Gdy jeszcze ukazywał się w formie
miesięcznika, BATMAN: THE DARK KNIGHT był tym komiksem z rodziny komiksów o
Człowieku-Nietoperzu, do którego jakoś w ogóle mnie nie ciągnęło. Za każdym
razem, gdy sięgałem po jakiś numer tej serii, kończyło się jedynie na
rozczarowaniu i obiecankach, że więcej do tego tytułu nie wrócę. Pozostałe
komiksy z Batmanem w roli głównej miały w tym samym czasie znacznie więcej do
zaoferowania i prezentowały zdecydowanie wyższy poziom. Wróciłem jednak
ponownie skuszony reklamami i zapowiedziami, że za stronę artystyczną
odpowiadać będzie od numeru szesnastego znany z GREEN LANTERN: REBIRTH oraz
FLASH: REBIRTH Ethan van Sciver.
Van Sciver zastąpił Davida Fincha
na stanowisku rysownika i rzeczywiście wywiązał się ze swojej roli tak, jak
tego oczekiwałem. Denerwuje mnie jedynie fakt, że rysownik ten nie był w stanie
wyrobić się na czas i stworzył 2/3 historii, a w dwóch numerach zastąpił go
Szymon Kudrański. Nie żebym coś miał do polskiego artysty, który jak zwykle
tworzy prawdziwie mroczny klimat z przewagą koloru czarnego na każdej planszy,
ale chciałbym, aby to jeden ilustrator był odpowiedzialny za dany projekt od
początku do końca. Ethan udowodnił tym samym, że zalicza się do grona tych,
którzy stawiają na jakość, a nie na ilość. Tacy rysownicy sprawdzają się lepiej
w projektach, które nie wymagają tak ścisłego przestrzegania terminów.
O ile strona graficzna wydaje się
bez zarzutu, o tyle niestety nie można tego powiedzieć o scenarzyście. Gregg
Hurwitz po Strachu na Wróble podejmuje się odświeżenia kolejnej kultowej
postaci z galerii łotrów Batmana, a wybór pada na Mad Hattera. Dla wielu, a
przynajmniej dla mnie złoczyńca ten zalicza/zaliczał się do grona tych
przeciwników Batmana, którzy należą do mniejszego kalibru, takiej drugiej ligi
złoczyńców. Dodatkowo Kapelusznik zawsze bardziej śmieszył mnie swoim wyglądem
i zachowaniem, przez co trudno było postrzegać go jako zagrożenie dla poważnego Mrocznego
Rycerza. Hurwitz postanowił zmienić takie postrzeganie Jarvisa Tetcha przez
czytelników i zrobił z niego psychopatycznego mordercę.
Bardziej przerażający wygląd i
trup ścielący się gęsto co kilka stron. Nowy Mad Hatter to już nie jest ten, z
którym można spokojnie napić się herbatki, a każde niedopatrzenie czy
niewykonanie polecenia kończy się skręceniem karku, wydłubaniem oczu, albo
klasyczną kulą między oczy. Złoczyńca przygotowuje wielkie przedstawienie, do
którego casting odbywa się w Gotham. Ci, którzy nie spełniają konkretnych
wymogów kończą martwi, przez co rzeka w mieście zapełnia się gęsto ciałami
zamordowanych mieszkańców. Scenarzysta doszedł chyba do wniosku, że w Gotham
City było zbyt spokojnie, a ilość krwi i trupów zbyt mała jak na jeden komiks.
Zmieńmy to dając Mad Hatterowi broń do ręki, a wtedy zacznie się prawdziwa
zabawa. Nie kupuję tego. To nie jest ten Kapelusznik, którego chciałbym widzieć
jako przeciwnika dla Batmana. To jakiś zwykły psychol, których w Arkham siedzi
wielu, a który jedyne co robi, to bez satysfakcjonującego mnie wytłumaczenia i
tylko dla zabawy zabija na prawo i lewo.
W retrospekcjach widzimy nowy
origin Szalonego Kapelusznika, który za młodu wpada w kompleks spowodowany
swoim wzrostem. Strata dziewczyny i śmiechy ze strony kolegów powodują, że
Jarvis decyduje się sięgnąć po środki farmakologiczne. Z czasem staje się od
nich uzależniony, robi się bardziej agresywny i traci resztki swojego uroku
osobistego upodabniając się bardziej do... królika, którego trzyma w pokoju. Akurat
te wstawki z przeszłości Hattera najbardziej przypadły mi do gustu i stanowiły
jeden z niewielu pozytywów całej historii.
Wątek z nową miłością Bruce’a
miał przewidywalne zakończenie od momentu, gdy pianistka Natalya dowiedziała
się o jego „nocnej robocie”. Tutaj minus dla Kudrańskiego, gdyż podczas kilku
scen samemu trzeba było wydedukować, co tak naprawdę zaszło, a okaleczona
dziewczyna z czerwonym nosem i kolorowymi policzkami przypominała mi bardziej
klauna, niż posiniaczoną i zalaną krwią ofiarę.
Wielokrotnie podczas lektury
miało się wrażenie, że akcja nie trzyma się kupy. Chęć pokazania dużej ilości
rzeczy na raz i nagłe skakanie z jednego miejsca do drugiego, albo z teraźniejszości
do przeszłości nie wyszło na pewno tak, jak zakładał to scenarzysta, a powstał
przez to jedynie chaos. Zresztą uważam, że całość była zbyt rozwleczona.
Szalony Kapelusznik cały czas próbuje obsadzić swoje wielkie przedstawienie, a
Batman jest gdzieś poza tym wszystkim. Niby próbuje go namierzyć, ale wychodzi
mu to wyjątkowo nieudolnie. Nie dość, że nie może upilnować swojej ukochanej,
to na dodatek krąży nad kryjówką (norą) Jarvisa i nie mogąc jej znaleźć, daje za
wygraną. Zbyt łatwo jak na niego. Może miłość zaćmiła mu na jakiś czas umysł i
przez to wydaje się mniej rozgarnięty, niż zazwyczaj?
Początek jeszcze daje jakieś
nadzieje, ale w miarę zagłębiania się w szalony świat Mad Hattera czułem się
coraz bardziej rozczarowany. „Down, down, down” – ten oryginalny tytuł numeru
20. idealnie oddaje klimat całej opowieści, która konsekwentnie leci na łeb na
szyję. Końcowa odsłona z kolei niszczy wszystko, co scenarzysta przygotował
sobie wcześniej. Po co i dla kogo te całe przygotowania do spektaklu? Dlaczego
zamiast pistoletu Mad Hatter ma teraz jako broń jedynie herbatkę halucynogenną?
Gdzie się podział ten z założenia budzący strach i przerażenie złoczyńca? Dlaczego
Jarvis tak łatwo wpuścił Batmana do swojej kryjówki i pozwolił się do woli
okładać pięściami? Nietoperz nagle się wkurzył i od razu wszyscy się go boją?
Wygląda to tak, jakby ostatnia część żyła swoim życiem i nie miała nic
wspólnego z poprzednimi zeszytami. Słabe to wszystko było, niepotrzebne i w
wielu miejscach pozbawione logiki.
Lektura BATMAN – MROCZNY RYCERZ
TOM 3: SZALONY była dla mnie jednak bardzo pomocna. Historia o Szalonym
Kapeluszniku uświadomiła mi bowiem, jak żenująco słaba od początku była cała ta
seria, i że nie warto zawracać sobie nią głowy.
Ocena: 2/6
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów BATMAN: THE DARK KNIGHT
#16 – 21
Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza
recenzenckiego.
Komiks można znaleźć w sklepie ATOM Comics
Dawid Scheibe
Spokojnie.. jeszcze jeden tom i seria zostanie zastąpiona inną :)
OdpowiedzUsuń