sobota, 5 marca 2016

RetroDCManiak #6

Gotowi na kolejną podróż w przeszłość do cudownych lat 70.?

Z RetroDCManiaka #3 i #4 mogliście dowiedzieć się co nieco o działalności DC Comics w tym okresie i kontekście historycznym powstałych wtedy tytułów. W tekście o BEOWULF DRAGON SLAYER wspomniałem nawet o bohaterze dzisiejszego tekstu – Stalkerze.

Komiks o jego przygodach to kolejny tytuł z linii heroic fantasy powstałej w ramach DC Explosion. Na okładce jego pierwszego numeru wita czytelnika tekst: „Bójcie się człowieka ze skradzioną duszą”. Czy naprawdę jest jednak czego się bać? Jak bardzo zestarzał się ten tytuł? I czy warto o nim pamiętać?


STALKER (1975-76)

Bez ogródek napiszę to od razu. STALKER to zaskakująco dobry komiks. Wręcz zdziwiło mnie to, jak łatwo został zapomniany. Fabularnie jest on zaskakująco przemyślany, jak na standardy historii o wojownikach walczących z każdym wrogiem, którego napotkają na swej drodze. Główny bohater jest charyzmatyczny, a jego dylematy nie zestarzały się ani trochę. Właściwie jest nawet antybohaterem (co jest tak bardzo modne dzisiaj, w czasach postmodernistycznej dekonstrukcji wszystkiego). Świat wykreowany na potrzeby serii wydaje się mieć ręce i nogi. Nawet od strony graficznej nie można STALKEROWI dużo zarzucić, a sceny akcji charakteryzują się nieoczekiwaną dawką dynamizmu.

Co więc poszło nie tak?

Głównym czynnikiem mającym wpływ na szybkie zniknięcie z rynku dzieła Paula Levitza (LEGION OF THE SUPERHEROES), Steve’a Ditko (współtwórcy postaci Spider-Mana czy Dr. Strange’a) i Wally’ego Wooda (DAREDEVIL, MAD) była niska sprzedaż komiksu. Czytając kolejne odpowiedzi edytora na listy czytelników, łatwo jest zauważyć, że twórcy mieli dość sporo planów na rozwój tej historii. Jednocześnie w okolicach 3. numeru pojawia się niepewność czy 4. w ogóle się pojawi. Starano się motywować czytelników do zakupu komiksu. Do końca twórcy mieli nadzieję, że uda im się przetrwać i opowiedzieć dalsze losy Stalkera. Nawet ostatni wydany zeszyt kończy się słowami, że być może za dwa miesiące STALKER pojawi się znowu w punktach sprzedaży.


Prawdopodobnie długo można by dywagować o powodach złych wyników tej opowieści. Patrząc na ogólny wynik całej linii komiksów fantastyczno-przygodowych podejrzewam, że nie były one w większości tym, czego czytelnicy oczekiwali od DC. Zarówno STALKER, jak i BEOWULF miały być odpowiedzią na odnoszący sukces komiks o Conanie od Marvela. Jednakże na swój sposób były odrobinę bardziej...skomplikowane? Może nawet lekko przekombinowane w stosunku do oczekiwań czytelników?

Winę częściowo można by też zwalić na samo wydawnictwo, które promocję omawianego tytuły mocno olewało. A było w sumie co promować, bo fabularnie mamy do czynienia z ciekawą opowieścią.

Główny bohater to młody człowiek, który wychował się na ulicy. W młodym wieku trafił na służbę do okolicznej władczyni, gdzie znęcano się nad nim niemiłosiernie. Palącą go chęć zemsty wyczuł Demoniczny Lord Dgrth, który wyzywa go na pojedynek. Bezimienny dzieciak wygrywa i w zamian staje się najlepszym wojownikiem pośród żywych. Szybko odkrywa jednak, że za nowe umiejętności przyszło mu zapłacić ogromną cenę – utracił swoją duszę.


Szybko postanawia ją odzyskać. Nie będzie to jednak łatwe. Musi dotrzeć do dalekiej siedziby Dgrtha. Na swej drodze spotka wiele niebezpieczeństw, a koniec jego podróży może okazać się dopiero jej początkiem.

Jeżeli napisałbym o fabule coś więcej, to zdradziłbym właściwie każdy jej element. W czterech opublikowanych numerach zmieszczono dość sporo historii, ale zgodnie z wymaganiami gatunku nie jest ona zbyt skomplikowana. Poprowadzono ją za to ze świetnym wyczuciem i naprawdę wciąga ona czytelnika.


Ważny jest też oczywiście motyw duszy oraz tego, co Stalker utracił wraz z nią – emocje, a także człowieczeństwo. Pozbawiony go główny bohater przemierza brutalny, okrutny świat, gdzie demonowi oddaje się cześć, a słabsi muszą podporządkować się tym silniejszym. To właśnie Stalker – napędzany osobistą chęcią zemsty – stanie się bohaterem dla wszystkich uciśnionych, których spotka na swojej drodze.

O wiele bliżej mu jednak do antybohatera niż księcia na białym koniu. Dlatego nie wszystkie jego decyzje będą zrozumiałe dla tych, których uratuje zmierzając do siedziby Dgrtha.


Ostatecznie lektura STALKERA okazała się wyjątkowo przyjemna. Świetne rysunki Steve'a Ditko oraz jego projekty demonów, ciekawa fabuła stworzona przez Paula Levitza, a także wiara twórców w ten projekt sprawiły, że naprawdę zapragnąłem poznać dalsze losy bezimiennego mściciela.

Na szczęście, prawdopodobnie nie tylko ja polubiłem tę postać.

Późniejsze losy postaci


Po 20 latach od wydania ostatniego numeru STALKERA – jego główny bohater pojawił się ponownie w 163. numerze serii SWAMP THING VOL. 2. Nie ma on w nim zbyt dużej roli. Za to pomysł na zwrot fabularny zeszytu wart jest odnotowania.

Na jego łamach bohaterowie tacy, jak Stalker, Claw the Unconquered czy Arion (wszyscy występowali w komiksach fantasy naszego ulubionego wydawcy) pojawiają się na głównej Ziemi uniwersum DC. W szokującym finale okazuje się jednak, że byli oni od zawsze wytworami umysłu Jima Crooka zwanego Nightmasterem. Oczywiście z pomysłu tego szybko się wycofano.

Co ciekawe, był to fragment dłuższej historii napisanej przez Marka Millara (wtedy jeszcze mało znanego), a do pracy nad tą serią zaprosił go Grant Morrison.

W 1999 roku James Robinson oraz David Goyer rozpoczęli prace nad nową serią o przygodach Justice Society of America. Zanim jednak ona powstała bohaterowie tacy, jak Starman, Wildcat czy Hourman powrócili na łamach eventu/miniserii THE JSA RETURNS.


Jej akcja rozgrywała się pod koniec II wojny światowej, a głównym przeciwnikiem jeszcze istniejącej wtedy JSA został na jej łamach… Stalker.

Pojawił się on na Ziemi przywołany przez przedstawicieli tajemniczej sekty. Nie jest to znany nam z lat wcześniejszych młodzieniec chcący odzyskać swoją duszę.

Fanowska teoria głosi, że to Stalker, który po setkach czy tysiącach lat krążenia po swoim świecie oszalał i stał się tym, kim Dgrth chciał, aby został od samego początku – dowódcą jego armii, który być może nawet zabił tamtego demona i zajął jego miejsce.

Oczywiście herosi z JSA ostatecznie pokonali go i wypędzili ze swojego wymiaru. Czy jednak rzeczywiście taki miał być ostateczny los tej postaci?

Tego prawdopodobnie się nie dowiemy. Przed restartem uniwersum DC Stalker wystąpił jeszcze tylko w historii „Ends of the Earth”. Opisana już w RetroDCManiaku #4 opowieść stworzona przez Gail Simone na potrzeby pisanej przez niej serii WONDER WOMAN VOL. 3 pełna jest nawiązań do komiksów heroic fantasy publikowanych w latach 70. przez DC Comics.


Stalker występuje w niej jako osoba, która inicjuje całą szaloną wyprawę Diany do innego wymiaru w celu ubicia D'Grtha (nagle zmieniono w tym komiksie sposób zapisu jego imienia). Amazonka musi odnaleźć Beowulfa oraz Clawa, gdyż tylko z ich pomocą będzie w stanie pokonać demona chcącego zniszczyć wszystkie światy.

Jest to jednak pułapka. D'Grth obiecał, że odda Stalkerowi jego duszę w zamian za zebranie i zabicie trójki wojowników mogących go zniszczyć. Plan ten jednak obraca się przeciwko niemu, gdyż Amazonka jest w stanie przekonać naszego bohatera do postawienia się owemu demonowi. Odkrywa też, że dusza Stalkera prawdopodobnie już nie istnieje.

Diana nadaje mu też imię. Nasz bezduszny bezimienny zostaje ochrzczony Elpisem. Imię to nosiła w mitologii greckiej personifikacja Nadziei, która miała być ukryta na samym dnie Puszki Pandory.


Niestety ciężko powiedzieć, co stało się z Elpisem po tej historii. Czy stał się złoczyńcą, z jakim walczyło Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości? A może miłosierdzie Diany odmieniło jego los? Możemy tylko gdybać. Niestety to był ostatni raz, gdy wykorzystano gdziekolwiek tę wersję tej postaci.

STALKER (2013)


Właściwie mogłoby się zresztą wydawać, że Stalkera już nigdy nie zobaczymy, a dla nas popadnie w ostateczne zapomnienie. Jednakże w 2013 roku na łamach komiksu SWORD OF SORCERY zaprezentowano czytelnikom nowego Stalkera.

Tym razem był nim król dawno zapomnianego, ziemskiego królestwa. Gdy jego ciężarna żona zachorowała śmiertelnie, zawarł on pakt z diabłem w zamian za – jak mu się wydawało – swoją duszę, aby ją uratować. Jego żona wyzdrowiała i wszystko wydawało się w porządku, dopóki nie zmarła ona w trakcie porodu.


Stalker odrzucił dziecko, które mu urodziła i przez stulecia tułał się po świecie jako zabójca do wynajęcia. Do jego kolejnego spotkania z Lucyferem dojdzie dopiero we współczesnych nam czasach.

Władca Piekieł powierza mu zadanie odnalezienia jednej kobiety. Ma być to jego ostatnia robota, po której będzie mógł nareszcie zaznać spokoju.

Kobieta okazuje się jego pra (ileś tam razy) wnuczką, a dziecko, które ma urodzić, to męski potomek z rodu Stalkera, którego duszę tak naprawdę ów bohater oddał diabłu wieki wcześniej.

Stalker postanawia, że tak się nie stanie i próbuje ją ochronić przed siłami piekieł. Dziewczyna umiera jednak chwilę po urodzeniu chłopca, a nieśmiertelnemu ledwo udaje się uciec z miejsca zdarzenia.

Próbując uchronić niemowlaka przed pisanym mu losem, doprowadza on do ostatecznej konfrontacji z Upadłym w kościele. Ostatecznie udaje mu się odesłać go do piekła, ale sam przy okazji trafia do innego wymiaru, a jego tajemniczy potomek zostaje odnaleziony przez bezimiennego strażaka.

Na ostatnim kadrze opisywanego komiksu umieszczono napis „The Beginning?”, jednakże Stalker nie powrócił już w żaden sposób.

Ta krótka opowieść opublikowana była na łamach numerów 4-7 SWORD OF SORCERY VOL. 2 jako dodatek do przygód księżniczki Amethyst. Za jej scenariusz odpowiadał Marc Andreyko (MANHUNTER), a rysunkami zajmował się Andrei Bressan.



Nie był to szczególnie dobry komiks. Nie był też zły. Po prostu wyszedł z tego typowy średniak, który nie zapada w pamięć niczym szczególnym. Ot próba zrobienia czegoś nowego z mocno zapomnianym bohaterem. Patrząc na część komiksów, jakie wyszły po szyldem New 52, wcale nie najgorsza.

Nowy Stalker debiutował jednak na łamach komiksu, którego jeden numer po zakończeniu jego historii anulowano. Zapewne mało kto sięgnął więc po jego przygody.

Wciąż uważam, że lepszy był oryginalny pomysł, który wydawał się bardziej kreatywny i ciekawszy. Jednakże było lepiej niż w wypadku nowych wersji THE GREEN TEAM czy BLACKHAWKS.

Wszystkim spragnionym dobrego komiksu fantasy polecam lekturę oryginalnego STALKERA. To tytuł, który naprawdę miał potencjał i szkoda, że go nie wykorzystano.

Następnym razem: Metal Men!

Przydatne linki:
http://dc.wikia.com/wiki/Stalker
http://www.writeups.org/fiche.php?id=4404
http://michaelgcurry.com/2015/01/10/stalker-dc-comics-adventure-line/
http://www.newsarama.com/10791-andreyko-writes-stalker-fantasy-in-sword-of-sorcery.html
https://en.wikipedia.org/wiki/Stalker_%28comics%29

P.S. SUGAR & SPIKE Kietha Giffena jednak doczekają się publikacji na łamach antologii LEGENDS OF TOMORROW. Dalej czekam na nową wersję tych bohaterów, o których pisałem w RetroDCManiaku #1.

5 komentarzy:

  1. Fajny tekst. "Nie ma w niej zbyt dużej roli, jednakże sam pomysł historii przedstawionej w tym numerze." - coś jest nie tak z tym zdaniem. Chętnie przeczytałbym taki tekst o Ragmanie. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za komentarz - zdanie zmodyfikowane:)

    Bardzo lubię Ragmana, więc kiedyś może i o nim coś napiszę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba jesteśmy jedynymi fanami tej postaci w Polsce. :D

      Usuń
  3. Kocham tą rubrykę :D

    OdpowiedzUsuń