Ten tekst będzie bardziej felietonem niż recenzją, musicie mi to wybaczyć :)
Wiecie
jak o komiksie SUPERMAN: ŚMIERĆ SUPERMANA mówi się w Stanach? Ano tak, że tytuł
ten zabił śmierć w komiksie. Dotychczas bowiem, jeśli w amerykańskim,
mainstreamowym komiksie zdarzało się, że jeśli umierał ktoś ważny dla danego
tytułu, to albo był to stan definitywny (Gwen Stacy) lub odkręcano to w sposób,
który z perspektywy czasu nie jawi się jako totalna głupota i przede wszystkim
nie robiono tego po dwóch miesiącach (Jean Grey). DC poszło krok dalej i
autentycznie sprawiło, że od tego czasu już nic nie było takie samo.
Lata
dziewięćdziesiąte, a zwłaszcza ich początek, był to ciężki okres dla komiksów w
USA. Bardzo dziwne praktyki wydawnicze, mocne wzrosty cen oraz bardzo odważne,
ale i tak nie do końca przemyślane wejście na rynek wydawnictwa Image sprawiło,
ze rynek się zatrząsł w posadach. Słyszeliście niejednokrotnie o bankructwie
Marvela, ale o tym, że w DC też działo się nieciekawie, mówi się znacznie
mniej. Tymczasem tam też nerwowo spoglądano w cyferki tak długo, aż w końcu
ktoś wymyślił pomysł na to, jak przyciągnąć nowych czytelników oraz odzyskać
starych. Wystarczyło wziąć Batmana oraz Supermana, jednemu połamać kręgosłup, a
drugiego zabić. I chociaż już wtedy wiedziano, że zarówno Clark Kent jak i
Bruce Wayne ostatecznie wrócą w glorii i chwale, KNIGHTFALL oraz SUPERMAN:
ŚMIERĆ SUPERMANA spełniły swoje zadanie: o obu tych tytułach mówiono wszędzie,
bite były rekordy sprzedaży i nawet jeśli fani kręcili nosami na zaproponowane
zmiany, strumień dolarów był na tyle obfity, by nikt w DC się tym szczególnie
mocno nie przejmował.
Zauważcie,
że oba wspomniane tytuły łączy ten sam schemat. Zarówno Batman jak i Superman
nie padli z ręki swoich największych wrogów. Obaj pokonani zostali przez
postacie zupełnie nowe: wielkich, umięśnionych, przesadzonych, beznamiętnych
niepowstrzymanych zabijaków, stanowiących swoisty symbol lat
dziewięćdziesiątych, nazywanych dość powszechnie ”ekstremalnymi”. Bruce Wayne
został ”tylko” wysłany na wózek inwalidzki, co robiło spore wrażenie, lecz
nijak miało się ono do tego, co wywołał finał historii SUPERMAN: ŚMIERĆ
SUPERMANA. Informacje o zgonie symbolu komiksu amerykańskiego przetoczyły się
wszędzie. Donosiły o tym gazety, radio czy telewizja, szum był ogromny, a
szefowie DC gratulowali sobie udanego pomysłu.
SUPERMAN:
ŚMIERĆ SUPERMANA to historia, która w wyjątkowo nieokrojonej wersji trafiła także i do
naszego kraju już w 1995. Pomiędzy majem i sierpniem tego właśnie roku TM-Semic
wydał cztery numery serii SUPERMAN, na łamach których obserwowaliśmy starcie
gigantów. Numer 8/95 posiadał okładkę, którą do dziś pamięta każda osoba, która
dorastała z TM-Semicami.
Dla
siedmiolatka, jakim wówczas byłem, szok był nie do opisania. Superman, mój
ulubiony heros, nie żyje! Jak to możliwe? Co teraz będzie? Kto obroni
Metropolis? Wrażenie, jakie wywołała na mnie ta historia było tak ogromne, że
gdy po latach, po zakończeniu mojego własnego kryzysu tożsamości powróciłem do
kolekcjonowania komiksów, koniecznie musiałem ponownie mieć SUPERMAN: ŚMIERĆ
SUPERMANA w zbiorach. Zdecydowałem się jednak na wersję oryginalną, zebraną w
jednym tomie i trzymam go sobie na półce do dziś. Oczywiście wspomnianego
SUPERMAN 8/95 koniec końców też do kolekcji włączyłem i co jakiś czas powracam
do lektury tej historii. Nie uważam, by straciła na sile przekazu, chociaż
niektóre rzeczy się w niej mocno postarzały.
Być może SUPERMAN:
ŚMIERĆ SUPERMANA nie byłaby dla mnie do dziś tak ważnym komiksem, gdyby
scenarzyści nie odwalili kawału dobrej roboty. Na przestrzeni tych kilku
zeszytów Dan Jurgens, Louise Simonson, Jerry Ordway, Roger Stern i cała reszta
ekipy nie tylko pokazali wielkie starcie dwóch niepowstrzymanych sił, ale także
nie zapomnieli przypomnieć wszystkim, za co Superman był tak ważną postacią i
podeszli do niego z należytym szacunkiem. Nie ma tu więc bezsensownej
rozpierduchy z mnóstwem niepotrzebnych ofiar, ponieważ Człowiek ze Stali nawet
u kresu sił robił wszystko, by uratować jak najwięcej osób. Taki po prostu był
i takim pozostał do końca. Jego śmierć jest chwilą podniosłą, niebywale smutną
i pokazującą jak wiele znaczył dla mnóstwa osób, a wszystko to przedstawiono
nam tak naprawdę na paru niezwykle wymownych stronach. Naprawdę chciałoby się,
aby w dobie zabijania i wskrzeszania znanych bohaterów niemal na wyścigi (pozdrawiamy
tutaj Bruce’a Bannera), chociaż jedno z nich otrzymało zgon tak dobrze
napisany, jak SUPERMAN: ŚMIERĆ SUPERMANA.
O wydaniu
od WKKDC nie napiszę Wam w zasadzie nic nowego. Dostaliśmy tym razem kompletną
historię w jednym tomie, wzbogaconą o kolejną historyjkę ze Złotej Ery. Cena ta sama co zawsze,
jakość wydania podobnie, do tłumaczenia nie mam zarzutów.
Niemniej gdyby
zapytano mnie o czy warto kupić ten komiks, a sądzę, że po to też tutaj
zajrzeliście, pokazałbym takiej osobie posiadane przeze mnie trzy wersje tego
komiksu oraz dodałbym, że żadnej z nich nie mam zamiaru się pozbywać. To nie
jest komiks wybitny, ale gwarantuję, że długo go zapamiętacie. Jeśli już
umierać, to tylko w takim stylu.
------------------------------------------------------------------------
Materiały zebrane w tomie pochodzą z następujących oryginalnych komiksów: SUPERMAN: THE MAN OF STEEL vol. 1 #17-19, JUSTICE LEAGUE AMERICA vol. 1 #69, THE ADVENTURES OF SUPERMAN vol. 1 #496-497, ACTION COMICS vol. 1 #683-684, SUPERMAN vol. 2 #73-75.
Z zeszytów SUPERMAN: THE MAN OF STEEL vol. 1 #17, THE ADVENTURES OF
SUPERMAN vol. 1 #496, ACTION COMICS vol. 1 #683 i SUPERMAN vol. 1 #73
przedstawiono tylko po jednej stronie z pięścią Doomsdaya uderzającą w
ścianę.
Bardzo dobra recenzja-felieton.
OdpowiedzUsuńCzytając ten komiks z przed lat, a dzisiejsze przygody Supermana i Batmana bardzo łatwo można zobaczyć jak na przestrzeni lat zmieniło sie podejscie do tych bohterów. Jak śmierć zpowrzechniała w komiksach.Nasuwa sie pytanie do kąd to wszystko zmierza. Niestety z przykrością uważam że DC zatraca tożsamość niektorych bohaterów i nie są i zapewne nie beda oni juz tacy jak kiedys. Coraz trudniej o naprawde dobry komiks z Supermanem czy Batmanem dlatego zawsze czekam na komiksy z przed lat wydawane czy to przez egmont czy inne wydawnictwa. Wracajac do tematu to dokładnie pamietam to wydarzenie w Polsce i wrażenie jakie na mnie zrobiło. Stare dobre czasy.
,,zapewne nie beda oni juz tacy jak kiedys" A to jest problem? Ja nie chcę aby postacie się nie zmieniały. I co to za głupoty o tym, ze trudno o dobtu Komiks z Supkiem? W Rebirth każda seria z rodziny książek o Supku jest co najmniej dobra!
UsuńA dla mnie problem jest.
Usuńa co do "głupot" to jak wyjdzie w Polsce komiks z Supermanem z odrodzenia,i jak go przeczytam to wtedy sie wypowiem.
Pewnie posypią się teraz gromy, ale co tam. Przepraszam, ale nie rozumiem zachwytów nad tą pozycją. Nie robi na mnie żadnego wrażenia i nie robiło w momencie wydania jej przez TM Semic. Może dlatego, że miałem lat trochę więcej niż autor recenzji , a może po prostu kwestia brzydkiej szaty graficznej, miałkiej i ckliwej treści. Najsłabsza pozycja jak dotąd w WKKDC.
OdpowiedzUsuńCzemu maja sypać sie na ciebie gromy? Nie podobało ci sie i tyle. Mi sie też wiele rzeczy nie podoba ale nie jest to powód zeby kogoś krytykować. Nie podobalo ci sie i masz prawo swoje zdanie powiedzieć i po to też chyba tu jestesmy żeby wymieniać sie uwagami i spostrzeżeniami.wiec krytykuj ile wlezie bo to twoje zdanie jest i sprawia że jest o czym dyskutować :-)
UsuńDla mnie taktyka Supera na walke z Doomsem była samobójcza..czyli napierdzielanie sie w bliskim kontakcie..zamiast od razu w kosmos go wywalić i w słońce rzucić...ale kichą to był ich rewanż wiele lat pozniej jak Supi jakimis laserkami i mieczami chciał go ubić a w koncu wygrał dzięki...pudełku które ich przeniosło w jakiś inny wymiar gdzie D sie rozleciał:)
OdpowiedzUsuńIle jest warte pierwsze wydane w Polsce?
OdpowiedzUsuń