Dwudziesta już odsłona "Serialowni" ląduje na blogu i jest nie byle jaka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu wyemitowano w jednym tygodniu wszystkie seriale oparte na komiksach DC, a dodatkowo jeden z nich był małym crossoverem: Supergirl spotkała Flasha.
Nasze opinie znajdziecie w rozwinięciu posta i jak zawsze ostrzegamy przez spoilerami, na które możecie się tam natknąć. Miłej lektury.
GOTHAM 2x16: Prisoners
Tomek: GOTHAM chyba już oficjalnie wróciło do formy. Ten odcinek był nawet
lepszy od poprzedniego. Dobrze zrobiło mu skupienie się jedynie na dwóch
wątkach – Gordona w więzieniu i Pingwina u rodziny. Oba poprowadzone
były bardzo dobrze, a ten pierwszy wręcz wyśmienicie. Kuleje jedynie ich
powiązanie chronologiczne, bo u Gordona wygląda na to, że minęły
miesiące, podczas gdy u Pingwina zupełnie tego nie czuć i można odnieść
wrażenie, że mieszka on z Van Dahlami
ledwie kilka dni. Poza tym odcinek pierwsza klasa.
Radek: Chyba najlepszy odcinek od powrotu serialu na początku miesiąca. Wciągająca, według mnie, historia w więzieniu. Zostałem zaskoczony poronieniem Lee Thompkins. Cieszy powrót Falcone'a, zawsze czekałem na pojawienie się tej świetnie zagranej i napisanej postaci. Wątek Pingwina trochę dziwny, szkoda, że nie odkrywamy razem z bohaterem spisku małżonki ojca, że wszystko zostało nam praktycznie powiedziane.
Radek: Chyba najlepszy odcinek od powrotu serialu na początku miesiąca. Wciągająca, według mnie, historia w więzieniu. Zostałem zaskoczony poronieniem Lee Thompkins. Cieszy powrót Falcone'a, zawsze czekałem na pojawienie się tej świetnie zagranej i napisanej postaci. Wątek Pingwina trochę dziwny, szkoda, że nie odkrywamy razem z bohaterem spisku małżonki ojca, że wszystko zostało nam praktycznie powiedziane.
Krzysiek T.: Jaka to miła odmiana, że ktoś zauważył, iż dwoje herosów nie musi prać się po gębach przy crossoverach. Odcinek momentami do bólu cukierkowy, ale... chyba właśnie taki miał być. Wybawiłem się całkiem dobrze, podobało mi się sporo padających w epizodzie tekstów, na czele z "wyglądacie jak obsada serialu CW". No i wreszcie obejrzałem Barry'ego Allena, który przez 40 minut ani razu mnie nie zdenerwował. Złoczyńcy odcinka nieco na minus. Livewire jeszcze jakoś uszła, ale Silver Banshee moim zdaniem ani nie wyglądała za dobrze, ani nawet nie przedstawiono dobrze jej transformacji w villaina, pomimo dość długiego czasu antenowego. Końcówka zaś sugeruje ruszenie w końcu z wątkiem Miriady, a zatem... za dwa tygodnie pewnie się solidnie wynudzę.
Dawid: Najlepsza rzecz, jaką obejrzałem w tym tygodniu od DC, a zasługa w tym obojga aktorów odgrywających główne role w tym serialowym crossoverze. Kara i Barry pokazali, że tworzą ciekawy, momentami śmieszny, a jednocześnie bardzo dopasowany duet superbohaterski. Dobrze by było, gdyby w przyszłości Flash również krzyżował swoje ścieżki z Supergirl, gdyż w odróżnieniu od crossów z Arrowem i spółką, tutaj ani przez chwilę nie wiało nudą. Złoczyńcy stanowili marnej jakości tło, z kolei Cat, Winn oraz odsunięty i zazdrosny Olsen wypadli całkiem nieźle. Nie znaczy to jednak, że poziom dalej będzie tak dobry, gdyż widok wujaszka i jego armii oznacza powrót do głównego wątku tego sezonu, który mnie totalnie nie obchodzi.
Radek: Jeden z lepszych odcinków seriali DC w tym tygodniu. Ten crossover wyszedł uroczo, między Barrym i Karą można było zauważyć fajną chemię. Wadą odcinka jest ich pierwsze spotkanie, które wyszło nienaturalnie i dziwnie. W przeciwieństwie do niektórych opinii, bardzo mi przypadł do gustu kostium Banshee, ale może to mieć związek z moim uwielbieniem dla Power Rangers (według mnie przypominała trochę tamtejszego villaina tygodnia). Szkoda natomiast, że twórcom wydaje się, że mają pomysł na Siobhan i talent do pisania jej przygód. Livewire za to mocno na plus. Widzę również niewykorzystany potencjał, jeśli chodzi o sposób powrotu Flasha na Ziemię-1, mogło to być coś ciekawszego.
Tomek: Z okazji gościnnego pojawienia się Barry’ego w SUPERGIRL zdecydowałem się obejrzeć odcinek tej serii po raz pierwszy od bodaj 3. epizodu. Niestety nie przekonał on mnie do siebie na tyle, by wrócić doń na stałe. Sceny akcji i ogólnie ta bardziej dramatyczna część odcinka były po prostu nijakie. Muszę jednak przyznać, że strona komediowa była pierwsza klasa. Dawno się tak nie uśmiałem na superbohaterskim serialu, ale to jednak trochę za mało, by z powrotem wpisać go do swego i tak wypełnionego po brzegi, serialowego grafiku.
Maurycy: Serialowi Barry Allen i Kara Danvers tworzą naprawdę urzekający duet. Obawiałem się, że gościnny występ Flasha będzie tylko i wyłącznie chwytem marketingowym, ale na całe szczęście scenarzystom udało się umiejętnie oddać charaktery obu tych postaci. Między Melissą Benoist i Grantem Gustinem czuć chemię i patrzy się na nich z niebywałą przyjemnością i satysfakcją. Oboje wypadli bardzo sympatycznie i to właśnie ich relacja była największym plusem epizodu. Finałowe pożegnanie tej dwójki mogło wzbudzić emocje i faktycznie dało się poczuć, że ciężko im się rozstać. Mi było naprawdę szkoda, że ich spotkanie dobiegło końca i liczę, że to nie ostatni taki crossover.
Dawid: Najlepsza rzecz, jaką obejrzałem w tym tygodniu od DC, a zasługa w tym obojga aktorów odgrywających główne role w tym serialowym crossoverze. Kara i Barry pokazali, że tworzą ciekawy, momentami śmieszny, a jednocześnie bardzo dopasowany duet superbohaterski. Dobrze by było, gdyby w przyszłości Flash również krzyżował swoje ścieżki z Supergirl, gdyż w odróżnieniu od crossów z Arrowem i spółką, tutaj ani przez chwilę nie wiało nudą. Złoczyńcy stanowili marnej jakości tło, z kolei Cat, Winn oraz odsunięty i zazdrosny Olsen wypadli całkiem nieźle. Nie znaczy to jednak, że poziom dalej będzie tak dobry, gdyż widok wujaszka i jego armii oznacza powrót do głównego wątku tego sezonu, który mnie totalnie nie obchodzi.
Radek: Jeden z lepszych odcinków seriali DC w tym tygodniu. Ten crossover wyszedł uroczo, między Barrym i Karą można było zauważyć fajną chemię. Wadą odcinka jest ich pierwsze spotkanie, które wyszło nienaturalnie i dziwnie. W przeciwieństwie do niektórych opinii, bardzo mi przypadł do gustu kostium Banshee, ale może to mieć związek z moim uwielbieniem dla Power Rangers (według mnie przypominała trochę tamtejszego villaina tygodnia). Szkoda natomiast, że twórcom wydaje się, że mają pomysł na Siobhan i talent do pisania jej przygód. Livewire za to mocno na plus. Widzę również niewykorzystany potencjał, jeśli chodzi o sposób powrotu Flasha na Ziemię-1, mogło to być coś ciekawszego.
Tomek: Z okazji gościnnego pojawienia się Barry’ego w SUPERGIRL zdecydowałem się obejrzeć odcinek tej serii po raz pierwszy od bodaj 3. epizodu. Niestety nie przekonał on mnie do siebie na tyle, by wrócić doń na stałe. Sceny akcji i ogólnie ta bardziej dramatyczna część odcinka były po prostu nijakie. Muszę jednak przyznać, że strona komediowa była pierwsza klasa. Dawno się tak nie uśmiałem na superbohaterskim serialu, ale to jednak trochę za mało, by z powrotem wpisać go do swego i tak wypełnionego po brzegi, serialowego grafiku.
Maurycy: Serialowi Barry Allen i Kara Danvers tworzą naprawdę urzekający duet. Obawiałem się, że gościnny występ Flasha będzie tylko i wyłącznie chwytem marketingowym, ale na całe szczęście scenarzystom udało się umiejętnie oddać charaktery obu tych postaci. Między Melissą Benoist i Grantem Gustinem czuć chemię i patrzy się na nich z niebywałą przyjemnością i satysfakcją. Oboje wypadli bardzo sympatycznie i to właśnie ich relacja była największym plusem epizodu. Finałowe pożegnanie tej dwójki mogło wzbudzić emocje i faktycznie dało się poczuć, że ciężko im się rozstać. Mi było naprawdę szkoda, że ich spotkanie dobiegło końca i liczę, że to nie ostatni taki crossover.
LUCIFER 1x10: Pops
Krzysiek T.: Po bardzo dobrze ocenionym przeze mnie poprzednim odcinku, ten już nie porwał. Było co prawda kilka fajnie rozegranych motywów, ale całość z czasem rozmyła się pod naporem słabych wątków. Śledztwo tygodnia do rozwiązania po trzech minutach, matka Chloe składająca się z samych oklepanych cech, a i nawet trzecioplanowy wątek Maze został pociągnięty niemal dokładnie w taki sam sposób, jak zrobiono to tydzień temu z głównym bohaterem. No i detektyw-łapówkarz, który już kolejny odcinek nie robi właściwie nic. Na miejscu pana anioła już dawno wrzuciłbym go z powrotem do piekła. Oby następnym razem było lepiej, ponieważ naprawdę bardzo lubię oglądać ten serial.
Michał: Kolejny raz było bardzo zabawnie. Śledztwo ciekawe, a wszystkie wątki idą w interesującym kierunku, zwłaszcza ten Dana. Jedyne co mi się nie podoba, to krótka przerwa przed następnym odcinkiem.
Michał: Kolejny raz było bardzo zabawnie. Śledztwo ciekawe, a wszystkie wątki idą w interesującym kierunku, zwłaszcza ten Dana. Jedyne co mi się nie podoba, to krótka przerwa przed następnym odcinkiem.
THE FLASH 2x17: Flash back
Tomek: No i w końcu autentycznie dobry odcinek. Jak zwykle w epizodach o
podróżach w czasie sporo zamieszania oraz powracających starych
znajomych. Miejscami jest zabawnie, miejscami wzruszająco. Fajnie, że
Barry nauczył się, jak wciskać kit Thawne’owi. A rozwiązanie wątku Pied
Pipera całkiem mnie zaskoczyło. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby nie
jedna rzecz – Time Wraith. Nie dość, że wygląda głupio i tandetnie, to
jeszcze wyjaśnienie jego pojawienia się jest
idiotyczne. Kiedy ktoś podróżował w czasie z planami dokonania zmian, to
się nie pojawiał. Ale gdy tylko ktoś wyruszył jedynie po to, by się
czegoś dowiedzieć i wrócić bez dewastowania przeszłości, to od razu
zareagował i starał się go, bardzo nieudolnie, powstrzymać.
Dawid: Wreszcie jakaś przyjemna odmiana, jeśli chodzi o ten serial w ostatnich tygodniach, a wszystko dzięki skokom w czasie i wizycie w przeszłości. Spotkanie Barry kontra Wells/Thawne było świetnym posunięciem ze strony scenarzystów. Jedyna denerwująca rzecz, który to już raz we FLASHU, że Barry tak łatwo i idiotycznie zdradza się przed innymi, iż nie pochodzi z tego konkretnego miejsca i czasu. Wprawdzie tym razem ani przez moment nie pojawił się Zoom, a mimo to poziom serialu poszedł w tym tygodniu w górę i bardzo przyjemnie oglądało się ryzykowną wyprawę Flasha w celu zdobycia potrzebnej mu wiedzy. Zwrot dotyczący losów Hartleya również na plus.
Radek: Lepiej niż ostatnio, ale ten serial potrafił być lepszy. Cóż, najważniejsze, że udało się uniknąć skrajnie dużych ilości melodramatyzmu. Zawsze lubiłem Pied Pipera, sprawdził się i tym razem. Trochę nijako wyszły te próby wywołania emocji w postaci powrotu Eddiego i tym podobne.
Michał: W tym tygodniu było nieźle. Ciekawy odcinek, który stanowił miłą odmianę po tym zeszłotygodniowym. Miło było znowu zobaczyć Wellsa z zeszłego sezonu. Ciekawe jak wątek zmiany stron przez Pied Pipera rozwinie się w następnych tygodniach.
Dawid: Wreszcie jakaś przyjemna odmiana, jeśli chodzi o ten serial w ostatnich tygodniach, a wszystko dzięki skokom w czasie i wizycie w przeszłości. Spotkanie Barry kontra Wells/Thawne było świetnym posunięciem ze strony scenarzystów. Jedyna denerwująca rzecz, który to już raz we FLASHU, że Barry tak łatwo i idiotycznie zdradza się przed innymi, iż nie pochodzi z tego konkretnego miejsca i czasu. Wprawdzie tym razem ani przez moment nie pojawił się Zoom, a mimo to poziom serialu poszedł w tym tygodniu w górę i bardzo przyjemnie oglądało się ryzykowną wyprawę Flasha w celu zdobycia potrzebnej mu wiedzy. Zwrot dotyczący losów Hartleya również na plus.
Radek: Lepiej niż ostatnio, ale ten serial potrafił być lepszy. Cóż, najważniejsze, że udało się uniknąć skrajnie dużych ilości melodramatyzmu. Zawsze lubiłem Pied Pipera, sprawdził się i tym razem. Trochę nijako wyszły te próby wywołania emocji w postaci powrotu Eddiego i tym podobne.
Michał: W tym tygodniu było nieźle. Ciekawy odcinek, który stanowił miłą odmianę po tym zeszłotygodniowym. Miło było znowu zobaczyć Wellsa z zeszłego sezonu. Ciekawe jak wątek zmiany stron przez Pied Pipera rozwinie się w następnych tygodniach.
IZOMBIE 2x16: Pour some sugar, zombie
Tomek: Śledztwo tygodnia nie było może spektakularne, ale całkiem zabawne.
Główną atrakcją odcinka były jednak wątki posuwające do przodu główną
fabułę, a pod tym względem działo się dużo, a zarazem ciekawie i to
praktycznie na każdej płaszczyźnie. Najbardziej ciekawi mnie chyba, co zrobi
teraz Ravi w sprawie Majora. Krótko pisząc – kolejny świetny odcinek.
Radek: Ciekawie w kontekście głównej fabuły, nudne śledztwo tygodnia. Tylko powoli odkrywano kolejne powiązania w małej grupie ludzi, nic szczególnego. Podobne mózgi też już widzieliśmy, czy to w odcinku, gdzie Liv co chwilę robiła sobie selfie albo bibliotekarka - erotomanka. Jeśli chodzi o ciekawą główną fabułę, to znowu mnie mocno wciągnęli, tak jak w pierwszym sezonie. Poczynając od Raviego - detektywa, który zaczął łączenie faktów, przez Blaine'a, który stracił pamięć i wrócił po raz kolejny do ludzkiej postaci, na Drake'u, policjancie pod przykrywką, kończąc. Oby tak dalej pod tym względem. Natomiast liczę na śmieszniejszy mózg i ciekawsze śledztwa.
Krzysiek T.: Dużo się działo, lecz przede wszystkim za sprawą wątków prowadzonych przez cały sezon. Śledztwo tygodnia raczej kiepskawe, "mózg odcinka" zupełnie mnie nie rozruszał, chociaż trochę śmiałem się na scenach pokazujących, że pracownice klubu erotycznego w większości posiadają niemałe wykształcenie. Sezon powoli zbliża się do końca i cieszy zapowiadane przyspieszenie akcji. Chociaż IZOMBIE i tak jest wyraźnie lepsze od reszty seriali DC, to jednak trafił się drugi odcinek z rzędu, który był "tylko" poprawny. Oby kolejne odcinki ponownie wskoczyły na dobry poziom.
Radek: Ciekawie w kontekście głównej fabuły, nudne śledztwo tygodnia. Tylko powoli odkrywano kolejne powiązania w małej grupie ludzi, nic szczególnego. Podobne mózgi też już widzieliśmy, czy to w odcinku, gdzie Liv co chwilę robiła sobie selfie albo bibliotekarka - erotomanka. Jeśli chodzi o ciekawą główną fabułę, to znowu mnie mocno wciągnęli, tak jak w pierwszym sezonie. Poczynając od Raviego - detektywa, który zaczął łączenie faktów, przez Blaine'a, który stracił pamięć i wrócił po raz kolejny do ludzkiej postaci, na Drake'u, policjancie pod przykrywką, kończąc. Oby tak dalej pod tym względem. Natomiast liczę na śmieszniejszy mózg i ciekawsze śledztwa.
Krzysiek T.: Dużo się działo, lecz przede wszystkim za sprawą wątków prowadzonych przez cały sezon. Śledztwo tygodnia raczej kiepskawe, "mózg odcinka" zupełnie mnie nie rozruszał, chociaż trochę śmiałem się na scenach pokazujących, że pracownice klubu erotycznego w większości posiadają niemałe wykształcenie. Sezon powoli zbliża się do końca i cieszy zapowiadane przyspieszenie akcji. Chociaż IZOMBIE i tak jest wyraźnie lepsze od reszty seriali DC, to jednak trafił się drugi odcinek z rzędu, który był "tylko" poprawny. Oby kolejne odcinki ponownie wskoczyły na dobry poziom.
ARROW 4x17: Beacon of hope
Tomek: Lepiej niż ostatnio, ale zważywszy na beznadziejny poziom poprzedniego
odcinka, nie jest to specjalne osiągnięcie. Ten jest bowiem zwyczajnym
zapychaczem. Scenarzyści ewidentnie próbowali uczynić go wyjątkowo
zabawnym, ale nie bardzo im wyszło. Dowcip Arrowa z Voldemortem był
jeszcze śmieszny, ale gdy wszyscy zaczęli się na wyścigi przerzucać
nawiązaniami do popkultury, szybko stało się to nużące. Natomiast
pszczele gry słowne nie były śmieszne od samego początku.
Muszę też wspomnieć, że zamontowanie automatycznych drzwi w wejściu do tajnej kryjówki jest bodaj najgłupszą rzeczą, jaką Team Arrow zrobił w historii serialu.
Radek: W kontekście poziomu poprzedniego odcinka, naprawdę pozytywne zaskoczenie. Największą zaletą stał się nielubiany przeze mnie dotychczas Curtis. W świetny sposób odtworzono,, jak fajną postacią była Felicity na etapie pierwszego sezonu. Bez zbędnych melodramatów, z uśmiechem i ekscytacją wszystkim, co go otacza. I z moim ulubionym typem humoru, odwołaniami popkulturowymi (zresztą nie tylko Curtis je zapewniał w tym odcinku). Jednak jestem pod wrażeniem, jak skutecznie scenarzystom udało się popsuć tę radość poprzez Olivera robiącego wyrzuty naszemu informatykowi. Ja tu tylko o jednym, a jednak w tym epizodzie pojawiło się kilka ciekawych elementów. Brie Larvan została nieźle zagrana. Dobrze się to wszystko oglądało. Ogromne zaskoczenie na koniec - Andy Diggle jako zdrajca. Mam nadzieję, że twórcom uda się utrzymać podobny poziom do końca sezonu - nic wybitnego, ale solidna rozrywka do kotleta, bez żenująco wysokiego poziomu melodramatyzmu.
Michał: Widać poprawę względem poprzedniego tygodnia, ale serial nadal prezentuje bardzo słaby poziom. Cieszy mnie rozwinięcie wątku Andy`ego. Zastanawiałem się niedawno, dlaczego od kilku odcinków go nie widać. Brie Larvan wyszła za to dość kiepsko. Nie chodzi mi tu o samo aktorstwo, ale pomysł na postać. Scenarzyści próbowali wcisnąć w odcinek za dużo humoru i często wychodziło to bardzo sztucznie. Ogólnie nadal jest kiepsko. Może twórcy szykują coś specjalnego na finał, ale już nic nie zmieni mojego zdania, że jest to najgorszy sezon tego serialu.
Radek: W kontekście poziomu poprzedniego odcinka, naprawdę pozytywne zaskoczenie. Największą zaletą stał się nielubiany przeze mnie dotychczas Curtis. W świetny sposób odtworzono,, jak fajną postacią była Felicity na etapie pierwszego sezonu. Bez zbędnych melodramatów, z uśmiechem i ekscytacją wszystkim, co go otacza. I z moim ulubionym typem humoru, odwołaniami popkulturowymi (zresztą nie tylko Curtis je zapewniał w tym odcinku). Jednak jestem pod wrażeniem, jak skutecznie scenarzystom udało się popsuć tę radość poprzez Olivera robiącego wyrzuty naszemu informatykowi. Ja tu tylko o jednym, a jednak w tym epizodzie pojawiło się kilka ciekawych elementów. Brie Larvan została nieźle zagrana. Dobrze się to wszystko oglądało. Ogromne zaskoczenie na koniec - Andy Diggle jako zdrajca. Mam nadzieję, że twórcom uda się utrzymać podobny poziom do końca sezonu - nic wybitnego, ale solidna rozrywka do kotleta, bez żenująco wysokiego poziomu melodramatyzmu.
Michał: Widać poprawę względem poprzedniego tygodnia, ale serial nadal prezentuje bardzo słaby poziom. Cieszy mnie rozwinięcie wątku Andy`ego. Zastanawiałem się niedawno, dlaczego od kilku odcinków go nie widać. Brie Larvan wyszła za to dość kiepsko. Nie chodzi mi tu o samo aktorstwo, ale pomysł na postać. Scenarzyści próbowali wcisnąć w odcinek za dużo humoru i często wychodziło to bardzo sztucznie. Ogólnie nadal jest kiepsko. Może twórcy szykują coś specjalnego na finał, ale już nic nie zmieni mojego zdania, że jest to najgorszy sezon tego serialu.
LEGENDS OF TOMORROW 1x09: Left behind
Tomek: Podobnie jak w przypadku pozostałych seriali z Arrowverse, nastąpiła
poprawa względem poprzedniego odcinka. Oglądało się go fajnie, sposób, w
jaki Snart uciekł, wywołał u mnie opad szczęki, a twist dotyczący
tożsamości Chronosa był rewelacyjny. Tyle że za dużo rzeczy w tym
epizodzie działo się bez wyraźnego powodu. Czemu Waverider wrócił
dopiero 2 lata później? Bo tak. Czemu Chronos nie porwał Ripa? Bo tak.
Czemu Sara ponownie została wierną poddaną
Ra’s Al-Ghula? Bo tak. Czemu Ra’s po tym całym zamieszaniu pozwolił
całej ekipie odejść, jak gdyby nic się nie stało? Bo tak. Nawet jeśli
podawano jakieś wyjaśnienie, to było to raczej machnięcie ręką niż
porządne uzasadnienie. Aha, ten odcinek dodatkowo utwierdził mnie w
przekonaniu, że Ra’s i Savage powinni być obsadzeni na odwrót.
Dawid: Bardzo przeciętny, żeby nie powiedzieć nudny odcinek. Oczywiście tożsamości Chronosa można było się domyślić już po przypomnieniu scen z poprzednich odcinków, stąd widok Micka wcale mnie nie zaskoczył. Szkoda, myślałem, że przez dłuższy czas nie będą do niego wracać. Akcja z dłonią Snarta wyszła ciekawie, szkoda tylko, że tak szybko i łatwo dostał nową. Pojawiło się dużo mało logicznych momentów, które nie doczekały się rozsądnego wyjaśnienia. Mało się działo, a nikt z bohaterów nie zasłużył na specjalne wyróżnienie. W tym tygodniu serial ten przegrał zdecydowanie z FLASHEM czy też SUPERGIRL.
Radek: Przyznam, że tego beznadziejnie zagranego Ra's Al Ghula to się tutaj nie spodziewałem, ale za to Nanda Parbat zawsze fajnie odwiedzić. Przypadł mi do gustu 1958 i to, jak potoczyły się losy Kendry i Raya. Tylko tak patrząc z perspektywy całego odcinka i poprzednich, doszedłem do wniosku, że Hawkgirl definitywnie nie jest stała, jeśli chodzi o mężczyzn. Jest chwilę w tym uniwersum i już naliczyłem co najmniej 4 kandydatów - biedny Cisco, który gdzieś tam nadal jest samotny w XXI wieku, Jefferson, przeznaczony jej Carter, no i aktualny wybór, Palmer. Największym zaskoczeniem odcinka, jeśli nie serialu, jest tożsamość Chronosa. Wow, rewelacyjnie wymyślono losy Rory'ego. Ogólnie rzecz biorąc - kolejny przyjemny odcinek, czekam na więcej takiej rozrywki.
Krzysiek T.: Widzę, że koledzy też to zauważyli, ale tak to już jest, że warto sobie przewinąć przypominajki z poprzednich odcinków, ponieważ bardzo często spoilerują one rzeczy, które mają być wielkim zaskoczeniem. Stąd też wiadomo było, że Rory jakoś wróci w tym epizodzie, a że jest Chronosem, stała się jasna już w momencie, w którym uprowadził tylko i wyłącznie Snarta. Ogólnie rzecz ujmując, odcinek obfitował w głupoty i tym razem nawet całkiem nieźle nakręcone sceny akcji tego w żaden sposób nie zatuszowały. Powrót LEGENDS nie zachwycił.
Dawid: Bardzo przeciętny, żeby nie powiedzieć nudny odcinek. Oczywiście tożsamości Chronosa można było się domyślić już po przypomnieniu scen z poprzednich odcinków, stąd widok Micka wcale mnie nie zaskoczył. Szkoda, myślałem, że przez dłuższy czas nie będą do niego wracać. Akcja z dłonią Snarta wyszła ciekawie, szkoda tylko, że tak szybko i łatwo dostał nową. Pojawiło się dużo mało logicznych momentów, które nie doczekały się rozsądnego wyjaśnienia. Mało się działo, a nikt z bohaterów nie zasłużył na specjalne wyróżnienie. W tym tygodniu serial ten przegrał zdecydowanie z FLASHEM czy też SUPERGIRL.
Radek: Przyznam, że tego beznadziejnie zagranego Ra's Al Ghula to się tutaj nie spodziewałem, ale za to Nanda Parbat zawsze fajnie odwiedzić. Przypadł mi do gustu 1958 i to, jak potoczyły się losy Kendry i Raya. Tylko tak patrząc z perspektywy całego odcinka i poprzednich, doszedłem do wniosku, że Hawkgirl definitywnie nie jest stała, jeśli chodzi o mężczyzn. Jest chwilę w tym uniwersum i już naliczyłem co najmniej 4 kandydatów - biedny Cisco, który gdzieś tam nadal jest samotny w XXI wieku, Jefferson, przeznaczony jej Carter, no i aktualny wybór, Palmer. Największym zaskoczeniem odcinka, jeśli nie serialu, jest tożsamość Chronosa. Wow, rewelacyjnie wymyślono losy Rory'ego. Ogólnie rzecz biorąc - kolejny przyjemny odcinek, czekam na więcej takiej rozrywki.
Krzysiek T.: Widzę, że koledzy też to zauważyli, ale tak to już jest, że warto sobie przewinąć przypominajki z poprzednich odcinków, ponieważ bardzo często spoilerują one rzeczy, które mają być wielkim zaskoczeniem. Stąd też wiadomo było, że Rory jakoś wróci w tym epizodzie, a że jest Chronosem, stała się jasna już w momencie, w którym uprowadził tylko i wyłącznie Snarta. Ogólnie rzecz ujmując, odcinek obfitował w głupoty i tym razem nawet całkiem nieźle nakręcone sceny akcji tego w żaden sposób nie zatuszowały. Powrót LEGENDS nie zachwycił.
Źródła obrazków: SpoilerTV, Comicbook.com
Dobry tydzień.
OdpowiedzUsuń"Supergirl" wyszła znakomicie i wcale się nie dziwię, bo mówiłem to od pierwszego odcinka. Miło było ponownie zobaczyć wesołego Barry'ego, widać było, że Grant Gustin najlepiej sprawdza się jako właśnie taka postać. Obie złoczyńce średnio, za to bardzo fajnie wyszła Cat Grant.
W przeciwieństwie do redakcji uważam, że "The Flash" już od kilku odcinków dobrze sobie radzi i ten to naturalna kontynuacja tej tendencji. Nie ma się co jednak podniecać Pied Piperem - mam 99% pewności, że to wyłącznie gościnny występ (zresztą, po co kolejny młody nerd w ekipie?).
"Legends of Tomorrow" także mi się podobało. Świetny pomysł z zostawieniem części drużyny w przeszłości, szkoda że nie bardziej rozwinięty. Wątek Canary istotnie kiepski, z kolei tożsamości Chronosa domyśliłem się już przed przerwą. BTW akurat to, dlaczego Waverider pojawił się właśnie w 1960 zostało wyjaśnione.
"iZombie" wyszedł chyba o dziwo najgorzej. Mózg i śledztwo odcinka słabe, niektóre sceny bezsensowne (np. ten lapdance Liv dla Peyton, ani zabawne, ani seksowne), kreacja stripteaserek po prostu obrzydliwie stereotypowa. Amnezja Blaine'a też mi się niezbyt podoba, na razie wydaje mi się wciśnięta na siłę. Za to końcówka, Ravi i Major - palce lizać.
Cóż, ja może pójdę troszkę pod prąd ale:
OdpowiedzUsuń1)Supergirl - crossover z Flashem rozczarowuje. Barry momentami zachowuje się jak nie Barry, DEO jest kolejną super ściśle tajną organizacją gdzie do bazy może wejść każdy kto ma ochotę. Do tego - chociaż nie jest jakiś dramat - dochodzi brak synchronizacji z serialowym Flashem. Nie było tragedii, zdecydowanie mogło być lepiej.
2) Legends: spoko odcinek, w końcu nie mamy Vandala czającego się pod każdym kamieniem. Regeneracja Snarta trochę naciągana. Inna sprawa że Ra's powinien się od razu skapować że z Sarą jest coś nie tak, a tymczasem załapanie dowcipu dwa lata mu zajęło.
3) Arrow: nudziarze i filantropi.
4) Lucyfer: mnóstwo pozytywnie.
5) Gotham - tu mam pewien problem bo ten serial mnie po prostu męczy. Jak na Gotham to odcinek nawet spoko, ale problemem jest właśnie to że to... Gotham.
6) IZ - nie oglądam.