Nieuchronnie zbliżamy się do finałów wszystkich emitowanych obecnie seriali. Dziś w "Serialowni" znajdziecie między innymi nasze opinie o ostatnim odcinku LEGENDS OF TOMORROW. To oraz znacznie więcej (jest nawet pewien bonus) w rozwinięciu posta. I jak zawsze ostrzegamy przed spoilerami.
GOTHAM 2x21: A legion of horribles
Tomek: I kolejny świetny odcinek. Jedyną rzeczą, do jakiej mógłbym się
przyczepić, to otrzymywania przez wskrzeszane postacie mocy zupełnie z
d… wyjętych (od mątwy moc wpływania na umysły, a od ośmiornicy zmiana
wyglądu). Ale reszta odcinka miodzio. Zwłaszcza Bullock miał kilka
cudnych momentów, z jego konferencją prasową w sprawie Azraela na czele.
THE FLASH 2x22: Invincible
Radek: Nie wierzę w to, co właśnie zobaczyłem. Naprawdę odcinek skończył się
przerwaniem radosnej chwili przybyciem Zooma i porwaniem jednej z
postaci? Chyba łatwiej by było w tej chwili wymienić osoby, które nie
były przez niego porwane niż te, które były. Smutne jest to, że jeszcze
na 3-4 minuty przed końcem epizodu miałem zamiar napisać pozytywną
opinię. W porównaniu do poprzednich odcinków wypadło to naprawdę nieźle -
oglądało się z napięciem i zaciekawieniem. Krytyka należy się tylko
drętwym rozmowom przeprowadzanym w celu przekonania Barry'ego, że nie
jest "niezwyciężony" i dziwnej scenie, gdy okazuje się, że Jesse nie
wystarczą jedne słuchawki.
Tomek: Wreszcie jakiś porządny odcinek. Czekałem na taki od końca marca. Szkoda
jednak, że śmierć ojca Barry’ego była zatelegrafowana tak wyraźnie już
niemal od początku odcinka. Jeszcze może zachowanie Wally’ego
tradycyjnie było dosyć głupie, ale jego zwalczanie przestępczości przy
pomocy samochodu mnie rozwaliło, więc tym razem przymknę na to oko.
Krzysiek T.: Po raz pierwszy od dwóch miesięcy udało mi się obejrzeć odcinek THE FLASH tuż po wyemitowaniu i co otrzymałem? Zaspoilowaną właściwie już w poprzednim odcinku śmierć postaci, na która najwyraźniej nie było żadnego pomysłu (a szkoda). Serio, naprawdę kogoś zdziwiła ta scena? Zoom konsekwentnie pisany jest jak skończony kretyn i chyba nie da się już bardziej zepsuć tej postaci, ale to i tak nic przy Barrym, który zachowuje się, jakby kończył gimnazjum, a nie był dorosłym facetem. Generalnie pojawiło się jednak kilka smaczków, które sprawiły, iż moja ocena nie dołuje tak, jak przy ostatnich odcinkach. W zasadzie dwa. Po pierwsze Henry Allen miał niezwykły dar wzruszania mnie i ostatnia scena epizodu znowu delikatnie ścisnęła mnie za gardło. No i po drugie - twórcy THE FLASH pokazali tym od ARROW, jak powinien wyglądać porządny "Canary Cry". Aha, jeszcze bardzo sympatyczne puszczenie oka widzom poprzedniego serialu z Flashem.
Dawid: Raz na jakiś czas trafia się odcinek, który wybija się nieco ponad mizernotę całego serialu. I ten właśnie taki był. Poziom momentami nawet dobry, a przeszkadzających w oglądaniu głupot mniej niż zazwyczaj. Ogólnie jestem raczej zadowolony z tego, co zobaczyłem i usłyszałem, a zdenerwowała mnie jedynie słaba końcówka z udziałem Flasha, Zooma oraz Allena. Jakbym był takim fastest man alive, to na pewno nie stałbym biernie w takim momencie i zamiast ryczeć, próbował jakoś zareagować. Zoom tradycyjnie wypada żałośnie, ale tego akurat się spodziewałem.
Dawid: Raz na jakiś czas trafia się odcinek, który wybija się nieco ponad mizernotę całego serialu. I ten właśnie taki był. Poziom momentami nawet dobry, a przeszkadzających w oglądaniu głupot mniej niż zazwyczaj. Ogólnie jestem raczej zadowolony z tego, co zobaczyłem i usłyszałem, a zdenerwowała mnie jedynie słaba końcówka z udziałem Flasha, Zooma oraz Allena. Jakbym był takim fastest man alive, to na pewno nie stałbym biernie w takim momencie i zamiast ryczeć, próbował jakoś zareagować. Zoom tradycyjnie wypada żałośnie, ale tego akurat się spodziewałem.
ARROW 4x22: Lost in the flood
Radek: Brak mi słów na to, jak poradzili sobie scenarzyści serialu z tragedią, w
której zginęły dziesiątki tysięcy osób. Myślałem, że ten koszmarny
dialog kończący poprzedni epizod zostanie jakoś rozwinięty, a skończyło
się na pokazaniu wiadomości i "nie mamy czasu na użalanie się nad
sobą". Naprawdę. Jeżeli powiedziałbym to komuś, kto nie widział nigdy
ARROW, powiedziałby mi, że robię sobie z niego jaja. Twórcy chyba biorą
udział w jakimś konkursie na najbardziej denerwującą postać sezonu -
Malcolm Merlyn dzielnie konkuruje z młodym Bruce'm Wayne'em z GOTHAM.
Byłbym wdzięczny, gdyby ktoś mi wytłumaczył, jaki jest stosunek
umiejętności poszczególnych bohaterów. Jak dobrze wyszkolony jest
Machin, że jest w stanie walczyć jednocześnie z Oliverem, Diggle'em i
Theą? I dlaczego Thea z łatwością pokonała brata? Niestety, pomysł na
Darhka wyczerpał się jakieś 20 odcinków temu, wyraźnie to widać. Jeszcze
jedna rzecz: w zawodach na najbardziej beznadziejny dialog kończący
odcinek mamy kolejną silną kandydaturę. Dobrze, że mieliśmy
rewelacyjnego Curtisa, sceny hakowania i fajne sceny akcji. Ponarzekałem
trochę, ale pomijając te złe elementy, było ok.
Tomek: Widać, że sporo budżetu poszło w ten odcinek. Strzelaniny i walki
wyglądają tym razem naprawdę spektakularnie. Ogólnie akcji nie mam tym
razem nic do zarzucenia. Za to Merlyn wywołuje u mnie zgrzytanie zębów. I
to na dwa sposoby. Z jednej strony, jest już strasznie irytujące, że
gdy bohaterowie w końcu go dopadają, to zawsze znajdują jakąś
bezsensowną wymówkę, by ponownie puścić go wolno. Z drugiej, ta jego
służalczość wobec Darhka przechodzi już
wszelkie granice, nawet gdy dokumentnie spartolił sprawę i pozwolił nie
tylko zniszczyć Arkę, ale i zabić jego żonę, to i tak natychmiast
pobiegł płaszczyć się przed Damianem. Mam nadzieję, że ostatecznie okaże
się, że cały czas jedynie usypiał jego czujność, by np. przejąć HIVE, bo
aż nie chce mi się wierzyć, że jeden z najfajniejszych złoczyńców
Arrowverse zamienił się w zwykłe popychadło.
Krzysiek T.: Tego się niestety spodziewałem. Ten odcinek służył rozwaleniu w drobny pył planów Darhka, a kolejny będzie tylko ostatecznym starciem z Oliverem. Czwarty sezon dobiega końca, a ja już kompletnie zgubiłem się w tym, ilu burmistrzów Star City w tym czasie zdążyło zginąć. Los Ruve był raczej przesądzony, dlatego zbytnio mnie to nie zdziwiło, ale i tak mam powód do nabijania się. Ale oprócz tego było całkiem znośnie - dużo akcji, tym razem całkiem fajnie zrealizowanej, szczypta humoru, mało irytującej dramy i w efekcie trzy kwadranse przeleciały jak z bicza strzelił.
LEGENDS OF TOMORROW 1x16: Legendary
Radek: Świetny ten finał. Takiego rozwiązania się nie spodziewałem - myślałem,
że będzie jakaś wielka walka z Vandalem Savage w Vanishing Point.
Wszystko jak najbardziej na plus, nie będę się rozdrabniał. Rezygnacja
Hawkmana i Hawkgirl z działalności wydaje się logiczna. Zobaczymy, jak
wypadnie dwójka nowych postaci, które mają ich zastąpić. Zakończenie
odcinka wygrało wszystko. Ja i inni fani JSA i ogólnie DC sprzed New52
są w raju. Nie mogę się doczekać.
Tomek: W pierwszej połowie odcinka moim zdaniem przekroczona została masa
krytyczna głupoty. Potwornie naciągane zbiegi okoliczności, idiotyczne
zachowania postaci oraz absurdalne wytłumaczenie, czemu tym razem
Savage’a można zabić normalnie. Na szczęście kiedy już epizod przeszedł
do sedna, było naprawdę dobrze. Generalnie odcinek na tle sezonu wypadł
średnio. Tak jakby tym razem postanowili podkręcić zarówno jego
idiotyczność i fajność. Ogólnie serial
wprawdzie nie był tak dobry, jak miałem nadzieje po jego świetnych
zapowiedziach, ale absolutnie nie żałuję spędzonego przy nim czasu i z
niecierpliwością wyczekuję 2. sezonu.
Krzysiek T.: Looooooool! Cały sezon wmawiano nam, że tylko Kendra może zabić Vandala Savage, aż w końcu przychodzi finał i po trzykroć okazuje się, że jednak nie. To było coś, co nieco przeszkadzało mi w trakcie oglądania, ale z czasem przyjemna, campowo-komiksowa rozwałka sprawiła, że puściłem to w niepamięć. Generalnie finał taki jak cały sezon - w kratkę. Cliffhanger... Chyba jestem w mniejszości, ale mnie się nie spodobał. Zapowiedź pojawienia się JSA to nie jest coś, co można dobrze pokazać z budżetem stacji CW. Zwłaszcza, że jakby nie patrzeć, twórcom już na wstępie odpada Jay Garrick, Ted Grant oraz (zapewne) Alan Scott.
Dawid: Otrzymałem chyba taki finał, jakiego oczekiwałem. Odcinek ten jest mieszanką słabych oraz rewelacyjnych momentów, ale już od pewnego czasu potrafię przymknąć oko na pewne mało logiczne pomysły scenarzystów, które nijak mają się do tego, co widzieliśmy we wcześniejszych odsłonach. Kilka rozwiązań zaskoczyło mnie, w tym sposób na pokonanie Savage'a, i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Z kolei cliffhanger z udziałem członka JSA wywołał szeroki uśmiech zadowolenia na mojej twarzy. Oprócz kilku środkowych odcinków cały sezon stał na dobrym poziomie i podobnie jak finałowy odcinek, dostarczył mi masę rozrywki. Czas spędzony na oglądaniu LEGENDS nie uważam za stracony.
Dawid: Otrzymałem chyba taki finał, jakiego oczekiwałem. Odcinek ten jest mieszanką słabych oraz rewelacyjnych momentów, ale już od pewnego czasu potrafię przymknąć oko na pewne mało logiczne pomysły scenarzystów, które nijak mają się do tego, co widzieliśmy we wcześniejszych odsłonach. Kilka rozwiązań zaskoczyło mnie, w tym sposób na pokonanie Savage'a, i to w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Z kolei cliffhanger z udziałem członka JSA wywołał szeroki uśmiech zadowolenia na mojej twarzy. Oprócz kilku środkowych odcinków cały sezon stał na dobrym poziomie i podobnie jak finałowy odcinek, dostarczył mi masę rozrywki. Czas spędzony na oglądaniu LEGENDS nie uważam za stracony.
PREACHER - nasze oczekiwania
Tomek: Na papierze sprawia on wrażenie katastrofy. Tworzony jest przez Setha
Rogena i Evana Goldberga, dotychczas kojarzonych jedynie z komediami. Do
roli Teksańczyka zatrudnili Anglika (choć z drugiej strony Gilgun jest
wręcz perfekcyjnym wyborem do roli Cassidy’ego). A sama fabuła wydaje
się ostro zmieniona. Mimo to jest to jedna z najbardziej przez mnie
oczekiwanych serialowych premier tego roku i, prawdę mówiąc, jestem dobrej
myśli. Bowiem wszystko, co dotychczas
widziałem i co czytałem o wrażeniach z przedpremierowych pokazów, każe mi
myśleć, że zachowano w nim ducha oryginału, a to najważniejsze.
Krzysiek T.: Nawet nie próbuję się oszukiwać, że PREACHER będzie szedł torami wyznaczonymi przez komiks. Ba, jestem dość mocno przekonany, że dostaniemy coś bliższego LUCIFEROWI czy IZOMBIE, przynajmniej w kwestii podejścia do komiksowego oryginału. Czy mi to przeszkadza? Absolutnie nie. Podobnie jak Tomek, także i ja jak dotąd natykałem się jedynie na materiały promocyjne, które przypadały mi do gustu. Jedyne, czego się obawiam, to tego, że w chwili obecnej zbyt mocno się nakręciłem. Bo cholera, jaram się jutrzejszą premierą jak głupi :)
Radek: Wolę podejść raczej bez oczekiwań. Ale sobie i wszystkim radzę tego nie porównywać z komiksem, bo najprawdopodobniej to nie ma żadnego sensu. Podejrzewam, że mimo tego, co teraz mówię, skończy się tak samo jak z Lucyferem. Wyjdzie pilot, wszyscy go skrytykują za to, że nic nie ma wspólnego z oryginałem, a ja będę oglądał z przyjemnością. Na pewno przekonuje mnie obsada.
Dawid: Nieważne, w jakim stopniu i czy w ogóle serial ten będzie powiązany z komiksowym pierwowzorem. Ważne, aby wyszło przynajmniej w połowie tak dobrze, jak w wykonaniu Ennisa oraz Dillona. Nie ważne, kto odtwarza główne role. Ważne, aby zagrali tak, by ich pracę oglądało się z dużą przyjemnością. Moje oczekiwania są duże, no ale nie może być inaczej, skoro ktoś podejmuje się ekranizacji tak kultowego dzieła.
Radek: Wolę podejść raczej bez oczekiwań. Ale sobie i wszystkim radzę tego nie porównywać z komiksem, bo najprawdopodobniej to nie ma żadnego sensu. Podejrzewam, że mimo tego, co teraz mówię, skończy się tak samo jak z Lucyferem. Wyjdzie pilot, wszyscy go skrytykują za to, że nic nie ma wspólnego z oryginałem, a ja będę oglądał z przyjemnością. Na pewno przekonuje mnie obsada.
Dawid: Nieważne, w jakim stopniu i czy w ogóle serial ten będzie powiązany z komiksowym pierwowzorem. Ważne, aby wyszło przynajmniej w połowie tak dobrze, jak w wykonaniu Ennisa oraz Dillona. Nie ważne, kto odtwarza główne role. Ważne, aby zagrali tak, by ich pracę oglądało się z dużą przyjemnością. Moje oczekiwania są duże, no ale nie może być inaczej, skoro ktoś podejmuje się ekranizacji tak kultowego dzieła.
POWERLESS - zwiastun
Krzysiek T.: Dziwna sprawa. Chciałem tu podlinkować ten trailer i okazało się, że NBC zdjęło go ze znanych mi źródeł. Tak czy inaczej mam nadzieję, że wszyscy go mniej więcej znacie. Generalnie mnie nie porwał, ale to raczej wpływ tego, że zwiastuny sitcomów nigdy przenigdy mi się nie podobały. Tu uśmiechnąłem się w sumie raz, co raczej wysoką średnią nie jest. Niemniej jest tu troje cholernie utalentowanych aktorów, dla których z pewnością będę sięgać przynajmniej po początkowe epizody. Co dalej? To już będzie zależało od samego serialu.
Radek: Jestem zachwycony. Czego można oczekiwać od sitcomu? Śmiesznych dialogów i uroczej obsady. To wszystko tutaj jest. Czekam z niecierpliwością, będę oglądał na pewno. Liczę na jak najmocniejsze osadzenie tego serialu w uniwersum DC.
Tomek: Pomysł na ten serial bardzo mi się podoba. Wprawdzie dowcipy w trailerze śmieszyły mnie może gdzieś w połowie przypadków, ale komediowe seriale zawsze potrzebują trochę czasu na rozkręcenie się. Poza tym mają w obsadzie takie komediowe tuzy jak Alan Tudyk czy Danny Pudi, więc powinno być raczej nieźle.
Maurycy: Sam nie wiem, co sądzić o tym serialu. Teoretycznie pomysł wydaje się całkiem ciekawy, zwłaszcza dla fanów komiksów, którzy znajdą tutaj pewnie całą masę nawiązań, obsada także robi wrażenie, ale zwiastun... Raczej mnie nie porwał. Przemilczę już te koszmarne efekty specjalne, choć uważam, że lepiej ich nie nadużywać, skoro nie ma się na to budżetu, ale problem raczej dostrzegam w humorze, jaki zaprezentowano nam w trailerze. Nie żeby był jakiś żenująco zły czy niezabawny, po prostu... wydał mi się dość oczywisty. Póki co nie czuję się zatem zachęcony, ale nic nie przesądzam.
Radek: Jestem zachwycony. Czego można oczekiwać od sitcomu? Śmiesznych dialogów i uroczej obsady. To wszystko tutaj jest. Czekam z niecierpliwością, będę oglądał na pewno. Liczę na jak najmocniejsze osadzenie tego serialu w uniwersum DC.
Tomek: Pomysł na ten serial bardzo mi się podoba. Wprawdzie dowcipy w trailerze śmieszyły mnie może gdzieś w połowie przypadków, ale komediowe seriale zawsze potrzebują trochę czasu na rozkręcenie się. Poza tym mają w obsadzie takie komediowe tuzy jak Alan Tudyk czy Danny Pudi, więc powinno być raczej nieźle.
Maurycy: Sam nie wiem, co sądzić o tym serialu. Teoretycznie pomysł wydaje się całkiem ciekawy, zwłaszcza dla fanów komiksów, którzy znajdą tutaj pewnie całą masę nawiązań, obsada także robi wrażenie, ale zwiastun... Raczej mnie nie porwał. Przemilczę już te koszmarne efekty specjalne, choć uważam, że lepiej ich nie nadużywać, skoro nie ma się na to budżetu, ale problem raczej dostrzegam w humorze, jaki zaprezentowano nam w trailerze. Nie żeby był jakiś żenująco zły czy niezabawny, po prostu... wydał mi się dość oczywisty. Póki co nie czuję się zatem zachęcony, ale nic nie przesądzam.
Źródło obrazków: Comicbook.com
Z całego tygodnia najlepsze było Gotham: Bullock jako Kapitan jest świetny, jedyne o co się obawiam to o trybunał sów który zapewne będzie "głównym złym" w 3 sezonie
OdpowiedzUsuńNa drugim miejscu jest u mnie The Flash:Canary bardzo mi się podobała ale za to ciągle wrzucają nam tego irytującego Wallego, śmierć taty Barrego pokazała mi tylko jakim debilem jest Zoom no bo przecież skoro może zabić Henrego to może wybić całą resztę bez problemu wiec dlaczego on tego nie robi?!
LoT ląduje u mnie na 3 miejscu finał nie był taki zły jak reszta sezonu ale oczekiwałem czegoś lepszego po tym serialu, trzymam kciuki by w końcu zmienili scenarzystów
Na końcu jest serial o Felicity którą scenarzyści kompletnie popsuli jak i całą resztę jedyne co mnie wydaje się tu interesujące to retrospekcje z wyspy, mam nadzieje, że chociaż finału nie popsują i powtórzę to kolejny raz niech zmienią tych scenarzystów bo ci ludzie nie mają żadnego pomysłu na ten serial i tylko wszystko psują co zbudowali przez pierwsze 2 sezony
"The Flash". Był to fajny odcinek, który jednak po raz kolejny pokazał, jak żałośnie została rozwiązana sprawa tożsamości Zooma i jego postępowania po jej ujawnieniu.
OdpowiedzUsuń"Legends of Tomorrow". Nie oglądało się źle, zle głowa mnie rozbolała od walenia nią w ścianę - takiej ilości głupot i zbiegów okoliczności jeszcze nie widziałem.
nie narzekajmy w końcu przestali kluczyć i dostaniemy JSA na małym ekranie liczę na to że johns przypilnuje gugenheima by mu ukochanego dziecka nie spartolił do reszty :-))
OdpowiedzUsuń