środa, 7 czerwca 2017

WONDER WOMAN (2017) (BEZ SPOILERÓW)

Na kilka dni przed kinową premierą WONDER WOMAN nastała cisza. Żadnych plotek sugerujących nadchodzącą katastrofę, przecieków insynuujących kolejną porażkę kinowego uniwersum DC, od 2015 roku i opuszczenia przez Michelle McLaren ekipy tworzącej, nie wydarzyło się zupełnie nic niepokojącego. W końcu pojawił się wyczekiwany przez wiele osób dzień, w którym Diana pojawiła się na serwisie, który niektórzy uważają za Internetową biblię ocen filmów, chociaż nie o to w nim chodzi. Chodzi oczywiście o słynne pomidory, gdzie ku zdziwieniu wszystkich, film zadebiutował z wynikiem 95% i utrzymał tę wysoką notę do dziś – w momencie gdy piszę te słowa, rezultat jest o dwa punkty procentowe niższy. Film zatem spodobał się krytykom, co oczywiście nic nie musi oznaczać, ale i tak jestem przekonany, że w serca wielu osób wlał mnóstwo nadziei. Kilka dni później wybrałem się do kina i… częściowo jestem oczarowany, ale jednak na tyle, by nie zauważać wielu wad, które kinowa WONDER WOMAN posiada. Czy jednak zaważy to na końcowej ocenie?


Film rozpoczyna się od sekwencji szybko wprowadzającej nas w realia świata Amazonek, wśród których żyje także Diana. Córka Hipolity dorasta wśród wojowniczek, chociaż sama nie jest jedną z nich. Sielskie życie na Themyscirze kończy się w dniu, gdy w pobliżu wyspy rozbija się samolot. Diana ratuje jego pilota, którym okazuje się Steve Trevor, zaś zaraz za nim na miejsce przybywa oddział niemieckich żołnierzy. Po okupionej ofiarami walce, nasza bohaterka dowiaduje się o toczącej się wojnie światowej i będąc przekonana, że za jej przebiegiem stoi Ares, postanawia opuścić rajską wyspę. Wraz z Trevorem i kilkoma jego kompanami Diana trafia na front, gdzie zupełnie odmieni się jej życie, a także przebieg wojny, która pochłonęła już życia milionów osób.

W przeciwieństwie do każdego z poprzednich filmów kinowego uniwersum DC, WONDER WOMAN naprawdę jest filmem, a nie przypominającym teledysk zlepkiem scen, których wzajemna zależność jest często bardzo umowna. Nie wiadomo oczywiście jak dużą swobodę twórczą miała Patty Jenkins, lecz cieszy fakt, iż w postprodukcji jej film nie został posiekany na plasterki, a sama reżyserka miała okazję opowiedzieć historię. To, co było ogromnym problemem niesławnego BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI oraz w nieco tylko mniejszym stopniu w CZŁOWIEKU ZE STALI oraz LEGIONIE SAMOBÓJCÓW, tutaj zupełnie nie istnieje, przez co widz spokojnie może wciągnąć się w fabułę. Ta nie wybija się ponad przeciętność i prezentuje masę nieraz ogranych do granic możliwości klisz, lecz reżyserka wybrnęła (do pewnego momentu) z tego obronną ręką, przedstawiając wszystko w nieskrępowanej, mocno komiksowej konwencji, unikając przy tym hektolitrów patosu i sprawiając, że sporo tych głupotek, takich jak chociażby zabawnie międzynarodowy i ekstremalnie stereotypowy skład kompanów Trevora, przyjmowaliśmy bez mrugnięcia okiem. Jednak błędem byłoby przypisywanie całej zasługi tylko i wyłącznie Patty Jenkins. Reżyserka odwaliła kawał naprawdę  solidnej roboty, lecz równie sporą część filmowej WONDER WOMAN na swoich barkach, przez niektórych uważanych za zbyt chude, udźwignęła Gal Gadot.
Aktorka rewelacyjnie przedstawiła widzom postać Diany (ciekawostka, przez cały film ani razu nie została ona nazwana pseudonimem), brawurowo wcielając się w rolę kobiety niezwykle silnej, bohaterskiej i wojowniczej, ale zarazem nieco uroczo nieporadnej w starciu ze światem, którego nie znała oraz jego niuansami oraz, niestety, okrucieństwami. Bardzo silna charyzma biła od granej przez nią postaci i wystarczyło raptem kilka minut, by wszystkie obawy o to, jak Gadot wykaże się w pełnym metrażu, szybko i bezpowrotnie zniknęły. Dzielnie wtórował jej Chris Pine, który co prawda w WONDER WOMAN gra praktycznie taką samą postać jak w nowych ”Star Trekach”, lecz trudno mi to krytykować w momencie, gdy wraz z Gadot tworzą fajnie zgrany duet, wokół którego gołym okiem widać dobre dopasowanie i dynamikę. Wspomnieć trzeba jednak, że ten duet bardzo mocno przyćmił resztę obsady, a część castingowych wyborów, zwłaszcza wśród drugoplanowych ról u Amazonek, okazała się średnio trafiona.

Zdziwią się ci z Was, którzy byli przekonani o mocnym, feministycznym wydźwięku tego filmu. Nic takiego nie ma miejsca. Co prawda jest kilka scen, w którym Diana bardzo szybko sprowadza mężczyzn do parteru, lecz nie jest to nic nachalnego czy nienaturalnego. Co więcej, takie właśnie pokazanie siły i charakterności naszej bohaterki wyszło naprawdę sympatycznie, a sądząc po pojawiających się komentarzach w Internecie, w niektórych przypadkach także i inspirująco.

WONDER WOMAN, w odróżnieniu od poprzednich filmów kinowego uniwersum DC, jest filmem zabawnym i obfitującym w żarty sytuacyjne oraz słowne. Niech jednak nie zwiedzie to Was, ponieważ film nie idzie w kierunku dowolnego obrazu z Marvela, gdzie stawia się na ilość ponad jakość. Żarty w WONDER WOMAN są sporadyczne, serdeczne, niewymuszone, niewulgarne i bardzo naturalnie przedstawione, co bardzo przypadło mi do gustu, zwłaszcza że mam jeszcze całkiem świeżo w pamięci chociażby pokaz w znacznej mierze zwykłej, pseudohumorystycznej żenady z drugiej części ”Strażników Galaktyki”. Jeśli kolejne filmy z bohaterami DC, nie licząc oczywiście JUSTICE LEAGUE, pójdą pod tym względem w nadanym przez WONDER WOMAN kierunku, nie mam nic przeciwko.

Jeśli miałbym wskazać największe wady omawianego dzisiaj filmu, bez wahania wskazałbym ostatni akt filmu, mniej więcej od momentu ujawnienia się Aresa do samego końca. Bardzo mocno siada tutaj dotychczasowy klimat, a i sam główny villain zdecydowanie nie przekonuje. Ponadto ten fragment filmu przeciąga się w czasie przez nadużywanie slow-motion. Tego triku jest w filmie naprawdę zdecydowanie dużo, lecz podczas finałowej walki zaczyna zakrawać to już o absurd. Siedząc w kinie autentycznie zastanawiałem się, czy projektor nie nawalił, ponieważ miało się wrażenie, iż część tego zabiegu jest zdecydowanie nie na miejscu. Podczas finałowej walki coś niedobrego dzieje się także z efektami specjalnymi. Te przez całość filmu stoją na niezłym poziomie, chociaż zauważalnie słabszym niż prezentuje się to u Marvela. W pewnym momencie pod koniec, 99% ujęć filmu powstawało wyłącznie w komputerze, co nie byłoby może takie złe, gdyby efekty nie były zauważalnie słabe. Przypomnijcie sobie rozpierduchę z udziałem Doomsday’a z filmu BATMAN V SUPERMAN: ŚWIT SPRAWIEDLIWOŚCI, a będziecie mieli pojęcie jak to mniej więcej wyglądało.

WONDER WOMAN nie jest filmem wybitnym, ani nawet najlepszym wśród obrazów komiksowych. Patty Jenkins udało się jednak kilka ważnych rzeczy: nakręciła niedoskonały film w taki sposób, że widz nie przejmuje się zbytnio zauważonymi niedociągnięciami czy naiwnościami, a także wlała morze nadziei w serca fanów DC Comics, którzy po wyczynach Zacka Syndera byli gotowi skreślić kinowe uniwersum DC. Solowe przygody Diany to zdecydowanie film, na który warto wybrać się do kina i chyba pierwszy taki przypadek w tym uniwersum, gdzie początkowe dobre wrażenie nie będzie ulatywać z każdym kolejnym dniem.

1 komentarz: