poniedziałek, 1 maja 2017

Serialownia #65

Za nami kolejny tydzień z serialami DC Comics. Tym razem z przerwy powróciły tytuły od CW oraz GOTHAM, więc było o czym pisać. Niestety, jak zapewne już wiecie, z ramówki stacji NBC wyleciał z hukiem serial POWERLESS, co zapewne oznacza dla niego kasację (oficjalnie jeszcze niepotwierdzoną). Jednakże i bez tego było o czym pisać. Jak zawsze przestrzegamy przed spoilerami i zapraszamy do rozwinięcia posta.
GOTHAM 3x15: Haw The Riddler Got His Name?
Tomek: Całkiem udany powrót po przerwie. Nygmie już całkowicie odbija i zostaje Riddlerem, ale jeszcze fajniej oglądało mi się starających się go dopaść Foxa i Bullocka. Reszta odcinka, czyli knowania Trybunału Sów póki co nie porywają, ale zapowiadają się całkiem interesująco, zwłaszcza próby wciągnięcia Gordona w szeregi Trybunału, bo raczej nie sądzę by pseudo-Bruce był w stanie długo zwodzić Alfreda.
Piotr: Gotham powraca w dobrej formie, niby przedstawiając origin Riddlera, ale mieliśmy podobny odcinek w drugim sezonie, więc nic odkrywczego nie było. Za to dużym plusem było odsunięcie tak mocno wykorzystywanego w serialu Gordona na bok, bo fajnie od czasu do czasu zobaczyć walkę pomiędzy złoczyńcą i kimś innym niż Gordon i tutaj Lucius Fox bardzo dobrze się sprawdził. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze zobaczymy go w głównej roli. Wątek Bruce'a Wayne'a nareszcie zaczyna być ciekawy(!), jego zły klon jest nienajgorzej zagrany(!), widzimy pierwsze kroki do stania się Batmanem, no i kończy się to spodziewanym, ale na ten moment bezsensownym (no bo czemu Court of Owls miałby go tam posyłać?) wysłaniem go do Ra's al Ghula. Wizje Riddlera zostały ciekawie przedstawione, scena ze śpiewającym Pingwinem była świetna, a jego "zmartwychwstanie"(może Ivy jakoś go odratowała) wygląda lepiej niż sytuacja, w której jakoś by przeżył, bo takich sytuacji już trochę w Gotham było. Generalnie jest tu za dużo śmierci, powinni trochę zwolnić, bo im się niedługo pomysły na zmartwychwstania skończą.
Krzysiek T.: Powiem szczerze, że pamiętam jeszcze czasy początków pierwszego sezonu, gdy Nygma był jeszcze tym pierdołowatym koronerem na posterunku i aktor go grający był tak irytująco słaby, iż nie spodziewałem się, że teraz będę się okrakiem wycofywał z tego, co wówczas o nim twierdziłem. Dziś nie umiem sobie wyobrazić lepiej przedstawionego (jak na realia stricte serialowe) Riddlera. Odcinek podobał mi się także dzięki temu, że Gordon był mocno w oddali i dzięki temu wykazać mogli się inni bohaterowie, którzy poradzili sobie w większości z postawionymi przed nimi zadaniami. Fox i Bullock stanowili bardzo sympatyczną, ekranową parę i oby Lucius miał więcej do powiedzenia w kolejnych odcinkach. Wątek skupiony wokół młodego Bruce'a, ani nie ziębił ani nie grzał. Cieszy fakt, że twórcy wreszcie zaczynają robić z niego twardziela.
SUPERGIRL 2x18: Ace Reporter
Dawid: Chwilowy odpoczynek od DEO i wszystkiego co związane z matką Mon-Ela z pewnością nie zaniżyło poziomu, a wręcz przeciwnie wyszło serialowi na dobre. Tym razem bardziej skupiono się na dziennikarskiej i detektywistycznej pracy Kary oraz na jej przyjacielskich relacjach z Leną Luthor, której występów jak wiadomo nigdy za wiele. Dialogi Kary ze Snapperem również stały na dobrym poziomie. Walka z nanobotami została pokazana w satysfakcjonujący sposób i dostarczyła kilka fajnych momentów. Gdzieś na drugim planie rozgrywa się problem z udziałem Team Guardian, a przyczyną problemu jest chęć/niechęć dołączenia do składu Lyry. Wątek ten, podobnie jak dziewczyna Winna totalnie mnie nie interesują, ale trzeba przyznać, że głupkowata i wybuchowa Lyra pasuje do tego dziwnego zespołu pogromców zła. Na pewno nie żałuję, że poświęciłem czas na obejrzenia tego odcinka.
Radek: Dzięki pojawieniu się Rav...znaczy Jacka Spheera poziom na chwilę trochę wzrósł. Ale tak naprawdę jego fenomenalny występ i ciekawa chemia z Leną Luthor to wszystko, co ten odcinek miał do zaoferowania. Poza tym dostaliśmy koszmarnie źle zagraną Lyrę w zespole z Guardianem i Winnem, do tego ten wątek był słabo napisany. Złośliwości Snappera też już mnie przestały bawić po takim czasie. Z zalet wymieniłbym jeszcze fakt, że w końcu choć na chwilę odpuszczono romans pomiędzy Alex i Maggie.
THE FLASH 3x19: The Once and the Future Flash
Dawid: Serial powraca w całkiem dobrym stylu i właściwie nie ma do czego szczególnie się przyczepić. Mroczna i ponura wizja oddalonej o kilka lat przyszłości przypadła mi do gustu, a pierwsze skrzypce grał świetny Cisco. Jakbym miał wytknąć jakieś mało zrozumiałe i nieprzekonujące momenty, to zaliczyłbym do nich słabo uzasadnione olanie Joe przez Barry'ego po śmierci Iris, czy też zbyt łatwe i szybkie zebranie i zjednoczenie Team Flash. Najwięcej pytań dostarczyła z pewnością ostatnia scena z udziałem Killer Frost oraz Savitara. Byłbym niezadowolony, gdyby wielkim złym okazał się sugerowany przez wielu Ronnie, gdyż na tę chwilę ciężko mi sobie wyobrazić, w jaki sposób twórcy umotywowaliby jego nagłą nienawiść do Barry'ego, a zwłaszcza do Iris. W każdym razie odcinek oglądało się przyjemnie, a to już duży komplement w stosunku do FLASHA.
Piotr: Odcinek mógłby się równie dobrze skończyć Barrym wracającym do przeszłości za pierwszym razem. Nic byśmy nie stracili, no może oprócz wiedzy, że Iris to pępek świata i bez niej wszystko się rozpada. Jedynym plusem tego, że Cisco uniemożliwił mu powrót jest to, że zobaczyliśmy świetny, jaśniejszy i bardziej komiksowy kostium przyszłego Flasha. Zadziwiające jest to, że nikt się nie zestarzał, twórcy nawet nie postarali się o charakteryzację (oczywiście pomijając emo grzywkę Barry'ego), a już szczególnie Top i Mirror Master. Podoba mi się za to kierunek, w który podąża Killer Frost i mam nadzieję, że nie zrobią jej znowu dobrej, przynajmniej nie w tym sezonie. No chyba że zachowa moce, bo dobrą Killer Frost z chęcią bym oglądał. Niestety przez końcówkę odcinka wydaje mi się, że Savitar to Ronnie Raymond, a nie chcę żeby to był on. Naprawdę nie chcę.
Radek: Ośmielę się powiedzieć, że to najlepsza alternatywna wizja rzeczywistości w tym serialu. Bije na głowę wszystkie Flashpointy, Ziemię-2 i inne różne wymiary i efekty zabawy Barry'ego z czasem.  Rok 2024 wydawał się naprawdę przygnębiający, wszyscy byli kompletnie złamani i motywacje były uzasadnione, niczyje zachowanie nie wydało mi się naciągane pod fabułę. Szkoda jedynie trochę zmarnowanego potencjału Mirror Mastera, ale to drobnostka. W samej historii nie było nic bardzo zaskakującego, ale dzięki tak ciekawemu światu przedstawionemu The Once and Future Flash oglądało mi się wyśmienicie. Doceniam również realizację finałowej sceny z Savitarem, gdzie mimo tego, że widzieliśmy jak zdejmuje zbroję i czekaliśmy jako widzowie w napięciu na jego tożsamość, ostatecznie jeszcze jej nie zobaczyliśmy. Świetne budowanie dramaturgii, scenarzystom i reżyserowi należy się pochwała.
IZOMBIE 3x04: Wag the Tongue Slowly
Tomek: Olbrzymia poprawa względem poprzedniego tygodnia. Po pierwsze śledztwo było całkiem ciekawe i zabawne. Po drugie brak było irytująco debilnych zachowań, a ogólna fabuła znowu troszkę posunęła się do przodu. W sumie jedyne co mi się w odcinku średnio podobało, to wątek Blaine’a i Peyton, choć może być to spowodowane tym, że zdecydowanie wolałbym by DeBeers wrócił do swej dawnej osobowości, bo ta nowa jest nieco nijaka.
Krzysiek T.: A mnie się sposób prowadzanie wątku Blaine'a podoba. Facet stał się dobry, dobrze się czuje będąc taki i jego obawy związane z tym, że ponownie może stać się sobą z dwóch poprzednich sezonów wydają mi się bardzo wiarygodne. Co prawda osobiście uważam, że koniec końców wróci "stary" DeBeers, lecz ja osobiście nie widzę nic złego w tym, że zrobiono z jego postacią coś nowego. Niestety nie pamiętam tytułu tego serialu, ale pamiętam pewną produkcję wyświetlaną także w polskiej telewizji. Był to cykl detektywistyczny z lat 80-tych, gdzie na końcu każdego odcinka główny bohater zbierał w jednym miejscu wszystkich podejrzanych i wskazywał winnego. Najmocniej utkwił mi w pamięci odcinek, gdy do końca nie wiedział kto jest zabójcą i w końcu doszedł do tego, że była to zbrodnia grupowa. Mając to w pamięci, podejrzewałem od połowy tego epizodu IZOMBIE, że rozwiązanie może być podobne i się nie pomyliłem. Jednak pomimo tego, odcinek oceniam wysoko, ponieważ bawiłem się bardzo dobrze.
ARROW 5x19: Dangerous Liaisons
Tomek: Odcinek dość dobry. Najciekawsze w nim było to, że niemal nikt z bohaterów nie był pewien czy postępuje słusznie. Z drugiej strony jednak postacie trochę za dużo o tym gadały i zdarzało mi się czasem odpływać myślami podczas takich rozmów. Także zachowania obu stron konfliktu, czyli A.R.G.U.S. i Helix były miejscami głupawe (odpowiednio zostawienie więźnia praktycznie nie pilnowanego i szarżowanie na automatyczne wieżyczki, które mogli w każdej chwili wyłączyć). Ponadto wątek Rene i jego córki pasował do epizodu jak kwiatek do kożucha. I czy tylko ja odnoszę wrażenie, że mieliśmy w tym odcinku zaanonsowanego głównego złego następnego sezonu?
Krzysiek T.: Odnoszę podobne wrażenie co Tomek i również sądzę, że tajemniczy "pan Haker" będzie głównym lub też jednym z głównych złych przyszłego sezonu. Inaczej bowiem nie umiem znaleźć żadnego uzasadnienia dla tego, że nie pokazano ani razu jego twarzy. Sam odcinek całkiem dobry, podobała mi się niejednoznaczność postępowania właściwie każdej postaci, a i wstawki z udziałem Rene oraz Lance'a mi nie przeszkadzały. Lubię, gdy postacie są rozwijane w sposób niezbyt łopatologiczny i odniosłem wrażenie, że tak jest właśnie tym razem. Zobaczyliśmy niezłe rozwinięcie wątku, który nie wziął się nagle i znikąd. Jedynym minusem jest chyba tylko to, że mocno liczyłem iż Felicity opowie się mocniej po stronie tych złych, co ostatecznie nie nastąpiło i od przyszłego odcinka znów będziemy mieli wesoły Team Arrow.
Radek: Nie podoba mi się ten odcinek. Strasznie nielogicznym mi się wydaje, że tak łatwo Diggle z Oliverem przyjęli usprawiedliwienie Lyli. Rany, przecież to było trzymanie więźnia bez procesu przez 8 miesięcy w kontenerze. Z drugiej strony żałuję, że tak zmarnowano potencjał projektu Helix, robiąc z nich prawie jednoznacznych moralnie złoczyńców i terrorystów biorąc pod uwagę, że dopuścili się morderstw. Jedynym plusem tego wszystkiego jest fenomenalna relacja Lance'a z Rene i typowo obyczajowy wątek córki tego drugiego. Czekam też na powrót do retrospekcji.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x16: Luthor in Paradise
Tomek: Początek odcinka nie był specjalnie obiecujący – zawsze wolałem Luthora knującego zza biurka niż naparzającego się z superbohaterami. Ale gdy pojawia się Circe epizod nabiera rumieńców, bo stanowi ona tutaj świetną parę z Lexem. No i wszystkie ich teksty o stanie owłosienia Luthora mnie rozwalały. Niestety pod koniec jest znowu słabiej, gdy Circe tak się wkurza na swego wspólnika, że bez powodu  uwalnia pokonanych bohaterów i pozwala się złapać. Ale generalnie i tak było nieźle.
TEEN TITANS: GO! 4x20: Employee of the Month Redux
Krzysiek T.: Lubię te odcinki tej animacji, które mocniej skupiają się na Beast Boy'u, bo są najzwyczajniej w świecie najzabawniejsze. Tym razem Tytani muszą powstrzymać kosmitów porywających niewinne krowy i Garf odgrywa w tym wszystkim najważniejszą rolę. Dodatkowo znajduje sobie pierwszą poważną pracę, co doprowadza do serii zabawnych zdarzeń. Epizod nie był przesadnie zakręcony jak na standardy TEEN TITANS: GO!, ale i tak wypadł całkiem nieźle.

Zdjęcia pochodzą ze strony Comicbook.com

1 komentarz:

  1. SUPERGIRL tak zła, jak to tylko możliwe, a nawet bardziej. Dialogi są po prostu koszmarne i aż się rzygać chce, słuchając ich, z kolei Rahul Kohli nie pokazał nawet połowy talentu i charyzmy. Napisałbym o tym jednym-dwóch smaczkach, ale nie chce mi się dłużej tracić czas na ten odcinek.

    THE FLASH - mogło byćbardzo źle, a wyszło bardzo dobrze (pomijając emofryzurę Barry'ego). Scenariusz miał parę ciekawych momentów, aktorzy naprawdę dali radę, przez co odcinek był rzeczywiście smutny i parę razy pociągnąłem nosem. Zaś co do teorii, że Savitar to Ronnie - dlaczego niby chciałby usunięcia Caitlyn i pozostawienie wyłącznie Killer Frost?

    OdpowiedzUsuń