Scott Snyder swoją przygodę z
Człowiekiem-Nietoperzem zaczął na łamach serii DETECTIVE COMICS, która dobiegła
końca tuż przed wydarzeniem znanym jako Flashpoint.
DC pozwoliło scenarzyście na przejęcie jednej z najpopularniejszych regularnych
serii m.in. w ramach zasług za to, co Scott uczynił z komiksem AMERYKAŃSKI
WAMPIR. Szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę i przynajmniej w moim
odczuciu otrzymaliśmy dzieło dorównujące takim klasykom, jak ROK PIERWSZY czy
DŁUGIE HALLOWEEN.
THE BLACK MIRROR to komiks, którego
akcja rozgrywa się czasie, gdy Bruce Wayne dopiero co powrócił z martwych
(został za takiego uznany po pamiętnym starciu z Darkseidem na łamach FINAL
CRISIS) i rozpoczął realizację nowej misji oraz tworząc organizację Batmanów
znaną jako Batman Incorporated. Bruce był bardziej zaangażowany w globalne
unicestwienie problemu zła i przestępczości, przez to rolę obrońcy Gotham City
pozostawił jeszcze na jakiś czas Dickowi Graysonowi. Były Robin sam założył
maskę Batmana krótko po zakończeniu FINAL CRISIS, gdy w mieście panowało
bezkrólewie, a teraz dostał od swojego mentora kolejny kredyt zaufania i szansę
pokazania, że jest ze wszech miar godzien powierzonego mu zadania. Przy okazji
mamy okazję przekonać się, że komiks o Batmanie, za którego maską nie skrywa
się twarz Bruce’a Wayne’a może być równie, a może nawet bardziej interesujący.
Dicka Graysona w roli Batmana
zdarzyło mi się czytać i oglądać już wcześniej za sprawą chociażby Tony’ego
Daniela, lecz niestety nie wspominam tego okresu jakoś szczególnie. Grayson
pisany przez Salwadorczyka cechował się tym, że obrywał zawsze i od każdego,
nawet od nastolatków i popełniał irytującą ilość prostych, wręcz głupich
błędów, jakie takiemu superbohaterowi nie przystoją. Tym razem jest z goła
inaczej, a duża w tym zasługa scenarzysty, który skupił się na bardziej
ludzkich, zwyczajnych, osobistych i rodzinnych problemach obu głównych
bohaterów. Obu? Nie jest to pomyłka, gdyż Dick Grayson/Batman „dzieli się”
miejscem w omawianym komiksie z komisarzem Jamesem Gordonem.
To nie jest jakieś epickie
wydarzenie z masą tie-inów, które zatrzęsie całym Gotham, czy też całym
Uniwersum DC zmieniając je nie do poznania. To nie jest nawet typowy komiks
superbohaterski z dużą ilością liczących się, znanych i lubianych superzłoczyńców.
Mamy tutaj dwie historie, dwie zasadnicze części, z czego jedna skupia się na
Batmanie, zaś druga dotyczy Gordona i jego rodziny.
Twórca sięgnął po nowych
przeciwników i stworzył wokół nich perfekcyjną od początku do samego końca
tajemnicę, która wciąga, zaskakuje i niejednokrotnie przeraża. Roadrunner,
Tiger Shark oraz The Dealer to oryginalne i nieźle rozpisane postacie, ale
wisienką na torcie jest sięgnięcie po zapomnianego od dawna Jamesa Gordona
Juniora. To on jest głównym antagonistą Batmana i komisarza w tej opowieści, to
on spina jedną klamrą wszystkie części zbioru i to on okazuje się większym
psychopatą, bardziej inteligentną „bestią”, niż sam Joker. Może i jest tu
widoczna jakaś powtarzalność związana z człowiekiem, który nagle zamienia się w
żądnego krwi i zemsty psychopatę, jakich w Gotham wiele, ale to naprawdę nie
przeszkadza. Jeśli takie postacie są ciekawie wprowadzane, to od czasu do czasu
ktoś nowy mi naprawdę nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie.
To, w jaki sposób sportretowany
został James Gordon junior jest iście genialne. Cała otoczka związana z jego
powrotem do miasta, mroczne tajemnice z dzieciństwa, śledztwo sprzed lat, które
do tej pory pozostawało niewyjaśnione, wewnętrzne tragedie rozgrywające się w
głowach i sercach jego rodziców oraz siostry – wszystkie elementy składają się
na solidny dreszczowiec, który porusza ważne tematy i daje do zastanowienia.
Co do Jokera to zalicza
symboliczny występ gdzieś bliżej końca opowieści i okazuje się, że nawet przez
ten krótki moment jest to lepiej ukazany klaun, aniżeli zobaczymy później na
łamach całego Death of the Family. Pokazuje
to krytykom, że Snyder wbrew pozorom potrafi pisać mroczne i straszne historie
z klasycznym Jokerem, którego wcale nie trzeba odzierać z twarzy i czynić go
nieśmiertelnym, aby zaciekawić czytelnika.
Grayson oraz Gordon toczą
codzienną walkę z Gotham City, gdyż to tak naprawdę miasto jest tworem
ukształtowanym i napiętnowanym przez Snydera jako największy przeciwnik obu
stróżów prawa i porządku. Gotham, miasto koszmaru, zła i zepsucia rodzi
kolejnych szaleńców oraz psychopatów, z którymi co rusz przychodzi się zmierzyć
głównym bohaterom. Co ciekawe pomimo, że pod ich nogi wciąż rzucane są kolejne
kłody nie zamierzają spocząć, gdyż są spragnieni tej adrenaliny i mierzenia
swoich sił przeciwko nowym wyzwaniom ze strony Gotham. W tym wypadku są to
chociażby elity miasta, które w ramach rozrywki nabywają na aukcji przedmioty
należące do groźnych kryminalistów.
Wizualizacja skryptu Snydera jest
iście wyśmienita. Dobór ilustratorów okazał się niezwykle trafny, dzięki czemu
możemy podziwiać prace Jocka oraz Francesco Francavilly. Ten pierwszy bardzo
dobrze czuje się rysując dynamiczne i ociekające horrorem sceny z udziałem
Batmana, natomiast Francavilla jest mistrzem suspensu, trillera oraz klimatu z
gatunku noir. To głównie jego zasługa (odpowiada także za perfekcyjnie użyte
kolory poszczególnych kadrów bazując głównie na różnych odcieniach błękitu oraz
czerwieni), że dramat rodziny Gordonów jest tak wciągający i trzymający w
napięciu. Warto dodać także genialne okładki wykonane przez Jocka, który lubuje
się w takich zadaniach i kocha tworzyć duże, zapadające w pamięć i wymowne
kadry. Obaj rysownicy mają wprawdzie odmienne style, ale przeplatanie się ich
nawzajem w zależności od potrzeb historii okazuje się mistrzowskim posunięciem
i niezwykle sprawdza się w tym zbiorze. Trudna i ryzykowna to sztuka, ale tutaj
się udała, za co wszystkim tworzącym komiks należą się słowa uznania.
BATMAN: THE BLACK MIRROR to jak
do tej pory najlepszy komiks Scotta Snydera, jaki miałem okazję przeczytać. Podczas
lektury jest takie wewnętrzne przeczucie, że ma się styczność z czymś
niebanalnym, ponad przeciętnym, do czego na pewno będzie się wielokrotnie
wracać. Wszyscy autorzy tej brutalnej, mrocznej i traktującej o radzeniu sobie
z przeciwnościami losu historii stanęli na wyżynach swoich umiejętności, co
zaowocowało spójną i trzymającą od początku do końca opowieścią o Gotham i jego
specyficznych mieszkańcach. Snyder wyjątkowo dla siebie samego stworzył nawet
zgrabne zakończenie, z czym będzie miał potem duży problem pisząc BATMANA w
ramach New 52. Komiks praktycznie bez żadnych wad, a jeżeli takowe są, to na
tyle mało znaczące, że nie warto się nimi przejmować. Run Scotta Snydera na łamach
DETECTIVE COMICS VOL. 1 zaliczam do grona tych najwybitniejszych, z jakimi
miałem okazję się zapoznać i nie pozostaje mi nic więcej, jak wystawić mu
maksymalną ocenę oraz zachęcić do jego przeczytania tych, którzy jeszcze tego
nie zrobili. Naprawdę warto!
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów DETECTIVE COMICS VOL. 1
#871 – 881
Ocena: 6/6
Dawid Scheibe
Komiks ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont. Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Powyższe wydanie zbiorcze znajdziecie w sklepie Atom Comics - www.atomcomics.pl
Komiks ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont. Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.
Powyższe wydanie zbiorcze znajdziecie w sklepie Atom Comics - www.atomcomics.pl
"przynajmniej w moim odczuciu otrzymaliśmy dzieło dorównujące takim klasykom, jak ROK PIERWSZY czy DŁUGIE HALLOWEEN."
OdpowiedzUsuńCiekawe, ciekawe. Aż tak dobry jest? Recenzja bardzo zachęcająca. Fajnie, że już w czerwcu Egmont go wyda!
ja uważam za najlepszy bat-komiks Snydera. warto mieć.
UsuńRoku pierwszego nie czytałem, ale rzeczywiście poziom Long Haloween trzyma. Wielkie wrażenie zrobiła na mnie kreska FF. Recka dobra choć moim zdaniem ujawnia pewne kwestie które przynajmniej dla mnie były długo niejasne...
OdpowiedzUsuńROK PIERWSZY to najlepszy komiks z Batmanem w historii.
OdpowiedzUsuń