niedziela, 13 marca 2016

Serialownia #17

I kolejna "Serialownia" ląduje na blogu. Tym razem jeszcze mniej obfita niż w zeszłym tygodniu, ponieważ wyemitowano nowe odcinki tylko trzech seriali z bohaterami DC. Nasze opinie znajdziecie w rozwinięciu posta i jak zwykle uwaga na ewentualne spoilery!

No i jeszcze jedno małe info. Jako że za tydzień odbywa się Krakowski Festiwal Komiksu, na którym część DCManiaka oczywiście się stawi, osiemnasta odsłona "Serialowni" pojawi się w poniedziałek, 21 marca.
GOTHAM 2x13: A dead man feels no cold
Tomek: Wrażenia mam podobne jak po poprzednim odcinku. Ostatecznie Freeze mnie zupełnie do siebie nie przekonał. Chyba już wolałbym jakby wymyślili dla niego nowy origin, niż nieudolnie podrabiali ten znany z BATMAN: TAS. Tam był tragiczną postacią, której się autentycznie współczuło, tu jest tylko aroganckim bucem mordującym ludzi na lewo i prawo bez powodu, a jednocześnie twierdzącym, że nie zabija, jeśli nie musi. Reszta odcinka wypada znacznie lepiej, ale to niestety Victor jest w zasadzie jego głównym bohaterem, więc i całość trudno mi ocenić wyżej niż przeciętnie.
Michał: Mały Bruce powrócił. Niestety podczas pobytu w Szwajcarii nie przysypała go lawina i ponownie możemy podziwiać znikome umiejętności aktorskie Davida Mazouz`a w roli przyszłego Mrocznego Rycerza. Czy twórcy nigdy się nie nauczą, że nikogo to tak naprawdę nie obchodzi? Chyba nie. Hugo Strange, podobnie jak ostatnio, wypadł bardzo fajnie, a Mr. Freeze już trochę gorzej, ale nadal przyzwoicie. Ogólnie nadal jest nieźle i serial już od dłuższego czasu nie schodzi z niezłego poziomu.
Radek: No i znowu ten fatalny Bruce Wayne...Nie mogę na niego patrzeć, jest napisany i zagrany tragicznie. Cała reszta to takie typowe Gotham. Trochę spisków, trochę przedstawiania przyszłych przeciwników Batmana (niewykorzystany potencjał Friesa), ale w sumie nic szczególnego. Niestety, nie udało się temu serialowi wrócić do formy sprzed zimowej przerwy.
LUCIFER 1x07: Wingman
Krzysiek T.: Chyba jeden z lepszych odcinków tego serialu, przynajmniej w mojej opinii. Relacja Lucyfera z Amenadielem czy jego dialogi z Chloe napędzały epizod i nie były tak męczące jak jeszcze w zeszłym tygodniu. Cała ta trójka (oraz Dan) pokazała, że swoją charyzmą i umiejętnościami aktorskimi przykrywają chyba wszystkich z Arrowverse. Kwestia anielskich skrzydeł została co prawda rozwiązana dość sztampowo i przewidywalnie (zwłaszcza końcówka), lecz paradoksalnie znacznie bardziej przypadło mi do gustu śledztwo detektyw Decker. Było odrobinę zaskakująco, ale przede wszystkim wszystko zostało dobrze zagrane. Sprawa ta jest poruszana od samego początku produkcji i wreszcie ruszyła nieco do przodu, zresztą w całkiem przyzwoitym kierunku. Chociaż patrząc na ekspozycję policjantów z jednostki Chloe, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wiadomo, kto jest kretem.
Michał: Po każdym odcinku mogę pisać praktycznie to samo – jest dobrze, nawet bardzo. Wątek poszukiwania skrzydeł zakończyli bardzo ciekawie i tajemniczo, więc to ogromny plus. Internet już jest podzielony, czy Lucyfer spalił prawdziwe skrzydła, czy podróbki. Ja myślę, że jednak to te podrobione. Jedyne co mi przeszkadza, to wątek jego śmiertelności. To już się robi powoli nudne, ale mam nadzieję, że twórcy jakoś z tego wybrną.
Radek: Uświadomiłem sobie, jak polubiłem ten serial. Śledztwo z Wingman uważam za jedno z lepszych. Cieszę się, że przeznaczyli odcinek na wyjaśnienie tajemnic z przeszłości zarówno Chloe, jak i Lucyfera. Dialogami, szczególnie tymi z głównym bohaterem, ubawiłem się jak zawsze.
LEGENDS OF TOMORROW 1x08: Night of the hawk
Tomek: Po raz pierwszy moim zdaniem zdarzył się w tym serialu odcinek w całości słaby. Scenariusz napisany jest kompletnie bez polotu i idzie po linii najmniejszego oporu – czegokolwiek bohaterowie nie zrobią to i tak zupełnie przypadkowo wpadną na Vandala Savage’a. Także zacofanie i rasizm, o którym postacie w kółko gadają i które w epizodzie umieszczonym w latach 50. faktycznie mogłyby stanowić przeszkodę, ostatecznie sprowadzają się praktycznie do kilku krzywych spojrzeń i pozostają bez żadnego wpływu na fabułę. Jedynym pozytywem jest samiutkie zakończenie, które pozwala mieć nadzieję, że następny odcinek będzie znacznie ciekawszy.
Krzysiek T.: Faktycznie było tak sobie. Taki epizod o niczym i nakręcony niskim kosztem, żeby tylko czymś zapchać sezon. Jednocześnie dość przewidywalny i sztampowy. Dopiero co kilka epizodów temu Vandal Savage chciał tworzyć własnego Firestorma, teraz otrzymujemy epizod, gdzie wytwarzał własnych tak-jakby-Hawkmanów i nawet przez moment nie wyjaśniono nam, po co w zasadzie to robił. Plusik właściwie tylko jeden - Sarah.
Dawid: Ciekawa, zaskakująca i nieco intrygująca końcówka. To jedyne dobre słowa, jakie można powiedzieć o tym epizodzie, który był po prostu nijaki. Typowy zapychacz, który nic nowego nie wnosi, i gdzie żadna postać (no, może oprócz Sary, której rola nie po raz pierwszy wybija się na tle innych) nie zasługuje na słowa pochwały. Vandal Savage z każdym kolejnym występem jest coraz bardziej przewidywalny, podobnie jak pokrzyżowanie mu planów przez grupę Ripa Huntera. Z kolei hybrydy ludzi i jastrzębio-nietoperzy(?) wyglądem poprawne, ale jaki był sens ich stworzenia? - Na to pytanie nie dostaliśmy niestety odpowiedzi.

Źródło obrazków: Comicbook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz