poniedziałek, 29 maja 2017

Serialownia #69

Dzień później niż zazwyczaj na bloga przybija kolejna już odsłona "Serialowni". W minionym tygodniu doczekaliśmy się aż trzech finałów sezonów, lecz nie były to jedyne produkcje, na jakie zwróciliśmy uwagę. Nasze opinie na temat poszczególnych epizodów, z uwzględnieniem wszelkiej maści spoilerów, znajdziecie jak zwykle w rozwinięciu posta.
GOTHAM 3x19: All will be judged
Tomek: Jak już nas ten serial przyzwyczaił – kolejny dobry odcinek. Najfajniejszym jego momentem moim zdaniem było przymierze między Pingwinem i Nygmą, by wspólnie uciec z rąk Trybunału i pozabijać się na wolności. Do tego ponownie kilka ciekawych zwrotów akcji, część z nich nawet całkiem niespodziewanych. Ogólne bardzo dobre wrażenie zepsuła mi tylko końcówka, z kompletnie niezrozumiałym zachowaniem Lee.
Krzysiek T.: Mnie z kolei ten epizod do gustu nie przypadł zbytnio. Wręcz zabawne było patrzeć, jak Barnes tłucze wszystkich i nic wielkiego im się nie dzieje, zaś Kathryn traci głowę już po pierwszym ciosie. Cały wątek Executionera nie był dla mnie zbyt porywający, zdecydowanie bardziej męczył. Podobnie zresztą jak "trening" Bruce'a Wayne'a. Jasne, jest to pomysłowe, by zrobić z niego Talona, ale kolejny odcinek z rzędu jedynie męczyliśmy bułę z wizjami, których zakończenie było w zasadzie znane już od dwóch tygodni. Zachowanie Lee bardzo dziwne. Na plus chyba tylko duet Pingwin/Riddler, którzy rozbijali bank praktycznie każdą wspólną sceną.
SUPERGIRL 2x22: Nevertheless, she persisted
Krzysiek T.: Finał dokładnie taki jak cały sezon. Kilka momentów niezłych, ale toną one w morzu przeciętności i jawnych głupot. Z jednej strony podoba mi się, że twórcy serialu pokazują Karę momentami jako egoistkę (nawet jeśli z całkiem zrozumiałych powodów), ale z drugiej zaś mam nadzieję, że w przyszłym sezonie nie wrzucą jej koniecznie nową, wielką miłość. Chciałbym także, aby Calista Flockhart nie pojawiała się w tym serialu wyłącznie w roli chodzącej encyklopedii feminizmu, lecz doceniam fakt ujawnienia, iż od jakiegoś czasu wie ona, iż Kara jest Supergirl. Co niejako burzy to, co napisałem tydzień temu. Dziwi i zastanawia całkowity brak w finale Jimmy'ego Olsena oraz pani prezydent. Za to kolejny występ Supermana jak najbardziej na plus, a także spodobało mi się strollowanie widzów zapowiedziami występu Zoda ;) Zaś końcowy cliffhanger jakiś taki kompletnie bez wyrazu.
Dawid: Nie podobało mi się. Nawet występ Supermana w wojnie z Daksamitami niewiele zmienił w tek kwestii. Typowałem Mon-Ela do roli trupa, ale suma sumarum i tak cieszę się, że przynajmniej na jakiś czas postać ta znika ze sceny. Twórcy ewidentnie nie mieli na niego większego pomysłu. Liczyłem na zakończenie wątku Cadmusa, ale jak widać przyjdzie nam się męczyć z tym tematem i w kolejnym roku trwania serialu. Z pozytywnych informacji - Cat jednak wie, że Kara to Supergirl, co nie ukrywam ucieszyło mnie patrząc po tym, czego byliśmy świadkami tydzień temu z udziałem Olsena. Końcówka ani nie była oryginalna, ani ciekawa. Serial ten kilkukrotnie sięgnął w tym sezonie dna i trudno sobie wyobrazić, aby w przyszłym sezonie mogło być jeszcze gorzej. 
LUCIFER 2x17: Sympathy for the Goddess
Krzysiek T.: No niestety, po tym odcinku wcale nie zapałałem cieplejszymi uczuciami wobec Charlotte i nadal uważam wątek główny sezonu za nudny. Cieszy co prawda, że wreszcie coś ruszyło się u Amenadiela, chociaż zarazem trudno nie zauważyć, że już dwa odcinki temu miał on miecz Azraela w rękach i nie zareagował on na jego naszyjnik. Śledztwo odcinka bez większych zaskoczeń, w zasadzie można napisać, że było po prostu nudne, zaś oglądanie Chloe udającą wielką fankę rapu było żenujące. No i koniec odcinka, który nie zwiastuje niczego ciekawego na finał. Meh.
THE FLASH 3x23: Finish line
Piotr: Mogliby sobie oszczędzić tego szokowania i nie zabijać HR, bo wszyscy dobrze wiemy, że w kolejnym sezonie i tak będzie jakiś Wells. Poza tym odcinek był... ok, co jest poprawą w stosunku do reszty sezonu, ale trochę słabo jak na finał. Znowu dostajemy 15 minut właściwej akcji, reszta to zapychacz i cliffhanger trwający 10 minut. Fajnie rozwiązali akcję z Iris zabijającą Savitara. Podoba mi się to co zrobili z Killer Frost, bo niby nie jest już zła, ale Caitlin też to nie jest. Nie załapałem po co wyciągnęli Jaya Garricka ze speed force, oprócz sposobu, żeby wciągnąć tam Barry'ego na koniec odcinka. Myślałem, że aż tak głupi nie są. Kolejną wadą jest przedstawienie Black Flasha, bo nie było go jeszcze w serialu, oprócz walki z Flashem w Speedforce. Zabili go tak od razu, jakby był jakimś popychadłem, pomimo pokazania jego potęgi w LoT. Ciekawe było to, że przenoszą tak szybko motyw burzy Speedforce z komiksów, bo przecież pojawiła się już w Rebirth. No i mam nadzieję, że Barry szybko nie wróci ze Speedforce. Chociaż wtedy będzie duża drama w 4 sezonie.
Dawid: Finałowy odcinek był taki, jak cały sezon, czyli słaby i pozbawiony wielkich emocji. Ponieważ nie miałem wielkich oczekiwań odnośnie finału, to i zawodu dużego nie było. Jednak rację miały osoby obstawiające, że HR i Iris zamienią się miejscami. Smutne jest jednak to, że opłakiwanie go zostawiono sobie na później. No ale wiadomo - nie należał do krewnych Barry'ego, tak więc można go chwilowo olać i skupić się na Savitarze. Savitarze, który na początku sezony był tak szybki, że niemożliwy do uchwycenia przez ludzkie oko, a pod koniec stał się wolniejszy od Flasha. Mało tego - Black Flash, przez którym w LEGENDACH uciekał przerażony Eobard Thawne również nagle stał się powolny i Caitlin była go w stanie bez problemu zamrozić. Ciekawi mnie tak naprawdę dalszy los Caitlin, która jest czymś pomiędzy dawną członkinią zespołu, a zabójczą Killer Frost. Minus dla twórców za to, że zepsuli w trakcie sezonu postać Juliana, który niestety dostosował się poziomem do reszty towarzystwa. Cliffhanger taki sobie i jakoś słabo zachęca do sięgnięcia po czwarty sezon. Zwłaszcza, że zapewne już pod koniec pierwszego odcinka Barry powróci w jakiś sposób ze Speed Force, bo inaczej sobie tego nie wyobrażam. 
IZOMBIE 3x08: Eat a kinevel
Tomek: Kiedy wysadzono w powietrze szefostwo Fillmore-Graves spodziewałem się, że to właśnie będzie głównym wątkiem odcinka. Bohaterowie jednak praktycznie przeszli nad tym do porządku dziennego i zostawili mnie z pytaniami: Czy naprawdę zginęli? A jeśli tak to kto za tym stoi? Samo właściwe śledztwo też było bez szału - przez cały odcinek był tylko jeden podejrzany. Może zaskoczeniem miał być tym razem brak zaskoczenia, ale wyszło to tak sobie. Także Liv ponownie była raczej irytująca niż zabawna. Efekt jest taki, że choć odcinek cały czas był niezły, to jak na IZOMBIE zdecydowanie poniżej średniej.
Krzysiek T.: Źle się dzieje, jeśli największy atut serialu IZOMBIE, a więc brawurowa Rose McIver drugi odcinek z rzędu dostaje nieciekawy mózg. I o ile wzeszłym tygodniu jeszcze sobie dobrze poradziła z irytującą przedszkolanką, tak tym razem wydaje się, że rola w którą przyszło jej się wcielić kompletnie jej nie leżała. Dodatkowo, niezbyt interesujące było i samo śledztwo, jak i również wątek zmian w firmie Fillmore-Graves. Jakiekolwiek emocje czułem w zasadzie tylko przy scenach z udziałem Blaine'a. Niestety, ogólnie był to jeden ze słabszych odcinków tego sezonu.
ARROW 5x23: Lian Yu
Tomek: Generalnie jestem lekko rozczarowany. Odcinek miał kilka fajnych momentów a Slade był równie fajny jak za dawnych czasów ale całość sprawiała wrażenie nie do końca przemyślanej, a Chase jeszcze raz pokazał, że jest zdecydowanie najsłabszym z czarnych charakterów serialu. Bardzo się cieszę, że odstrzelił sobie łeb, bo mam nadzieję powstrzyma go to od powrotu w przyszłości. Co do reszty wysadzonych w powietrze postaci, to pewnie jedynie brak przedłużenia kontraktu mógłby sprawić by faktycznie zginęli. Zresztą nawet Malcolm może ostatecznie powrócić np. pozbawiony kolejnej kończyny.
Krzysiek T.: Biorąc pod uwagę niedawne ogłoszenia tego, kto pojawi się w przyszłym sezonie ARROW jako "series regular", możemy śmiało przypuszczać, że chyba jedyną ofiarą końcowego wybuchu wyspy będzie Artemis, która #nikogo. Gdyby jednak twórcy tak radośnie tego nie ogłaszali, zapewne czekałbym jak na szpilkach do kolejnego sezonu. Sam finał mnie usatysfakcjonował, ja akurat w przeciwieństwie do Tomka stawiam Chase'a o kilka pięter wyżej od Ra's Al Ghula czy Damiena Darkha. Ten przynajmniej do samego końca miał asy w rękawie. Ogólnie cały sezon stał na znacznie wyższym poziomie niż trzeci i czwarty razem wzięte. Podobały mi się występy gościnne, Slade oczywiście całkowicie pozamiatał, a i Dolph Lundgren we flashbackach dawał radę. Trzymam kciuki, by kolejna seria nie poleciała swoim poziomem na pysk, jak to miało miejsce po drugim sezonie.
Piotr: Tak powinno się robić finały. Ciekawe, z rozmachem i zaskakującym cliffhangerem. Dobrym pomysłem było zakończenie 5 sezonów i flashbacków, tam gdzie wszystko się zaczęło - na Lian Yu i z powracającymi bohaterami, a do szczęścia zabrakło już chyba tylko Sary Lance, Ra's al Ghula i Roya Harpera. Flashbacki zakończyły się początkiem pierwszego sezonu, więc dostaliśmy piękne zawiązanie akcji. Tak zapowiadana końcowa walka Green Arrowa i Prometheusa była gorsza niż się spodziewałem, ale nadal ok. Trochę szkoda Merlyna, był jakby nie patrzeć dużą częścią serialu, ale nie zdziwiłbym się gdyby przeżył, w końcu jest w tym najlepszy. Ostatnie 5-10 minut zasługuje na specjalne pochwały, gdyż było czuć ciągłe napięcie w związku z porwaniem Williama, a zakończenie było świetne, razem z cliffhangerem. Nic tylko czekać na sezon 6.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x20: Freezer burns
Tomek: Strasznie nijaki odcinek. Ani specjalnie zabawny, ani zaskakujący. Ale z drugiej strony też nie idiotyczny czy irytujący. Ot po prostu standardowy epizod. Jedyne co się nieco wyróżnia, to fakt, że Firestrom robi maślane oczy do Killer Frost, która z kolei okazuje się zaprzysięgła fanką Mr. Freeza.

Zdjęcia pochodzą ze strony Comicbook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz