środa, 12 lipca 2017

KAZNODZIEJA - TOM 1

"Szukasz Boga - ale gdzie, do diabła, powinieneś zacząć?" 

Przyznam szczerze, że zawsze mam problem z recenzjami tak znanych i kultowych pozycji, jak KAZNODZIEJA. No bo co tu napisać, żeby nie popaść w banały, nie powtarzać utartych stwierdzeń i nie wałkować tysięczny raz tego samego? Co przekazać, żeby nie spłycić utworu, a jednocześnie nie zdradzić za wiele i nie zepsuć zabawy? Odwieczne problemy recenzentów. Tematyka również w tym przypadku nie ułatwia. KAZNODZIEJA to przypadek wyjątkowy. Komiks tak obrazoburczy, epatujący przemocą i przekraczający granice dobrego smaku, że trudno będzie to wyrazić słowami i oddać pełnię tego zjawiska, jakim jest dzieło Gartha Ennisa.

"Wszyscy święci balują w niebie, złoty sypie się kurz" Nie tym razem! Mieszkańcy nieba bynajmniej nie mają powodów do świętowania. Bóg gdzieś zniknął a władzę przejęły chwilowo cherubiny. Dodatkowo (gdyby tego było jeszcze za mało) spod opieki aniołów uciekł twór o mocy równej boskiej - Genesis. No i co tu teraz zrobić? Jak uratować całą sytuację? Cherubiny, mówiąc szczerze, miały to gdzieś i zrzuciły całą odpowiedzialność na niższych rangą aniołów. Ci z kolei spanikowali i wpadli na "genialny" pomysł wysłania na poszukiwania zguby Świętego od Morderców. Żeby lepiej Wam zobrazować kim jest ten miły jegomość, przytoczę opis wypowiedziany przez jednego z bohaterów: „Ma duszę zimną jak grzechotnik. Sam Szatan wyrzucił go z piekła”. Więc jak sami widzicie nie mogło z tego wyjść nic dobrego.

Tak przedstawia się sytuacja w niebie. Natomiast co w tym czasie dzieje się na Ziemi? Tytułowy kaznodzieja, Jesse Custer, rusza w drogę, aby odnaleźć Boga, gdyż tylko on może mu wyjaśnić, co się tak naprawdę wydarzyło. Oczywiście w tak ważnej misji nie wyrusza sam, lecz ze swoimi pomocnikami. Razem tworzą iście groteskowy obraz: Ksiądz, jego kochanka i wampir. W życiu tych trojga ostatnimi czasy trochę się podziało, dlatego postanowili wspólnie uporządkować sobie poprzednie wydarzenia. Siedząc w meksykańskiej knajpie, wspólnie rekonstruują swoją przeszłość. Okazuje się, że cała historia zaczęła się lata temu w małym miasteczku Annville. Nasz kaznodzieja bynajmniej nie stronił wtedy od alkoholu i innych używek. I pewnego dnia dosyć mocno podchmielony odwiedził okoliczny bar i zaczął wyliczać wszystkim zebranym ich grzechy. Oczywiście jak bywa to w małych miasteczkach wydarzenie nie przeszło bez echa i na następnej mszy frekwencja była stuprocentowa. I właśnie w tym momencie na scenę wkracza Genesis. Z wielkim impetem spada na ziemię i (nawet nie wiem jak to określić) weszło w Jesse'ego, opętując go. Przy okazji wysadzając w powietrze kościół i zabijając wszystkich parafian. Nasz kaznodzieja jednak przeżył i obdarzony został mocą Słowa. Z wielkimi wybuchami jest taki problem, że trudno ich nie zauważyć. Podobnie było z tym, który wysadził cały kościół. Nie uszedł on uwadze uciekającej Tulip (była kochanka naszego kaznodziei), której towarzyszył poznany przypadkiem Cassidy (wampir). I tak oto spotkało się naszego trio, które wyrusza w podróż w poszukiwaniu Boga. I już na samym początku pojawił się problem, gdzie rozpocząć poszukiwania?

"-Słyszałam, że są dwa dobre miejsca, w których można szukać Boga: Kościół i dno butelki.
-Może więc poszukam monopolowego... bo mówię wam: i jest to cholernie pewnie, że nie znajdziemy Go w kościele."

I od tego momentu zaczyna się ostra jazda. Autorzy nie dają czytelnikowi chwili odpoczynku aż do samego finału. Cały czas coś się dzieje. Akcja pędzi w szalonym tempie. Napięcie rośnie i rośnie aż ten nadmuchany do granic wytrzymałości balon z całą gwałtownością wybucha w finale. Choć korci mnie, żeby zdradzić więcej (a uwierzcie byłoby co zdradzać, bo to, co streściłem to może zaledwie 1/100 tego, co znajduje się w komiksie) nie zrobię tego, bo i tak byście mi nie uwierzyli, że ktoś coś takiego mógł wymyślić a tym bardziej wydać również na polskim rynku, który jeszcze do niedawna był w pewnym sensie bardzo sterylny, a ilość wydawanych tytułów była podobna do ilości produktów w sklepie za komuny. I nie chodzi tylko i wyłącznie o ilość, ale również o jakość. Wtedy pierwsze wydania KAZNODZIEI rozpalały dyskusje. Coś się ewidentnie w Polskich czytelnikach zmienia na plus. W dzisiejszych czasach wydanie takiego komiksu jak przykładowo „Saga” czy wznowienie KAZNODZIEI nie zaowocuje już żadnym skandalem. Nikt się nie oburza. I nawet nie wiecie jak mnie to cieszy, że mogę żyć w czasach, w których na sklepowych półkach znajdę takie pozycje jak KAZNODZIEJA, wspomniana „Saga” czy Y: OSTATNI Z MĘŻCZYZN. A to tylko krople w tym morzu pozycji, które płynie teraz z wydawnictw, które pojawiają się jak grzyby po deszczu. Rynek komiksowy obudził się z zastoju i wreszcie zaczął prawidłowo funkcjonować.

Czas teraźniejszy, w którym rozgrywa się akcja komiksu jest podziurawiony retrospekcjami, dzięki którym poznajemy przeszłość naszych bohaterów. Każdy z nich ma wyrazistą osobowość, sekrety, które bardzo mocno próbuje ukryć. Nie myślcie sobie, że tylko nasze główne trio jest warte uwagi. W międzyczasie pojawia się wiele postaci drugo lub nawet trzecioplanowych nie mniej interesujących i wyrazistych od tych, którzy grają pierwsze skrzypce w tym teatrze. Te małe fragmenty z biegiem czasu zaczynają się łączyć w jeden logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy aż w końcu wszystkie wątki zostają domknięte i wyjaśnione w wielkim finale. Twórcy nie idą na łatwiznę i nie stosują taniego chwytu mającego na celu wymuszenie na zaciekawionym czytelniku sięgniecie po kolejny tom — czytaj cliffhangera

Jeśli chodzi o gatunkowość KAZNODZIEI, to jest to horror wpisany w konwencję opowieści drogi z elementami nadprzyrodzonymi. Mamy tutaj również trochę z westernu, kryminału i thrillera. A całość utrzymana jest w klimacie lat 90. Dzieło Ennisa to produkcja wulgarna, brutalna, przepełniona seksem i gore’em. Czyli mieszanka idealna. Rysunki prawdopodobnie mocno podzielą czytelników. Słyszałem opinie, że kolorystyka jest zbyt wyblakła albo że lepiej byłoby w czerni i bieli. Ja jestem w grupie, której warstwa graficzna się podobała może nie urwała mi tylnej części ciała, ale jednocześnie nie wyobrażam sobie innej.

I żeby nie było, że nie ostrzegałem: to zdecydowanie nie jest komiks dla każdego. Sam dałem się zauroczyć tej szalonej historii i cały tom wchłonąłem w zabójczym tempie, ale wiem, że będą takie osoby, dla których to będzie zbyt wiele i oburzeni odrzucą go w najdalszy kąt mieszkania. Jeśli ktoś nie boi się bluźnierczych i łamiących wszystkie granice serii to jak najbardziej polecam. Odradzałbym jednak osobom, które mają problemy z poczuciem humoru i dystansem do świata, bo sięgnięcie po taki komiks w ich przypadku może skończyć się zniesmaczeniem a po co sobie psuć nerwy, kiedy można spokojnie pewne dzieła ominąć. Cała reszta, która jest bardziej liberalna i nie odstraszają jej niekonwencjonalnych rzeczy, może śmiało sięgać po Kaznodzieję. Może, a nawet powinna po niego sięgnąć, bo ominęłaby ją  perełka jedyna w swoim rodzaju, a to wielka szkoda ominąć coś tak fantastycznego.

MC

Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów PREACHER #1 - 12.
 
Omawiany komiks do nabycia m.in. w sklepie ATOM Comics.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz