poniedziałek, 16 stycznia 2017

MAD O SUPERBOHATERACH

Ogłoszona ponad rok przez wydawnictwo Egmont Polska ekskluzywna umowa z DC Comics zelektryzowała czytelników w całej Polsce. Ze mną było oczywiście podobnie, lecz zdecydowanie znalazłem się w mniejszości cieszącej się z tego, że umowa ta obejmuje także publikację na naszym rynku dzieł pochodzących z kultowego z USA magazynu MAD. W grudniu 2015 roku ukazał się pierwszy tom, który skupiał się na parodiach najbardziej ikonicznych dokonań kina science-fiction. Jak możecie przekonać się z tej recenzji, przypadł mi on do gustu i czekałem na więcej. Minął rok i w zapowiedziach Egmontu na grudzień pojawił się wreszcie MAD O SUPERBOHATERACH. Serducho momentalnie zabiło mocniej i rozpoczęło się nerwowe oczekiwanie. Potem zaś nastąpił…

...spory zawód. Niestety. MAD O SUPERBOHATERACH jest w swojej formie praktycznie identyczny jak poprzednik i składa się z kilku dłuższych historyjek poświęconych wszechobecnym ostatnio, kinowym przygodom bohaterów komiksowych. Co jakiś czas pojawia się także przerywnik złożony z zestawu stripów komiksowych. Jeśli więc mamy tutaj niemal dokładnie to samo co w przypadku MAD KRĘCI SF, to co w takim razie mi tutaj nie zagrało?

Jako pozycja humorystyczna, MAD O SUPERBOHATERACH powinien oczywiście przede wszystkim śmieszyć. O ile w przypadku wspomnianego już wcześniej, premierowego MADA w naszym kraju sztuka ta udawała się twórcom praktycznie bez większego problemu, tak tym razem po prostu nie umiałem wprawić się lekturą pozycji tej w żaden możliwy sposób. Uznałem nawet, że być może jest to kwestia dnia i jakoś nieświadomie dla samego siebie nie mam zbyt dobrego humoru. Odłożyłem więc komiks, wróciłem do niego po ponad tygodniu i… bez zmian. Ok, jasne – pstryczki wymierzone w poszczególne produkcje są trafne. Czasem bardzo dosadne, czasem nieco bardziej sympatyczne (nie polecam czytać tej pozycji osobom, które nie znają wszystkich oryginałów). Momentami obrywa się nawet nie samym dziełom, a bardziej ich twórcom. Tylko co z tego, skoro koniec końców MAD O SUPERBOHATERACH po prostu mnie nie potrafił rozśmieszyć? Jest taka niepisana zasada, że gdy człowiek zostanie zbombardowany tysiącem czerstwych dowcipów, to w końcu zacznie się śmiać. Jeśli nie z samego kawału, to przynajmniej z prób osoby/rzeczy chcącej nas rozbawić. Jak więc źle musi być, skoro przy recenzowanej dziś pozycji nie zaśmiałem się ani razu?

Chociaż nie, odrobinę teraz bym Was okłamał. Paski komiksowe, które kilkukrotnie pojawiają się jako przerywniki między kolejnymi rozdziałami MAD O SUPERBOHATERACH były akurat naprawdę sympatyczne i przy nich kilka razy faktycznie się uśmiechnąłem. Ich autorem jest Sergio Aragones, którego wysiłki w MAD KRĘCI SF oceniłem jako najsłabszy element tomu, tym razem oczywiście będzie dokładnie na odwrót.

Na szczęście MAD O SUPERBOHATERACH broni się warstwą graficzną. Bardzo przyjemna dla oka jest parodia komiksowych STRAŻNIKÓW (w tomie jest jeszcze druga, poświęcona filmowi), którą zilustrował Glenn Fabry stylem żywo przypominającym rysunki Dave’a Gibbona. Równie mocno do gustu przypadł mi właściwie każdy autor odpowiedzialny za rozdział o rozmaitych wersjach Spider-Mana z różnych krajów. Bardzo dużo w MAD O SUPERBOHATERACH jest Toma Richmonda, którego ilustracje są, nazwijmy to umownie, bardzo MADowe, a przez to brak w nich jakiejś mocnej wyrazistości i własnego stylu autora.

Nic nie zmieniło się pod kątem jakości wydania. Format, objętość i cena pozostały na tym samym poziomie, co oznacza iż MAD O SUPERBOHATERACH możecie kupić już za około trzy dyszki.

Jest to smutne, ale właściwie nie ma o czym więcej napisać o tej pozycji. MAD O SUPERBOHATERACH to całkiem fajne stripy oraz bardzo nijakie, miałkie i w moich oczach zupełnie nieśmieszne parodie filmów superbohaterskich. Osoby, którym podobał się MAD KRĘCI SF, takie jak ja, mogą poczuć się bardzo rozczarowane tą pozycją. Szkoda, ale zawsze jest nadzieja, że kolejny tom tego cyklu będzie tylko lepszy.

2/6 

Powyższy komiks możecie zakupić w sklepie ATOM Comics.

Jak zawsze serdecznie dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za udostępnienie nam egzemplarza recenzenckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz