niedziela, 1 maja 2016

Serialownia #24

Ostatni tydzień kwietnia przyniósł nam premiery czterech odcinków seriali z bohaterami DC Comics. Niemal do samego końca maja "Serialownia" będzie każdego tygodnia zajmować się właśnie taką ilością materiału. Jak zwykle nasze opinie znajdują się w rozwinięciu posta, zaś zanim tam zajrzycie, pamiętajcie o ewentualnych spoilerach, na jakie możecie się natknąć.
LUCIFER 1x13: Take me back to hell
Michał: Finał równie dobry co cały sezon. Odcinek trzymał w napięciu, cały czas coś się działo, a mimo to nadal było zabawnie. Szczególnie fajnie wypadło połączenie sił Lucyfera z Amenadielem. Końcówka pozostawiła nam wiele pytań, przez co jeszcze bardziej czekam na kolejny sezon.
Krzysiek T.: Obejrzałem w tym tygodniu trzy z czterech odcinków seriali DC (THE FLASH jest ostatnio dla mnie nie do zniesienia) i LUCIFER bez większych kłopotów pozamiatał konkurencją. Świetnie poprowadzona historia, pełna dość nieoczekiwanych zwrotów akcji  - do końca na przykład sądziłem, że Dan nie odda się w ręce policji. Oprócz tego dostaliśmy mnóstwo bardzo przyjemnego humoru, świetnych team-upów i sympatycznego rozwinięcia poszczególnych postaci. Nie jestem pewien, czy bardziej podobały mi się momenty z Lucyferem i Amenadielem (wizyta u doktor Lindy wymiatała), czy też te z Chloe i Maze. Chociaż wiele wątków doczekało się satysfakcjonującego końca, to zostawiono nam również kilka furtek na drugi sezon i co tu dużo mówić - czekam z niecierpliwością już teraz.
THE FLASH 2x19: Back to normal
Tomek: Nie spodziewałem się, że ten odcinek wkurzy mnie jeszcze bardziej niż poprzedni, ale udało mu się to z łatwością. I znowu odpowiada za to druga połowa odcinka. Przez większość czasu był to bowiem przeciętny, niewyróżniający się ani pozytywnie, ani negatywnie epizod. Żeby jednak opisać, jak oceniam rozwiązanie głównego wątku, musiałbym użyć tu wielu niecenzuralnych słów. W każdym razie uważam za kompletnie nie na miejscu to, że dla naszych „bohaterów” pierwszym i jedynym pomysłem na powstrzymanie chcącego tylko wrócić do normalności przerażonego nastolatka, który póki co nikomu nie zrobił większej krzywdy, było sprawienie, że zamęczy się na śmierć. Początkowo myślałem, że scenarzystki po prostu nigdy nie miały do czynienia z tym tytułem i stąd zupełne niezrozumienie postaci, ale jak się okazało, obie już pracowały przy serialu, a jedna jest nawet jego story editorem. Aż boję się zarobić facepalm, bo od siły uderzenia chyba doznałbym wstrząśnienia mózgu…
Radek: Nie należę do ludzi, którzy na siłę szukają głupot w kinie i telewizji, a szczególnie we Flashu, który jest ich pełen - ale tym razem kompletnie popsuły mi seans. Najdziwniejszą z nich jest prosta rzecz - dlaczego Wells nawet nie próbował wyjaśnić, że to nie on spowodował ten wybuch? Nie wiem, czy Grey dałby się przekonać, ale co szkodziło podjąć staranie? Zdaję sobie sprawę, że próbowano to wytłumaczyć w ostatniej scenie, ale kompletnie mnie to nie przekonało, bo nawet jeśli Harrison zrobił coś złego na Ziemi-2, to nie były to wydarzenia, które doprowadziły do tej konkretnej tragedii. Prawie równie bezsensowna była śmierć Killer Frost. Serio, typowe "muahahah ale wy wszyscy jesteście naiwni, jestem mistrzynią zła i podstępu"? Niezmiernie irytująca jest już ta ciągła zabawa w kotka i myszkę z Zoomem - kogoś on porywa, bohaterowie go odzyskują, dają się wciągnąć w coś idiotycznego i złoczyńca porywa następną osobę i teraz ją trzeba ratować. Czy nikt u władzy w CW tego nie widzi? Swoją drogą oczywiście rozumiem, że drugi wybuch akceleratora spowoduje, że Wally (którego rozmowa z Barrym była tak drętwa i tragiczna, jak tylko się dało) stanie się speedsterem... Naprawdę, po tak złym odcinku jedyna pozytywna rzecz, której się spodziewam po tym sezonie, to szokująca tożsamość osoby uwięzionej w celi na Ziemi-2.
Dawid: Poprzedni odcinek był po prawdzie słaby, ale jakby nie patrzeć, pociągnął przynajmniej akcję do przodu i coś w nim się ważnego stało. W tym tygodniu natomiast zabrakło nawet jakiejkolwiek akcji, przez co mało logiczne rozwiązania zastosowane przez twórców jeszcze bardziej denerwowały. Żenująca rozmowa Wally'ego z Flashem, niepotrzebna śmierć na siłę wrzuconej do odcinka Killer Frost, a Zoom od pewnego czasu bardziej śmieszy swoim zachowaniem, niż budzi strach. Do tego zapychacz w postaci kolejnego "metaczłowieka tygodnia". Słysząc o planowanym wybuchu akceleratora od razu pomyślałem o tym, że to pretekst do poszerzenia liczby speedsterów w Central City o Wally'ego i być może córkę Wellsa. Oglądam już tylko z przyzwyczajenia i zagadki odnośnie człowieka w żelaznej masce.
ARROW 4x19: Canary Cry
Tomek: ARROW w ostatnich odcinkach nie był może tak beznadziejny jak FLASH, ale i tak nas ten serial nie rozpieszczał. Tym większym zaskoczeniem było dla mnie to, że ten odcinek był naprawdę świetny. Sprawił nawet, że przejąłem się śmiercią Laurel, która wcześniej niespecjalnie mnie obchodziła. Nawet te rzeczy, które w serialu mnie notorycznie irytują, jak np. ciągłe samoobwinianie się bohaterów o wszystko, co idzie nie tak, tym razem łykałem bez problemów, bo miały one jakieś podstawy. Nawet jeśli znajdzie się w tym epizodzie kilka drobnych niedociągnięć, to jest to moim zdaniem bezwzględnie najlepszy odcinek sezonu. I jak miło, że bohaterom nawet przez głowę nie przeszło, by zamordować zagubioną nastolatkę (tak, ciągle jestem wkurzony na FLASHA).
Radek: Niestety, to jest właśnie odcinek, w którym serial zatoczył pełną pętlę. Wszystkie elementy obecne w Canary Cry już były. Kapitan Lance rozpaczający i niemogący się pogodzić ze stratą córki - był kilkukrotnie. Obwinianie się o śmierć towarzysza przez różne postacie - było. Nieznajoma postać jako Kanarek - pamiętamy to przecież. "Muszę zabić Darhka, ale nie wiem jak" - obecne już w pierwszych odcinkach 4. sezonu. Pogrzeb Moiry Queen wyglądał dokładnie tak samo, jak pogrzeb Laurel. Team Arrow ścigane przez policję - ileż razy można? Oj, zdecydowanie za dużo uczucia deja vu, flaki z olejem. Nie mam też pojęcia, po co te idiotyczne retrospekcje po śmierci Tommy'ego, które zamiast jakiegoś wzruszenia (choć w sumie nie wiem, jakie twórcy mieli intencje) wywoływały radość, że Laurel zginęła, bo przypomniało mi się, że była tak głupia, żeby wrócić do biura i w ten sposób spowodować śmierć tak fajnej postaci, jak Tommy.
Michał: Kolejny nudny i do bólu przewidywalny odcinek. Ponownie twórcy serwują nam te same oklepane motywy i fatalne, nic nie wnoszące retrospekcje. Sezon się kończy, a ja nie widzę żadnych perspektyw na emocjonujący finał. Ten odcinek tylko umacnia moje zdanie, że jest to najgorszy z dotychczasowych sezonów.
Krzysiek T.: Bez zaskoczeń. Odcinek po śmierci Laurel otrzymujemy 45 minut opłakiwania ofiary i obietnicę rychłej zemsty. Odcinek niczym szczególnym mnie nie ujął, właściwie to parę razy się zaśmiałem, chociaż nie powinienem (Detektyw Lance miał dwie córki, obie zginęły, a mimo to jedna żyje :D ), ale z drugiej strony też jakoś szczególnie nic mnie nie denerwowało. W nagromadzeniu głupot, dłużyzn i nudy THE FLASH od jakiegoś czasu góruje nad ARROW, co oczywiście wcale nie oznacza, że ten serial stał się w jakiś sposób lepszy. do tego nadal bardzo daleka droga.
LEGENDS OF TOMORROW 1x13: Leviathan
Tomek: Od dawno już się nie zdarzyło, by aż dwa seriale z Arrowverse miały świetne odcinki w jednym tygodniu. Bawiłem się przy tym epizodzie przednio, był bardzo emocjonujący i trzymał w napięciu do samego końca. Powód, dla którego Kendra na końcu nie zabiła Savage’a mnie nie zachwyca, ale rozumiem, że po 4000 lat miłości ma lekkiego fioła na punkcie Cartera, więc niech im będzie. Nie wiem też czemu wszystkie ujęcia dużego Atoma były w CGI, skoro co najmniej połowa z nich spokojnie mogłaby być nakręcona normalnie. Ale poza tym był to pierwszorzędny odcinek i oby tak było do końca.
Radek: Zdecydowanie najlepsza część Arrowverse w tym tygodniu. Po wtórnym Arrow i idiotycznym Flashu przyszedł czas na odcinek, w którym dostaliśmy walkę bardzo powiększonego Raya z wielkim robotem jak w najlepszych filmach kaiju - how cool is that?! Do tego character development córki Vandala Savage'a, mistrzowskie role Rory'ego i Snarta, w końcu dobrze poprowadzony wątek Kendry i Cartera, masa innych zwrotów akcji  i mamy przepis na trochę ponad 40 minut rewelacyjnej rozrywki . Jak ja uwielbiam ten serial, oby tak dalej. Takich rzeczy oczekuję od seriali superbohaterskich.
Dawid: Bardzo przyjemny odcinek, który dzięki kilku fajnym wątkom potrafił zapewnić trochę rozrywki. Walka Raya z robotem niczym przeniesiona z japońskich filmów, nowa interesująca i dobrze rozpisana postać, czyli córka Vandala i jej relacje ze Snartem, czy też powrót Cartera to te momenty, które nie pozwalały się nudzić podczas oglądania. Oczywiście można się przyczepić, że wszystko, zamiast zakończyć się na roztrzaskaniu głowy Vandala w wykonaniu Kendry, zostało na siłę przeciągnięte na kolejne odsłony, ale i tak całość wypadła co najmniej zadowalająco.
Michał: Kolejny raz bardzo dobrze się bawiłem podczas seansu. Savage nareszcie sprawiał wrażenie przeciwnika z prawdziwego zdarzenia, a pojedynek Raya z Leviathanem był chyba najfajniejszym punktem odcinka. Jestem bardzo ciekawy, jak twórcy dalej poprowadzą wątek córki Vandala. Zostały jeszcze tylko trzy odcinki do końca, więc spodziewam się podobnego poziomu w następnych tygodniach.
Krzysiek T.: Oczywiście był to jeden z lepszych odcinków tego serialu, ale miał w sobie kilka głupotek, które sprawiły, iż wyżej w tym tygodniu oceniłem finał LUCIFER. Drażni mnie to, że któryś już raz z rzędu wystarczy nasłać na kogoś Snarta, by osobie tej odmienił się światopogląd. Fajnie wprowadzono postać córki Vandala Savage'a, ale konia z rzędem temu, kto z pamięci powie, jak miała na imię (nie sądzę, by była to Scandal), ponieważ przez cały odcinek (jestem tego pewien na 90%) ani razu ono nie padło. Walka Atoma z Leviathanem wyszła całkiem spoko, tylko dwie rzeczy mi przeszkadzały: dlaczego Ray był w stu procentach wygenerowany komputerowo i z jakiego powodu zarówno on, jak i robot podczas walki ruszali się jak muchy w smole. Świetnie wyszedł moment walki Kendry z Vandalem, zwłaszcza fragmenty, gdy ten drugi pierwszy raz poczuł na szyi oddech śmierci, ale tak serio: czy ktoś wierzył w to, że uda się go zabić na trzy odcinki przed finałem? Zabawa była przednia, odcinek naprawdę fajnie wyszedł, ale startu do finału LUCIFERA w moich oczach nie miał żadnego.

Źródła obrazków: comicbook.com

4 komentarze:

  1. Cassandra - córka Vandala, czyli nie jak w komiksach

    OdpowiedzUsuń
  2. LoT w końcu jakiś przyzwoity odcinek.. tzn pomimo źle rozegranego wątku córki Vandala ale tak to odcinek na +. I właśnie tak ten serial powinien wyglądać od początku
    Arrow był tak słaby i nudny, że ledwo wytrzymałem. Twórcy chyba już zdecydowali, że od teraz będą kręcić to jako telenowele

    OdpowiedzUsuń
  3. to widzę że się rozmijacie z naszymi amerykańskimi braćmi xD jak idzie o flasha bo gościu który starzeje się za każdym użyciem mocy jest żywcem wyjęty z komiksu nawet zdaje się finał jest taki sam (tak przynajmniej twierdzą ) cały ten odcinek to solidne puszczanie oka do najbardziej nerdowych komiksiarzy :) co do walki w LoT wiele uproszczeń jest skutkiem skromnego budżetu, wiecie że 70% pieniędzy na scenografie całego serialu poszły na sam statek :) dlatego to czasami wygląda jak fanowska produkcja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to właśnie rozbijają się serie CW: budżet. Nie ma pieniędzy, i na aktorów, i na scenarzystów, i na choregrafów, i na efekty specjalne... A szkoda, bo każda z nich ma niesamowity potencjał. Początek 4 sezonu Arrowa to był u mnie ciągły banan na twarzy. Teraz nie jest tak źle jak w sezonie 3, ale do drugiego wciąż brakuje. Flash ma przyjemne pomysły z róznym wykonaniem. LoT... Odcinek z tego tygodnia był po prostu dobry, cały serial trzyma moim zdaniem przyzwoity poziom. Ale to wszystko mogło by być duuużo lepsze gdyby CW miała więcej pieniędzy... Tak szkoda mi tych serii...

      Usuń