poniedziałek, 19 czerwca 2017

WOJNA ROBINÓW

Wydanie tego komiksu trochę mnie zaskoczyło. W końcu Egmont nigdy wcześniej nie wydał niczego tak mocno skupiającego się na Robinie, nawet dobrze ocenianą serię z New 52 Batman and Robin, a co dopiero sięgać po komiks, w którym biega ich kilkunastu? Jedynym rozsądnym wytłumaczeniem wytłumaczeniem wydania tego crossoveru jest kontynuacja wątku Trybunału Sów, który później pojawiać się będzie także w ramach Odrodzenia. Jednak tu pojawia się pytanie. Czy warto kupić Wojnę Robinów? Nie, według mnie są lepsze tytuły do przeczytania.

Jak wspomniałem, to jest pierwszy komiks o Robinie (Robinach), więc wydawca zrobił wstęp, w którym opowiada o każdym ważniejszym bohaterze. Co jest dobrym pomysłem, ale nadal myślę że lepszą ideą byłoby wydaniw chociaż paru tytułów, które wprowadzą do tego crossoveru.  Takich jak chociażby WE ARE ROBIN. Statystyczny Kowalski na początku nie ogarnie dlaczego jest grupa nazywająca Robinami, kto ją stworzył itd. Ja miałem wiedzę minimalną i też zastanawiałem się dlaczego jest tylu Robinów czy też gdzie był Damian, skoro wrócił do miasta.

Komiks składa się z  ROBIN WAR #1 i #2, RED HOOD/ARSENAL #7, GRAYSON #15, GOTHAM ACADEMY #13, DETECTIVE COMICS vol. 2 #47, WE ARE ROBIN #7, ROBIN: SON OF BATMAN #7 oraz TEEN TITANS vol. 5 #15. Przy niektórych zeszytach miałem problem z odnalezieniem się na linii czasu. 

Historia rozpoczyna się, gdy jeden z Robinów, nie tych od Batmana, ale z grupy nastolatków, zabija przypadkowo dwie osoby: policjanta oraz przestępcę. Media szybko chwytają temat, a rada miasta przegłosowuje, za wydatną sprawą Trybunału, projekt Prawo Robina. Od teraz każdy, kto nosi literę R lub kolory, które kojarzone są z Robinem, jest przestępcą. Myślałem, że twórcy zrobią jakiś komentarz o tym, że nie każdy, kto ma takie ubranie, musi być Robinem. Dla mnie to mega zgrzyt i to jest zbyt nierealne, nawet jak na komiks, by takie coś przeszło bez sprzeciwu. Grupa uzurpująca miano Robina organizuje spotkanie, aby  omówić ważne sprawy, do spotkania dołącza się obecny Robin - Damian Wayne. 

Według mnie największym problemem tego crossoveru są zeszyty, które są niezrozumiałe lub zaprzeczają same siebie. W RED HOOD/ARSENAL #7 widzimy, że w mieście są walki z policją. W trakcie dalszego zgłębiania historii dowiedziałem się, że ani jedna walka z policją nie miała miejsca… Tylko cicha akcja. Jeszcze jeden kwiatek to dwa zeszyty pokazujące sprzeczne sceny. W jednym z nich policji nie ma, a bohaterowie mogą działać bez problemu, w drugim, pokazującym te same wydarzenia, policja już jest. Sam sprawdzałem czy nie było tam nigdzie o minięciu policji. Od pewnego momentu przestałem nadążać za tym, co się dzieje. Tam się biją, lecimy do tego bohatera i znów do tych pierwszych, męczące przeskoki niczym z filmu, które niestety nie sprawdzają się tak dobrze w tym komiksie.

O bohaterach słów parę. Lubiłem Damiana w BATMAN AND ROBIN, lecz tutaj strasznie mnie męczył, zarówno swoimi wypowiedziami, jak i zachowaniem. Dick Grayson nie przekonał mnie swoim dość dziwnym zachowaniem. Bardziej polubiłem Red Hooda i Red Robina, ale  i oni nie są bez wad. Pomimo naprawdę fajnych dialogów wydają się być jacyś tacy płascy, płytcy… Szkoda. Są jeszcze bohaterowie ruchu Robin. Niby każdy były współpracownik Batmana wybiera osobę największym potencjałem i ta relacja teoretycznie miała być rozwijana w czasie fabuły, lecz po za Dukiem - przywódcą grupy Robinów - nic takie nie ma miejsca. Tego gościa polubiłem,  ma charakter. Jest według mnie jaśniejszą stroną komiksu oraz nawet całkiem dobrym detektywem. Wygląda na najbardziej rozgarniętego ze wszystkich Robinów.

Rysunki, oj rysunki… Artystów przy tym tomie było pełno. A jak powszechnie wiadomo, gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść. Każdy z artystów miał swój, indywidualny styl, to widać i jest to irytujące. Bohaterowie byli rysowani albo zbyt kreskówkowo, albo fotorealistycznie, albo plastikowo. Nie mam nic przeciwko tym stylom, jednak łączenie ich irytowało mnie. Nie są to delikatne różnice w rysunkach, tylko agresywne i mocno rzucają się w oczy rozbiezności. Nawet w numerze rozpoczynającym były rysunki dwóch artystów. Jeśli mają robić crossover znowu, to składam modły, by artyści mieli chociaż trochę podobny styl. Niestety strasznie się to gryzie, kiedy Robini w połowie numeru wyglądają zupełnie inaczej niż na początku. Dodatków tutaj w zasadzie nie ma. Jednak okładka, więc nie o czym się tu rozpisywać. Prawdopodobnie w oryginale także ich nie było, więc nie dziw, że brak ich także tutaj. Tłumaczenie jest kwestią sporną, więc ocenić musicie je sami.

Podsumowując, jest to kiepski crossover. Czytelnikom, którzy nie znają Robinów, nie pomoże nawet wstęp do tego tomu. Nawet, jeśli jesteście fanami Robinów, to nie polecam. Wystarczy pobieżnie dowiedzieć się co dzieje się w komiksie, bez czytania całości. Bardziej zachęcam do przeczytania BATMAN AND ROBIN, która jest zdecydowanie najlepszą serią związana z Robinem w New 52.

Maciej Matusz

---------------------------------------------------------------------------------

WOJNA ROBINÓW do kupienia w ATOM Comics

2 komentarze:

  1. Właśnie - BATMAN AND ROBIN! Niestety Egmont zamyka temat N52! pomijając tą świetnie ocenianą serię (i nie tylko tą) na rzecz szybkiego wprowadzenia Rebirth... Pozostają oryginały lub łaska Egmontu....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam sie
      Wlasnie trochę to dziwne ze nie wydali w polsce serii Batman and Robin.

      Usuń