poniedziałek, 30 maja 2016

WONDER WOMAN TOM 5: CIAŁO

Powoli zbliżamy się do końca runu Briana Azzarello i Cliffa Chianga w WONDER WOMAN. Tom piąty zatytułowany Ciało to już ostatni przystanek przed wielkim finałem.


Seria o wojowniczej Amazonce od samego początku cieszy się opinią jednego z najlepszych tytułów (o ile nie najlepszego), jakie wydano pod szyldem New 52. Jest to w pełni zrozumiałe i uzasadnione. Azzarello z Chiangiem zredefiniowali postać Wonder Woman i mocniej osadzili ją w świecie greckiej mitologii. Zrobili to w sposób niesamowicie innowacyjny i nieszablonowy. Przedstawiona przez nich historia nijak ma się do typowych komiksów superbohaterskich. To złożona, wielowątkowa opowieść, w której największą rolę odgrywają postacie i niezwykle skomplikowane relacje, jakie między nimi zachodzą.

Po tym, jak Wonder Woman pokonała Pierworodnego, czego skutkiem była również śmierć Aresa, Diana musi zająć jego miejsce w panteonie i zostać nową boginią wojny. Oczywiście nie wszyscy są z tego faktu zadowoleni. Olimp pozostaje bowiem miejscem, gdzie spiski są na porządku dziennym i nikomu nie można ufać. Sojusze trwają krótko albo sojuszami tylko się wydają. Każdy po kryjomu dąży do realizacji własnych celów i nigdy nie wiadomo do końca, kto jest po czyjej stronie.

Jako osoba, która z dużym zainteresowaniem śledziła poprzednie tomy, do części piątej podchodziłem z niemałymi oczekiwaniami. I mimo że całość ponownie oceniam całkiem pozytywnie, to dostrzegam także pewne problemy, które z czasem pojawiły się w historii pisanej przez Briana Azzarello.

Zacznijmy jednak od tego, co dobre. Przede wszystkim WONDER WOMAN to nadal bardzo oryginalna seria. Autor doskonale wie, jak ukazać to absolutne zepsucie Olimpu. Dzięki licznym intrygom i temu ciągłemu poczuciu niepewności tytuł zyskuje własną tożsamość. Jak już wspomniałem, jeśli ktoś ciągle spodziewa się, że WONDER WOMAN zacznie wreszcie przypominać klasyczny superbohaterski komiks, to muszę go rozczarować. Bliżej jej do wielkiej, rodzinnej sagi z cechami szekspirowskiego dramatu. Azzarello z Chiangiem kreują ten dziwaczny, różnorodny świat z niebywałą konsekwencją. Projekty postaci nieustannie robią wrażenie – czerpiąc pełnymi garściami z mitologii i inspirując się utartymi wizerunkami greckich bogów, duet autorów stworzył ich własne, niebanalne, niekiedy zaskakujące, ale zawsze trafne wersje. Pisząc tę recenzję, najchętniej w co drugim zdaniu używałbym słowa „oryginalny”. To określenie najlepiej oddaje to, jaki faktycznie jest ten komiks.

Mimo to z WONDER WOMAN mam ten sam problem, co z aktualnie wydawaną mini-serią DARK KNIGHT III: MASTER RACE, także autorstwa Azzarello. W obu przypadkach bardzo zaintrygował mnie początek, scenarzysta ciekawie zarysował świat i otoczenie, w jakim rozgrywa się fabuła. Pierwsze numery czy też tomy naprawdę mnie wciągnęły, ale wraz z dalszym rozwojem historii zdałem sobie sprawę, że troszkę ta lektura zaczyna mi ciążyć i najchętniej od razu przeskoczyłbym do zakończenia. Do zakończenia, które bardzo, ale to bardzo chcę już poznać.

Być może wynika to z tego natłoku postaci? Liczba bohaterów, którzy pojawiają się na stronach komiksu, jest już istotnie spora, a w takiej sytuacji zawsze trzeba bardziej natrudzić się nad tym, żeby sensownie ulokować ich w historii. Obecność większości ma jakiś sens, ale niektórych z przyjemnością na tym etapie bym pożegnał, np. Oriona, który wraz ze swoim pojazdem Astro Harness po raz kolejny pełni troszkę funkcję deus ex machina.

Przez to zatrzęsienie postaci serii brak właściwego głównego bohatera. Środek ciężkości rozłożył się na kilka osób i zaledwie jedną z nich jest tytułowa Wonder Woman. Co gorsza, Diana sprawia czasem wrażenie najmniej interesującej z całego tego cudacznego grona. I to nie dlatego, że ma nudny charakter, a dlatego, że za często spada na dalszy plan i przez długi czas nie ma zbyt wiele do roboty. Azzarello przedstawia ją jako najszlachetniejszą, ale nie wywiera ona największego wpływu na fabułę. To nie Diana, a jej towarzysze podejmują wiele ważnych, kluczowych decyzji. Krótko mówiąc, za mało Wonder Woman w WONDER WOMAN.

Poza tym w tej zawiłej intrydze można znaleźć drobne dziury fabularne. Największą, jakiej się dopatrzyłem, jest niezrozumiałe, chwilowe zniknięcie Hery. Zapewne nie zwróciłbym na to nawet uwagi, gdyby nie fakt, że jej postać rozpływa się w powietrzu akurat w momencie, w którym byłaby bardzo potrzebna. Specjalnie kilkakrotnie przewertowałem cały tom w poszukiwaniu jakiegoś sensownego wyjaśnienia jej absencji, ale niestety bezowocnie. Hera po prostu znika między stronami, co prowadzi do tego, że Diana i przyjaciele postanawiają zostawić Zolę i Zeke’a na pastwę Niezgody. To swoją drogą strasznie naciągana i nierozsądna decyzja. I bynajmniej nie jedyna tego typu, za którą stoją bohaterowie. Króluje w tym zwłaszcza Zola, która miejscami zachowuje się naprawdę irracjonalnie i nieodpowiedzialnie. Zastanawiam się, czy to zamierzone działanie Azzarello, który chciał zaprezentować ją jako zagubioną, lekkomyślną dziewczynę, czy raczej niewyszukany sposób na posunięcie fabuły do przodu?

Szkoda także, że coraz mniejszą rolę w pracy nad serią odgrywa Cliff Chiang. Ciężko zarzucić coś rysunkom Gorana Sudzuki – stoją na niezłym poziomie i nie odbiegają stylistycznie od tego, do czego przyzwyczaił nas Chiang, ale WONDER WOMAN to jednak taki tytuł, gdzie brak głównego rysownika jest mocno odczuwalny. W tomie piątym obaj dzielą się obowiązkami po równo. Pierwszy zeszyt zilustrował Aco, w następnych trzech numerach oprawą graficzną zajmował się Sudzuka, a w kolejnych trzech nareszcie Chiang. Ostatni wywiązuje się ze swojego zadania oczywiście najkorzystniej – jego kreska jest najbardziej delikatna i nie ma w niej ani śladu toporności, którą to widać niekiedy w pracach Sudzuki. Na całe szczęście rysunki Chorwata tak czy siak są o dziesięć klas lepsze od rysunków Tony’ego Akinsa, który we wcześniejszych tomach zastępował Chianga.

Wyszła z tego dość krytyczna recenzja, ale bardziej niż z faktycznego poziomu Ciała, wynika to po prostu z moich sporych oczekiwań względem tej serii. Wymagam od niej znacznie więcej niż od pozostałych czytanych przeze mnie pozycji. Mniejsze czy większe wady nie mogą jednak przysłonić tego, że mamy tu do czynienia z poniekąd wizjonerskim komiksem, pełnym kreatywnych konceptów i kompletnie innym od reszty wydawanych w Polsce tytułów z DC. I właśnie ta wyjątkowość sprawia, że WONDER WOMAN zasługuje na uwagę i wysoką ocenę. 4,5/6

Dziękujemy wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Komiks do nabycia w sklepie ATOM Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz