Recenzja czwartego tomu komiksu o przygodach Red Hooda i spółki
Poprzedni
tom zakończył się bardzo zaskakująco, pozostawiając Jasona w bardzo ciężkim
położeniu. Miałem nadzieję na sprawne rozwinięcie wątków z DEATH OF THE FAMILY,
lecz niestety nic takiego nie następuje. Przynajmniej nie w sposób znaczący.
Przypomnę
tylko, że w tomie trzecim Jason dowiedział się, że najprawdopodobniej całe jego
dotychczasowe życie było wyreżyserowane przez Jokera, a on sam był marionetką.
To właśnie clown popychał go do wszystkich działań i ukształtował go. Cała
historia ucina się już w pierwszym zeszycie omawianego dzisiaj komiksu. Todd
wraca w góry, do miejsca swej nauki, by prosić o wymazanie wszystkich
wspomnień. Roy Harper i Starfire wyruszają jego tropem, by namówić go do
powrotu.
Wbrew
pozorom głównym bohaterem LEAGUE OF ASSASSINS zdaje się być Arsenal. Jest on
strasznie rozbity z powodu utraty przyjaciela. Stara się go odnaleźć za wszelką
cenę, by ponownie zjednoczyć ekipę, która stanowi dla niego prawdziwą rodzinę.
Dodatkowo dowiaduje się, że był okłamywany przez Kori od wielu miesięcy. Jego
desperacja jest widoczna gołym okiem. Nie pomaga również wizyta byłego mentora,
Green Arrowa, który informuje go o wyznaczeniu wielomilionowej nagrody na niego
i jego przyjaciół. W jego wspomnieniach oglądamy trening u Strzały i wizyty u
dr. Hugo Strange`a. Zostaje również
wciągnięty w intrygę, która ma na celu
zadanie potężnego ciosu Lidze Zabójców, której ma przewodzić Jason.
Sądzę,
że ten mały skrót, który napisałem wyżej pokazuje, w jak dużym stopniu ta seria
zamienia się w komiksową operę mydlaną. Odkąd serię od Scotta Lobdella przejął
James Tynion IV widać ogromny spadek formy. Akcja praktycznie schodzi na drugi
plan całkowicie przesłoniona problemami emocjonalnymi bohaterów. Każdy zaczyna
mieć całą masę problemów, a flashbacki, które były w pierwszych tomach wielkim
plusem, stały się u niego strasznie nudne i nieprzemyślane.
Jakość
albumu próbowano chyba podnieść dodając
jak największą liczbę postaci pobocznych. Przez ten tom przewija się chyba
więcej postaci niż przez trzy poprzednie. Najwięcej oczywiście z szeregów Ligi
Zabójców, której Jason postanawia zostać przywódcą. Na drodze staje mu jeszcze
jeden problem – zmartwychwstały Ra`s Al. Ghul.
Za
rysunki odpowiada tym razem Julius Gopez, który naprawdę staje na wysokości
zadania. Jego prace nie są żadnym arcydziełem, ale utrzymują swój równy,
przyzwoity poziom. Postacie wyglądają w miarę realistycznie i ciekawie. Bardzo
fajnie przedstawiał dynamikę bohaterów, zwłaszcza podczas pojedynków i końcowej
bitwy. Nie podoba mi się tylko, jak
artyści w różny sposób rysują hełm Red Hooda. U Gopeza wygląda on jak odlew
twarzy. Strasznie mi się to nie podoba i drażniło mnie cały czas. Na całe
szczęście Jason nie nosił go w tym tomie prawie wcale, więc można było o tym
zapomnieć. Szczególnie dobre wrażenie zrobiła na mnie siedziba Ligi, która
została pięknie przedstawiona przez rysownika. Została zrobiona w bardziej
bajkowym stylu, co nadawało jej przyjemnego klimatu.
Również
kolory zostały nałożone bardzo dobrze przez czterech równych kolorystów, co
sprawiło, że przynajmniej miło się to oglądało, gdy fabuła nie dawała rady.
Jest
to chyba najgorszy do tej pory tom RED HOOD AND THE OUTLAWS. Lobdell miał pomysł
na tę serię, do którego Tynion nie potrafi się dopasować i wymyśla cała masę
niepotrzebnych rzeczy. Rysunki były w porządku, ale fabularnie przygody Todda i
spółki strasznie straciły. Polecam tym, którzy chcą dociągnąć serię do końca.
Jeśli szukacie dobrej, pojedynczej historii, to od razu możecie odpuścić i
sięgnąć po coś lepszego.
Ocena końcowa: 2+/6
Zawiera materiał z Red Hood and the Outlaws #19-24 i Annual #1
Komiks dostępny w sklepie ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz