czwartek, 19 stycznia 2017

Krytyka REBIRTH

REBIRTH. Z całą pewnością najważniejsze DC-owe wydarzenie 2016 r., a może i najważniejsze komiksowe wydarzenie 2016 r. Odświeżenie wszystkich tytułów z oferty wydawnictwa było nie tylko wielkim przedsięwzięciem, ale i strzałem w dziesiątkę, który przyniósł firmie uznanie fanów i krytyków oraz, co może nawet najważniejsze, znaczny zastrzyk gotówki. Ale czy aby na pewno REBIRTH jest tak dobry, jak to przedstawia wiele osób? Z całą pewnością nie i niniejszy tekst ma nie tyle to udowodnić, co wskazać na wiele rzeczy, które w REBIRTH się nie udały, a o których ogólnie niewiele się słyszy. Zapraszam.

Gwoli wprowadzenia, prawdopodobnie spora część moich narzekań jest spowodowana faktem, że komiksy zacząłem czytać dopiero w 2011 r. przy okazji startu NEW52. Nie mam więc, w przeciwieństwie do wielu moich kolegów z redakcji, sentymentu do świata sprzed Flashpoint, a zamieszkujące go postacie nie do końca są dla mnie ikoniczną wersją danych bohaterów i bohaterek (ten tytuł dzierżą raczej postacie z Timmverse - znów, niezawodny objaw tego, że zaczynałem od seriali animowanych). Oczywiście, czytając starsze komiksy doceniam bogactwo "starego" DC Universe i pokazanych w nich relacji międzyludzkich, ale nie jest to dla mnie coś, co niosłoby ze sobą duży ładunek emocjonalny i brak tegoż wcale mi w NEW52 nie przeszkadzał.

Przechodząc jednak już do meritum, od początku średnio podobały mi się zarówno założenia REBIRTH, jak i ich realizacja. Wiele osób doceniło inicjatywę jako przyznanie się DC do błędów popełnionych w czasie NEW52, jednak dla mnie jest to raczej przejaw tchórzostwa i braku kręgosłupa - jeśli DC uznałoby, że NEW52 było błędem, powinno się do tego przyznać jawnie; inaczej nie jest to żadne przyznanie się - nie ukrywajmy, na tym etapie firma mogłaby tylko na tym zyskać. Ponadto, wydawnictwo moim zdaniem wyraźnie się miota, nie wiedząc właściwie, czym ten REBIRTH powinien być: restartem (chociaż to akurat najmniej), rebootem czy retconem. Z jednej strony bowiem podkreślają w wywiadach i innych materiałach, że kontynuacja NEW52, że to wszystko jest wciąż kanoniczne itp., z drugiej jednak ni stąd ni zowąd postarzają Teda Korda i próbują nam wmówić, że ma za sobą karierę Blue Beetle'a czy już po raz drugi w ciągu pięciu lat zupełnie zmieniają historię Deathstroke'a i jego rodziny. (Zresztą, co do Deathstroke'a właśnie, jak dla mnie to jest taka postać, którą DC bardzo chciałoby wypchnąć na pierwszy plan, a zupełnie nie wie, jak to zrobić.)

Inna kwestia jest taka, że wiele zmian wprowadzonych w REBIRTH może i powinna być wprowadzona, ale została wprowadzona na chybcika i za szybko. Koronne przykłady tego są dwa. Pierwszy to oczywiście związek Green Arrowa i Black Canary. Ostatnio DC (strzałem w stopę z punktu widzenia tego artykułu) na swoim blogu zamieściło obszerną historię związku tej dwójki i wyłania się z niego obraz relacji budowanej przez wiele lat, i to budowanej wbrew wielu trudnościom, a wręcz przeciwnościom. Tym razem jednak wystarczy rachu-ciachu, jedno spojrzenie maślanych oczu, szybki seksik i już ta dwójka kocha się na zabój. Przykład numer dwa to Tytani, którzy natychmiast pogodzili się ze świeżo odzyskanymi wspomnieniami i nikt nie podchodzi do nich nawet ze szczyptą ostrożności - dziwne postępowanie, kiedy spotykasz dziewczynę, która sama przyznaje, że ma psioniczne zdolności. czy faceta, który wmawia ci, że był żonaty z osobą, która zupełnie go nie pamięta.

Zastanówmy się teraz chwilę nad podejściem DC Comics do NEW52, które prezentują w obecnie wydawanych seriach. Owszem, wydarzenia z tego okresu są wspominane często i gęsto, ale co z postaciami, które zostały wtedy wprowadzone lub znacznie zmienione? No właśnie, niewiele. Harper Row, wprowadzona w NEW52, jeszcze na jego końcówce odsunięta na dalszy plan - a przecież o byciu superheroiną marzyła od dawna. Duke Thomas, wprowadzony w NEW52, siedzi w jaskini, a jak z niej wychodzi, to w trzeciorzędnym (ze względu na ważność, nie jakość) bat-tytule - a przecież to idealny kandydat do Belfry. Amanda Waller, z pewnych względów słusznie odchudzona w NEW52, przybiera dwukrotnie na wadze i jest przedstawiana jako od zawsze gruba. Tim Drake - jego kostium nie był może najlepszym pomysłem, ale dlaczego gość zamienia nagle strój z pancernymi, umożliwiającymi szybowanie skrzydłami na pelerynkę? Bunker, Wonder Girl, członkowie Teen Titans przez 5 lat - nie ma ich. No i najbardziej drastyczny przypadek: Frankie, przyjaciółka Barbary Gordon, idealna nowa Oracle - zastąpiona jakimś frajerem wprowadzonym dla efektu "wow". Ze wszystkich NEW52-owych postaci dużą rolę odgrywają jedynie Simon Baz i Jessica Cruz, ale po pierwsze zostali cofnięci w rozwoju o lata świetlne, a po drugie występują w tak słabych tytułach, że kto wie, czy w niedalekiej przyszłości także nie zostaną wycofani, żeby zrobic miejsce dla Hala Jordana czy Guya Gardnera.

No i jeszcze jedna rzecz: fani. Fani, którzy tak się niektórych rzeczy uczepili, że nawet jak w komiksie przeczytają, że to nie tak, dalej będą twierdzić, że to jednak tak. Mówię tutaj o dwóch postaciach, co do których przyjęło się, że pochodzą ze świata sprzed Flashpoint, czyli Supermanie i Wally Weście, zwłaszcza tym drugim, o którym wyraźnie powiedziane jest, że np. nigdy nie był żonaty z Lindą Park, a jedynie widział uniwersum, w którym taki fakt miał miejsce. Ja rozumiem, każdy ma prawo do własnych interpretacji, ale proszę tylko o to, by nie ignorować pewnych faktów czy przesłanek. (Że tak zacytuję pewną recenzję 1. tomu Supermana: "A przynajmniej tak się na początku wydaje, gdyż jak pokazują już kolejne odsłony serii nie wszystko jest takie, jak z pozoru wygląda i podział na "Supermana z New 52" i "Supermana sprzed Flashpoint" nie jest do końca właściwy. Na tym jednak etapie, czyli recenzując pierwszy tom, będę trzymał się takiego właśnie rozróżnienia." - czyli wiem, że mówię źle, ale będę dalej mówić źle, ponieważ powody [wybacz, Dawid, tę szpilę]) No i to niestety właśnie fani są przyczyną, dla którego REBIRTH jest także linią wydawniczą bardzo zachowawczą, która stara się kopiować filmy, seriale czy stare serie (brak np. czegoś takiego jak EARTH 2, która zupełnie wywracała historię drugiej Ziemi na drugą stronę), a nie przedstawiać nowe i odważne interpretacje, co dla tak starego (80 lat!) uniwersum byłoby chyba lepszą drogą niż odgrzewanie starych kotletów - no ale niestety jako fani zbyt lubimy to, co już znamy (co dobitnie pokazało DCYOU).

Podsumowując, nie jestem wrogiem REBIRTH i nie uważam, że jest ono stratą czasu czy pieniędzy. Uważam jednak, że trzeba je brać jako całość ze wszystkimi jego wadami i zaletami, a nie skupiać się tylko na tych drugich i umniejszać pierwsze. Do przeczytania, cześć.

4 komentarze:

  1. W sumie masz sporo racji i dobrze że zwróciłeś na to moją uwagę. Błędy zawsze się zdarzają, nie należy zamiatać ich pod dywan. Dobry tekst. :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. W jaki sposób DC miałoby zyskać, przyznając się do tego, że New 52 było błędem? To jeden z ich produktów, ciągle świeża sprawa, czytelnicy ciągle mają z tamtymi komiksami do czynienia. Powiedzenie wprost, że New 52 to klapa raczej wizerunkowo by nie pomogło, no i byłoby niepotrzebne. Po co jakieś oficjalne oświadczenia? To, co DC robi teraz jest wystarczające, wszystkie podejmowane teraz przez nie decyzje to właśnie przyznawanie się do błędu. Większa wartość w czynach niż słowach. Już na początku przyznajesz, że brak bogatcwa uniwersum DC Ci nie przeszkadzał. Jasne, nie musiał, ale dla wielu to jednak był spory minus i to warto wziąć pod uwagę. Fakt, że DC stara się je przywracać, jednocześnie nie negując New 52 jest właśnie pójściem na kompromis. Najlepszym, co wydawnictwo mogło zrobić. Można mieć bogate uniwersum, korzystać z niego i nadal tworzyć coś świeżego. Z tym, że widać, że nie to jest teraz celem. Zgadzam się, że Rebirth jest zachowawcze, ale wydaje mi się, że takie miało właśnie być. Na eksperymenty jeszcze przyjdzie pora. Problemem DC jest to, że sporo serii z obecnej linii jest po prostu mocno przeciętnych, a prawdziwych perełek niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W/g przysłowia "Jeszcze się taki nie narodził, co by wszystkim dogodził". ;-) Moim zdaniem DC pomimo uwzględnionych przez autora błędów znalazło złoty środek aby dać frajdę fanom dawnego kanonu, sympatykom New 52 (to np. ja) oraz przyciągnąć zupełnie nowych czytelników. Myślę że z czasem pewne niedociągnięcia wyprostują i scenariusze będą się Wam bardziej podobać.

      Usuń
  3. "W jaki sposób DC miałoby zyskać, przyznając się do tego, że New 52 było błędem? To, co DC robi teraz jest wystarczające, wszystkie podejmowane teraz przez nie decyzje to właśnie przyznawanie się do błędu."
    No właśnie, skoro i tak wszyscy odczytują to jako przyznanie się do błędu New52, to co można stracić, tak to wprost nazywają?

    "Problemem DC jest to, że sporo serii z obecnej linii jest po prostu mocno przeciętnych, a prawdziwych perełek niewiele. "
    I zawsze tak było, jest i będzie.

    "znalazło złoty środek aby dać frajdę fanom dawnego kanonu, sympatykom New 52 (to np. ja) "
    No właśnie nie. Dla mnie jako sympatyka New52 niewiele jest tu rzeczy, bo wszystkie New52izmy odsuwa się na dalszy plan.

    OdpowiedzUsuń