Trzeci tydzień eventu znów nas nie rozpieścił.
COVERGENCE #3 trzyma poziom
poprzednich numerów, czyli nie znajdziemy w nim nic, co mogłoby
zachwycić. Mamy za to śmierć jednej postaci z Ziemi-2. I wiecie co?
Ładunek emocjonalny w tej scenie jest ujemny. Rozpisanie postaci
jest płytkie i zawiera w sobie nietrafiony melodramatyzm. Ciekawi mnie,
czy kiepska jakość eventu to zasługa tego, że scenarzysta Jeff King
mimo doświadczenia w TV jest jednak komiksowym debiutantem, czy też może
wina leży po stronie Scotta Lobdella, "architekta"
CONVERGENCE. Z Lobdellem jest taki problem, że to wyrobnik piszący
wciąż w stylu lat 90-tych.
Jest anegdota, na temat tego, jak
powstała w Marvelu historia z Onslaughtem. Głosi ona, że podczas
zebrania autorów Scott przedstawił swą wizję, jak to X-Meni siedzą w
swej posiadłości i nagle słyszą krzyk. Mutanci wybiegają
na dziedziniec, gdzie leży pobity prawdziwy twardziel - Juggernaut.
Przed utratą przytomności udaje mu się wypowiedzieć jedynie imię tego,
który go tak sponiewierał: "Onslaught". Ludzie w Marvelu byli zachwyceni
pomysłem i dopytywali Lobdella, co dalej. Ten
jednak nie wiedział, bo wymyślił jedynie tę scenę, która wydawała mu
się fajna. I wokół tej jednej sceny zbudowano cały event.
Po pastwieniu się nad główną mini
serią, teraz zajmę się tie-inami. Fakt, że nie lubię niektórych postaci
i/lub czasami oldschool był dla mnie nie do strawienia sprawił, że
mogłem z góry skreślić kilka niezgorszych komiksów.
Nie podeszły mi: ADVENTURES OF SUPERMAN, HAWKMAN, GREEN LANTERN CORPS, SUPERBOY AND THE LEGION OF SUPERHEROES.
Czytało się całkiem nieźle:
WONDER WOMAN – choć Diana nie
błyszczy w tej historii, to warto sprawdzić dla horrowego klimatu z
udziałem postaci z uniwersum RED RAIN.
NEW TEEN TITANS – zabrakło w tym
zeszycie rysunków Pereza, ale Wolfmanowi udało się zachować „magię” jego
kultowego runu w NTT sprzed lat.
BATMAN AND THE OUTSIDERS – formuła
eventu w tym wypadku nie zawiodła i zagrała na emocjonalnej nucie na
tyle dobrze, że z uwagą śledziłem losy postaci, które w ogóle mnie nie
interesują.
Satysfakcjonującą lekturę zapewniły:
SWAMP THING
O dziwo, siłą tego zeszytu nie jest
scenariusz Weina – współtwórcy Swampy’ego, a oprawa graficzna. Gotycki
horror, bo tak najlepiej można opisać styl rysunków Jonesa jest wręcz
stworzony do rysowania tej postaci, jego świata
i oczywiście wampirów.
THE FLASH
Abnettowi udało się napisać
niezwykle przystępny numer pełen monologów, a mimo to w ogóle nie czuje
się nadmiaru tekstu. Trudno mi przypomnieć sobie, kiedy czytałem tak
dobrze napisanego Barry’ego Allena.
JUSTICE LEAGUE OF AMERICA
Justice League Detroit jest retro
do bólu, a mimo to Nicieza sprawił, że mają swoje pięć minut i wybijają
się pośród innych tie-inów. Ci, którzy tęsknili za Ralphem Dibny i jego
żoną Sue będą zadowoleni po lekturze.
Cały ten event to słabizna na poziomie trinity war. Dla mnie najlepszy z dotychczasowych convergenców to nr 0. Reszta to większości takie pierdu, pierdu o tym, że danym bohaterom ciężko żyło się pod kopułą, a teraz będzie jeszcze ciężej bo trzeba walczyć z innymi. No i ta prymitywnie słaba seria główna. Leciwe Marvel vs DC było już lepsze, żwawsze, z większym polotem i składało się tylko z czterech, a nie ośmiu zeszytów. No i sam Amalgam był ciekawszy niż te flakowate bitwy pomiędzy miastami.
OdpowiedzUsuń