tego drugiego. Ale nazwiska twórców zachęcały, pierwsze preview wyglądały naprawdę dobrze, decyzja zapadła. Po premierze pierwszego numeru ComiXology zostało odpalone, zeszyt zakupiony i… dziś na półce stoi tradepaperback, którego polecam każdemu z Was. Czas wyjaśnić dlaczego.

GOTHAM ACADEMY to, a jakże by inaczej, historia osadzona w murach tytułowej uczelni. Poznajemy tu Olive Silverlock – białowłosą dziewczynę, za którą ciągnie się pewna tajemnica. Po powrocie z wakacji zachowuje się ona zdecydowanie inaczej, co odbija się na jej związku. No i boi się nietoperzy. Niespodziewanie, zostaje ona zobowiązana do oprowadzenia po Akademii Maps Mizoguchi – nową studentkę, która nie tylko nie boi się właściwie niczego, ale na domiar złego jest młodszą siostrą chłopaka Olive. Przypadkiem wpadają one na trop ducha nawiedzającego uczelnię, co z kolei prowadzi do kolejnych, niecodziennych odkryć.

Właściwie już sam opis to sugeruje, jednakże jeśli jeszcze się tego nie domyśliliście, wyjaśniam iż GOTHAM ACADEMY jest komiksem skierowanym teoretycznie dla nieco młodszego odbiorcy. Na okładkach kolejnych zeszytów pojawia się co prawda oznaczenie T (czyli od 12 lat), ale jestem zdania iż spokojnie mogłoby zostać zamieniona na E (dla wszystkich), gdyż przemocy tu właściwie nie ma, a rysownik odwala tak dobry kawał roboty, że więcej strachu jest podczas lektury wspomnianego już ”Harry’ego Pottera”. Grupa docelowa GOTHAM ACADEMY nie jest jednak żadną przeszkodą. Mam 27 lat, a podczas lektury bawiłem się przednio. Wszystko dzięki wysiłkom twórców, których trzeba chwalić z osobna.

Zacznę od scenarzystów. Becky Cloonan oraz Brenden Fletcher wspięli się na wyżyny swoich możliwości prezentując nam zarówno postacie z którymi mogą się identyfikować wszyscy czytelnicy, jak i fabułę prostą, ale nie naiwną oraz nie wolną od odniesień do reszty uniwersum DC. GOTHAM ACADEMY nie miesza się na szczęście zbyt mocno z reszta bat-świata, a pojawiający się tu i ówdzie Mroczny Rycerz przedstawiony jest jako istota nadnaturalna, niemal mityczna. Czyli tak, jak mógłby nadinterpretować to młody umysł głównej bohaterki. Pamiętam, że była zresztą taka historyjka w jednym z archiwalnych Semiców, gdy grupka dzieci opowiadała sobie o Batmanie i każde z nich dodawało mu jakiś nadprzyrodzony element. Olive, podobnie zresztą jak reszta pierwszo i drugoplanowej obsady, nie jest szczególnie oryginalna. Ot, mamy dziewczynę cichą i niezbyt lubianą, jej koleżankę z ADHD, przeciwniczkę którą jest z kolei bardzo popularna dziewczyna, przystojnego i wyrozumiałego chłopaka-sportowca oraz kolejnego, który na drugie imię powinien mieć ”dupek”. Lecz scenarzystom udało się wszystkim nadać na tyle wyraziste charaktery, że ten brak świeżości przy ich kreacji zupełnie w niczym nie przeszkadza.

Na tylnej okładce zacytowano recenzję, która GOTHAM ACADEMY określa jako miks powieści fantastycznej z produkcjami stacji CW. Jest w tym trochę racji, lecz nie uciekajcie w popłochu, scenarzyści i tego nie zepsuli. Zarówno te ”nadnaturalne” jak i obyczajowe części komiksu nie tylko doskonale się uzupełniają, ale także nie dominują zdecydowanie jedna nad drugą. Tam gdzie ma być śmiesznie jest śmiesznie, gdzie mieliśmy się przestraszyć jest odpowiednio mroczno, a i znajdzie się odrobina miejsca dla scen, w których rozwijane są poszczególne postacie. Czytając GOTHAM ACADEMY aż dziw bierze, że tak zaskakująco dużo treści potrafiło znaleźć się w sześciu zeszytach z których składa się ten tom. Dzięki temu lektura nie nuży, brakuje tu tak często irytujących przestojów, no a przecież jest jeszcze Karl Kerschl.

Rysownik recenzowanego dzisiaj komiksu to dla mnie przypadek niezwykły. Czytając komiks momentami można odnieść wrażenie, że na stronach widać nie tyle rysunki, co wręcz screeny wycięte z nieźle zrobionej animacji. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że lekko mangowa kreska nie każdemu przypadnie do gustu, lecz Kerschl imponuje ogromną szczegółowością tworzonych przez siebie kadrów. Nawet na najmniejszym kadrze można znaleźć drobnostki, którymi niejeden artysta najzwyczajniej w świecie nie zaprzątałby sobie głowy. Jego kreska jest lekka, wyraźnie unika on grubszych pociągnięć pędzlem, które zresztą wydają się być tu kompletnie zbędne. Jedynym problemem jaki mam z warstwą graficzną w GOTHAM ACADEMY to kolory. Na początku tomu dowiadujemy się, że Kerschla kolorowało aż sześć osób i to niestety widać. Niestety nie jestem w stanie powiedzieć kto konkretnie jakie strony kolorował, ale gdzieniegdzie dostrzec można, że niektórzy bardzo dobrze rozumieli się z rysownikiem, inni zaś nie do końca chyba wiedzieli co zrobić, przez co rzuca się spory rozjazd w kolorach w środku komiksu.

Do trejda dorzucona jest zaskakująca ilość dodatków. oprócz standardu pod postacią kompletnej galerii okładek wariantowych, otrzymujemy także fragment scenariusza pierwszego zeszytu, a także szkice wyjaśniające projektowanie niektórych elementów fabuły. Rzuciło mi się w oczy także to, że DC Comics odeszło nieśmiało od standardu wydawania zbiorów, jaki narzuciło sobie od startu New 52. na grzbiecie nie znajdziemy więc tego dziwnego prostokąta, który zastąpiony został przez małą grafikę, a sam tytuł napisano niebieską czcionką. Dla mnie jest to zmiana na plus.

GOTHAM ACADEMY to komiks, na który czekałem od dłuższego czasu i zupełnie nie żałuję wydanych na niego pieniędzy. Nie jest to coś, co stanowi regułę w ofertach takich wydawnictw jak DC czy Marvel, a ponieważ przy okazji jest to kawałek naprawdę uroczego, sprawnie i konsekwentnie prowadzonego komiksu, naprawdę warto abyście się nim zainteresowali. Oceniam go bez cienia wątpliwości na 5/6

GOTHAM ACADEMY VOL. 1: WELCOME TO GOTHAM ACADEMY do nabycia w ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz