wtorek, 14 czerwca 2016

HARLEY QUINN VOL. 1: MIEJSKA GORĄCZKA

Harley Quinn to prawdopodobnie jedna z najsłynniejszych, najbardziej uwielbionych przez popkulturę postaci z uniwersum DC. Ostatnio często traktowana jako swego rodzaju odpowiednik Deadpoola, równie niekonwencjonalny, zwariowany i rozpoznawalny. Jej sława wciąż wzrasta, szczególnie od kiedy ogłoszono, że będzie jedną z głównych bohaterek filmu Suicide Squad, a później być może też własnego.



Mimo że rozpoczęła swój żywot w serialu animowanym, szybko została zaimplementowana do komiksów, przez wiele lat trwając w swojej roli z kreskówki – roli szalonej, nieobliczalnej asystentki Jokera, pałającej do niego ogromną, wyniszczającą miłością. Już od dłuższego czasu jednak nie jest to jedyne wcielenie doktor Quinzel, jako że niejednokrotnie próbowała się ona odciąć od osoby Księcia Zbrodni i rozpocząć działalność – czy to jako typowy villain, czy może skłaniając się nieco w stronę bycia antybohaterem – na własną rękę. Dostała więc solową serię, innym razem połączyła siły z Catwoman i Poison Ivy, aby wspólnie łamać prawo w dobrej wierze.

New 52 kontynuowało odsuwanie Harley od Jokera i obsadzenie jej na własnej ścieżce. Na początku została członkiem Suicide Squadu, gdzie co prawda zahaczyła w pewnym momencie o tę postać, ale większość czasu poświęcała na bycie swoją własną antyheroiną. Dostała też solową serię, której to fragmentowi przyjrzę się w tej recenzji. Pierwszy tom zawiera w sobie numery od #0 do #8.

MIEJSKA GORĄCZKA to pierwszy tom zbiorczy serii Harley Quinn z New 52. Wydanie rozpoczyna się od prawdziwej perełki – wstępu, którego każda strona narysowana została przez innego legendarnego artystę związanego z DC. Znajdziemy tam prace Darwyna Cooke'a, Jima Lee, Adama Hughes, Waltera Simonsona, a także Bruce'a Timma - jednego z twórców postaci Harley. Dopiero po tym cieszącym oczy rozpoczęciu przechodzimy do właściwej historii.

Scenariuszem do niej zajął się Jimmy Palmiotti, a rysunkami Amanda Conner i Chad Hardin. Fabuła jest równie zwariowana i beztroska, jak sama bohaterka. Widzimy, jak Harley wprowadza się do nowego mieszkania, co jest wymówką do zasypania jej mnóstwem dziwacznych i szalonych przygód: raz postanawia uwolnić tkwiące w schronisku psy, kiedy indziej – likwiduje byłych agentów ZSRR, gra w roller derby czy próbuje podjąć pracę jako psychoterapeutka. Mamy okazję zobaczyć tu Harleen z bardziej ludzkiej strony, w życiu codziennym, gdzie poza nieprzerwanym strzelaniem do terrorystów i próbowaniem zabicia Batmana, pałęta się po klubach, nawiązuje przyjaźnie ze współlokatorami i flirtuje. To wszystko w towarzystwie swojego wypchanego, gadającego bobra – coby nie było zbyt codziennie i zwyczajnie.

Przedstawione wydarzenia są, jak widać po opisie, beztrosko radosne, absurdalne i nietrzymające się żadnych zasad. Całość wypełniona jest humorem – abstrakcyjnym, często niewyszukanym, slapstickowym, a także pełnym popkulturowych smaczków, nawiązań i mrugnięć okiem. Nie zabrakło też cechy, która nie jest co prawda charakterystyczna dla tej bohaterki, ale idealnie wpasowuje się w konwencję: łamania czwartej ściany. Nie jest to na szczęście zbyt mocno wyeksploatowane, przez co nie ma czasu się znudzić – twórcy wiedzieli, co robią.

Oprawa graficzna autorstwa Amandy Conner i Chada Hardina doskonale uzupełnia opowieść, przy okazji ciesząc oczy także jako osobne prace. Użyta kreska jest naprawdę śliczna. Harley wygląda tu przeuroczo, chociaż należę do osób, którym jej nowy kostium zupełnie nie przypadł do gustu – tutaj wypada całkiem ładnie. Rysunki są niesamowicie dynamiczne, barwne i pełne życia – perfekcyjnie oddają dziką, pędzącą akcję.

Podsumowując, MIEJSKA GORĄCZKA to Harley Quinn w pigułce. Komiks idealnie oddaje charakter postaci, przedstawiając banalnie prostą, absurdalną historię, będącą jedynie pretekstem do nieograniczonej niczym, radosnej zabawy. Niebezpieczna socjopatka uzbrojona w wielki młot ma tu ogromne pole do popisu, a jej przygody mogą kojarzyć się w charakterze z tymi, które przeżywają inni ulubieńcy fanów: Deadpool i Lobo.

Komiks nie próbuje udawać, że jest czymś więcej niż tylko dawką bezpardonowej, kolorowej demolki, pełnej niewybrednych żartów i puszczania oka do czytelników. Jeśli podejdzie się do tego, oczekując czegoś odkrywczego czy w jakikolwiek sposób ambitnego – cóż, można się srodze zawieść. Jeżeli jednak najdzie kogoś ochota na lekką, radosną, traktującą się z dystansem historyjkę, która w dodatku dostarczy sporo śmiechu – doskonały wybór! Możliwe jednak, że specyficzny klimat nie podejdzie każdemu, zwłaszcza osobom o bardziej wysublimowanym poczuciu humoru… ale hej, czasami miło się tak odmóżdżyć. Zwłaszcza, że komiks raczej nie obraża niczyjej inteligencji, a po prostu bawi się wszystkim, co akurat się nawinie.


Ocena: 5/6

Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Opisywany komiks można nabyć w sklepie Atom Comics.

Recenzję amerykańskiego wydania, którą swego czasu napisał Dawid, znajdziecie tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz