środa, 29 kwietnia 2015

CONSTANTINE VOL. 1: THE SPARK AND THE FLAME

Odświeżona wersja Johna Constantine'a specjalnie na potrzeby New 52



Bardzo długo zbierałem się do przeczytania tego komiksu. Serial stacji NBC bardzo mnie wciągnął, a poprzednie przygody Constantina jeszcze z serii HELLBLAZER czytałem mniej więcej dwa lata temu, więc jednak postanowiłem, że kupię vol. 1 i przekonam się na własne oczy jak bardzo New 52 wpłynęło na tę postać.  Słyszałem o nim więcej złych rzeczy, niż dobrych, ale ostatecznie skusiło mnie nazwisko Lemire na okładce. 
  
Na samym początku ostrzegę, że nie jest to John jakiego znamy z Vertigo, więc wszyscy fani starych serii będą się czuli zawiedzeni nowym wizerunkiem postaci. Po raz pierwszy od czasu relaunchu zadebiutował on w JUSTICE LEAGUE DARK, gdzie sprawiał wrażenie bardziej barwnej postaci, niż we własnej solowej serii.  Ray Fawkes i Jeff Lemire aż za bardzo starali się zrobić z niego luzaka, który nie przejmuje się niczym, poświęca przyjaciół dla większego dobra i wychodzi zawsze z każdej opresji bez większego problemu. 

Głównym przeciwnikiem w serii jest ugrupowanie o nazwie "The Cold Flame". W jego skład wchodzą potężni magowie tacy jak Sargon, Mr. E i Tannark, którzy chcą doprowadzić do zniszczenia Constantine’a. Niestety nawet oni wypadli trochę nijako i bezbarwnie. Na każdym kroku John natrafiał na zagrożenie z ich strony, zawsze urządzali manifestacje siły, która miała być nieporównywalnie większa od tej, jaką dysponował tytułowy bohater, lecz on i tak zawsze jakoś się wymykał. Przypominało to trochę zabawę w kotka i myszkę, z tym, że ten drugi ucieka od kłopotów z niebywałą łatwością. Świadomość kosztu, jaki niesie ze sobą używanie magii zawsze towarzyszy Johnowi. W tym komiksie również jest to wszystko nakreślone, lecz wygląda to tak, że więcej się o tym mówi, niż się to pokazuje. 

Sporo już napisałem o wadach, czas wspomnieć troszkę o mocnych stronach komiksu, lecz jest ich niestety nie tak wiele. Niewątpliwie największym plusem są dialogi. Tutaj wreszcie można poczuć powiew starego, dobrego Johna Constantina. Cięte riposty i typowy dla niego humor sprawiły, że czas, który poświęciłem na przeczytanie nie był do końca zmarnowany. Również pojedyncze historyjki wplecione w całość, jak próba otrucia w samolocie, czy podróż z  dawną znajomą, Julią, po Londynie okazały się najmilszym akcentem komiksu i pokazały zdecydowanie ciekawszą stronę maga. Również narracja stała na bardzo dobrym poziomie i właśnie tam można było odczuć dotyk Lemira. Pozwala wczuć się choć odrobinę w klimat, oraz wdraża nas w całą sytuację z charakterystycznym dla tej postaci angielskim humorem i odrobiną sarkazmu. 

Pojawiły się też dwa gościnne występy. Pierwszy to krótka scena z Zatanną, a drugi to historia z udziałem Shazama. Ta pierwsza postać jest świetnie stworzona. Od razu możemy wyczuć napięcie między nią, a Johnem. Niestety czarodziejka zaliczyła tylko krótki epizod. Inaczej sprawa się ma z Shazamem, który dostał cały zeszyt dla siebie, ale wypadł już jednak bardzo nijako, a cała sytuacja z jego udziałem nie była najwyższych lotów.

Trochę za połową albumu Ray Fawkes działa już sam. Już nawet bez sprawdzania podczas lektury można zwrócić uwagę na brak Lemire’a. Uświadomiłem sobie wtedy, że jedyne co było dobre wychodziło od niego. Zniknęły przebłyski dobrej historii, a komiks do samego końca mi się dłużył i nie mogłem się doczekać końca.

Na sam koniec wspomnę o rysunkach stworzonych przez Marcelo Maiolo i Renato Guedesa. Są one niewątpliwie bardzo dokładne i narysowane w ciekawy, charakterystyczny sposób. Doskonale oddały klimat, jaki zawsze towarzyszy Johnowi. Były mroczne, a artyści zastosowali niezłą grę światłem. Widać, że bawili się formą, ale zachowali przy tym idealne proporcje. Bardzo podobało mi się otoczenie, które tworzyli, szczególnie ulice Londynu i wnętrza pomieszczeń, które zrobili z zachowaniem szczegółów.

Podsumowując w kilku słowach. Komiks nie jest tym, do czego przyzwyczaili się fani Johna Constantine’a. Jest w dużej mierze bezbarwny, ale za to cały tom jest bardzo ciekawie i klimatycznie narysowany. Można sięgnąć po niego ze względu na rysunki, lecz jeśli szukacie dobrej, wciągającej historii, to zdecydowanie odradzam. Lepiej wrócić do starego, dobrego Hellblazera.

Ocena: 2+

Michał Hedrych

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów CONSTANTINE #1 – 6

Powyższy komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz