poniedziałek, 28 marca 2016

Serialownia #19

Dziewiętnasta "Serialownia" właśnie wylądowała na blogu. Na samym początku mała informacja: kolejna odsłona będzie już na pewno w niedzielę. Tym razem zmieniliśmy dzień publikacji ze względu na święta. Jak zwykle już przestrzegamy przed ewentualnymi spoilerami, a ponieważ wyemitowano większość seriali od DC, także i ta odsłona jest nieco dłuższa od poprzednich.
GOTHAM 2x15: Mad grey down
Tomek: No, w końcu zdecydowana poprawa względem ostatnich odcinków. Muszę nawet odszczekać to, co napisałem ostatnio o Pingwinie, bowiem wraz z pojawieniem się rodziny Van Dahlów, jego losy zapowiadają się bardzo intrygująco. Zresztą to nie jedyny wątek, który wcześniej budził moje wątpliwości, a w tym epizodzie ładnie się rozwinął. Jeśli miałbym się czegoś czepiać, to niepotrzebnego przeskoku czasowego pod koniec odcinka. Lepiej go było chyba zostawić na początek następnego. W każdym razie dobrze jest i oby utrzymali poziom jak najdłużej.
Radek: Mam wrażenie, jakby jakość serialu znowu podskoczyła.Wątek Gordona, któremu grozi więzienie, mocno mnie wciągnął, dzięki czemu nie nudziłem się. Edward "Wcale-Nikt-Nie-Wie-Że-Jest-Człowiekiem-Zagadką" Nygma w końcu po 1,5 sezonu zaprezentował coś ciekawego - świetnie zaprojektowany plan. Pingwin jak zawsze na plus- świetnie zagrany, wydaje się jakby już naprawdę był zdrowy psychicznie. Nie mogę się doczekać, co stanie się z nim dalej. Jedyny minus odcinka to, ku zaskoczeniu wszystkich... okropny Bruce Wayne. Już dawno nie pamiętam, żebym kibicował zabiciu jakiejś serialowej postaci tak mocno. Szkoda, że moje marzenie się nigdy nie spełni. Co to miało być w ogóle - to, co się stało w tym odcinku? Symulowanie życia na ulicy poprzez bycie ciężko pobitym przez gangsterów, handlujących grzybkami? Serio?!
SUPERGIRL 1x17: Manhunter
Maurycy: Odcinek ma u mnie wielki plus za to, że wreszcie skupiał się na czymś innym niż tylko na „potworze tygodnia”, którego jedynym zadaniem jest… sprawianie problemów przez pół godziny oraz późniejsza kapitulacja. Nie było zatem żadnego bezcelowego wątku niebezpiecznego kosmity na wolności, a w zamian twórcy skupili się na głównych postaciach i zachodzących między nimi relacjach. Historia od razu staje się ciekawsza, kiedy bardziej dotyczy tych bohaterów, których zdążyliśmy już lepiej poznać. Poza tym dowiedzieliśmy się czegoś więcej o J’onnie, a ten wątek akurat od samego początku wydawał mi się jednym z największych pozytywów serialu. Nie obyło się oczywiście bez kilku głupotek (brak jakiegokolwiek konwoju w trakcie transportu Marsjanina), ale, jak na standardy SUPERGIRL, otrzymaliśmy całkiem przyzwoity epizod.
Dawid: Drugi z rzędu dobry odcinek, a wszystko dzięki temu, że mniej było denerwujących dramatów związanych z Olsenem i spółką, a więcej na temat Marsjanina. Jakby nie patrzeć, wyszło na moje, ponieważ Marsjanin i tak, tyle że jeden epizod później, w końcu okazał się uciekinierem ściganym przez wojsko. Flashbacki dotyczące J'onna i ojca Kary oraz Alex okazały się ciekawym dodatkiem, a zaskakująca informacja dotycząca Danversa i projektu Cadmus zwiastuje dużo dobrego w przyszłych epizodach. Nowa rola Lucy, podzielenie się sekretem (o który już chyba i tak prawie wszyscy w serialu wiedzą) oraz początek przemiany Siobhan również oceniam na plus. Właściwie tak na dobrą sprawę nie ma do czego się tym razem przyczepić, a odcinek oglądało się z dużą przyjemnością.
Krzysiek T.: "Uwięziliśmy bardzo groźnego kosmitę, dlatego przetransportujemy go do supertajnego kompleksu w asyście jednej osoby" albo: "Wasza córka wyrwała dach samochodu gołymi rękami! - Miała szczęście. - Aha, ok" ;) Co tu dużo pisać, odcinek nie ustrzegł się wielu nieścisłości, ale za to poważnie namieszał w głównej historii, a do końca raptem trzy odcinki, więc możemy spodziewać się dużego tempa w kolejnych. I to nie tylko z powodu gościnnego udziału Flasha. Ogólnie ciężko jest ocenić jakoś na trzeźwo ten odcinek, ponieważ jestem zadeklarowanym fanem tej interpretacji Martian Manhuntera i wszystkie wątki mocniej z nim związane mi się podobają. Cieszy jednak fakt, że prawdopodobnie nie zobaczyliśmy ostatni raz Deana Caina i jego rola nie jest jedynie małym puszczeniem oka w stronę fanów Supermana w jego wykonaniu.
Radek: Odcinek zaliczyłbym do lepszych, jeśli chodzi o ten serial. Do zalet należą: retrospekcje z misji Henshawa i Danversa, śledztwo wojska nad DEA (poza irytującymi prowadzącymi śledztwo). Liczę na więcej tak solidnych odcinków. Były niestety też wady - mam ochotę powiedzieć, skąd twórcy wytrzasnęli pomysł na Siobhan w tym odcinku, ale nie chcę być niekulturalny na blogu. Co to w ogóle było za zachowanie, kto tak robi? Pomijając zawiść, która w życiu korporacyjnym zdarza się nawet na taką skalę, to na co liczyła? Że ktoś pomyśli, że Kara nagle w losowym momencie zażyczyła sobie wyładować się W MAILU na przełożonych? I jeszcze do tego foch na Winna na koniec. 
LUCIFER 1x09: A priest walks into a bar
Michał: Jak zawsze bardzo dobrze się bawiłem podczas oglądania. Szczególnie sceny z Ojcem Frankiem były świetne. Całość jak zwykle bardzo zabawna, a śledztwo oglądało się bardzo przyjemnie. Dziwi mnie tylko, że Chloe nadal nie widzi nic podejrzanego w tym, że Lucyfer podnosi bez trudu nad ziemię kogoś postury Spidera.
Krzysiek T.: Aktora odtwarzającego rolę ojca Franka poznałem po głosie. Ten sam aktor odtwarza jedną z ważniejszych ról w "Fear the Walking Dead" i z tego powodu wiedziałem, że raczej na pewno jest to jego jednorazowy występ w tym serialu. Zakładałem więc jaka może być końcówka i to, co się ostatecznie stało, jakoś mnie nie zdziwiło. Gdyby nie ta drobnostka, oceniłbym odcinek ten bardzo wysoko. Tom Ellis oraz Colman Domingo bardzo szybko nawiązali świetną dynamikę, a ponieważ odcinek był całkiem przyjemnie zrealizowany, trudno było nie uwierzyć w rodzącą się między nimi przyjaźń. Minus tylko jeden i tu zgadzam się z Michałem: Lucyfer pokazał już cały wachlarz nadludzkich umiejętności, a Chloe nadal uważa go za zwykłego człowieka.
THE FLASH 2x16: Trajectory
Tomek: Tradycyjnie po słabym odcinku przyszła pora na lepszy, choć nadal daleki od ideału. Największą wpadką było chyba to, że twórcy sami storpedowali całkiem niezłe zakończenie tego epizodu ujawniając tożsamość Zooma (jako jedną z wersji Jaya Garricka) już w poprzednim odcinku. Także Trajectory dołącza do długiej linii nijako przedstawionych złoczyńców w tym sezonie. Poza tym szef Iris mając świadomość istnienia licznych metaludzi i więcej niż jednego speedstera trochę za szybko doszedł do wniosku, że superszybkim przestępcą ze 100% pewnością musi być Flash. Mimo tych narzekań obejrzałem go z przyjemnością.
Michał: Bardzo przeciętny odcinek. Miejscami strasznie mi się dłużył, a po Trajectory oczekiwałem czegoś więcej. Mam nadzieję, że to tylko chwilowy spadek formy przed starciem z Zoomem.
Maurycy: Zastanawia mnie, jak ten serial pozbawiony jest czasem wyczucia. Stanie się coś z pozoru niepozornego i wszyscy bohaterowie zaczynają się kłócić i lamentować. Zginie Jay, wszyscy… idą do klubu, bo trzeba się zabawić. W każdym innym momencie taka sytuacja raczej by mi nie przeszkadzała. Nie mam kompletnie nic przeciwko temu, żeby Barry, Cisco i Caitlin zachowywali się jak najprawdziwsi ludzie, którzy chcą czasem odsapnąć od trybu życia, jaki prowadzą w STAR Labs. Jednak kiedy serial tak rozdmuchuje niektóre dramaty, to mógłby chociaż być w tym konsekwentny. Zwłaszcza w takim przypadku jak śmierć Garricka, który od początku drugiego sezonu był jedną z ważniejszych postaci. I mówi to człowiek, który nie cierpi teen dramy spod znaku The CW.
Dawid: Serial utrzymuje się od dwóch odcinków na tym samym, czyli marnym poziomie. Ostatnio pojawił się jednak jasny punkt w postaci ujawnienia tożsamości Zooma, tym razem żadnych niespodzianek na koniec nie było. Nie było, no bo od samego początku i pierwszej wizji Cisco czekało się na to, aż Flash Team się tego domyśli. Nastąpiło to, moim zdaniem, trochę za szybko, patrząc na to, ile zostało jeszcze epizodów do zakończenia sezonu. Mało oryginalny złoczyńca tygodnia wypadł marniutko, a nic nie wznosząca córka Harry'ego została odstawiona, miejmy nadzieję na dłuższy czas, na boczny tor. Źle się to oglądało i pozostaje jedynie mieć nadzieję, że wszystko, co twórcy mieli najlepszego, zostawili na te ostatnich kilka epizodów.
Krzysiek T.: Ja tak krótko. To, jak bardzo podupadł ten serial w tym sezonie, jest bolesnym doświadczeniem. Nijaka fabuła, nijaki przeciwnik, nijakie wątki poboczne, nijako zagrane. THE FLASH będzie musiało mocno się napracować w kolejnych epizodach, bym w przyszłym sezonie nie oglądał tego serialu w taki sam sposób jak ARROWA, czyli raz na jakiś czas po kilka odcinków, zupełnie nie przejmując się przy tym, że nie jestem na bieżąco.
Radek: Ok, ale bez szału. Oglądało się przyjemnie, było parę fajnych momentów, wyglądało to solidnie. Niestety po Trajectory, biorąc pod uwagę zapowiedzi dawno temu, liczyłem na dużo więcej. Wyszło dość nijako.
IZOMBIE 2x15: He blinded me with science
Tomek: Nie będzie chyba zaskoczeniem, jeśli napiszę, że IZOMBIE ponownie okazało się bezkonkurencyjne. Jedyna rzeczą, jaka mi się nie podobała, było nagromadzenie zbiegów okoliczności: mózg, na którym była Liv nie tylko doprowadza do stworzenia ulepszonego lekarstwa na zombizm, to jeszcze odkrywa ona dzięki niemu tajemnice Du Clarka oraz powiązania Drake’a z Bossem, a jako bonus Major porywa go akurat tuż przed spotkaniem z Liv. Aha, jeszcze w Max Rager nie mają żadnych zabezpieczeń na wypadek wydostania się zombie na wolność. Do czego oczywiście dochodzi... No ale ponownie dostajemy świetną ostatnią scenę, która z pewnością wniesie sporo zamieszania.
Krzysiek T.: Dla mnie wątek Maxa Ragera z odcinka na odcinek robi się coraz bardziej niezrozumiały i stanowi największą plamę na tym sezonie. Co prawda Du Clark będący na fazie po spożyciu SuperMaxa zagrany jest naprawdę dobrze, lecz nie zmienia to dla mnie faktu, że epizody mocniej powiązane z nim i jego firmą należą do tych słabszych w tym sezonie. Jak wspomniał Tomek, zbyt dużo jest tu przypadkowości. Już w momencie, gdy dowiadujemy się, że Liv zjadła mózg naukowca, trudno było nie spodziewać się kolejnych wydarzeń. Odcinek w moich oczach uratował Blaine. Chyba wszystkie sceny z jego udziałem powodowały u mnie większy uśmiech na twarzy i cieszy mnie, że twórcy wreszcie podkreślili fakt, że nie tylko Liv ma niezłe jazdy po spożyciu mózgu. Pomimo tych wszystkich minusów, IZOMBIE i tak w tym tygodniu zdystansowało niemal całą konkurencję. Przyjemniej oglądało mi się tylko LUCIFERA.
Maurycy: Z bólem serca muszę przyznać, że im bliżej końca drugiego sezonu, tym mniej mnie ta cała intryga interesuje. Twórcy IZOMBIE nadal świetnie prowadzą postacie, nadal piszą dialogi, którymi mogliby wprowadzić w kompleksy scenarzystów ARROW, ale nie zmienia to faktu, że serial zaczął skupiać się nie na tym, na czym powinien. Zapewne się powtarzam, ale nie tego oczekiwałem. To, co ja chciałbym oglądać, najwidoczniej odrobinę rozbiega się z tym, o czym twórcy chcieliby pisać. Na plus finał odcinka, który zmienił troszkę status quo. No i IZOMBIE nadal ma Raviego i Blaine’a, których dialogi zawsze dodają epizodom humoru i jakości.
Radek: Super odcinek. Ostatnio tak się uśmiałem przy odcinku, kiedy Liv zjadła mózg superbohatera. Do tego bardzo fajne śledztwo. Nie tylko samo z siebie, ale również jako fajne rozwinięcie głównej fabuły. Świetne dialogi z udziałem Blaine'a.
ARROW 4x16: Broken hearts
Tomek: Wyjątkowo nudny odcinek. Mam nadzieję, że Darhk szybko zwieje z więzienia, bo jeśli twórcy mają zamiar nas dłużej raczyć tymi nieudolnymi próbami dramatu sądowego, to się załamię. Także powrót Cupid nie zrobił na mnie wrażenia. Nie przekonała mnie do siebie już wcześniej, ale teraz jej motywacje były jeszcze głupsze. Zresztą pojawiła się w tym odcinku tylko jako swego rodzaju komentarz do sercowych problemów Olivera i Felicity. Efektem jest chyba najsłabszy epizod tego sezonu.
Michał: Jeden z gorszych odcinków serialu. Same dramaty i kolejne kryzysy w związku. Powoli zaczynam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z oglądania. Podczas przerwy zupełnie zapomniałem, co się działo w retrospekcjach, co chyba nie najlepiej o nich świadczy. No i Darkh przemyca przedmioty do więzienia w ustach... Nigdzie by to nie przeszło. Do finału jakoś dotrę. Zobaczymy co będzie dalej.
Radek: W tym odcinku wszystko inne przytłoczyła jedna osoba: irytująca Felicity. Odcinek pod względem melodramatyzmu sięgnął dna, czyli poziomu 3. sezonu. Fatalna scena ślubu, tandetny dialog, który do niczego ostatecznie nie doprowadził. Może dobrze, że pierwsze, co zrobiła, kiedy zaczęła chodzić, to odeszła od Olivera. Niech wróci, kiedy scenarzyści będą mieli na nią jakiś inny pomysł, niż prawienie doprowadzających do zażenowania kazań Strzale. Niestety, Cupid i retrospekcje też wypadły raczej nijako. Największą zaletą była świetna Thea, która stała się moim zdaniem najciekawszą postacią tego serialu.

Zdjęcia pochodzą ze strony: comicbook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz