wtorek, 10 maja 2016

BATWOMAN vol 2: TO DROWN THE WORLD

Serią o Batwoman zainteresowałem się za sprawą bardzo pochlebnych recenzji, które przeczytałem niegdyś… tutaj, na DCManiaku. Zwróciłem jednak uwagę, że moi redakcyjni koledzy poddali ocenie wszystkie tomy poza jednym – konkretnie drugim - zatytułowanym To Drown The World. Postaram się jak najlepiej wypełnić tę lukę.


Zacznijmy od tego, że run J.H. Williamsa III faktycznie jest tak dobry, jak się uważa. To naprawdę oryginalna i przy tym niezwykle wciągająca seria. Autorzy zadbali o to, żeby scenariusz nie odstawał jakością od zapierającej dech w piersi oprawy graficznej. Mamy więc ciekawą historię niepozbawioną elementów żywcem wyrwanych z fantasy, a czasem nawet horroru oraz pełnokrwiste postacie. Oczywiście na czele z główną bohaterką.

Po zapoznaniu się z komiksem Elegy, wydanym jeszcze przed relaunchem w formie The New 52, Kate Kane z miejsca awansowała do czołówki moich ulubionych postaci uniwersum DC. Wbrew temu, co sugeruje jej pseudonim, nie jest ona jedynie damskim odpowiednikiem Człowieka Nietoperza. Również działa w Gotham i stosuje podobne metody, ale Williams do spółki z Rucką, a potem Blackmanem nakreślili wystarczająco dużo różnic, żeby Batwoman funkcjonowała jako pełnoprawny, niezależny od nikogo charakter.

Dla otoczenia, w którym się obraca, może wydawać się nieprzystępna, ekscentryczna, a niekiedy nawet odrobinę nieodpowiedzialna. Zdanie innych obchodzi ją tyle, co zeszłoroczny śnieg. W masce nie czuje żadnego respektu przed nikim, włącznie z Batmanem. Kiedy się z nim nie zgadza, nie boi się go o tym poinformować i wytknąć mu błędu.

Po tym, jak jej kuzynka, Bette, nosząca kostium superbohaterki Flamebird, została zaatakowana przez tajemnicze monstrum z hakiem zamiast ręki, Batwoman rozpoczyna współpracę z DEO. Prowadzi to naturalnie do wielu nieporozumień z reprezentującą je agentką Cameron Chase. Mimo zachodzącej między nimi oschłej relacji obie panie razem starają się powstrzymać enigmatycznego Maro i zrozumieć, czego szuka w Gotham.

W międzyczasie Kate kontynuuje swój związek z detektyw Maggie Sawyer, na której głowę również spadają poważne problemy. Wiążący się z tym duetem wątek to także przykład dobrego scenariopisarstwa. Williams unika tutaj klisz typowych dla romansów, jakie rozgrywają się w komiksach o superherosach. Oszczędza czytelnikowi banałów i tanich dramatów. Zamiast tego dostajemy dojrzale poprowadzone, wiarygodne postacie. Kate i Maggie to para, której mimo wszystkich tych trudności chce się kibicować. Także dlatego, że to związek dwójki zakochanych ludzi oparty trochę na rozsądku, ale też na wzajemnym zrozumieniu, a nie na samych wydumanych romantycznych uniesieniach.

Fabuła jest bezpośrednią kontynuacją zdarzeń z poprzedniego tomu, a zatem warto wcześniej przeczytać - swoją drogą znakomite - Hydrology. Bez tego ciężko będzie pojąć pewne aspekty historii przedstawionej w To Drown The World. Tym bardziej, że to komiks wymagający znacznie więcej zaangażowania niż poprzednik. A to z racji takiej, że Williams z Blackmanem zdecydowali się na dość niecodzienny sposób narracji.

Akcję śledzimy bowiem z perspektywy kilku osób. Co parę stron scenarzyści zmieniają punkt widzenia i skaczą po linii czasowej. Regularnie wybiegają w przyszłość i cofają się do wcześniejszych wydarzeń. Trzeba naprawdę niezłej pamięci i sporego skupienia, żeby się nie pogubić. Przyznam się, że sam często musiałem cofać się do poszczególnych scen, żeby połapać się, w jakiej kolejności następują. Lepiej więc pochłonąć całość za jednym zamachem, bo wracając do tomu po dłuższej przerwie można w tym labiryncie wątków po prostu zabłądzić.

Lubię, kiedy twórcy nie traktują czytelników jak idiotów i nie boją się stosować takich zabiegów, ale jednocześnie mam wrażenie, że bez tego To Drown The World tylko i wyłącznie by zyskało. Wolę, kiedy z podobnych chwytów autorzy korzystają na początku komiksu, żeby zaintrygować odbiorcę i zasugerować mu, w jakim kierunku może potoczyć się cała historia. Na dłuższą metę jednak to skakanie robi się odrobinę męczące.

Pewien problem miałem również z szatą graficzną. Wiem, że na początku recenzji napomknąłem o „zapierającej dech w piersi” oprawie, ale pisałem to bardziej w kontekście rysunków J.H. Williamsa III, który ilustrował wspomniane Elegy oraz Hydrology. Jego grafiki stanowią dla mnie wizytówkę i nierozłączny element tej serii. Mieszanka tych fotorealistycznych dzieł z tymi ciosanymi dość grubą kreską sprawiała, że całość nabierała mocno autorskiego sznytu. W To Drown The World rysunkami zajęli się najpierw Amy Reeder, a w późniejszych zeszytach Trevor McCarthy. Styl tej pierwszej jest znacznie bliższy temu, co wcześniej tworzył JHW III, dlatego chyba bardziej mi odpowiada.

Biorąc pod uwagę, jak krótko trwał run Williamsa i jak niewiele na rynku dobrych komiksów o Batwoman, drugi tom wydany w ramach The New 52 należy uznać za pozycję obowiązkową dla osób zainteresowanych tą postacią. Fenomenalnym tytułom, jakim były Elegy i Hydrology, w kilku aspektach zdaje się ustępować, ale i tak warty jest polecenia. 4,5/6

W skład tomu wchodzą zeszyty BATWOMAN od numeru 6 do 11. 

Do kupienia w Atom Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz