Z zapowiedzi wynika, że w
zbliżającym się BATMAN V SUPERMAN: DAWN OF JUSTICE, kiedy tytułowi herosi
znudzą się już okładaniem siebie nawzajem, skopią tyłki największym wrogom
Supermana, z drobną pomocą innych suberbohaterów. Ja postanowiłem się natomiast
przyjrzeć komiksowi, w którym Człowiekowi ze Stali i Mrocznemu Rycerzowi
przychodzi się zmierzyć z największym wrogiem tego drugiego – Jokerem.
Oczywiście w zwykłych warunkach
nie byłby on dla Supermana dużym wyzwaniem, dlatego też scenarzyści postanowili
nieco wyrównać szanse i uczynili go wszechmogącym. W komiksie od razu rzuceni
jesteśmy na głęboką wodę. Zaczyna się on, gdy najsłynniejszy złoczyńca świata -
Superman - po raz kolejny ucieka z Arkham, a w pościg za nim rusza bohaterski
przywódca J.L.A. – Bizarro. A to tylko drobny przedsmak dziwactw jakich
będziemy świadkami. I tu od razu chciałbym zwrócić uwagę na pewna irytującą
sprawę. Otóż tytuł tego wydania zbiorczego jest troszkę niefortunny. W samym
komiksie bowiem początkowo nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za te dziwaczne
wydarzenia, które mają miejsce. Zresztą pierwsze cztery zeszyty noszą tytuł
Superman Arkham, nie zdradzając tożsamości głównego złego. A samo wyjawienie,
że za wszystkim stoi Joker potraktowane jest jako twist. Dlatego szkoda, że nie
użyto właśnie tego tytułu. No ale z drugiej strony nie muszę przynajmniej
kombinować jak koń pod górę, by nie zdradzić, o kogo chodzi. Poza tym w komiksie
czeka czytelnika także sporo innych zaskoczeń, więc nie jest to aż tak duża
wada.
Związane są one z tym, ze świat
odmieniony przez Jokera zdecydowanie różni się od zwykłego. Tak więc postacie
zajmują się czym innym i często wyglądają inaczej niż ich tradycyjne
odpowiedniki. Moimi faworytami pod tym względem są niegdysiejsi członkowie JLA,
będący tutaj bandą złoczyńców. A szczególnie Martian Manhunter, wyglądający jak
umięśniona i zielonoskóra wersja Marsjanina Marvina z kreskówek z Królikiem
Bugsem. Dzięki temu czytelnik nigdy nie wie, czego się spodziewać na następnej stronie.
Nie jest to na szczęście jednak absolutny chaos. W tym szaleństwie jest metoda,
jak zresztą zazwyczaj w przypadku Księcia Zbrodni. Nawet jeśli coś wydaje się
początkowo kompletnie absurdalne, to częstokroć potem znajduje swe uzasadnienie.
Całość jest zarazem szalenie zabawna, lecz jednocześnie silnie niepokojąca.
Głównie oczywiście za sprawą tytułowego imperatora, który w jednej chwili może
żartować, by w następnej kogoś brutalnie zamordować… lub pożreć wszystkich
mieszkańców Chin. Co ciekawe, niczym Deadpool, jest on tu świadomy bycia
postacią komiksową i nieraz komentuje wydarzenia lub wręcz narzeka na twórców,
gdy ci zrobią coś nie po jego myśli.
Podobnie jak Joker, także Batman
jest przez długi czas nieobecny w tej historii. Jednak gdy już się pojawia,
dodam że w dość szokujących okolicznościach, odgrywa kluczową rolę. Swoją drogą
bardzo podoba mi się zakończenie tej opowieści. Zawsze, gdy już wydaje się, że
przemieni się ona w tradycyjną rozpierduchę, dzieje się coś krzyżującego plany
bohaterów. W końcu starcie z najpotężniejszą istotą we wszechświecie nawet dla
Supermana nie jest czymś, co mógłby rozwiązać ciosem piąchy.
Jeśli miałbym się do czegoś
przyczepić w scenariuszu, to do tego, że niektóre żarty czy pomysły nie są do końca
udane, lecz po prostu głupie czy niesmaczne. Ale na szczęście takich wpadek
jest niedużo. Także ktoś nieobeznany z komiksami DC z przełomu wieków
(oryginalnie historia ta ukazała się w roku 2000) może mieć problemy z
rozpoznaniem niektórych postaci. Jednak te rzeczy nie wpływają na ogólną
wysoką jakość całości i scenarzystom należą się pochwały. A jest ich aż
czterech: Jeph Loeb, Joe Kelly, J.M. DeMatteis oraz Mark Schultz. Należy bowiem
pamiętać, że wówczas Superman miał właśnie cztery stałe serie, każdą z własną
ekipą twórców.
Jednak ilość scenarzystów to i
tak małe piwo w porównaniu z liczbą rysowników, a tych (i to nie licząc
inkerów) jest aż ośmiu(!), z tym że czterech z nich zajmuje się jednym numerem.
Ci, którzy mieli większy wkład, to Ed McGuiness, Mike Miller, Doug Mahnke oraz
Kano. Przy tylu artystach aż dziw, że przez całą historię udaje się utrzymać ją
w podobnym stylu graficznym. Wprawdzie da się oczywiście rozpoznać poszczególnych
ilustratorów, ale całość rysowana jest w kreskówkowym klimacie, rodem ze
wspomnianych wcześniej animacji z Królikiem Bugsem, tyle że znacznie
brutalniejszym. Oczywiście jednym wychodzi to lepiej (McGuiness, Kano) innym
nieco gorzej. Najsłabiej wypada tu Mike Miller, któremu brak konsekwencji, jeśli
chodzi o rysowane twarze, i nieraz postacie w jego wykonaniu wyglądają brzydko
lub są niepodobne do samych siebie z sąsiedniego kadru. Ale przez większość
czasu nawet on daje radę i ogólnie strona wizualna również zasługuje na
pochwałę.
Jeśli chodzi o dodatki, to w
wydaniu, jakie posiadam, nie jest ich wiele. Ot okładki oryginalnych zeszytów
oraz krótkie i zabawne niby-posłowie autorstwa… profesora B. Izarro (w
rzeczywistości Joe Kelly’ego), napisane oczywiście w przewrotnym stylu, w jakim
zazwyczaj wypowiada się nieudany klon Supermana.
Komiks ten zachowuje wprawdzie
ogólną formułę komiksów z eSem, czyli pojawia się superpotężny przeciwnik,
któremu nasz heros musi stawić czoła „siłom i godnościom osobistom”, ale na
szczęście dzięki postawieniu naprzeciw niego nieobliczalnego Jokera odmieniona
zostaje ona na tyle, że całość wypada bardzo oryginalnie. W dużej mierze
właśnie dzięki temu uważam go za jeden z najlepszych komiksów z Człowiekiem ze
Stali i bardzo często do niego wracam.
5/6
Opisywane wydanie zawiera
materiał z komiksów SUPERMAN #160-161, ADVENTURES OF SUPERMAN #582-583,
SUPERMAN: THE MAN OF STEEL
#104-105, ACTION COMICS #769-770 oraz EMPEROR JOKER #1.
Komiks jest do nabycia w ATOM Comics
Tomasz Kabza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz