Drugi sezon
GOTHAM ruszył już ponad miesiąc temu i kilkukrotnie już natrafiłem na opinie
mówiące o tym, że serial ten nie stoi już na tak niskim poziomie jak pierwsza
transza odcinków. Przygody młodego Jima Gordona nie przypadły mi do gustu i
mniej więcej w połowie ubiegłej serii zdecydowałem się porzucić dalsze
oglądanie tej produkcji. Jednak zachęcony wspomnianymi przed chwilą,
pozytywnymi słowami od kilku osób zdecydowałem się przeczytać streszczenia
odcinków, których nie widziałem oraz obejrzeć trzy epizody drugiej serii.
dzisiejszy KĄCIK KOMIKSIARZA poświęcę na to, by wyjaśnić dlaczego moim zdaniem
GOTHAM nadal jest najgorszym serialem z bohaterami DC Comics.
UWAGA NA
SPOILERY!!!
Przypomnę
może szybko, że obejrzane przeze mnie trzy odcinki tworzą właściwie jedną
całość i skupiają się na wydostaniu z Arkham grupy osadzonych tam więźniów.
Wkrótce ekipa ta zaczyna siać spustoszenie na ulicach miasta, a jej
nieformalnym liderem jest Jerome, sugerowany przez twórców serialu na
przyszłego Jokera. To oczywiście tylko zalążek fabuły, ponieważ wspomniane
odcinki poruszają także kilka innych wątków, z których większość była już
zarysowana w czasach pierwszego sezonu. Mam tu na myśli Pingwina, Nygmę, Selinę
Kyle czy wreszcie młodego Bruce’a Wayne’a, który nadal najczęściej
niepotrzebnie zajmuje czas antenowy i irytuje widza.
Przejdźmy
jednak do konkretów.Po obejrzeniu i „przetrawieniu” trzech wspomnianych epizodów nowego sezonu GOTHAM, dochodzę do wniosku, iż ten serial nie wnosi nic świeżego, wręcz powiela schematy, które jeszcze bardziej zniechęcają do seansu. Konwencja, jaką wybrali dla produkcji jej twórcy
kompletnie mi nie leży. Niejednokrotnie pewnie słyszeliście opinie mówiące o
tym, że THE FLASH nie wstydzi się swojej komiksowości i czerpie z niej pełnymi
garściami. Uważam, że twórcy GOTHAM również lubią pokazywać, że realizują
serial z postaciami z historii obrazkowych, lecz po prostu robią to źle.
Wiadomo,
tego typu seriale prawa fizyki oraz logikę traktują dość swobodnie, serwując
nam sceny typu: zamrażanie laserów przez Kapitana Colda w jednym z ostatnich
epizodów przygód Barry’ego Allena. O ile jednak mając na pokładzie takie
postacie jak Cisco czy Felicity, którzy to swoim pseudo-naukowym bełkotem
potrafią sprzedać naprawdę dużo głupot w ARROW i THE FLASH, o tyle w GOTHAM to
już nie przechodzi i wszystkie uproszczenia fabularne wychodzą nie tak jak
powinny. To właśnie w tym serialu udowadnia się nam, że praktycznie każdy jego
pozytywny bohater, oczywiście za wyjątkiem Jima Gordona, jest praktycznie
pozbawiony mózgu. Przykłady? Otóż w drugim epizodzie obecnego sezonu
postanowiono pokazać nam, że cały komisariat policji w Gotham jest w stanie
uwierzyć, iż Jerome’a i resztę wariatów z Arkham uwolnił jego ojciec. Co w tym
dziwnego? A no to, że był on starym, zniedołężniałym, biednym i niewidomym
mężczyzną, ale i tak wszyscy oprócz Gordona przez moment uwierzyli, że był on w
stanie zaplanować i przeprowadzić atak na azyl. Jakby tego było mało, nikomu
nawet nie przeszło przez myśl, aby ruszyć cztery litery i sprawdzić... nagrania
z kamer. Ot, taki tam drobiazg.
Oczywiście
podobnych idiotyzmów jest znacznie więcej, lecz ten rzucił mi się najmocniej w
oczy. Z drugiej strony warto chyba jeszcze wspomnieć o akcji w teatrze, gdy
nasi dzielni policjanci obstawili wejście główne i... nic więcej. Oczywiście
jeden jedyny Jim Gordon dostrzegł uciekającą wyjściem ewakuacyjnym młodą
Catwoman.
W pierwszym
sezonie bardzo mocno narzekano na zdecydowanie przerysowana postać Fish Money.
Jeśli osoby te nadal z jakiegoś powodu tkwią przy tym serialu, na początku
nowego sezonu mają mnóstwo gotowego materiału do narzekania. Bo jeśli była
zwierzchniczka Pingwina denerwowała, to kwartet Jerome-Barbara-Theo
Galavan-jego siostra po prostu musi doprowadzać do furii. Ten pierwszy, w mojej
ocenie, bardzo dobrze sprawdził się jako bohater pojedynczego odcinka i naprawdę
nie miałbym nic przeciwko temu, aby historia tej postaci na tym się zakończyła.
Ale nie, twórcy musieli pójść dalej i po trzech odcinkach krzyczenia do widza
”patrzcie, on będzie Jokerem”, które w pewnym momencie zmieniło się w ciąg
nudnych i żenujących scen, zupełnie nie zdziwiło mnie to, że chłopak zginął.
Zresztą sama ta scena nie byłaby taka zła, gdyby nie położył jej Theo Galavan,
robiąc przedstawienie rodem z typowego docu-crime. Tu nie mam pretensji do
aktora wcielającego się w tę rolę. Zagrał co miał do zagrania, lecz totalnie
nie rozumiem decyzji reżysera, by scenę tę uczynić tak sztuczną i sztywno
zagraną, jak tylko jest to możliwe. Efekt końcowy był w mojej ocenie naprawdę
kiepski.
No i warto
jeszcze wspomnieć o Barbarze oraz siostrze Theo Galavana, która jawi się jako
postać tak charyzmatyczna, że aż musiałem sprawdzić na Wikipedii jak właściwie
ma na imię. W obejrzanych przeze mnie odcinkach udział obu tych pań ogranicza
się właściwie do bycia rozerotyzowanymi laleczkami na pokaz, oczywiście
wszystko w sosie z psychopatycznych skłonności. Jeśli taki jest pomysł na ich
udział w tym sezonie, to gratuluję najbardziej oklepanego i zarazem złego
pomysłu na świecie. Chyba nie ma w GOTHAM tak rewelacyjnie zmarnowanej postaci
jak Barbara.
Tylko kilka
słów napiszę o Pingwinie. Smutno mi się robiło patrząc na to, jak jedną ze zdecydowanie
najciekawszych i najbardziej charakternych postaci z pierwszego sezonu
sprowadzono do roli męskiego odpowiednika Fish Money. Oswald radził sobie dużo
lepiej, gdy nie był tak potwornie przerysowany jak na początku obecnego sezonu.
Ale jest
też w tym serialu parę zalet, o których warto wspomnieć. Niewiele, ale jednak.
Przede wszystkim Morena Baccarin w roli doktor Leslie Thompkins. Nie chodzi mi
tylko o to, że jest to po prostu przeuroczo wyglądająca kobieta. Przede
wszystkim wniosła ona powiew świeżości do serialu, będąc chyba jedyną osobą z
obsady, która wiarygodnie i z lekkością odgrywa swoja rolę, a przy okazji jest
takim światełkiem w tym udawanym mroku, jaki cały czas próbuje stworzyć ekipa
GOTHAM. Scena w której zaleca się do niej Alfred była po prostu cudowna i
powtórzyłem sobie ją kilka razy. Całkiem nieźle rozruszał się przy Baccarin także
i sam Ben McKenzie, który przestał straszyć widzów miną zbitego psa oraz
okazało się, że gdy mu się chce i coś da, to w sumie całkiem przyzwoicie potrafi
grać powierzoną mu rolę.
<Tu
powinien znaleźć się jakiś żenujący dowcip o związku Baccarin i McKenziego oraz
ciąży będącej jej efektem, ale się wstrzymam ;) >
Drugie
podejście do GOTHAM niczym mnie nie kupiło, a wręcz odstraszyło od tej
produkcji jeszcze mocniej. Chociaż pojęcie ”guilty pleasure” jest w mojej
głowie naprawdę szerokie, w końcu cały czas bardzo lubię oglądać ARROW, to
jednak przygody Gordona i spółki się do niego nie łapią. Trzeciego podejścia
już nie zrobię i naprawdę podziwiam wytrwałość tych z Was, którzy co tydzień
zasiadają do kolejnego odcinka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz