Dziś przypominamy, nie jeden, a
aż dwa archiwalne wywiady z Brianem Bollandem, słynnym rysownikiem, twórcą
ilustracji do legendarnego KILLING JOKE Alana Moore’a. Usiądźcie wygodnie,
czeka bowiem na was kawał obszernej lektury.
PIERWSZY WYWIAD
DC MULTIVERSE: W jaki sposób Dave Gibbons był zaangażowany w publikację
Twojego pierwszego profesjonalnego komiksu, pt. POWERMAN?
BRIAN BOLLAND: Kiedy skończyłem
Akademię Sztuk Pięknych w roku 1974 pojechałem spotkać się z Dave’em, którego
znałem już od paru lat. Zaproponował mi, żebym zgłosił się do reprezentującej
artystów agencji Bardon Press Features. Po stworzeniu kilku próbek, Barry Coker
z BPF zaoferował mi i Dave’owi pracę przy POWERMANIE. Komiks ukazywał się co
dwa tygodnie. Ja i Dave rysowaliśmy naprzemiennie po jednym numerze
miesięcznie.
DCM: Jak duży wpływ miały na Ciebie prace Mike’a McMahona przy JUDGE
DREDD?
BB: Moje inspiracje wcześniej
pochodziły głównie z amerykańskich komiksów. Jednak jego wersja Dredda była
bardzo twórcza. Nie był fanem DC albo Marvela. Bardziej interesowała go COMMANDO
PICTURE LIBRARY rysowane przez włoskich i hiszpańskich artystów. Prawdopodobnie
także artystów południowoamerykańskich. Po prostu musiałem umieścić część jego
dziwactw w mojej interpretacji Dredda.
DCM: Jak wspominasz czasy swej współpracy z 2000 AD przed związaniem się
z amerykańskimi wydawnictwami? Czy wówczas cieszyłeś się większą swobodą twórczą?
BB: Praca w 2000 AD była
wspaniałą zabawą. Choć była ciężka i raczej nie najlepiej płatna. Kochaliśmy
to, co robiliśmy i karmiliśmy się nawzajem swoją twórczą energią. Lecz
wydawnictwo zatrzymywało dla siebie nasze prace. Większą wolność twórczą mam
dziś w DC i różnych mniejszych wydawnictwach. Znają mnie już tak długo, że
wiedzą czego ode mnie oczekiwać i dają mi całkowitą swobodę.
DCM: Jeśli się nie mylę, Twoją pierwszą okładką dla DC był GREEN
LANTERN #127. Czy znałeś wcześniej GL? A może ten projekt był Twoim pierwszym
zetknięciem z tym komiksem?
BB: Byłem wieloletnim fanem i
kolekcjonerem komiksów DC już od 1961 roku. Byłem zwłaszcza szaleńczym
zwolennikiem GREEN LANTERN i ATOMA, po części za sprawą rysunków Gila Kane’a.
Mam kompletne kolekcje obu tych tytułów i większości komiksów DC ze Srebrnej
Ery gdzieś do późnych lat 70.
DCM: Czyja twórczość miała wpływ na Twój styl?
BB: Mógłbym podać tu długą listę.
Podziwiam i czerpię inspirację z wielu twórców. Nie jestem jednak dobrym
naśladowcą, więc raczej trudno byłoby u mnie zauważyć ich wpływ. Oto ich krótka
lista: Gil Kane, Carmine Infantino, Syd Greene, Bruno Premiani, Alex Toth,
David Wright, Jesus Blasco, Neal Adams, Nestor Redondo, Robert Crumb, Lawson
Wood, Thomas Sullivant, Francis Bacon, David Wright, Syd Jordan. Wymieniłbym jeszcze
wielu innych, ale ciężko ich wszystkich spamiętać.
DCM: Rozpocząłeś współpracę z DC Comics już u schyłku lat
siedemdziesiątych…
BB: Tak. Drobne prace w 1979.
Regularną pracę dla DC zacząłem w 1982 przy CAMELOT 3000.
DCM: Jak wspominasz ówczesną branżę komiksową?
BB: Wielu spośród wspaniałych
rysowników obecnych jeszcze przy początkach komiksu w USA wciąż jeszcze żyło i
spotkałem niejednego z nich. Poznałem nawet Steve’a Ditko! Kiedy zaczynałem,
środowiska komiksowe Ameryki i Europy miały na siebie bardzo niewielki wpływ.
Brałem udział w początkach tego, co nazwano „brytyjską inwazją”. Filipińscy
rysownicy pracowali już w USA, lecz manga nie była jeszcze popularna.
DCM: A w takim razie jak oceniasz dzisiejszą sytuację w branży?
BB: Obawiam się, że nie
przeczytałem ani nie kupiłem praktycznie żadnego komiksu już od około dwudziestu
lat, więc zupełnie nie mam pojęcia jak rzeczy mają się obecnie. Czasami jedynie
zwracam uwagę na jakiegoś rysownika, którego prace mi się podobają.
DCM: Naprawdę nie przeczytałeś żadnego komiksu od dwudziestu lat?
BB: Przeczytałem JOKERA autorstwa
Briana Azzarello i Lee Bermejo, czekając na samolot.
DCM: Jakie zmiany uważasz za korzystne dla twórców, a które z nich
można uznać za chybione?
BB: Każdy artysta jest inny.
Niektórzy borykają się z problemami, innym powodzi się bardzo dobrze. To zależy
od tego, jak dobrze są znani, w czym się specjalizują, czy mieli szczęście
pracować przy komiksie, który okazał się przebojem. Tak więc nie jestem w
stanie tak naprawdę odpowiedzieć na to pytanie.
DCM: Jesteś przede wszystkim kojarzony z rysowania okładek. Czy masz w
planach jakiś projekt, do którego wykonasz też rysunki?
BB: Mam w szufladzie kilka
scenariuszy czekających na moje rysunki. Jednak jestem bardzo zajęty tworzeniem
okładek i nie wiem kiedy znajdę czas, by się nimi zająć. Mam też kilka własnych
projektów, które chciałbym narysować, ale wątpię że kiedyś to zrobię. Kiedy
tylko mogę piszę i rysuję MR. MAMOULIANA oraz THE ACTRESS & THE BISHOP.
Właśnie piszę kolejną historię z tego drugiego cyklu i zamierzam ją zilustrować,
kiedy tylko znajdę na to czas.
DCM: Czy planujesz podjąć się ilustrowania książek?
BB: Książek? Masz na myśli zwykłe
książki, a nie komiksy?
DCM: Tak.
BB: Wszystkie plany jakie mam na
przyszłość dotyczą komiksów. Nie licząc albumu z fotografiami i tekstem o
tygodniu, który spędziłem w Birmie w 1988 roku.
DCM: Czy spośród okładek, które stworzyłeś na przestrzeni lat, masz
jakieś swoje ulubione?
BB: Jestem bardzo zadowolony z
okładki ANIMAL MAN #25. Była na niej małpa z maszyną do pisania, na której
pisała scenariusz numeru, który miałeś w rękach. Lubię też okładki dwóch wydań
zbiorczych DOOM PATROL: Musclebound i
Magic Bus. Podoba mi się także kilka
okładek z ostatnich 12 odcinków THE INVISIBLES, zwłaszcza ta z czwartego numeru.
A także okładki dwóch ostatnich wydań zbiorczych tej serii: Entropy in the UK i The Invisible Kingdom, szczególnie ta druga, składająca się z 12
mini okładek stworzonych specjalnie dla tego wydania. Wielu ludzi jednak tego
nie zauważyło. Jest pewnie jeszcze kilka, których zapomniałem. Było także wiele
okładek, które w ogóle mi się nie podobają.
DCM: Ile czasu zajmuje Ci zwykle wykonanie okładki?
BB: Jestem bardzo powolnym
rysownikiem. O ile nie jestem przez dłuższy czas poza studiem to tworzę dwie
okładki miesięcznie. Innymi projektami mogę się zająć tylko gdy zostanie mi
jeszcze czas.
DCM: Czy często zdarzały się ingerencje w Twoje prace ze strony zarządu
DC ? Np. nie odpowiadała im zaproponowana przez Ciebie okładka, przez co musiałeś
przedłożyć nowy projekt...
BB: Tak. Kiedy tworzyłem okładki,
wysyłałem redaktorowi kilka szkiców moich pomysłów. Czasem odrzucali je i
prosili o coś innego. Często zdarzało się, że odrzucali szkic, który uważałem
za lepszy i wybierali ten, który mnie się mniej podobał. Ostatecznie
zdecydowałem się wysyłać tylko jeden szkic, na który mogą się zgodzić lub go
odrzucić. Szansa na odrzucenie pomysłu jest znacznie większa w przypadku głównych
tytułów DC, takich jak np. BATMAN czy FLASH.
DCM: Jesteś wierny swojemu stylowi czy dostosowujesz go do tego, co
rysujesz?
BB: Czasem staram się sprawić, by
rysunek na okładce wyglądał jak praca innego artysty. W tej chwili, przy JACK
OF FABLES staram się imitować styl Edmunda Dulaca. Ale mój styl jest na tyle charakterystyczny
– mam pewne nawyki względem kompozycji i techniki – że ludzie zawsze poznają,
że to moje dzieło.
DCM: Wolisz pracować w czerni i bieli czy w kolorach?
BB: Dorastałem, czytając
czarno-białe komiksy i gazetowe stripy i uwielbiam je. Kolor mniej mnie
interesuje. Czerń i biel jest dużo żywsza – w końcu liczy się przede wszystkim
kreska – a kolor często osłabia efekt. Ale on także ma swoje znaczenie. Lubię
używać przytłumionych, słabo nasyconych kolorów, by móc zwrócić szczególną
uwagę na pewne elementy dzięki użyciu podstawowych barw. Albo używać płaskich
kolorów i dodatkowo zwracać uwagę na konkretny szczegół za pomocą
trójwymiarowego koloru. Ponadto, kiedy tworzę serię okładek lubię gdy kolory
każdej z nich współgrają z wcześniejszymi, dzięki czemu gdy je ułożyć po kolei
różnią się od siebie i tworzą miłą dla oka sekwencję.
DCM: Po latach znowu rysujesz okładki z Animal Manem. Darzysz tę postać
sympatią?
BB: Kiedy zaoferowano mi
rysowanie okładek ANIMAL MANA w 1988 roku była to jedynie praca dorywcza.
Zwyczajnie potrzebowałem pracy, która przynosiłaby mi regularne dochody. Nie
miałem pojęcia, że stworzę aż 65 okładek ani, że Grant Morrison napisze go w
tak ciekawy sposób. Teraz, gdy tworzę nowe okładki, widzę, że ta postać wróciła
do bardziej konwencjonalnego uniwersum DC, więc nie jest już tak interesująca.
DCM: Czy jest ktoś, kogo szczególnie cenisz w branży rysowników?
BB: Moja lista byłaby długa, a i
tak nie spamiętałbym ich wszystkich. Naprawdę lubię Jima Woodringa. Jeśli
chodzi o komiksy to lubię także Kevina Nowlana. Jest też wielu innych, których
nazwisk nie pamiętam.
DCM: Czy drażni Cię, gdy rysownicy młodego pokolenia zbyt często
zdradzają braki warsztatowe w znajomości anatomii czy też skrótów
perspektywicznych ?
BB: Nie, nie drażni. Uważam, że
generalnie poziom techniczny wielu rysowników jest dziś bardzo wysoki. W
czasach kiedy zaczynałem było wielu naprawdę fatalnych rysowników. Z tego
dwóch… Nie, nawet trzech było zdumiewająco złych – ale także popularnych.
Posiadali powierzchowny blichtr ich wielkich poprzedników, ale ich wiedza o
anatomii czy nawet podstawowych kwestiach była tak nikła, że byłem zaskoczony
tym, że fani ich lubili.
DCM: W swojej przebogatej karierze pracowałeś z wieloma słynnymi
scenarzystami, między innymi z Grantem Morrisonem. Z kim układało Ci się
najlepiej?
BB: Zazwyczaj jedynie rysowałem
okładki do ich komiksów. Jako, że w związku z celami promocyjnymi okładka zwykle
powstaje przed narysowaniem całego odcinka, często jestem zmuszony tworzyć ją,
nie znając wcześniej scenariusza. Tak było zwłaszcza z okładkami THE INVISIBLES.
Nie miałem scenariusza, więc musiałem improwizować. Szczególnie lubię rysować
okładki do komiksów Granta Morrisona z powodu surrealistycznej i halucynogennej
natury jego scenariuszy. Naprawdę nie lubię wampirów, demonów czy rzeczy w tym
rodzaju. Za to kolesi w strojach klaunów jeżdżących na monocyklach mógłbym
rysować codziennie!
DCM: Dlaczego King Mob z THE
INVISIBLES wygląda jak Grant Morrison?
BB: Pierwsza seria THE INVISIBLES
powstawała bez mojego udziału, więc wszyscy bohaterowie byli już ukształtowani
przez innych rysowników. Ale zdawałem sobie sprawę, że Grant się z nim
identyfikował.
DCM: Jak Ci się współpracowało z ekscentrycznym Alanem Moore’em?
BB: Nie uważam Alana za ekscentryka.
Był zawsze bardzo miły i zabawny oraz oczywiście bardzo utalentowany. Jeśli
stał się ekscentrykiem, to dopiero po tym jak straciłem z nim kontakt.
DCM: Podobno naśladownictwo jest największą formą uznania. Andy Kubert,
rysując WHATEVER HAPPENED TO THE CAPED CRUSADER, naśladował style różnych rysowników,
między innymi Twój. Jak to odbierasz? Nie wiem, czy czytałeś tę historię, ale
Neil Gaiman podkreśla, że to list miłosny, hołd dla wszystkich tworzących
przygody Mrocznego Rycerza.
BB: Czytałem ten komiks i sądzę,
że jest wspaniały, a ilustracje Andy’ego były szczególnie dobre.
DCM: Zgadzasz się z twierdzeniem (którego kiedyś użył Tim Sale), że
rysownicy amerykańscy w przeciwieństwie
do europejskich mają tendencję "serwowania wszystkiego prosto przed twarz
odbiorcy"?
BB: Nie słyszałem o tym. Czy to
znaczy, że amerykańskim artystom brakuje subtelności Europejczyków? Jeśli tak,
to się nie zgadzam. Jest bardzo szeroki wachlarz stylów w obu tych częściach
świata i wpływają one na siebie wzajemnie. Amerykańskie komiksy głównego nurtu
kładą duży nacisk na akcję i przemoc i mają wiele sposobów ich pokazania.
Francuskie komiksy, przynajmniej kiedy się nimi interesowałem, czyniły to w
mniejszym stopniu. Teraz jednak te różnice zanikają.
DCM: Wreszcie po 20 latach mogłeś sam pokolorować tak jak chciałeś KILLING
JOKE. Co sprawiło, że oryginalną wersję kolorował John Higgins?
BB: Kiedy rysowałem ZABÓJCZY
ŻART, czułem, że to mój projekt. Nawet Alan uczestniczył w nim dlatego, że go o
to poprosiłem. Kolorowanie czterdziestu siedmiu stron zajęłoby mi dużo więcej
czasu niż mieliśmy do deadline’u, więc z niego zrezygnowałem. STRAŻNICY byli
właśnie na topie, więc uznałem, że John Higgins będzie dobrym wyborem. Miałem
jasną wizję tego, jak powinny wyglądać kolory i wyjaśniłem mu to w
dwustronicowym liście. Byłem pod dużym wrażeniem subtelnych kolorów Richmonda
Lewisa w BATMAN: YEAR ONE i chciałem osiągnąć podobny efekt. Kiedy przyszły do
mnie pokolorowane strony byłem przerażony jaskrawością kolorów.
DCM: Nawiązując do poprzedniego
pytania, widziałem obie wersje i każda jest świetna - obecna wygląda
przepięknie (zwłaszcza wykonanie retrospekcji), kolory w oryginalnej z kolei są
psychodeliczne, jakby nakładał je sam Joker. Mimo nowej wersji, nie uważasz, że
obie mają coś w sobie?
BB: Tym razem miałem możliwość
pokolorować go tak, jak chciałem, więc czytelnicy mogą teraz wybierać między
obiema wersjami.
DCM: Nową wersję KILLING JOKE kolorowałaś ręcznie czy używałeś jakiegoś
programu?
BB: Nie używam prawdziwego pióra,
pędzla, ołówka, tuszu czy nawet papieru od 1997 roku. Wszystko tworzę w Adobe
Photoshop.
DCM: Czy czyjś wygląd był dla Ciebie inspiracją przy rysowaniu Jokera -
nieudolnego komika w KILLING JOKE przed kąpielą w kwasie?
BB: Nie. Po prostu wyobraziłem
sobie młodszą, jeszcze nie zniekształconą wersję twarzy Jokera.
DCM: Joker w twoim wykonaniu jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych.
W BATMAN: R.I.P. Tony S. Daniel narysował diametralnie innego Jokera. Co
sądzisz o nowej wersji?
BB: W dużej mierze wygląda jak
tytułowa postać grana przez Conrada Veidta w THE MAN WHO LAUGHS, z której
zresztą Jerry Robinson wziął pomysł. To bardzo dobrze. Nie wiem czemu jeszcze
nikt nie stworzył tak wyglądającej filmowej wersji Jokera. W końcu wziął swój
początek właśnie z filmowej postaci. Natomiast wersja narysowana przez Lee
Bermejo do scenariusza Briana Azzarello wygląda raczej jak z filmu MROCZNY
RYCERZ. Zastanawiam się czy rysownicy teraz właśnie w ten sposób będą rysować
Jokera. Jerry Robinson był na konwencie w Nowym Jorku w lutym tego roku, a ja
przegapiłem okazję by się z nim spotkać i zamienić kilka słów. Ciekawe co on by
sądził o tych różnych wcieleniach Jokera.
DCM: Heath Ledger przygotowując się do roli Jokera w THE DARK KNIGHT
inspirował się właśnie KILLING JOKE. Jak oceniasz jego realistyczną kreację?
BB: W filmie pochodzenie tej
postaci i jej wygląd są zdecydowanie odmienne. Tam Joker przyznaje się do
noszenia makijażu. Ale istnieją psychologiczne podobieństwa. Finałowa scena, w
której zwisając głowa do dołu mówi do Batmana coś w rodzaju ”jesteśmy bardzo
podobni” i „będziemy to robić jeszcze długi czas” sugeruje istnienie między
nimi swego rodzaju więzi. Każdy z nich jest zupełnym przeciwieństwem drugiego i
napędzają się nawzajem.
DCM: Okładka z KILLING JOKE jest klasyką komiksu. Możesz coś powiedzieć
na temat jej powstawania. Skąd pomysł na użycie słowa "Joker" w
innych językach na okładce? Czy rozmyślnie użyłeś właśnie niemieckiego i
polskiego języka?
BB: Dobre pytanie. Już nie
pamiętam czemu je tam umieściłem. Nie przypominam sobie, żebym dostał w tej sprawie jakieś instrukcje
od Alana. Mój aparat miał nazwę marki na obiektywie. Pomyślałem, że zmienię ją
z powodu praw autorskich i znalazłem w jakiejś książce niemieckie słowo
oznaczające żart. Imię Jokera nie pojawia się nigdzie w ZABÓJCZYM ŻARCIE.
Jestem pewien, że było to zamierzone przez Alana. Nie pojawia się nawet drobnym
druczkiem. Nowa, ekskluzywna edycja zepsuła ten koncept. Pomyślałem więc, że
zabawnie będzie je umieścić w innych językach na obiektywie aparatu. Nie
pamiętam jednak gdzie je znalazłem.
Wywiad
przeprowadzili: Damian "Damex" Maksymowicz, Przemysław
"Goldface” Mazur
Tłumaczenie: Łukasz
"LukeSpidey" Pająk, Tomasz "Buddy Baker" Kabza
Korekta: Dominik
Szcześniak
DRUGI WYWIAD
(przeprowadzony w 2012 roku podczas Festiwalu Komiksowa Warszawa)
DCM: Proszę, powiedz nam jaka jest twoja złota zasada, kiedy chcesz
stworzyć świetną komiksową okładkę?
BB: O mój Boże, złota zasada...
Wyobraź sobie ścianę z pięćdziesięcioma innymi okładkami i postaraj się
stworzyć coś co będzie się wyróżniało. Jeżeli na wszystkich są całe postacie,
to stwórz coś z głową na całą stronę, staraj się wymyślić coś odmiennego od
tego, co robią pozostali. W moim przypadku, kiedy robię serię okładek, to lubię
mieć je obok siebie i widzieć, że się uzupełniają. Jeżeli zrobiłeś jedną, na
której dominują ciemne barwy, to następna niech będzie jasna, albo jeżeli
zrobiłeś czerwoną to przejdź do
zielonej, albo niebieskiej, tak żeby każda okładka była inna od poprzedniej. No
i wyszły dwie zasady (śmiech).
DCM: Czy tęsknisz za rysowaniem samego komiksu, nie tylko okładek?
BB: Tak, tęsknię. To całkiem
ciężka praca, zdarza się, że kiedy rysujesz, to zastanawiasz się czy
scenarzysta ma w ogóle pojęcie o tym, jak to będzie wyglądało. W wielu
przypadkach scenarzysta sugeruje co chciałby zobaczyć np. na drugim panelu, a
ty nie masz pojęcia, jakim cudem przeszedł od tego, co widzimy na pierwszym, do
tego co właśnie wymyślił żeby umieścić w drugim. Często mają problem z
wizualizacją tego, co napiszą, także rysowanie komiksu potrafi dać w kość, ale
w jakimś sensie za tym tęsknię. Chociaż wolałbym rysować własne historie,
jednak nie mam ochoty na komercję, nie narysowałbym historii superhero. Czasami
mam ochotę robić okładki, a czasami sam komiks, dlatego robię to i to.
DCM: Jesteś perfekcjonistą, Twoje prace są bardzo dokładne, może to
powód tego, że tyle czasu poświęcasz na okładki kosztem pracy nad samymi
komiksami?
BB: Cóż, jestem bardzo wolny. Ale
praca nad okładką pozwala mi na zrobienie wszystkiego, od początku do końca,
samemu - szkic, ołówek, tusz, kolor. Dodatkowo fakt, że robię to wszystko na
komputerze, bardzo mi to ułatwia.
DCM: Pracowałeś nad okładkami do serii WONDER WOMAN. Jak myślisz
dlaczego większość kobiet w amerykańskim komiksie jest przedstawiana jako
obiekty seksualne?
BB: Myślę, że jest to związane z
charakterem komercyjnych mediów w ogóle, np. aktorki po osiągnięciu pewnego
wieku przestają otrzymywać role. Każdy woli zobaczyć piękną młodą kobietę i
chyba to samo tyczy się komiksu. Zgadzam się z tobą co do tego, że w
amerykańskim komiksie kobiety mają tendencję do odsłaniania dużych partii
ciała. Kiedyś uzasadniałem to tym, że komiks wydawał się medium dla napalonych,
nastoletnich chłopców. Okazuje się, że dziewczyny też uwielbiają Wonder Woman,
bywając na różnych konwentach widzę pełno dziewczyn, które przebierają się za
nią i inne superheroiny. To bardzo ciekawa kwestia.
DCM: Czy widzisz jakieś zalety w tworzeniu komiksów ołówkiem, czy
jesteś może zupełnym przeciwnikiem tradycyjnego podejścia?
BB: W moim przypadku pogorszył
się wzrok i pracując na komputerze mogę bardzo powiększyć obraz czy też na
bieżąco poprawiać błędy. Gdybym wrócił do kartki i ołówka, po chwili miałbym
dosyć przymusu ciągłego korzystania z gumki. Jedynym minusem jest to, że po
skończeniu pracy nie powstaje obraz, który mógłbyś sprzedać. Kolekcjonerzy
kupują tylko rękodzieło.
DCM: Czy taką pracę z komputera wciąż można nazwać sztuką? Skoro możesz
usuwać błędy i zmieniać dowolnie układ, to pewnie niektórzy nie nazwaliby tego
w ten sposób.
BB: Można zadać pytanie, czy
komiks w ogóle jest prawdziwą sztuką? Uważam, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy
rysowaniem na papierze, a rysowaniem na komputerze - wciąż musisz narysować
każdą linię. Wcześniej też korzystaliśmy z różnorakiego sprzętu i technik, np.
do powiększania obrazu używało się po prostu projektora, także nie ma
absolutnie żadnej różnicy, w ostatecznym rozrachunku tu i tu każdą linię trzeba
narysować samemu, nie robi tego za mnie maszyna.
DCM: Masz jakiś system pracy? Wstajesz codziennie o ósmej i rysujesz,
czy czekasz aż twoja wyobraźnia po prostu eksploduje i wtedy zabierasz się do
roboty?
BB: (śmiech) Raczej nie wstaję
wcześnie rano, budzę się ok. 10.30, 11.00. Dużą część dnia marnuję snując się
po moim ogrodzie, a odkąd pracuję na komputerze to dochodzi masa innych
rozpraszaczy - zaczynam od sprawdzenia poczty, usunięcia spamu, potem spędzam
trochę czasu na facebooku, następnie trzeba zjeść lunch (śmiech). Zdradzę wam
jeszcze jeden sekret: kiedy rysuję, oglądam telewizję. Mam w rogu małe okienko,
przez które mogę patrzeć na telewizor w trakcie pracy. W późniejszych etapach,
kiedy pozostają do dopracowania techniczne szczegóły rysunku, lubię móc zerkać
na jakiś program. To pozwala mi zostać przy rysowaniu i nie wracać znowu do
odpowiadania ma maile. (śmiech)
DCM: Czy praca nad okładkami do THE INVISIBLES była jednym z
największych wyzwań w twojej karierze? Niektóre wyglądały na naprawdę duże
wyzwanie, jak np. Entropy in the UK,
czy też ostatnie wydanie zbiorcze.
BB: Ponieważ THE INVISIBLES było
swoistym eksperymentem jeżeli chodzi o historię, postanowiono dać mi wolną rękę
bym robił to, na co mam ochotę dopóki był w tym duch całej serii. W tamtym
czasie stawiałem pierwsze kroki w pracy z komputerem, poza rysowaniem pojawiła
się możliwość użycia kolażu, dodawania zdjęć, można mieć wszystkiego po trochu.
Tak więc miałem okazję naprawdę popuścić wodze fantazji. Przy Entropy in the UK wymyśliłem tę figurę z
mięsa, taki patchwork ze skóry. O
ostatnim trejdzie, pomyślałem że skoro zbiera ostatnie 12 numerów w jednym
tomie, to czemu by nie narysować 12 nowych okładek. Wielu ludzi tego nie
załapało, a ja spędziłem nad tym wieki - co najmniej kilka tygodni. To była
świetna zabawa.
DCM: Czy to dlatego lubisz pracować z Grantem Morrisonem? Robisz dla
niego naprawdę dużo okładek.
BB: Tak. Uwielbiam DOOM PATROL, bardzo
przyjemnie się to czytało. Jest coś urzekającego w tym jak dziwne są jego historie,
a ja nie przepadam za typowymi kawałkami superhero. W tym momencie robię
okładki do DIAL H, gdzie każdy numer ma nową pokręconą postać do zobrazowania,
co całkiem nieźle karmi moją wyobraźnię.
DCM: Czy jest jakaś seria, albo bohater którego nigdy, przenigdy nie
zgodzisz się rysować?
BB: Nigdy nie czułem mięty do
żadnej z postaci Marvela. Na samym początku, zrobiłem kilka rzeczy dla Marvela
i żadna nie skończyła się niczym dobrym. Wysyłałem okładkę z delikatnym
opóźnieniem i ją odrzucali. Jeszcze wcześniej zrobiłem okładkę do HULKA, a
wydawcy nie spodobała się głowa, którą narysowałem, więc wzięli głowę
narysowaną przez Johna Romitę i wstawili w mój rysunek. Wydaje mi się, że
Marvel ma pewną politykę, zgodnie z którą ich postacie powinny być rysowane.
Bardzo prawdopodobne, że jestem w błędzie, ale tak czy siak, nigdy nie czułem
jakiejś specjalnej chęci żeby rysować dla Marvela.
DCM: Jaka tajemnica stoi za historią powstania KILLING JOKE? Czy pracowałeś
nad tym projektem, bo chciałeś mieć swój udział w stworzeniu tej ostatecznej
historii, czy po prostu ciągnęło cię do samej postaci Jokera?
BB: Wyglądało to tak, że
skończyłem właśnie pracę nad odnoszącą sukcesy serią CAMELOT 3000, zadzwoniłem
do DC i zapytałem co mam zrobić teraz, a oni odpowiedzieli, że mogę zrobić co
tylko zechcę. Powiedziałem więc, że chciałbym zrobić powieść graficzną z Batmanem i byłoby bardzo
fajnie, gdyby Alan Moore ją napisał, był wtedy na topie i od dawna się
przyjaźniliśmy. Zapytał mnie, co chciałbym zrobić, a ja powiedziałem że bardzo
chciałbym narysować Jokera, żeby to była historia bardziej o nim niż Batmanie,
a on wymyślił właśnie tę historię. To jest trochę tak, że Batman to jedna z
najwspanialszych postaci. Tak, jak prawie każdy aktor chce kiedyś zagrać
Makbeta, tak rysownik chce się zmierzyć z taką klasyką. Jest trudny do
rysowania, bardzo odseparowany, a Joker z drugiej strony jest świetny, bardzo
teatralny ze swoimi gestami, minami i przesadyzmem.
DCM: Czy jesteś dumny z bycia częścią tzw. „brytyjskiej Inwazji" i
swojej roli w tym „ruchu"?
BB: Myślę, że tak. W pewnym
sensie to zaczęło się ode mnie, bo zrobiłem okładkę do GREEN LANTERN w 1979 r.,
wtedy to było niezwykłe i mało praktyczne, żeby pracować z wydawcą, który jest
na drugim końcu świata. Nie mieliśmy maili i ledwo co dostaliśmy faksy -
wspaniały nowy wynalazek (śmiech), co pozwoliło nam na wymianę szkiców. Okazja
do narysowania tej okładki trafiła mi się tylko dlatego, że aktualny wtedy
rysownik tego tytułu był u mnie w mieszkaniu i zadzwonił do wydawcy. Zacząłem
więc dla nich pracować, odnieśliśmy sukces, a oni postanowili zaprosić innych
rysowników z wysp, takich jak Kevin
O'Neill i Dave Gibbons. Tak więc, tak - jestem dumny.
DCM: Wspominałeś, że Alan Moore to Twój przyjaciel. Co w takim razie sądzisz
o nadchodzącym BEFORE WATCHMEN?
BB: Cóż, Alan drze koty z DC
Comics od co najmniej 20 lat, nienawidzi ich i nie chce mieć z nimi nic
wspólnego. Niestety teraz odwrócił się też plecami do świata komiksu w ogóle i
nie widuje się z żadnym z nas, jest skłócony nawet z Dave’em Gibbonsem.
Cokolwiek DC zrobi z WATCHMEN, on tego nie zaaprobuje, na jego nieszczęście oni
mają do nich prawa, więc zrobią co im się żywnie podoba. Wydaje się, że ich
działania są logiczne... Jednak WATCHMEN to historia z wstępem, rozwinięciem i
zakończeniem, nie wiem co im z tego wyjdzie, chociaż jest szansa na dobre
historie. Dave Gibbons wydał oświadczenie, w którym dał im swoje
błogosławieństwo, mimo iż nie uważa tego za do końca dobry pomysł. Co do mnie,
to nie opowiadam się po żadnej ze stron, pewnie sprawdzę kilka pierwszych
zeszytów, zobaczę jak im wyszły.
DCM: Czy widzisz siebie w podobnej sytuacji w jakiej znalazł się Moore,
skłóconego z DC Comics?
BB: Nie, nigdy nie miałem z nimi
żadnego problemu, dorastałem jako ich fan, więc jestem zaszczycony mogąc dla
nich pracować, zakładam że jeszcze przez jakiś czas zostaną moim pracodawcą.
DCM: Kiedyś pracowałeś nad POWERMANEM dla Nigeria Comic Books. Jak
wspominasz ten okres?
BB: Skończyłem szkołę w 1974 r., byliśmy
dobrymi kumplami z Dave’em Gibbonsem i jego agent wciągnął mnie w tę
współpracę. We dwóch pracowaliśmy nad POWERMANEM, narysowałem 300 stron przez
dwa lata i to było niczym aplikantura, najlepsza metoda żeby nauczyć się jak
wygląda praca w tym zawodzie - rysować setki stron. Pamiętam też, że mało wtedy
spałem. (śmiech)
DCM: Pracując pierwszy raz dla DC rysowałeś Zieloną Latarnię. Czy wciąż
jesteś fanem tej postaci?
BB: O tak! Ostatnio ta postać
przeżywa swój renesans, jest bardzo popularny, chociaż film nie był zbyt
dobry... Nie wiem czemu, powinien być dobry, a ja nie potrafię powiedzieć
dlaczego to się nie udało. Może wy wiecie?
DCM: Dużo by gadać... zaskakujące jest to, że przy filmie głównym
konsultantem był Geoff Johns, a mimo to się nie udało.
BB: Był? Nie wiedziałem. Powinien
być dobry. Ważne jest to, że nad komiksową serią pracują naprawdę utalentowani
ludzie. Patrick Gleason jest rewelacyjny, to wspaniały rysownik.
DCM: O tak, jest świetny. Dziękujemy za rozmowę.
BB: Dzięki!
Wywiad
przeprowadzili: Damian "Damex" Maksymowicz, Bartosz Józefiak
Tłumaczenie: Łukasz
Kolasa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz