O ile w przypadku poprzedniego
tomu Paul Jenkins dzielił jego współautorstwo z Jamiem Delano i Eddiem
Campbellem, to tym razem już całość albumu wyszła spod jego pióra. Serwuje on
nam tu sporą różnorodność historii, bowiem większość z nich to krótkie
jednozeszytowe opowieści i jedynie dwie nieco dłuższe: 2 i 3-częściowa.
W The Nature of the Beast John spotyka pewnego tajemniczego
staruszka, który oferuje mu wróżbę z kart oraz przytacza pewne przypowieści odnoszące
się do sytuacji w jakiej znajduje się mag po swym ostatnim starciu z siłami
piekieł. Choć pozornie nie dzieje się w niej niemal praktycznie nic, ot po
prostu dwie postacie rozmawiają ze sobą, to jednak scenarzysta z łatwością
przykuwa uwagę czytelnika niezwykłą atmosferą tej opowiastki.
W Walking the Dog Constantine pomaga swemu sąsiadowi uporać się z
agresywnym duchem psa nawiedzającym jego mieszkanie. Jest to humorystyczna i
lżejsza w klimacie niż to zazwyczaj ma miejsce przy tym tytule historia. Nie
zapada specjalnie w pamięć, ale czyta się ją z przyjemnością.
Punkin’ Up the Great Outdoors, w której John zabiera swych
znajomych na wycieczkę do mitycznego miasta Abaton, mimo dość niepokojącego
prologu, początkowo też wydaje się być utrzymana w podobnym tonie. Jednak już
jej zakończenie jest wyjątkowo smutne i gorzkie.
Nastrój ten utrzymuje się także w
Sins of the Father z jubileuszowego
100 numeru. Constantine zapada w niej w dziwaczną śpiączkę, której lekarze nie
potrafią wyjaśnić. Będąc nieprzytomnym spotyka on Pierwszego z Upadłych oraz
swego ojca przebywającego w Piekle. Zważywszy na przeszłość jaka wiąże maga z
nimi oboma, nie będzie to okazją do radosnych pogaduszek. Jest to najbardziej
poruszająca opowieść z zebranych w tym albumie, zwłaszcza dzięki pewnemu
sekretowi wyznanemu przez starszego z Constantine’ów, oraz temu co pod koniec
zmuszony jest zrobić John. Podobnie jak The
Nature… tak i ten numer to w zasadzie jedynie długa rozmowa między jego
bohaterami, ale wręcz kipi on od emocji i nie można się od niego oderwać.
Krótko mówiąc to jeden z najlepszych zeszytów HELLBLAZERA w jego długiej
historii.
Następny zeszyt to Football: It’s A Funny Old Game,
opowiadające o grupce pseudokibiców mających nadzieję na ostrą burdę w czasie
meczu oraz o demonie chcącym wykorzystać ich poczynania do własnych celów. By
pozwolić czytelnikowi nieco odetchnąć utrzymany jest on w lżejszym klimacie,
ale bez przesady. Obecny w nim humor jest z gatunku smoliście czarnego, a i
zakończenie nie jest zbyt wesołe.
Difficult Beginnings to najdłuższa w tym tomie opowieść. W niej
Constantine zmuszony jest stawić w końcu czoła konsekwencjom wydarzeń z finału Critical Mass, które mogą mieć dla niego
katastrofalne skutki. Jakkolwiek historia jako całość jest naprawdę dobra, to jednak
zakończenie pozostawia nieco do życzenia. Jest zbyt proste i banalne, choć
przyznać muszę, że ponownie daje szansę na jego ciekawe rozwinięcie fabularne.
Następne w kolejce A Taste of Heaven jest moim zdaniem
najsłabszą częścią tego wydania zbiorczego. Sam pomysł na ten numer jest
niczego sobie, ale jest ewidentnie wciśnięty na siłę w ramy HELLBLAZERA. Głównymi
bohaterami są tu odległy przodek Johna – James oraz poeta Samuel Taylor
Coleridge, któremu anioły dyktowały poemat mający stać się propagandowym
manifestem na rzecz nieba. Ów poemat okazuje się sławnym niedokończonym utworem
Coleridge’a pt. „Kubla Khan”, a sam James „osobą z Porlock” która rzekomo
uniemożliwiła poecie ukończenie dzieła. Natomiast sam John ma z tym tyle
wspólnego, że znajduje się w tym samym miejscu gdzie niemal 200 lat wcześniej
miały miejsce owe wydarzenia, gdyż bez żadnego powodu towarzyszy swemu kumplowi
Richiemu, który zatrudnił się tam jako ogrodnik.
Album wieńczy dwuczęściowe In the Line of Fire opowiadające o
silniejszej niż grób tragicznej miłości z czasów 2 Wojny Światowej. Choć znowu
mam wrażenie, że ta opowieść zaczęła swój żywot jako nie mająca nic wspólnego z
Constantinem, to jednak tym razem został on znacznie lepiej wkomponowany w
fabułę i odgrywa w niej istotną rolę.
Jedynym zgrzytem jest tylko fakt, że John jest tu zaprzyjaźniony z parą
staruszków i jak się okazuje regularnie odwiedza ich dom, a jedynym
wyjaśnieniem tego jest to, że jedno z nich bywało w tym samym pubie co
Constantine. Ale to w sumie tylko czepiactwo, bo sama historia jest wzruszająca
i w pewien gorzki sposób urocza.
Podobnie jak ostatnio, za
ilustracje we wszystkich numerach za wyjątkiem jednego odpowiada Sean Phillips.
I tak samo jak wtedy jego prace są bardzo nierówne. Świetne ilustracje
sąsiadować potrafią tu z zaledwie przeciętnymi. Generalnie ich poziom wydaje mi
się jednak nieco wyższy niż w poprzednim tomie. Owym wspomnianym wyżej
rodzynkiem, w którym ilustracje są autorstwa Ala Davisona jest Football. Choć nie udaje mu się sztuka
Pata McEowna z Critical Mass i nie
okazuje się lepszy od stałego rysownika, to nie ma na co narzekać – jego gruba
kreska pasuje do tej brutalnej choć zabawnej historii. Okładki natomiast, w tym
także okładka albumu, są już w całości zasługą Phillipsa i do nich nie mam już
absolutnie żadnych zastrzeżeń. Każdą z nich chciałoby się powiększyć i powiesić
na ścianie.
Paul Jenkins potwierdza tym
wydaniem zbiorczym, że przekazanie mu sterów HELLBLAZERA było dobrym wyborem.
Nawet najsłabsze fragmenty In the Line of
Fire są przynajmniej dobre, a najlepsze momenty, takie jak The Nature of the Beast czy zwłaszcza Sins of the Father są wręcz rewelacyjne.
Tak więc tom ten otrzymuje ode mnie w pełni zasłużoną piątkę.
Ocena: 5/6
Omawiany komiks dostępny jest w sklepie ATOM Comics
Tomasz „Buddy Baker” Kabza
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz