Trochę to trwało, ale w końcu większość DCManiaków obejrzała już w kinach film BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI, dzięki czemu możemy podzielić się naszymi opiniami. Damian oraz Krzysiek T. już zrobili to w osobnych postach - jeden na fan-page na Facebooku, a drugi tu na blogu - więc w rozwinięciu posta znajdziecie kilka zdań od pozostałych osób. Jak się zaraz przekonacie, opinie są mocno podzielone.
Tomek: Za
sprawą tego, że naoglądałem się i naczytałem o nim tyle złego, to film
mnie nawet pozytywnie zaskoczył. Nie znaczy to jednak, że był dobry.
Znacznie ustępuje swemu poprzednikowi, ale mimo dłużyzn, chaotycznie
posklejanych i
często niepotrzebnych scen (zwłaszcza snów Batmana, które pozostają
niewytłumaczone, a dla kogoś nie znającego uniwersum DC także zupełnie
niezrozumiałe), to seans był całkiem przyjemny. Jeśli chodzi o aktorów,
to Cavill był po prostu OK. Affleck był świetny, ale jego Batman był w
tym filmie, we wszystkich sytuacjach nie związanych z walką, kompletnym
debilem. Odwrotny problem mam z Luthorem, który pokazał, że jest
piekielnie inteligentny, ale za każdym razem, gdy
otwierał usta, wywoływało to u mnie zgrzytanie zębów. Origin Doomsdaya
jest tu śmiechu warty – okazuje się, że jest on niczym chińska zupka –
wystarczy zalać Zoda wodą, przyprawić, zamieszać oraz przykryć na kilka
minut i Doomsday gotowy. W tej sytuacji najjaśniejszym punktem filmu
jest Wonder Woman. O ile wcześniej niespecjalnie mnie obchodził jej
solowy film, to teraz nie mogę się już na niego doczekać. Na koniec
dodam też, że moi niesiedzący w komiksach znajomi mieli o
filmie nieco bardziej negatywne zdanie ode mnie, ale nawet oni nie
żałowali wydanych pieniędzy.
Jacek: Znamienne jest, iż wszystko, co nowe lub inne z automatu jest
odrzucane. Takie uczucie towarzyszy mi przy okazji świata budowanego
przez Zacka Snydera, a którego ważną częścią stał się właśnie BvS.
Przyzwyczajeni przez Marvel Studios do jednego sposobu narracji, do
jednej wizji superbohaterskiego świata nie potrafimy przyswoić sobie
czegoś odmiennego. Mroczny, pesymistyczny, przepełniony bólem, strachem i
przemocą BvS nie nadaje się na ulubieńca mas. Według mnie jest to
znakomity film, budujący napięcie, świetnie zagrany, z bardzo udanym
scenariuszem. Snyder ma pomysł, trzyma się go mocno i albo go pokochamy,
albo nie. Ja mu ufam i czekam na więcej.
Bawią mnie wszelakie negatywne opinie, bo przecież każdy z nas jest
lepszym scenarzystą, reżyserem, aktorem, kompozytorem etc. Zack Snyder
przedstawił nam SWOJĄ wizję świata DC i ja ją w pełni kupuję.
Radek: Najpierw plusy. Są tylko 4 osoby, które ratują ten film: Ben Affleck (mimo że scenarzyści mu nie napisali Batmana, jakiego lubimy, detektywa itd.), Cavill (ale tylko jako Superman, bo Clark Kent to mu nie wychodzi), Gal Gadot i Hans Zimmer. Szkoda tylko, że montażyści dźwięku byli tak fatalni, bo muzyka w ogóle nie była zmontowana z filmem (poza Is She With You). Jak już jesteśmy przy słowie montaż - kogo oni do tego zatrudnili? Fatalnie to wypadło, zlepek losowych scen. Kolejnym przykładem złego montażu była scena pościgu batmobilem, nie wiedziałem, co się dzieje na ekranie. Dalej Alexander Luthor, który był zagrany tak źle, że nie mogłem na niego patrzeć. No dobra, Eisenberg, byłem na to gotowy po trailerach. Ale dlaczego w tej kwestii scenarzyści tak zepsuli swoją robotę?! Byłem z sześcioma osobami i nikt na koniec nie miał pojęcia, o co Luthorowi chodziło. Szczególnie że co 10 minut filmu mu chodziło o coś innego. I ten Doomsday, wyhodowany w piwnicy, wprowadzony nagle kompletnie znikąd. Zrobiony zresztą tak, że wyglądał jak Azog z Hobbita. Szkoda, że nie było Legolasa skaczącego jak Mario.
Radek: Najpierw plusy. Są tylko 4 osoby, które ratują ten film: Ben Affleck (mimo że scenarzyści mu nie napisali Batmana, jakiego lubimy, detektywa itd.), Cavill (ale tylko jako Superman, bo Clark Kent to mu nie wychodzi), Gal Gadot i Hans Zimmer. Szkoda tylko, że montażyści dźwięku byli tak fatalni, bo muzyka w ogóle nie była zmontowana z filmem (poza Is She With You). Jak już jesteśmy przy słowie montaż - kogo oni do tego zatrudnili? Fatalnie to wypadło, zlepek losowych scen. Kolejnym przykładem złego montażu była scena pościgu batmobilem, nie wiedziałem, co się dzieje na ekranie. Dalej Alexander Luthor, który był zagrany tak źle, że nie mogłem na niego patrzeć. No dobra, Eisenberg, byłem na to gotowy po trailerach. Ale dlaczego w tej kwestii scenarzyści tak zepsuli swoją robotę?! Byłem z sześcioma osobami i nikt na koniec nie miał pojęcia, o co Luthorowi chodziło. Szczególnie że co 10 minut filmu mu chodziło o coś innego. I ten Doomsday, wyhodowany w piwnicy, wprowadzony nagle kompletnie znikąd. Zrobiony zresztą tak, że wyglądał jak Azog z Hobbita. Szkoda, że nie było Legolasa skaczącego jak Mario.
Siedziałem obok koleżanki, która na początku filmu mówiła "No, teraz perły upadną na Ziemię" [mija 6 sekund, perły upadają na Ziemię] a "teraz Bruce wpadnie do jamy z nietoperzami" [za chwilę Bruce wpada do jamy z nietoperzami]. Zły początek złego filmu. Ilość kompletnych głupot w tym filmie sięgnęła szczytów. Pozwolę sobie w tym miejscu zareklamować innego bloga - w świetny sposób wszystkie te kwestie wynaleźli i skrytykowali Ichabod, UncleMroowa i Komiksomaniak na Youtube. W filmie większość fajnych dialogów wprowadzona w kompletnie bezsensowny sposób. Na przykład to słynne "Tell me...do you bleed?". Do tego po prostu tragiczne dialogi, np. większość rozmów Clarka z Lois. Goyer ze Snyderem nawpychali tu tyle wątków, ile się dało, większości z nich w ogóle nie rozwijając, urywając w połowie. Kompletnie zabrakło tzw. establishing shots, czyli ujęć wyjaśniających gdzie, kiedy i co się dzieje.
Film obejrzę jeszcze raz, bo może jestem wobec niego niesprawiedliwy ze względu na obniżoną koncentrację w pierwszej połowie, wywołaną fatalnym samopoczuciem, ale na razie wolę wrócić do animacji z DC o spotkaniach tych dwóch postaci. World's Finest, Public Enemies czy też TDKR robią to dużo lepiej.
Maurycy: Na kontynuację MAN OF STEEL czekałem od dnia, w którym ogłoszono, że pojawi się w niej sam Człowiek Nietoperz. Czyli blisko trzy lata. Przez ten czas zdążyło nazbierać się sporo oczekiwań i pogodziłem się z myślą, że w filmie znajdą się elementy, które na pewno nie przypadną mi do gustu. Nie przypuszczałem jednak, że będzie ich aż tyle. BATMAN V SUPERMAN: DAWN OF JUSTICE to koszmarnie pocięta, rwana i niespójna produkcja. Zamiast umiejętnie wystartować nowe uniwersum, twórcy postanowili wrzucić do niej wszystko, co tylko się dało. Znalazło się miejsce dla topornych zapowiedzi przyszłych filmów, ale kosztem dobrych dialogów i ciekawych relacji. Ba, nawet tytułowy pojedynek został sprowadzony do piętnastu minut! Zack Snyder i spółka woleli skupić się na efektownych eksplozjach i patosie, a zaniedbali przez to obu głównych bohaterów. Ich konflikt wydał mi się mocno naciągany, zabrakło rozbudowanych motywacji, Clark i Bruce w zasadzie wymienili między sobą z dziesięć zdań. Całkiem nieźle wypadli aktorzy, ale ani Cavill, ani Affleck (który przy lepszym scenariuszu byłby naprawdę wybitnym Batmanem), ani Gadot (której rolę spokojnie można by wyciąć) nie mieli za dużo do grania. Po wyjściu z kina uważałem jeszcze, że w tym uniwersum tkwi jakiś potencjał, ale im dłużej mija od seansu, tym więcej dostrzegam problemów i widzę, że za dużo rzeczy poszło tutaj w kierunku, który nie do końca mi odpowiada. Prawdę mówiąc, wolałbym, żeby studio dało szansę komuś innemu niż Snyder. Ale doskonale rozumiem, że wielu osobom film mógł się podobać – zdjęcia faktycznie wyglądają pięknie, aktorzy naprawdę się starają, a efekty specjalne robią wrażenie. Sęk w tym, że to nie mój Batman i nie mój Superman. Niestety.
Maurycy: Na kontynuację MAN OF STEEL czekałem od dnia, w którym ogłoszono, że pojawi się w niej sam Człowiek Nietoperz. Czyli blisko trzy lata. Przez ten czas zdążyło nazbierać się sporo oczekiwań i pogodziłem się z myślą, że w filmie znajdą się elementy, które na pewno nie przypadną mi do gustu. Nie przypuszczałem jednak, że będzie ich aż tyle. BATMAN V SUPERMAN: DAWN OF JUSTICE to koszmarnie pocięta, rwana i niespójna produkcja. Zamiast umiejętnie wystartować nowe uniwersum, twórcy postanowili wrzucić do niej wszystko, co tylko się dało. Znalazło się miejsce dla topornych zapowiedzi przyszłych filmów, ale kosztem dobrych dialogów i ciekawych relacji. Ba, nawet tytułowy pojedynek został sprowadzony do piętnastu minut! Zack Snyder i spółka woleli skupić się na efektownych eksplozjach i patosie, a zaniedbali przez to obu głównych bohaterów. Ich konflikt wydał mi się mocno naciągany, zabrakło rozbudowanych motywacji, Clark i Bruce w zasadzie wymienili między sobą z dziesięć zdań. Całkiem nieźle wypadli aktorzy, ale ani Cavill, ani Affleck (który przy lepszym scenariuszu byłby naprawdę wybitnym Batmanem), ani Gadot (której rolę spokojnie można by wyciąć) nie mieli za dużo do grania. Po wyjściu z kina uważałem jeszcze, że w tym uniwersum tkwi jakiś potencjał, ale im dłużej mija od seansu, tym więcej dostrzegam problemów i widzę, że za dużo rzeczy poszło tutaj w kierunku, który nie do końca mi odpowiada. Prawdę mówiąc, wolałbym, żeby studio dało szansę komuś innemu niż Snyder. Ale doskonale rozumiem, że wielu osobom film mógł się podobać – zdjęcia faktycznie wyglądają pięknie, aktorzy naprawdę się starają, a efekty specjalne robią wrażenie. Sęk w tym, że to nie mój Batman i nie mój Superman. Niestety.
Michał: Zanim poszedłem do kina, naczytałem się wielu opinii, które zmieszały najnowszy film Zacka Snydera z błotem. Nie spodziewałem się wiec arcydzieła i dobrze, bo go nie dostałem. Największym minusem filmu jest zdecydowanie brak fabuły. Cała masa niewytłumaczonych rzeczy i niedokończonych wątków to pierwsze, na co zwróciłem uwagę po wyjściu z kina. Wiem oczywiście, że pewnie więcej dowiemy się z wersji reżyserskiej i następnych produkcji, ale to nie usprawiedliwia twórców. Sam reżyser, który znany jest głównie ze świetnego operowania obrazem, nie pokazał tutaj nawet małej cząstki swoich możliwości. Wiele scen zawierało pełno niepotrzebnego patosu, który aż męczył podczas oglądania. Zwłaszcza chodzi mi o sceny z Supermanem, które ukazywały go jako nowego boga. Dużym plusem jest jednak obsada. Głównie chodzi mi o Gal Gadot i Bena Afflecka, którzy świetnie zagrali swoje role. Zwłaszcza Ben jako Mroczny Rycerz sprawdził się znakomicie. Szkoda tylko, że pojedynek z eSem wyszedł bardzo miernie, zwłaszcza końcówka, której fani na pewno nigdy nie zapomną. Za to efekty specjalne robiły wrażenie i miło było popatrzeć na finałową walkę z Doomsdayem, chociaż rozwiązanie, które zastosowano na jej zakończenie, pozostawiło po sobie niesmak. Twórcy chyba chcieli czymś zaskoczyć widza, co nie do końca im wyszło. Zawiódł mnie również Hans Zimmer. Jestem fanem tego kompozytora, ale niestety przez cały film nie usłyszałem żadnego wyróżniającego się utworu. Po powrocie do domu przesłuchałem sobie jeszcze raz soundtracka i połowa brzmi jak zmieniona ścieżka z Man of Steel. Ogólnie uważam, że produkcja nie jest zła, ale widać jej ogromny, niewykorzystany potencjał. Mam nadzieję, że nadchodzące Suicide Squad mnie nie rozczaruje.
Na początek mały disclaimer: miałem co do tego filmu bardzo małe wymagania. Zwiastuny były przeciętne, a opinie kontrowersyjne. Jednak i tak się zawiodłem, i to strasznie, na całej linii.
OdpowiedzUsuńW zasadzie dobre elementy są dwa: Gal Gadot świetnie wygląda jako Wonder Woman i walka z Doomsdayem jest kozacka (aczkolwiek jego origin...). Poza tym, same minusy. Montaż to porażka i dotyczy to zarówno obrazu, jak i muzyki, zwykle zupełnie nie pasującej do akcji. Scenariusz jest bardzo słaby, a główna intryga szyta naprawdę grubymi nićmi. Postacie zupełnie się nie udały (chociaż aktorzy grali nieźle), od na siłę ekstrawaganckiego Luthora, poprzez śmieszka Alfreda, po Batmana-debila. A wszystko to podlane efektami specjalnymi sprzed co najmniej 5 lat.
Na dodatek, film nie daje nadziei na dobre uniwersum. W swoich dwóch krótkich występach Flash jest tragiczny.
Podsumowując: 2/10, nie polecam.
Opinia Jacka to jak komentarz na filmwebie. Najpierw wywyższanie się, że ooo ludzie tego filmu nie rozumieją. To nie dla mas, to nie gimbo Marvel to mHoczny film! A potem argument, że jak nie jestem piekarzem to nie mogę powiedzieć, że mi chleb nie smakuje. Teraz już wiem skąd ten styl njusa, że B v. S dzieli i rządzi. :D Żenada.
OdpowiedzUsuń"z bardzo udanym scenariuszem" - :D:D:D:D:D:D:D:D:D:D
Usuń