wtorek, 17 listopada 2015

BATMAN - MROCZNY RYCERZ TOM 3: SZALONY

Recenzja komiksu BATMAN - THE DARK KNIGHT VOL. 3: MAD, który ukazał się w Polsce nakładem wydawnictwa Egmont jako BATMAN – MROCZNY RYCERZ TOM 3: SZALONY.


Gdy jeszcze ukazywał się w formie miesięcznika, BATMAN: THE DARK KNIGHT był tym komiksem z rodziny komiksów o Człowieku-Nietoperzu, do którego jakoś w ogóle mnie nie ciągnęło. Za każdym razem, gdy sięgałem po jakiś numer tej serii, kończyło się jedynie na rozczarowaniu i obiecankach, że więcej do tego tytułu nie wrócę. Pozostałe komiksy z Batmanem w roli głównej miały w tym samym czasie znacznie więcej do zaoferowania i prezentowały zdecydowanie wyższy poziom. Wróciłem jednak ponownie skuszony reklamami i zapowiedziami, że za stronę artystyczną odpowiadać będzie od numeru szesnastego znany z GREEN LANTERN: REBIRTH oraz FLASH: REBIRTH Ethan van Sciver.

Van Sciver zastąpił Davida Fincha na stanowisku rysownika i rzeczywiście wywiązał się ze swojej roli tak, jak tego oczekiwałem. Denerwuje mnie jedynie fakt, że rysownik ten nie był w stanie wyrobić się na czas i stworzył 2/3 historii, a w dwóch numerach zastąpił go Szymon Kudrański. Nie żebym coś miał do polskiego artysty, który jak zwykle tworzy prawdziwie mroczny klimat z przewagą koloru czarnego na każdej planszy, ale chciałbym, aby to jeden ilustrator był odpowiedzialny za dany projekt od początku do końca. Ethan udowodnił tym samym, że zalicza się do grona tych, którzy stawiają na jakość, a nie na ilość. Tacy rysownicy sprawdzają się lepiej w projektach, które nie wymagają tak ścisłego przestrzegania terminów.

O ile strona graficzna wydaje się bez zarzutu, o tyle niestety nie można tego powiedzieć o scenarzyście. Gregg Hurwitz po Strachu na Wróble podejmuje się odświeżenia kolejnej kultowej postaci z galerii łotrów Batmana, a wybór pada na Mad Hattera. Dla wielu, a przynajmniej dla mnie złoczyńca ten zalicza/zaliczał się do grona tych przeciwników Batmana, którzy należą do mniejszego kalibru, takiej drugiej ligi złoczyńców. Dodatkowo Kapelusznik zawsze bardziej śmieszył mnie swoim wyglądem i zachowaniem, przez co trudno było postrzegać go jako zagrożenie dla poważnego Mrocznego Rycerza. Hurwitz postanowił zmienić takie postrzeganie Jarvisa Tetcha przez czytelników i zrobił z niego psychopatycznego mordercę.

Bardziej przerażający wygląd i trup ścielący się gęsto co kilka stron. Nowy Mad Hatter to już nie jest ten, z którym można spokojnie napić się herbatki, a każde niedopatrzenie czy niewykonanie polecenia kończy się skręceniem karku, wydłubaniem oczu, albo klasyczną kulą między oczy. Złoczyńca przygotowuje wielkie przedstawienie, do którego casting odbywa się w Gotham. Ci, którzy nie spełniają konkretnych wymogów kończą martwi, przez co rzeka w mieście zapełnia się gęsto ciałami zamordowanych mieszkańców. Scenarzysta doszedł chyba do wniosku, że w Gotham City było zbyt spokojnie, a ilość krwi i trupów zbyt mała jak na jeden komiks. Zmieńmy to dając Mad Hatterowi broń do ręki, a wtedy zacznie się prawdziwa zabawa. Nie kupuję tego. To nie jest ten Kapelusznik, którego chciałbym widzieć jako przeciwnika dla Batmana. To jakiś zwykły psychol, których w Arkham siedzi wielu, a który jedyne co robi, to bez satysfakcjonującego mnie wytłumaczenia i tylko dla zabawy zabija na prawo i lewo.

W retrospekcjach widzimy nowy origin Szalonego Kapelusznika, który za młodu wpada w kompleks spowodowany swoim wzrostem. Strata dziewczyny i śmiechy ze strony kolegów powodują, że Jarvis decyduje się sięgnąć po środki farmakologiczne. Z czasem staje się od nich uzależniony, robi się bardziej agresywny i traci resztki swojego uroku osobistego upodabniając się bardziej do... królika, którego trzyma w pokoju. Akurat te wstawki z przeszłości Hattera najbardziej przypadły mi do gustu i stanowiły jeden z niewielu pozytywów całej historii.

Wątek z nową miłością Bruce’a miał przewidywalne zakończenie od momentu, gdy pianistka Natalya dowiedziała się o jego „nocnej robocie”. Tutaj minus dla Kudrańskiego, gdyż podczas kilku scen samemu trzeba było wydedukować, co tak naprawdę zaszło, a okaleczona dziewczyna z czerwonym nosem i kolorowymi policzkami przypominała mi bardziej klauna, niż posiniaczoną i zalaną krwią ofiarę.

Wielokrotnie podczas lektury miało się wrażenie, że akcja nie trzyma się kupy. Chęć pokazania dużej ilości rzeczy na raz i nagłe skakanie z jednego miejsca do drugiego, albo z teraźniejszości do przeszłości nie wyszło na pewno tak, jak zakładał to scenarzysta, a powstał przez to jedynie chaos. Zresztą uważam, że całość była zbyt rozwleczona. Szalony Kapelusznik cały czas próbuje obsadzić swoje wielkie przedstawienie, a Batman jest gdzieś poza tym wszystkim. Niby próbuje go namierzyć, ale wychodzi mu to wyjątkowo nieudolnie. Nie dość, że nie może upilnować swojej ukochanej, to na dodatek krąży nad kryjówką (norą) Jarvisa i nie mogąc jej znaleźć, daje za wygraną. Zbyt łatwo jak na niego. Może miłość zaćmiła mu na jakiś czas umysł i przez to wydaje się mniej rozgarnięty, niż zazwyczaj?

Początek jeszcze daje jakieś nadzieje, ale w miarę zagłębiania się w szalony świat Mad Hattera czułem się coraz bardziej rozczarowany. „Down, down, down” – ten oryginalny tytuł numeru 20. idealnie oddaje klimat całej opowieści, która konsekwentnie leci na łeb na szyję. Końcowa odsłona z kolei niszczy wszystko, co scenarzysta przygotował sobie wcześniej. Po co i dla kogo te całe przygotowania do spektaklu? Dlaczego zamiast pistoletu Mad Hatter ma teraz jako broń jedynie herbatkę halucynogenną? Gdzie się podział ten z założenia budzący strach i przerażenie złoczyńca? Dlaczego Jarvis tak łatwo wpuścił Batmana do swojej kryjówki i pozwolił się do woli okładać pięściami? Nietoperz nagle się wkurzył i od razu wszyscy się go boją? Wygląda to tak, jakby ostatnia część żyła swoim życiem i nie miała nic wspólnego z poprzednimi zeszytami. Słabe to wszystko było, niepotrzebne i w wielu miejscach pozbawione logiki.

Lektura BATMAN – MROCZNY RYCERZ TOM 3: SZALONY była dla mnie jednak bardzo pomocna. Historia o Szalonym Kapeluszniku uświadomiła mi bowiem, jak żenująco słaba od początku była cała ta seria, i że nie warto zawracać sobie nią głowy.

Ocena: 2/6

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: THE DARK KNIGHT #16 – 21

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego.

Komiks można znaleźć w sklepie ATOM Comics

Dawid Scheibe

1 komentarz:

  1. Spokojnie.. jeszcze jeden tom i seria zostanie zastąpiona inną :)

    OdpowiedzUsuń