wtorek, 12 kwietnia 2016

BATGIRL vol 2: FAMILY BUSINESS

Mało którą z aktualnie wydawanych serii komiksowych śledzę z takim zainteresowaniem jak BATGIRL. Nie będę jednak nikogo przekonywał, że to arcydzieło, bo rozminąłbym się z prawdą. To po prostu lekki, niezwykle sympatyczny tytuł, któremu warto dać szansę.


W poprzednim tomie Brenden Fletcher i Cameron Stewart po raz pierwszy przedstawili swoją wersję przygód odmienionej Barbary Gordon. Ich spojrzenie na postać Batgirl było dla wielu fanów niemałym szokiem i nie każdemu przypadło do gustu. Seria stała się nagle znacznie bardziej kolorowa i radosna oraz pojawiło się w niej sporo humoru. Zmieniła się również grupa docelowa – teraz tytuł miał trafiać także do młodszych czytelników.

I mimo że nastolatkiem już od jakiegoś czasu nie jestem, to jednak BATGIRL zdołałem polubić. Recenzowane przeze mnie parę miesięcy temu The Batgirl of Burnside uważam za naprawdę świetny komiks. A jak prezentuje się jego kontynuacja? Czy Cameron Stewart i Brenden Fletcher utrzymali wysoki poziom?

Cóż, odpowiedź na to pytanie nie jest tak prosta, jak mogłoby się wydawać. Family Business, bo tak zatytułowano tom drugi, teoretycznie spełnia większość oczekiwań, ale w porównaniu z poprzednikiem i tak wypada raczej kiepsko. Bohaterowie nadal dają się lubić, dialogi nadal są świetne, ale rozczarowuje sama fabuła. A w zasadzie jej brak.

Zamiast jednej konkretnej historii, jak to miało miejsce w The Batgirl of Burnside, tutaj otrzymaliśmy zbiór składający się z kilku króciutkich opowiadań, z których żadne nie trwa dłużej niż dwa zeszyty. Nie mogę przyczepić się do scenariuszy poszczególnych numerów – duet autorów ma dar do pisania przyjemnych historii, przy których nie sposób się nudzić, ale jako całość, tom drugi sprawia wrażenie nierównego i chaotycznego.

Naturalnie nie mam nic przeciwko zwięzłym fabułom. Czasem trzeba zwolnić tempo i skupić się bardziej na rozwijaniu postaci niż na konstruowaniu złożonej intrygi. Warto jednak zachować wtedy jakąś płynność, żeby każda następna historia nie wydawała się oderwana od poprzedniej. W Family Business tej linearności niestety zabrakło. Stewart i Fletcher starają się wiązać ze sobą kolejne zeszyty, ale w międzyczasie urywa się za dużo wątków, a gościnne występy prowadzą donikąd. Niektórzy bohaterowie zjawiają się nagle na drugim planie, po czym równie szybko znikają z pola widzenia.

Tom zaczyna się od pierwszego spotkania Batgirl z nowym Batmanem. Jak wiadomo, za maską Człowieka Nietoperza kryje się teraz bardzo bliska dla niej osoba. Pomysł, żeby skonfrontować ze sobą tę dwójkę, zwłaszcza w momencie, w którym tylko jedna strona zna tożsamość drugiej, miał naprawdę spory potencjał. Twórcy zrealizowali go… co najwyżej przyzwoicie. Szkoda, że wątek Batmana zakończył się jeszcze zanim zdążył się rozkręcić. Biorąc pod uwagę, że nie co dzień ojciec Barbary nosi strój Mrocznego Rycerza i taka sytuacja raczej nie prędko się powtórzy, panowie Stewart i Fletcher mogli poświęcić mu więcej czasu. Po przeczytaniu Family Business można nawet dojść do wniosku, że coś, co teoretycznie powinno wywrócić całe uniwersum DC do góry nogami, nijak nie wpłynęło na samą Batgirl.

Następnie do wydania zbiorczego wciśnięto annual, który służy chyba tylko temu, żeby skrzyżować ścieżki głównej bohaterki z jak największą liczbą innych znajomych postaci. Dostajemy zatem crossover z GRAYSONEM i uczniami GOTHAM ACADEMY, pojawiają się też Spoiler oraz dawno nie widziana Batwoman. Po annualu, który nie jest zbytnio powiązany z tym, co dzieje się w regularnej serii, tom wraca na właściwe tory. Dzielnicy Burnside zagraża nowe niebezpieczeństwo, a mianowicie… grasujący na wolności tygrys (tak, to jest tak absurdalne, jak brzmi).

Tak właśnie wygląda całe Family Business. Autorzy skaczą od jednej historii do drugiej, gdzieś w tle próbując zarysować nam relacje zachodzące między Batgirl a resztą bohaterów. Przez to fabuła nie wciąga tak jak w tomie pierwszym, ale, tak czy siak, czyta się to bezboleśnie. Największa w tym zasługa wspomnianego humoru i lekkości, z jaką Fletcher i Stewart prowadzą ten tytuł. Nawet kiedy nie mają za wiele do zaoferowania w warstwie scenariusza, to i tak BATGIRL cechuje ta konsekwencja i jasno określona stylistyka, która czyni ich serię nieszablonową i jedyną w swoim rodzaju.

Co istotne, mimo obranej przez scenarzystów młodzieżowej estetyki, komiks nie popada w infantylizm. Wbrew temu, co sugerują jaskrawe, kreskówkowe ilustracje autorstwa Babs Tarr, da się odnaleźć tutaj treści, mogące zainteresować starszego czytelnika. Świat, w którym funkcjonuje Batgirl, w pewnym stopniu przypomina ten nasz. Twórcy nie pozostają ślepi na to, że w społeczeństwie zachodzą zmiany, a coraz większą rolę w codziennym życiu odgrywa technologia.

I choć nie podobało mi się, że wcisnęli do scenariusza tak dużo postaci, to nie powiedziałbym, że je zaniedbali. O tym, że Stewartowi i Fletcherowi na nich zależy, niech świadczy fakt, że tom nie kończy się efektownym, trzymającym w napięciu finałem, a nastrojowym, wręcz melancholijnym zeszytem, skupiającym się na relacji, jaka łączyła niegdyś Barbarę i jej dawny obiekt uczuć. A skoro mówimy już o wątkach obyczajowych to są one przedstawiane w znacznie dojrzalszy sposób niż chociażby w serialach stacji The CW. Nikogo nie powinna więc zrazić ich obecność.

Family Business śmiało mogę polecić tym, którzy podobnie jak i ja polubili nową BATGIRL. Z zastrzeżeniem, że to komiks gorszy od The Batgirl of Burnside. Jeśli zatem nie podobał Ci się tom pierwszy, tom drugi spokojnie możesz sobie odpuścić. 4/6

W skład tomu wchodzą zeszyty BATGIRL od numeru 41 do 45, ANNUAL #3 oraz sneak peek z CONVERGENCE: INFINITY INC. #2. 

Do kupienia w Atom Comics

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz