Z powodu pobytu Krzyśka na LeSZKu w Lublinie i powrót do domu w późnych godzinach wieczornych, kolejny raz "Serialownia" zalicza jednodniowy poślizg. Niemniej już wylądowała, a nasze opinie o każdym spośród czterech wyemitowanych w zeszłych siedmiu dniach odcinków poszczególnych produkcji znajdziecie w rozwinięciu posta. Oczywiście przestrzegamy przed spoilerami. Do lektury!
GOTHAM 2x19: Azrael
Tomek: I znowu bardzo dobry odcinek. A moim ulubionym jego momentem była
rozmowa Gordona ze Strangem, jak pogrywali ze sobą, starając się
wyciągnąć z tego drugiego jak najwięcej informacji. Azrael fajny
wizualnie, choć wolałem Galavana jako powiedzmy geniusza zbrodni niż
jako bezmózgie narzędzie. Jednak przebłyski jego przeszłości zdają się
zapowiadać jego powrót do poprzedniej osobowości. Cieszę się, że
ostatecznie nie zabił Barnesa, bo bardzo lubię tę postać, choć
akurat tym razem trochę głupio się zachował i wiedząc, że Azrael poluje
na Gordona, zostawił do jego pilnowania ledwie kilku zwykłych
policjantów. Wygląda też na to, że większość wątków nam się znowu ładnie
posplata w końcówce sezonu.
THE FLASH 2x20: Rupture
Tomek: Cóż za miła odmiana. Odcinek był wprawdzie taki sobie, ale przynajmniej
nie byłem wkurzony po jego obejrzeniu. Ba, w porównaniu z ostatnimi
dwoma był wręcz rewelacyjny. Irytowała mnie jedynie reakcja Barry’ego w
stylu „Jakoś to będzie” na powrót Zooma na Ziemię-1. Ale zakończenie
jest ciekawe, choć w pewnym momencie było w ogólnych zarysach łatwe do
przewidzenia.
Radek: To było tak żałosne, że brak mi słów. Jedyna dobra rzecz to nawiązania do Harry'ego Pottera. Przede wszystkim sarkazm
Wellsa przy różdżce i odpowiedź Cisco "How did you know about HP
convention?", ale Expecto Patronum też mnie rozbawiło. Głupota głównego
wątku przyprawia mnie o ból głowy. Po pierwsze, drażni mnie, jak we
Flashu traktuje się uczucia. Sezon temu Barry mówi wprost, co czuje do
Iris, musi przełknąć najbardziej typowy friendzone, bo jest obecny
przystojniak Eddie. Jakiś koleś z przyszłości mówi, że się ożenili na
jakiejś kompletnie innej Ziemi, gdzie są kompletnie inne postacie, to
nagle "Barry, jak ja cię kocham, chcę żebyśmy byli razem"... Pomijając,
że nigdy nie kibicowałem temu związkowi, bo wydaje mi się kazirodczy.
Mieszkali razem całe dzieciństwo, żyli jak brat i siostra - co z tego,
że biologicznie nie są. Po drugie, kto by przypuszczał, że Zoom się
dowie o tym, że Rupture nie wykona zadania i zjawi się sam, prawda? Co
odcinek to głupszy. Jakby tego było mało, to po prostu w możliwie
najprostszy sposób robią z Wally'ego i Jesse speedsterów, nawet się nie
starali czymś zaskoczyć. Było dokładnie tak, jak mówiłem w zeszłym
tygodniu.
Dawid: Jaki poziom tego serialu od dłuższego jest, każdy widzi, a w tym tygodniu
nic się w tej sprawie nie zmieniło. To, co boli najbardziej, to brak
logiki i zwroty akcji, które wynikają kompletnie z niczego, nie są
ani przez chwilę przekonujące. Czy to wątek powracającej miłości Iris do
Barry'ego, czy też Zoom wyręczający się Rupturem to przykłady
nieudolności scenarzystów. Chociaż trzeba przyznać, że sam Rupture pod
względem wyglądu prezentuje się całkiem całkiem, patrząc pod kątem
komiksowego pierwowzoru. Śmiesznie z kolei wyglądało obdarowanie mocami
Wally'ego oraz Jesse, gdy już wszyscy od dawna wiedzieli, że podczas
wybuchu reaktora do tego dojdzie. Na szczęście jeszcze tylko trzy
odcinki i będzie można odetchnąć.
ARROW 4x20: Genesis
Tomek: Ogólnie było nieźle, choć diabeł tradycyjnie krył się w szczegółach,
które były trochę niedopracowane. Czemu np. Diggle po ich pierwszym
starciu zostawił Andy’ego po prostu przykutego do rury, zamiast
przekazać go np. A.R.G.U.S. Albo to, że cała ta magiczna nauka Queena
ostatecznie sprowadziła się do myślenia o miłych rzeczach. Także w wątku
Thei nieco za szybko odkryto karty, w wyniku czego zakończeniu odcinka
brakowało kopa.
Radek: Bardzo pozytywne zaskoczenie, szczególnie biorąc pod uwagę jakość
ostatnich odcinków THE FLASH i ARROW. Parę ciekawych zwrotów akcji, nowa
ciekawa postać, dialogi nawet nie jakoś mocno drewniane (poza tymi
rozmowami o nadziei, jak z komiksów o Niebieskich Latarniach).
Wystarczy, że się pojawi nawet samo nazwisko Constantine i od razu jest
lepiej ;) Dla mnie dzisiaj był poziom pierwszego i drugiego sezonu. Nie
ich najlepszych momentów, ale myślę, że takich po środku jak
najbardziej.
Krzysiek T.: To jest naprawdę straszne, że człowiek ogląda ARROWA i bawi się całkiem nieźle, a następnie przełącza na THE FLASH i po kwadransie postanawia przełożyć to na kiedy indziej. Tak jak wspomnieli koledzy, ten odcinek nie był jakiś nadzwyczajny i na pewno nie był wolny od standardowych głupot. Końcową śmierć Andy'ego można było przewidzieć mniej więcej po 20 minutach, ponieważ wszystko nieuchronnie ku temu prowadziło. Podobnie jak Radek, czekam na pojawienie się Niebieskiego Latarnika Green Arrowa na koniec sezonu, ale wciąż - bawiłem się całkiem nieźle. Tak po prostu. Tych niecałych trzech kwadransów na pewno nie żałuję.
LEGENDS OF TOMORROW 1x14: River of time
Tomek: Odcinek nieco słabszy od zeszłotygodniowego, ale cały czas fajny.
Najlepsze w nim były psychologiczne gierki Vandala z ekipą, szkoda tylko,
że część z nich postanowiła dać mu fory i zachowywać się jak debile.
Dotyczy to szczególnie Palmera, który chyba w ostatniej walce musiał
doznać urazu mózgu, bo innego wytłumaczenia na włażenie do celi Savage’a,
by się z nim tłuc na piąchy, nie widzę. Także rozwiązanie problemu
Jeffersona było niesamowicie silnie
naciągane. Mam wrażenie, że podróżnicy w czasie chyba by, choćby
przypadkowo, wpadli na to, iż przyspieszone starzenie jest leczone przez
podróże w czasie. No i finalny twist był oczywisty od momentu, kiedy
Rip zdecydował się na przekazanie Vandala Radzie Mistrzów Czasu. Te narzekania nie
zmieniają jednak faktu, że oglądając ten epizod, dobrze się bawiłem.
Radek: Bawiłem się świetnie jak zawsze. Zwrot akcji związany z tym, po której
stronie stoją Time Masters uważam za fenomenalne zagranie scenarzystów.
Dawid: Kolejny tydzień przyniósł ze sobą ponownie interesujący odcinek, który
pozostawia po sobie dużo dobrego wrażenia. Zwrot w sprawie Cartera oraz
ujawnienie, że Vandal Savage również przemieszcza się w strumieniu czasu
przypadły mi do gustu. Podobnie jak końcówka, którą wprawdzie
przewidziałem już po paru minutach tego epizodu, ale sam pomysł
zasługuje na pochwałę. Aż jestem ciekaw, co takiego twórcy wymyślili na
finał sezonu.
Krzysiek T.: No przy takiej konkurencji trudno było oczekiwać, że to nie LEGENDS będzie najlepszym serialem tygodnia. Powrót do beztroskiego campu, dużej umowności i przesadzonej komiksowości sprawił, że był to idealny odcinek na rozluźnienie po ciężki dniu pracy. Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się, iż Carter powróci do składu ekipy, sądziłem, iż dostaniemy typowe rozwiązanie CW, a więc Vandal zabije go drugi raz. Było naprawdę spoko, LEGENDS bez problemu pokonało konkurencję z tej samej stacji.
Źródła obrazków: Comicbook.com
Dla mnie wątek Cartera to jakiś żart. Vandal groził, że tylko on może go odratować, więc Hawkgirl go oszczędziła, a tu się okazuje, że wystarczyły 2 h gadania o miłości i jeden wiersz i voila! Stary dobry Hawkman. Serio? Za to akcja z Time Masters bardzo spoko. Gdzieś koło 7 odcinka zamarzyłem sobie, żeby to oni byli głównymi złymi (choć myślałem, że o tym będzie sezon 2), ale nie pokładałem w tym sporych nadziei, bo to w końcu CW. Także spore pozytywne zaskocznie.
OdpowiedzUsuńFlasha odratować teraz już może tylko odcinek Kevina Smitha. Jeśli nawet on zawiedzie, to chyba rzucam serial, bo co tam się dzieje ostatnio to ja nawet nie wiem :/