niedziela, 4 czerwca 2017

Serialownia #70

Za nami kolejny tydzień z serialami z postaciami od DC Comics. Po finałach produkcji z Arrowverse, tym razem mamy nieco mniej roboty niż zazwyczaj. Nie oznacza to jednak, że emocji zabrakło. Więcej oczywiście w rozwinięciu posta, zaś my jak zwykle przestrzegamy przed spoilerami.
GOTHAM 3x20: Pretty hate machine
Krzysiek T.: Sytuacja w tym serialu odwraca się jak w kalejdoskopie. Kolejny raz uraczono nas zwrotami akcji, które z pewnością uznałbym za zaskakujące, gdybym... nie musiał robić kolejnych odsłon "DC TV Series News" ;) Niedawno bowiem widziałem teaser finału sezonu, gdzie Jim ewidentnie był zarażony wirusem Alice Tetch, więc zupełnie nie zdziwiło mnie to, w jaki sposób wydostał się ze swojego grobu. O ile zła Leslie jest całkiem fajnie zagrana przez Morenę Baccarin, tak nadal kompletnie nie kupuję powodu, dla którego pani doktor w ogóle zdecydowała się podać sobie wirusa. Z tego też powodu średnio umiałem się wciągnąć w ten wątek, a jej ucieczka z aresztu zakrawała wręcz na kpinę. Na szczęście dla równości kolejny raz świetnie prowadzony był wątek zwady między Pingwinem i Riddlerem, a także nie najgorzej wyglądały sceny z udziałem Bruce'a Wayne'a. Jestem bardzo mocno ciekawy, czy tylko udaje on posłuszeństwo zwierzchnikowi Trybunału. Wyjątkowo mam nadzieję, że jednak dał się omamić, bo inaczej miałbym spore zastrzeżenie do sceny, w której jest świadkiem wybicia całej rady Sów. Tak czy inaczej, na finał czekam z niecierpliwością.
Tomek: Stało się sporo. Mieliśmy potwierdzenie rychłego pojawienia się Ra’s al Ghula. Powrót Fish Mooney – szkoda, że zaspoilerowany przez imię Jady Pinkett Smith w napisach początkowych. Gordona naszprycowanego wirusem. No i wreszcie detonację bomby z owym wirusem w centrum miasta. Przyznam, że takiego zakończenia odcinka się nie spodziewałem. No ale powoduje to, że z tym większym zainteresowaniem czekam na przyszłotygodniowy dwugodzinny finał.
LUCIFER 2x18: The good, the bad and the crispy
Krzysiek T.: Finał taki jak i cały sezon - bez pazura, bez zaskoczeń, bez wyrazu. Zasadniczo wszystko szło jak po sznurku w stronę oczekiwanego happy endu i dokładnie taki też otrzymaliśmy - mamuśka odesłana, wszyscy przeżyli, wojny w niebie nie będzie. Jeden wielki, czterdziestopięciominutowy meh, w którym jak na tacy widać, że gdy przychodzi co do czego, Chloe w tym serialu jest zasadniczo niepotrzebna. Odcinka nie uratował ani momentami naprawdę zabawny humor, ani tym bardziej cliffhanger, który mnie w zasadzie w ogóle nie porwał, przez co nie wypatruję z niecierpliwością trzeciego sezonu.
IZOMBIE 3x09: Twenty-sized, die
Krzysiek T.: Ten odcinek z pewnością mocniej docenią osoby, które chociaż raz zaliczyły sesję rpg i zabawa ta im się spodobała. Reszta niekoniecznie, także ze względu na sposób, w jaki rozwiązano kwestię morderstwa tygodnia. Ten wydał mi się nieco na siłę, żeby tylko jakoś dość naiwnie usprawiedliwić powrót agentki Bozio. Odnoszę też wrażenie, że nie ma obecnie w serialu jakiegoś wyrazistego pomysłu na postać Majora, a to, co widzieliśmy w tym odcinku było także kiepsko zrealizowane. Finałowy przyjazd autorki listu przypominał raczej wizytę zamówionej prostytutki i jestem przekonany, że nie tylko ja odniosłem takie wrażenie. Na plus sceny związane z wątkiem głównym, a także cała sekwencja sesji RPG, podczas której trudno było mi powstrzymać śmiech.
Tomek: Mam wrażenie, że tym odcinkiem zaczęły się już przygotowania do finału, bo żaden z poruszonych w nim wątków nie znalazł rozwiązania. Nawet śledztwo odcinka zostało znienacka przejęte przez FBI. Do tego powróciły dwie postacie nie widziane od 2 sezonu – agentka Bozzio oraz Stacey Boss, ale na razie w zasadzie jedynie obwieściły swój powrót i nic poza tym. Bardzo niepokojące jest natomiast to, że to już trzeci z rzędu odcinek, w którym Liv wypada słabo. Czyżby twórcom skończyły się ciekawe pomysły na jej „osobowości”? Bo wszystkie ostatnio są napisane tak samo – bierzemy jeden aspekt czyjegoś charakteru i wyolbrzymiamy go do absurdu. No ale przynajmniej dało nam to rewelacyjną scenę sesji RPG.
TEEN TITANS: GO! 4x22: Orangins
Krzysiek T.: Powrót po przerwie nie powalił na kolana. Tytani opowiadają sobie nieco zmodyfikowane wersje swoich originów i chociaż jak zwykle nad wszystkim unoszą się potężne opary absurdu oraz chwilami całkiem zaskakującego humoru, zdecydowanie brakuje tu wyrazistości i jakiegokolwiek zaskoczenia. Chociaż oglądam TEEN TITANS: GO! stosunkowo od niedawna, to jednak udało mi się już zaliczyć kilka zdecydowanie lepszych epizodów.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x21: Inside Job
Tomek: Odcinek nie jest specjalnie oryginalny. Czasem mam wrażenie, że co drugie pojawienie się Atoma w historiach z Justice League sprowadza się do leczenia jej członków od środka. Co z kolei zazwyczaj, tak jak i tym razem, jest n-tą wersją „Fantastycznej Podróży”. Na szczęście Luthor w wykonaniu Jamesa Woodsa jest jak zwykle udany, jest go jednak zbyt mało by polecić ten epizod.
JUSTICE LEAGUE ACTION 1x22: The Trouble with Truth
Tomek: Świetny odcinek. Głównie dzięki przezabawnym Atenie i Green Arrowowi, choć i reszta ma też swoje momenty, jak np. Batman kuszony przez przycisk katapulty, gdy siedzącą obok niego w samolocie bogini zaczyna coraz bardziej go irytować. No a obrazek kończący epizod jest po prostu zwalający z nóg. Krótko mówiąc jeden z najlepszych odcinków serialu.

Wszystkie ilustracje pochodzą ze strony Comicbook.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz