Recenzja komiksu BATMAN: ETERNAL VOL. 2, który ukazał się w Polsce
nakładem wydawnictwa Egmont jako WIECZNY BATMAN TOM 2.
Dosyć szybko po premierze w
naszym kraju pierwszego tomu serii, w moich rękach znalazł się kolejny zbiór
przygód Batmana i jego bat-rodzinki opisanych na łamach WIECZNEGO BATMANA.
Warto przy tym podkreślić, że już na samym wstępie widać gołym okiem, że tom
ten nie jest tak imponujących rozmiarów, jak pierwszy komiks cyklu. Tym razem
dostajemy bowiem nie 21, a tylko 13 odcinków, a wszystko w dokładnie takiej
samej cenie (!) Zawdzięczamy to jednak amerykańskiemu wydawcy, który pomimo
różnej objętości poszczególnych tomów – 21, 13 i 19 zeszytów – umieścił na ich
okładce jednolitą cenę 40 dolarów bez jednego centa. Rodzi się w związku z tym oczywiste
pytanie, czy warto zainwestować okładkowe 99,99zł (oczywiście w większości
sklepów internetowych cena ta jest znacznie bardziej atrakcyjna) i sięgnąć po
drugą, szczuplejszą odsłonę WIECZNEGO BATMANA, czy też przeznaczyć fundusze na
coś innego?
Nie ukrywam, że pierwszy tom
okazał się na tyle zadowalającym produktem, że choćby ze zwykłej ciekawości
postanowiłem zapoznać się z kontynuacją tego, co pierwotnie nakreślili Scott
Snyder oraz James Tynion IV. Nazwisko Snydera pojawia się, i to nawet jako
pierwsze, na okładce, ale scenarzysta ten nie przyłożył ręki do żadnego z
rozdziałów. Te są wyłącznie autorstwa Jamesa Tyniona IV, Raya Fawkesa, Tima
Seeleya oraz Johna Higginsa, zaś Snyder robi tutaj wyłącznie za marketingową
przynętę dla czytelników, którzy widząc jego nazwisko łatwiej sięgną po komiks.
O ile w pierwszych rozdziałach można było odczuć, że Snyder rzeczywiście
nakreślił jakiś ogólny plan działania i osobiście napisał prolog, o tyle w
odsłonach 22-34 wyczuć można większą swobodę biorących udział w projekcie
scenarzystów, co niekoniecznie musi oznaczać wyższy poziom. Dysponując bogatą
galerią łotrów oraz herosów zamieszkujących Gotham, mieli chyba po prostu za
zadanie możliwie jak najdłużej rozciągnąć pewne wątki, z czego jedne okazały
się dosyć interesujące, zaś inne wręcz irytujące.
Falcone oraz Pingwin odegrali
swoje role, czas zatem na kolejną postać z cyklu „złoczyńca odcinka”. Głównym
przeciwnikiem Batmana jest w drugim akcie Hush, który, jak pamiętamy, pojawił się
pod koniec poprzedniej części w jaskini nietoperza. Człowiek, który od dawna
nienawidzi Bruce’a Wayne’a za to, że sam nie jest i nigdy nie będzie Brucem
Waynem (znam wiele bardziej przekonywujących motywów), ukrywający swoją twarz
za bandażami niczym jakaś podróba Unknown Soldiera, sieje spustoszenie i
podgrzewa dosyć już zaawansowaną temperaturę w mieście. Wykorzystując
złoczyńców pokroju Architekta (ten z GATES OF GOTHAM) sprawia, ze panika i
chaos w Gotham narastają. Hush zostaje niestety zbyt łatwo jak dla mnie
powstrzymany, ale za to ostatnia strona znów szokuje, pokazując, że jak dotąd
wszyscy okazują się jedynie pionkami, zaś prawdziwy król szachownicy ukrywa się
jeszcze gdzieś w cieniu.
W Gotham po ostatnich
wydarzeniach wprowadzony zostaje stan wyjątkowy, policja otrzymuje za sprawą
Barda większe uprawnienia, wyznaczona zostaje godzina policyjna. Współpracujący
z Hushem komisarz jest tym razem pozbawiony tej aury tajemniczości, jaka
otaczała go w poprzednim tomie, jest też rozpisany znacznie słabiej, jego wątek
rozgrywa się gdzieś w tle. Do przodu ani na krok nie posuwa się też sprawa z
aresztowanym Jimem Gordonem. Co zatem wybija się na pierwszy plan pytacie?
Według mnie wszystko i nic. Niby główne skrzypce gra Hush, ale w rzeczywistości
dostajemy mieszankę kilku wątków, w których ponownie przewijają się drugoligowi
złoczyńcy. Akcja skacze z jednego miejsca do drugiego, a dużo postaci pojawia
się i znika, nic nie wnosząc swoją obecnością. Są tu chyba na takiej zasadzie,
iż jako bohaterowie, czy też złoczyńcy z Gotham City muszą zaliczyć swoje
reklamowe pięć minut. Nie jestem zwolennikiem takiego ciągnięcia pewnych wątków
na siłę, czy też sięgania po mało interesujące postacie drugiego, albo nawet
trzeciego planu, stąd niejednokrotnie wyczuwałem nudę podczas lektury.
Na szczęście było też kilka
interesujących tematów, jak chociażby rewelacje dotyczące rodzinnych powiązań
Seliny Kyle. Jest to oczywiście preludium do tego, jaką rolę Catwoman odegra w
kolejnej odsłonie czy też na łamach własnej serii. Stephanie Brown dostaje tym
razem niestety mniej czasu „antenowego”, ale mimo to potrafi go nieźle
wykorzystać i udowodnić, że sprytem dorównuje własnemu ojcu. W nowej roli
odnajduje się nadspodziewanie szybko i pewnie Julia Pennyworth, zaś uśmiech
zadowolenia na twarzy wywołuje występ Alfreda. Pomijając już fakt, że lokaj
zbyt łatwo powrócił do pełni sił po ataku Husha, to jego dynamiczny duet z
Banem oraz to, jak Alfie wychodzi z całej sytuacji, uważam za fajne i oryginalne
rozwiązanie. Nie jest to jeszcze ten Alfred, który daje łupnia eSowi na łamach
INJUSTICE: GODS AMONG US, ale i tak jest się z czego przez chwilę cieszyć.
Z innych wartych odnotowania
rzeczy trzeba koniecznie wspomnieć o zniszczeniu Azylu Arkham. Podczas gdy na
górze rozpętało się prawdziwe piekło i miasto opanował chaos, również w
podziemiach miasta za sprawą diakona Blackfire rozpętuje się małe piekło.
Obecność Batwinga z cyklu tych na siłę, czy niczym nie poparta pomoc
Blackfire’owi ze strony Joker’s Daughter mogą trochę razić, ale za to dostajemy
punkt wyjściowy do mini serii ARKHAM MAYNOR. Pojawia się również małe światełko
w tunelu, jeśli chodzi o odnowienie relacji na linii Batman – batrodzinka,
które ze zrozumiałych względów pogorszyły się wraz z zakończeniem DEATH OF THE
FAMILY. Ogólnie mówiąc, jeśli ktoś lubi dużo akcji i wiele bohaterów/złoczyńców
upakowanych w jednym miejscu, a potrafi przymknąć oko na niedoróbki
scenariuszowe i pewne nielogiczne rozwiązania, to powinien być
usatysfakcjonowany.
WIECZNY BATMAN TOM. 2 nie jest
żadnym wyjątkiem od reguły i stanowi dobry przykład na to, że środkowe części
praktycznie każdej większej historii charakteryzują się lekkim spadkiem
poziomu, w stosunku do szokującego, napakowanego różnymi fajerwerkami prologu.
Słabszych momentów jest tym razem trochę zbyt dużo, przez co pozostaje trochę
niedosyt i wrażenie, że twórcy chcą po prostu przeczekać i przygotować wszystko,
co najlepsze, na sam koniec. Przez chwilę wydaje się nawet, że całość zmierza do
szczęśliwego zakończenia, ale finalne strony przynoszą ze sobą małą bombę,
która znów stawia bohaterów praktycznie w punkcie wyjścia. Do rysunków,
podobnie jak w poprzednim tomie, właściwie nie mam żadnych zastrzeżeń. Naprawdę
ciężko w tym momencie przewidzieć, w jakim kierunku pójdą teraz twórcy. Czy
zaserwują nam coś w stylu trzymającego w napięciu śledztwa połączonego z
elementami horroru, jakich doświadczyliśmy w pierwszym tomie? A może będzie to
ponownie komiks nastawiony na mnóstwo akcji, gdzie zamiast ciekawych dialogów
uświadczymy wiele spektakularnych pojedynków, eksplozji itp.? Po przeczytaniu
drugiego z trzech aktów moje oczekiwania co do całej serii nieco spadły, ale
nadal chcę poznać zakończenie i dowiedzieć się, jak potoczą się losy Gordona,
Barda, a także kto jest autorem całego spisku. Z każdą odsłoną potencjalnych
kandydatów ubywa.
Ocena: 3,5/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: ETERNAL #22 – 34.
Drugi tom WIECZNEGO BATMANA znajdziecie w sklepie ATOM Comics.
Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz