środa, 17 czerwca 2015

HELLBLAZER: IN THE LINE OF FIRE

O ile w przypadku poprzedniego tomu Paul Jenkins dzielił jego współautorstwo z Jamiem Delano i Eddiem Campbellem, to tym razem już całość albumu wyszła spod jego pióra. Serwuje on nam tu sporą różnorodność historii, bowiem większość z nich to krótkie jednozeszytowe opowieści i jedynie dwie nieco dłuższe: 2 i 3-częściowa.


W The Nature of the Beast John spotyka pewnego tajemniczego staruszka, który oferuje mu wróżbę z kart oraz przytacza pewne przypowieści odnoszące się do sytuacji w jakiej znajduje się mag po swym ostatnim starciu z siłami piekieł. Choć pozornie nie dzieje się w niej niemal praktycznie nic, ot po prostu dwie postacie rozmawiają ze sobą, to jednak scenarzysta z łatwością przykuwa uwagę czytelnika niezwykłą atmosferą tej opowiastki.

W Walking the Dog Constantine pomaga swemu sąsiadowi uporać się z agresywnym duchem psa nawiedzającym jego mieszkanie. Jest to humorystyczna i lżejsza w klimacie niż to zazwyczaj ma miejsce przy tym tytule historia. Nie zapada specjalnie w pamięć, ale czyta się ją z przyjemnością.
Punkin’ Up the Great Outdoors, w której John zabiera swych znajomych na wycieczkę do mitycznego miasta Abaton, mimo dość niepokojącego prologu, początkowo też wydaje się być utrzymana w podobnym tonie. Jednak już jej zakończenie jest wyjątkowo smutne i gorzkie.

Nastrój ten utrzymuje się także w Sins of the Father z jubileuszowego 100 numeru. Constantine zapada w niej w dziwaczną śpiączkę, której lekarze nie potrafią wyjaśnić. Będąc nieprzytomnym spotyka on Pierwszego z Upadłych oraz swego ojca przebywającego w Piekle. Zważywszy na przeszłość jaka wiąże maga z nimi oboma, nie będzie to okazją do radosnych pogaduszek. Jest to najbardziej poruszająca opowieść z zebranych w tym albumie, zwłaszcza dzięki pewnemu sekretowi wyznanemu przez starszego z Constantine’ów, oraz temu co pod koniec zmuszony jest zrobić John. Podobnie jak The Nature… tak i ten numer to w zasadzie jedynie długa rozmowa między jego bohaterami, ale wręcz kipi on od emocji i nie można się od niego oderwać. Krótko mówiąc to jeden z najlepszych zeszytów HELLBLAZERA w jego długiej historii.

Następny zeszyt to Football: It’s A Funny Old Game, opowiadające o grupce pseudokibiców mających nadzieję na ostrą burdę w czasie meczu oraz o demonie chcącym wykorzystać ich poczynania do własnych celów. By pozwolić czytelnikowi nieco odetchnąć utrzymany jest on w lżejszym klimacie, ale bez przesady. Obecny w nim humor jest z gatunku smoliście czarnego, a i zakończenie nie jest zbyt wesołe.

Difficult Beginnings to najdłuższa w tym tomie opowieść. W niej Constantine zmuszony jest stawić w końcu czoła konsekwencjom wydarzeń z finału Critical Mass, które mogą mieć dla niego katastrofalne skutki. Jakkolwiek historia jako całość jest naprawdę dobra, to jednak zakończenie pozostawia nieco do życzenia. Jest zbyt proste i banalne, choć przyznać muszę, że ponownie daje szansę na jego ciekawe rozwinięcie fabularne.

Następne w kolejce A Taste of Heaven jest moim zdaniem najsłabszą częścią tego wydania zbiorczego. Sam pomysł na ten numer jest niczego sobie, ale jest ewidentnie wciśnięty na siłę w ramy HELLBLAZERA. Głównymi bohaterami są tu odległy przodek Johna – James oraz poeta Samuel Taylor Coleridge, któremu anioły dyktowały poemat mający stać się propagandowym manifestem na rzecz nieba. Ów poemat okazuje się sławnym niedokończonym utworem Coleridge’a pt. „Kubla Khan”, a sam James „osobą z Porlock” która rzekomo uniemożliwiła poecie ukończenie dzieła. Natomiast sam John ma z tym tyle wspólnego, że znajduje się w tym samym miejscu gdzie niemal 200 lat wcześniej miały miejsce owe wydarzenia, gdyż bez żadnego powodu towarzyszy swemu kumplowi Richiemu, który zatrudnił się tam jako ogrodnik.

Album wieńczy dwuczęściowe In the Line of Fire opowiadające o silniejszej niż grób tragicznej miłości z czasów 2 Wojny Światowej. Choć znowu mam wrażenie, że ta opowieść zaczęła swój żywot jako nie mająca nic wspólnego z Constantinem, to jednak tym razem został on znacznie lepiej wkomponowany w fabułę i odgrywa  w niej istotną rolę. Jedynym zgrzytem jest tylko fakt, że John jest tu zaprzyjaźniony z parą staruszków i jak się okazuje regularnie odwiedza ich dom, a jedynym wyjaśnieniem tego jest to, że jedno z nich bywało w tym samym pubie co Constantine. Ale to w sumie tylko czepiactwo, bo sama historia jest wzruszająca i w pewien gorzki sposób urocza.

Podobnie jak ostatnio, za ilustracje we wszystkich numerach za wyjątkiem jednego odpowiada Sean Phillips. I tak samo jak wtedy jego prace są bardzo nierówne. Świetne ilustracje sąsiadować potrafią tu z zaledwie przeciętnymi. Generalnie ich poziom wydaje mi się jednak nieco wyższy niż w poprzednim tomie. Owym wspomnianym wyżej rodzynkiem, w którym ilustracje są autorstwa Ala Davisona jest Football. Choć nie udaje mu się sztuka Pata McEowna z Critical Mass i nie okazuje się lepszy od stałego rysownika, to nie ma na co narzekać – jego gruba kreska pasuje do tej brutalnej choć zabawnej historii. Okładki natomiast, w tym także okładka albumu, są już w całości zasługą Phillipsa i do nich nie mam już absolutnie żadnych zastrzeżeń. Każdą z nich chciałoby się powiększyć i powiesić na ścianie.

Paul Jenkins potwierdza tym wydaniem zbiorczym, że przekazanie mu sterów HELLBLAZERA było dobrym wyborem. Nawet najsłabsze fragmenty In the Line of Fire są przynajmniej dobre, a najlepsze momenty, takie jak The Nature of the Beast czy zwłaszcza Sins of the Father są wręcz rewelacyjne. Tak więc tom ten otrzymuje ode mnie w pełni zasłużoną piątkę.

Ocena: 5/6

Omawiany komiks dostępny jest w sklepie ATOM Comics

Tomasz „Buddy Baker” Kabza

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz