piątek, 27 listopada 2015

LUTHOR

Recenzja komiksu LUTHOR, który w październiku ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont.


Brian Azzarello oraz Lee Bermejo ponownie łączą swoje siły, aby tym razem przedstawić własną wizję jednego z najbardziej znanych, prawdopodobnie największego obok Jokera złoczyńcy ze świata DC. Polski czytelnik kilka lat temu miał okazję zapoznać się z komiksem JOKER wspomnianego duetu twórców wydanego w ramach cyklu „Obrazy Grozy”. Czas zatem na równie wciągającą i ciekawą opowieść o odwiecznym wrogu Supermana, który uprzykrzał życie Człowiekowi ze Stali praktycznie od samego początku jego kariery i robi to z różnym skutkiem po dzień dzisiejszy.

Przez 75 lat swojego istnienia Luthor ukazywany był przez różnych twórców w odmienny sposób, za każdym razem idąc z duchem czasu i dopasowując się do aktualnych realiów. Raz był to szalony naukowiec, innym razem biznesmen, czy też prezydent USA. W najnowszych przygodach publikowanych przez DC Comics stał się członkiem Ligi Sprawiedliwości, a nawet... władcą Apokalips! Nie zmienia się jednak jedna rzecz – od zawsze Lex stara się pokazać, że jest lepszym pod każdym względem od Supermana i sprawić, że ludzkość pokocha jego, a nie przybysza z planety Krypton.

Omawiany przeze mnie komiks nie jest typową historią z udziałem Supermana. Nie jest to nawet typowy komiks superhero. Ba, nie jest to w żadnym wypadku komiks o Supermanie, gdyż tym razem główne skrzypce odgrywa, jak wskazuje sam tytuł, Lex Luthor, a cała historia pokazana zostaje właśnie z perspektywy tego ostatniego. Brian Azzarello z większym lub mniejszym powodzeniem stara się rozłożyć na czynniki pierwsze sposób myślenia Luthora, jego motywy oraz to, w jakim świetle postrzega Kryptończyka. Tym razem zatem role się odwracają i to czarny charakter Lex odgrywa rolę obrońcy planety Ziemi przed najeźdźcą i agresorem, którym jest Superman. Dla lepszego podkreślenia tego, kto jest dobrym, a kto złym w tej opowieści, Kal-El zaprezentowany zostaje jako chłodny, mroczny, bezemocjonalny robot, w co, obserwując poszczególne kadry, łatwo uwierzyć. Na każdym rysunku jego oczy są ognisto czerwone, jego sylwetka okryta mrokiem, a w dodatku wypowiada przez ponad sto stron komiksu jedynie trzy słowa. Łatwo zatem uwierzyć, że ten obcy, kosmita, czy jakby go nie określić ma zdecydowanie złe zamiary.

Kontrastem i faktycznym odpowiednikiem Supermana w LUTHORZE jest wymyślona przez Leksa kobieta-cyborg o imieniu Hope, która wlewa, jak łatwo wydedukować, nadzieję w serca mieszkańców Metropolis i stanowi taki promyczek światła w tym szarym i ponurym świecie. Gościnny występ zalicza Mroczny Rycerz z Gotham, który co ciekawe wypada lepiej od Człowieka ze Stali, gdyż ten drugi jest jedynie tłem dla głównych wydarzeń.

Dużo dobrego trzeba powiedzieć o pracy Lee Bermejo, bez którego omawiany album straciłby pewnie połowę swojej wartości. Bermejo od pewnego czasu należy do mojego osobistego top 10 najlepszych ilustratorów komiksowych. Za każdym razem jestem pod wrażeniem jego realistycznych, szczegółowych i często ocierających się o brutalność rysunków, które jakże dobrze sprawdzają się w przedstawianiu tak mrocznych i pesymistycznych realiów, z jakimi mamy do czynienia właśnie w przypadku tego komiksu. Perfekcyjnie wypada w jego wykonaniu zwłaszcza Kal-El, który dzięki charakterystycznej kresce i dobrze dobranych kolorach wychodzi na ponurą, mroczną i bezwzględną postać. Warto prześledzić całą historię, chociażby dla samych ilustracji, które niejednokrotnie mówią więcej, niż kwestie wypowiadane przez poszczególne postacie.

Dodatki stanowią kilkanaście stron, a składają się na nie: oryginalne okładki do poszczególnych zeszytów mini serii LEX LUTHOR: MAN OF STEEL, dosłownie kilka zdań od autorów, szkice Bermejo oraz wstępne pomysły na okładkę tego samego artysty. Mogło być tego więcej, ale zawsze lepsze to, niż nic.

LUTHOR to bez dwóch zdań udany pod względem zarówno scenariusza, jak i rysunków komiks, który bardzo szybko i bardzo przyjemnie się czyta. Oczywiście szukając jakichś minusów można by zarzucić Azzarello, że powiela pewne poruszane w wielu wcześniejszych komiksach schematy i nie wykorzystuje w pełni potencjału, jaki tkwi w tej historii i samym Luthorze, bo wtedy byłaby ona jeszcze bardziej epicka i oryginalna. Mnie jednak kompletnie to nie przeszkadza i przymykając oko na delikatne, podkreślam – delikatne niedociągnięcia całość prezentuje się nad wyraz okazale i z czystym sumieniem polecam lekturę tego komiksu wszystkim fanom Supermana. Piąteczka wydaje się jak najbardziej adekwatną i nieprzesadzoną w tym wypadku oceną.

Ocena: 5/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów LEX LUTHOR: MAN OF STEEL #1 – 5

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Opisywany komiks możecie nabyć w sklepie ATOM Comics, do czego oczywiście szczerze zachęcam.

Dawid Scheibe

1 komentarz:

  1. Uff.... czyli poszczęściło mi się kupując ten tytuł jako pierwszy komiks w kolekcji ;)
    Kłos

    OdpowiedzUsuń