MŁODZI
TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT to kolejna produkcja osadzona w animowanym uniwersum
DC Comics. Tym razem zostaliśmy zaskoczeni, ponieważ wreszcie doczekaliśmy się
tytułu, w którym nie pojawia się Batman ;) Twórcy filmu wzięli na warsztat
jedną ze zdecydowanie najsłynniejszych historii z udziałem Tytanów i najwyższa
pora zastanowić się nad tym, jak zrealizowali postawione przed nimi zadanie.
Nightwing
powrócił do składu Tytanów i zastał grupę mocno odmienioną. Dowodzona przez
jego życiową partnerkę Starfire ekipa zmaga się nie tylko z kolejnymi
przeciwnikami, ale także z własnymi problemami. Jednym z nich jest nowa
członkini grupy – potężna Terra, za którą unosi się gęsta mgła tajemnic. Dziewczyna
zdecydowanie wpłynie na dalsze losy grupy, a ponieważ na horyzoncie widać już
kolejne zagrożenia ze strony Brother Blooda oraz Deathstroke’a, Tytanów czeka
jedno z najtrudniejszych starć w ich historii. Być może nie wszyscy z nich
doczekają ich końca.
MŁODZI
TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT to ekranizacja komiksu dość typowa dla tego, co w
większości dotychczas zaprezentowało nam animowane uniwersum DC. Kręgosłup danej
historii jest mniej więcej taki sam jak w materiale źródłowym, lecz wokół niego
pojawia się mnóstwo zmian. Mamy tu więc do czynienia z zupełnie innym składem
Tytanów niż w komiksie, w związku z czym przedstawiane nam są inne wątki
poboczne. Obecność Damiana Wayne’a wymusiła przy okazji nawiązania do
wcześniejszych produkcji z tego świata. Całość oczywiście musiała zostać mocno
uwspółcześniona, wszak komiks ukazał się w 1984 roku. To jednak wszystko
zaledwie szczegóły. Sprawdźmy zatem, jakie wrażenia pozostawili po sobie twórcy
MŁODZI TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT. Otóż, wydaje mi się, że będę w znakomitej
mniejszości, ale chociaż animacja wcale mnie nie powaliła na kolana, daleki
jestem też od jej krytykowania.
Moim największym
zastrzeżeniem do tej animacji jest to, co spokojnie można też podczepić pod
większość poprzednich przedstawicieli animowanego uniwersum DC, jeśli nie
wszystkich. Mianowicie tak naprawdę nie wiem do kogo skierowany jest film MŁODZI
TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT. Ze względu na podejmowaną tematykę czy też niektóre
sceny przemocy, zdecydowanie nie jest to coś dla widzów nieletnich. Ci starsi
jednak mogą odbić się z kolei od naiwności niektórych wątków, prowadzonych tak,
jakby to jednak był film dla dwunastolatków, zawartej w nich łopatologii i
ogólnego poczucia braku chęci przeskoczenia pewnych ograniczeń, które twórcy
jakby wręcz sami sobie narzucili. W efekcie MŁODZI TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT
stoi w swoistym rozkroku i nie mogąc się na nic zdecydować, animacja przez
moment nawet nie łapie charakterności i nie ma w sobie niemal niczego, co
mogłoby być zapamiętane na dłużej.
Poszczególne
postacie przedstawiono całkiem nieźle i w zgodzie z ich komiksowymi
odpowiednikami. Starfire ma zabawne problemy ze zrozumieniem zawiłości ludzkiej
mowy, Robin jest dupkiem, Beast Boy jest tym roztrzepanym zgrywusem, a
Nightwing co rusz zapomina, że nie jest liderem ekipy. Wspólne sceny Tytanów
fajnie wypadają, momentami czuć chemię między poszczególnymi członkami grupy i
jeśli musiałbym się do czegoś przyczepić, to do tego, że nie ma tutaj niczego,
czego byśmy wcześniej nie widzieli. Także i przeciwnicy Tytanów raczej nie
wychodzą po za to, czego się po nich spodziewamy. Brother Blood jest po prostu
jednoznacznie zły, jego motywacje są proste i dość oklepane, lecz nie raziło
mnie to zbyt mocno. Nieco więcej charakteru otrzymał Deathstroke i w moich
oczach był zdecydowanie najbardziej charyzmatyczną oraz poprawnie prowadzoną postacią
w MŁODZI TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT, lecz z kolei jemu trzeba przypisać, że otrzymał
kilka scen z udziałem Terry, które były dość niesmaczne. Ogólnie pod kątem
fabuły animacja niczego nie urywa, ale jest zwięzła, bez większych dziur
logicznych i przedstawiono ją tak, że nie zgrzytałem zębami przez tych
osiemdziesiąt minut.
Jeśli chodzi
o styl animacji, to znów mamy tu do czynienia z typowym przedstawicielem
animowanego uniwersum DC. W recenzji wcześniejszej animacji Krzysiek Pielaszek na to narzekał, lecz mnie
osobiście wcale nie przeszkadza styl, w jakim prezentowane są kolejne filmy. Nie
jest to oczywiście poziom mistrzowski, lecz nie licząc pewnych fragmentów
BATMAN: ZABÓJCZY ŻART, oglądało mi się kolejne animacje bez zgrzytania zębami.
Wydanie DVD
od Galapagos to wydawniczy standard. Otrzymujemy zatem animację z lektorem lub
napisami, a także w wersji dla niesłyszących. Zabawny jest fakt, że napisy
możecie wybrać sobie w wersji polskiej, węgierskiej oraz chińskiej. Interesujący
dobór krajów. MŁODZI TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT oglądałem jedynie z napisami,
więc mogę się wypowiedzieć tylko na ich temat. Tłumacz poradził sobie nieźle, błędów
właściwie nie zauważyłem żadnych, udało mu się nawet całkiem fajnie przełożyć gry
słowne, przy których gubiła się Starfire. Dodatków wielu nie uświadczycie i to
też jest standard.
Jeśli zdecydujecie
się sięgnąć po MŁODZI TYTANI: ZDRADZIECKI PAKT, nie oczekujcie cudów. Mnie animacja
podobała się całkiem, całkiem, ale wiem, że jestem raczej w mniejszości ze
swoją opinią. Dla mnie nie było to żadne mistrzostwo świata, ale też nie żałuję
tych osiemdziesięciu minut, które poświęciłem na obejrzenie animacji.
------------------------------------------------------------------------
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Galapagos Films.
Za udostępnienie egzemplarza do recenzji dziękujemy Galapagos Films.
To był tak fajny film, że już nie pamiętam o czym był...
OdpowiedzUsuń