Na kilka
dni przed kinową premierą WONDER WOMAN nastała cisza. Żadnych plotek sugerujących
nadchodzącą katastrofę, przecieków insynuujących kolejną porażkę kinowego
uniwersum DC, od 2015 roku i opuszczenia przez Michelle McLaren ekipy
tworzącej, nie wydarzyło się zupełnie nic niepokojącego. W końcu pojawił się
wyczekiwany przez wiele osób dzień, w którym Diana pojawiła się na serwisie,
który niektórzy uważają za Internetową biblię ocen filmów, chociaż nie o to w
nim chodzi. Chodzi oczywiście o słynne pomidory, gdzie ku zdziwieniu
wszystkich, film zadebiutował z wynikiem 95% i utrzymał tę wysoką notę do dziś
– w momencie gdy piszę te słowa, rezultat jest o dwa punkty procentowe niższy.
Film zatem spodobał się krytykom, co oczywiście nic nie musi oznaczać, ale i
tak jestem przekonany, że w serca wielu osób wlał mnóstwo nadziei. Kilka dni później
wybrałem się do kina i… częściowo jestem oczarowany, ale jednak na tyle, by nie
zauważać wielu wad, które kinowa WONDER WOMAN posiada. Czy jednak zaważy to na końcowej ocenie?
Film
rozpoczyna się od sekwencji szybko wprowadzającej nas w realia świata Amazonek,
wśród których żyje także Diana. Córka Hipolity dorasta wśród wojowniczek,
chociaż sama nie jest jedną z nich. Sielskie życie na Themyscirze kończy się w
dniu, gdy w pobliżu wyspy rozbija się samolot. Diana ratuje jego pilota, którym
okazuje się Steve Trevor, zaś zaraz za nim na miejsce przybywa oddział
niemieckich żołnierzy. Po okupionej ofiarami walce, nasza bohaterka dowiaduje
się o toczącej się wojnie światowej i będąc przekonana, że za jej przebiegiem
stoi Ares, postanawia opuścić rajską wyspę. Wraz z Trevorem i kilkoma jego
kompanami Diana trafia na front, gdzie zupełnie odmieni się jej życie, a także
przebieg wojny, która pochłonęła już życia milionów osób.
W
przeciwieństwie do każdego z poprzednich filmów kinowego uniwersum DC, WONDER
WOMAN naprawdę jest filmem, a nie przypominającym teledysk zlepkiem scen,
których wzajemna zależność jest często bardzo umowna. Nie wiadomo oczywiście
jak dużą swobodę twórczą miała Patty Jenkins, lecz cieszy fakt, iż w
postprodukcji jej film nie został posiekany na plasterki, a sama reżyserka
miała okazję opowiedzieć historię. To, co było ogromnym problemem niesławnego
BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI oraz w nieco tylko mniejszym stopniu w
CZŁOWIEKU ZE STALI oraz LEGIONIE SAMOBÓJCÓW, tutaj zupełnie nie istnieje, przez
co widz spokojnie może wciągnąć się w fabułę. Ta nie wybija się ponad
przeciętność i prezentuje masę nieraz ogranych do granic możliwości klisz, lecz
reżyserka wybrnęła (do pewnego momentu) z tego obronną ręką, przedstawiając
wszystko w nieskrępowanej, mocno komiksowej konwencji, unikając przy tym
hektolitrów patosu i sprawiając, że sporo tych głupotek, takich jak chociażby
zabawnie międzynarodowy i ekstremalnie stereotypowy skład kompanów Trevora,
przyjmowaliśmy bez mrugnięcia okiem. Jednak błędem byłoby przypisywanie całej
zasługi tylko i wyłącznie Patty Jenkins. Reżyserka odwaliła kawał naprawdę solidnej roboty, lecz równie sporą część
filmowej WONDER WOMAN na swoich barkach, przez niektórych uważanych za zbyt
chude, udźwignęła Gal Gadot.
Aktorka
rewelacyjnie przedstawiła widzom postać Diany (ciekawostka, przez cały film ani
razu nie została ona nazwana pseudonimem), brawurowo wcielając się w rolę
kobiety niezwykle silnej, bohaterskiej i wojowniczej, ale zarazem nieco uroczo
nieporadnej w starciu ze światem, którego nie znała oraz jego niuansami oraz,
niestety, okrucieństwami. Bardzo silna charyzma biła od granej przez nią
postaci i wystarczyło raptem kilka minut, by wszystkie obawy o to, jak Gadot
wykaże się w pełnym metrażu, szybko i bezpowrotnie zniknęły. Dzielnie wtórował
jej Chris Pine, który co prawda w WONDER WOMAN gra praktycznie taką samą postać
jak w nowych ”Star Trekach”, lecz trudno mi to krytykować w momencie, gdy wraz
z Gadot tworzą fajnie zgrany duet, wokół którego gołym okiem widać dobre
dopasowanie i dynamikę. Wspomnieć trzeba jednak, że ten duet bardzo mocno
przyćmił resztę obsady, a część castingowych wyborów, zwłaszcza wśród
drugoplanowych ról u Amazonek, okazała się średnio trafiona.
Zdziwią
się ci z Was, którzy byli przekonani o mocnym, feministycznym wydźwięku tego
filmu. Nic takiego nie ma miejsca. Co prawda jest kilka scen, w którym Diana
bardzo szybko sprowadza mężczyzn do parteru, lecz nie jest to nic nachalnego
czy nienaturalnego. Co więcej, takie właśnie pokazanie siły i charakterności
naszej bohaterki wyszło naprawdę sympatycznie, a sądząc po pojawiających się komentarzach
w Internecie, w niektórych przypadkach także i inspirująco.
WONDER
WOMAN, w odróżnieniu od poprzednich filmów kinowego uniwersum DC, jest filmem
zabawnym i obfitującym w żarty sytuacyjne oraz słowne. Niech jednak nie
zwiedzie to Was, ponieważ film nie idzie w kierunku dowolnego obrazu z Marvela,
gdzie stawia się na ilość ponad jakość. Żarty w WONDER WOMAN są sporadyczne,
serdeczne, niewymuszone, niewulgarne i bardzo naturalnie przedstawione, co
bardzo przypadło mi do gustu, zwłaszcza że mam jeszcze całkiem świeżo w pamięci
chociażby pokaz w znacznej mierze zwykłej, pseudohumorystycznej żenady z
drugiej części ”Strażników Galaktyki”. Jeśli kolejne filmy z bohaterami DC, nie
licząc oczywiście JUSTICE LEAGUE, pójdą pod tym względem w nadanym przez WONDER
WOMAN kierunku, nie mam nic przeciwko.
Jeśli
miałbym wskazać największe wady omawianego dzisiaj filmu, bez wahania
wskazałbym ostatni akt filmu, mniej więcej od momentu ujawnienia się Aresa do samego
końca. Bardzo mocno siada tutaj dotychczasowy klimat, a i sam główny villain
zdecydowanie nie przekonuje. Ponadto ten fragment filmu przeciąga się w czasie
przez nadużywanie slow-motion. Tego triku jest w filmie naprawdę zdecydowanie
dużo, lecz podczas finałowej walki zaczyna zakrawać to już o absurd. Siedząc w
kinie autentycznie zastanawiałem się, czy projektor nie nawalił, ponieważ miało
się wrażenie, iż część tego zabiegu jest zdecydowanie nie na miejscu. Podczas
finałowej walki coś niedobrego dzieje się także z efektami specjalnymi. Te
przez całość filmu stoją na niezłym poziomie, chociaż zauważalnie słabszym niż
prezentuje się to u Marvela. W pewnym momencie pod koniec, 99% ujęć filmu
powstawało wyłącznie w komputerze, co nie byłoby może takie złe, gdyby efekty
nie były zauważalnie słabe. Przypomnijcie sobie rozpierduchę z udziałem
Doomsday’a z filmu BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI, a będziecie mieli
pojęcie jak to mniej więcej wyglądało.
WONDER
WOMAN nie jest filmem wybitnym, ani nawet najlepszym wśród obrazów komiksowych.
Patty Jenkins udało się jednak kilka ważnych rzeczy: nakręciła niedoskonały
film w taki sposób, że widz nie przejmuje się zbytnio zauważonymi
niedociągnięciami czy naiwnościami, a także wlała morze nadziei w serca fanów
DC Comics, którzy po wyczynach Zacka Syndera byli gotowi skreślić kinowe
uniwersum DC. Solowe przygody Diany to zdecydowanie film, na który warto wybrać
się do kina i chyba pierwszy taki przypadek w tym uniwersum, gdzie początkowe
dobre wrażenie nie będzie ulatywać z każdym kolejnym dniem.
Świetna recenzja Krzychu, zgadzam się w nieomal 100%
OdpowiedzUsuń