Serią o Batwoman zainteresowałem
się za sprawą bardzo pochlebnych recenzji, które przeczytałem niegdyś… tutaj,
na DCManiaku. Zwróciłem jednak uwagę, że moi redakcyjni koledzy poddali ocenie wszystkie
tomy poza jednym – konkretnie drugim - zatytułowanym To Drown The World. Postaram się jak najlepiej wypełnić tę lukę.
Zacznijmy od tego, że run J.H.
Williamsa III faktycznie jest tak dobry, jak się uważa. To naprawdę oryginalna i
przy tym niezwykle wciągająca seria. Autorzy zadbali o to, żeby scenariusz nie
odstawał jakością od zapierającej dech w piersi oprawy graficznej. Mamy więc ciekawą
historię niepozbawioną elementów żywcem wyrwanych z fantasy, a czasem nawet
horroru oraz pełnokrwiste postacie. Oczywiście na czele z główną bohaterką.
Po zapoznaniu się z komiksem Elegy, wydanym jeszcze przed relaunchem
w formie The New 52, Kate Kane z miejsca awansowała do czołówki moich
ulubionych postaci uniwersum DC. Wbrew temu, co sugeruje jej pseudonim, nie jest ona jedynie damskim odpowiednikiem Człowieka Nietoperza. Również działa w Gotham
i stosuje podobne metody, ale Williams do spółki z Rucką, a potem Blackmanem
nakreślili wystarczająco dużo różnic, żeby Batwoman funkcjonowała jako
pełnoprawny, niezależny od nikogo charakter.
Dla otoczenia, w którym się
obraca, może wydawać się nieprzystępna, ekscentryczna, a niekiedy nawet odrobinę
nieodpowiedzialna. Zdanie innych obchodzi ją tyle, co zeszłoroczny śnieg. W
masce nie czuje żadnego respektu przed nikim, włącznie z Batmanem. Kiedy się z
nim nie zgadza, nie boi się go o tym poinformować i wytknąć mu błędu.
Po tym, jak jej kuzynka, Bette,
nosząca kostium superbohaterki Flamebird, została zaatakowana przez tajemnicze
monstrum z hakiem zamiast ręki, Batwoman rozpoczyna współpracę z DEO. Prowadzi
to naturalnie do wielu nieporozumień z reprezentującą je agentką Cameron Chase.
Mimo zachodzącej między nimi oschłej relacji obie panie razem starają się
powstrzymać enigmatycznego Maro i zrozumieć, czego szuka w Gotham.
W międzyczasie Kate kontynuuje
swój związek z detektyw Maggie Sawyer, na której głowę również spadają poważne
problemy. Wiążący się z tym duetem wątek to także przykład dobrego
scenariopisarstwa. Williams unika tutaj klisz typowych dla romansów, jakie
rozgrywają się w komiksach o superherosach. Oszczędza czytelnikowi banałów i
tanich dramatów. Zamiast tego dostajemy dojrzale poprowadzone, wiarygodne
postacie. Kate i Maggie to para, której mimo wszystkich tych trudności chce
się kibicować. Także dlatego, że to związek dwójki zakochanych ludzi oparty
trochę na rozsądku, ale też na wzajemnym zrozumieniu, a nie na samych wydumanych
romantycznych uniesieniach.
Fabuła jest bezpośrednią
kontynuacją zdarzeń z poprzedniego tomu, a zatem warto wcześniej przeczytać -
swoją drogą znakomite - Hydrology. Bez
tego ciężko będzie pojąć pewne aspekty historii przedstawionej w To Drown The World. Tym bardziej, że to
komiks wymagający znacznie więcej zaangażowania niż poprzednik. A to z racji
takiej, że Williams z Blackmanem zdecydowali się na dość niecodzienny sposób narracji.
Akcję śledzimy bowiem z perspektywy
kilku osób. Co parę stron scenarzyści zmieniają punkt widzenia i skaczą po
linii czasowej. Regularnie wybiegają w przyszłość i cofają się do
wcześniejszych wydarzeń. Trzeba naprawdę niezłej pamięci i sporego skupienia,
żeby się nie pogubić. Przyznam się, że sam często musiałem cofać się do
poszczególnych scen, żeby połapać się, w jakiej kolejności następują. Lepiej
więc pochłonąć całość za jednym zamachem, bo wracając do tomu po dłuższej
przerwie można w tym labiryncie wątków po prostu zabłądzić.
Lubię, kiedy twórcy nie traktują
czytelników jak idiotów i nie boją się stosować takich zabiegów, ale
jednocześnie mam wrażenie, że bez tego To
Drown The World tylko i wyłącznie by zyskało. Wolę, kiedy z podobnych chwytów
autorzy korzystają na początku komiksu, żeby zaintrygować odbiorcę i
zasugerować mu, w jakim kierunku może potoczyć się cała historia. Na dłuższą
metę jednak to skakanie robi się odrobinę męczące.
Pewien problem miałem również z szatą
graficzną. Wiem, że na początku recenzji napomknąłem o „zapierającej dech w
piersi” oprawie, ale pisałem to bardziej w kontekście rysunków J.H. Williamsa
III, który ilustrował wspomniane Elegy
oraz Hydrology. Jego grafiki stanowią
dla mnie wizytówkę i nierozłączny element tej serii. Mieszanka tych fotorealistycznych dzieł z tymi ciosanymi dość grubą kreską sprawiała, że
całość nabierała mocno autorskiego sznytu. W To Drown The World rysunkami zajęli się najpierw Amy Reeder, a w
późniejszych zeszytach Trevor McCarthy. Styl tej pierwszej jest znacznie
bliższy temu, co wcześniej tworzył JHW III, dlatego chyba bardziej mi
odpowiada.
Biorąc pod uwagę, jak krótko trwał
run Williamsa i jak niewiele na rynku dobrych komiksów o Batwoman, drugi tom
wydany w ramach The New 52 należy uznać za pozycję obowiązkową dla osób
zainteresowanych tą postacią. Fenomenalnym tytułom, jakim były Elegy i Hydrology, w kilku aspektach zdaje się ustępować, ale i tak warty
jest polecenia. 4,5/6
W skład tomu wchodzą zeszyty BATWOMAN od numeru 6 do 11.
Do kupienia w Atom Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz