Grant Morrison to jeden z tych
najbardziej kontrowersyjnych pisarzy komiksowych, którego twórczość albo się
ubóstwia, albo wręcz nienawidzi. Nazwisko Szkota kojarzy mi się zawsze z czymś
dziwnym, oryginalnym, pokręconym i na pierwszy rzut oka trudnym do przyswojenia
przez przeciętnego czytelnika. O ile nie zaliczam się do grona fanów jego
twórczości, o tyle czasem zdarza się, że coś z jego dorobku przypadnie mi do
gustu. Tak na przykład było z serią ACTION COMICS pisaną w ramach New 52, czy
też słynnym runem w ramach serii DOOM PATROL. Po JOE THE BARBARIAN sięgnąłem
natomiast przede wszystkim ze względu na nazwisko rysownika oraz zapowiedzi
mówiących o tym, że miała to być wyjątkowo jak na Granta zwykła opowieść o
zwykłym chłopcu przeżywającym niezwykłe przygody w równie niezwykłym świecie
własnych fantazji.
Głównym bohaterem komiksu jest z
pozoru niczym nie wyróżniający się chłopak o imieniu Joe, który po śmierci ojca
zamyka się w sobie i zamiast spędzać czas z rówieśnikami odgradza się we
własnym pokoju na poddaszu otoczony zabawkami i błądzący myślami w innym
świecie. Dodatkowo chłopak cierpi na cukrzycę typu pierwszego, co tym bardziej
czyni go wyobcowanym i z pewnością nie ułatwia mu normalnego funkcjonowania. Brak
cukru staje się przyczyną nagłego pogorszenia zdrowia chłopca, który będąc
samym w domu doświadcza halucynacji i zaczyna balansować na granicy dwóch
światów – tego rzeczywistego i tego zrodzonego w jego wyobraźni. Nic nie jest
takie, jakby się mogło wydawać, gdy ulubione zabawki nagle ożywają i Joe trafia
do krainy fantasy zwanej Hypogea, gdzie jego największym sojusznikiem i
przyjacielem okazuje się zamknięty do tej pory w klatce szczur o imieniu Jack.
Zaczyna się niezwykła podróż Joe, której celem jest ocalenie siebie od
zapadnięcia w śpiączkę oraz mieszkańców przed Królem Śmiercią.
JOE THE BARBARIAN to wariacja
Morrisona na temat wielu klasycznych powieści fantasy, z których większość
przebiega według podobnego schematu i bazuje na wędrówce głównego bohatera
przez nieznany świat w celu ocalenia jego mieszkańców i pokonania sił zła.
Podczas tej podróży bohater nabiera doświadczenia, walczy ze swoimi słabościami
i niedoskonałościami, dokonuje rzeczy, na które w normalnym świecie nigdy by
się nie zdobył oraz pokonuje wszelkie przysłowiowe kłody, jakie na co dzień
rzucane mu są pod nogi. Wszystko po to, aby poczuć się dowartościowanym,
potrzebnym, pewnym siebie i nieograniczonym przez żadne przeciwności losu, czy
jak w tym konkretnym wypadku chorobę.
Sean Murphy po raz kolejny nie
zawodzi. Artysta ten idealnie oddaje zarówno przepełniony grozą i czarnymi
barwami klimat panujący podczas pokonywania przez Joe kolejnych pomieszczeń i
pięter domu, jak i w większości kolorowe, zdominowane przez masę wybuchów,
fajerwerków i innych efektów specjalnych obszary upadłego królestwa. Bardzo
umiejętnie, swobodnie i z charakterystyczną dla siebie dbałością o szczegóły
ilustrator przechodzi pomiędzy jednym kadrem a drugim, a także przeplata w
sposób zrozumiały dla czytelnika wydarzenia rozgrywające się w prawdziwym
świecie z tymi, jakich Joe i jego cudaczni sojusznicy doświadczają w baśniowych
realiach wykreowanych przez własny umysł chłopca. Każde pomieszczenie budynku
zostało dokładnie pokazane już na samym początku opowieści, i każde miejsce ma
swój konkretny odpowiednik w drugim świecie. Murphy już od dawna zyskał we mnie
swojego oddanego fana i za każdym razem udowadnia, że jest mistrzem zwłaszcza
kreowania nowych krajobrazów oraz scen akcji, które potrafi ukazać z zupełnie
różnych, zawsze ciekawych perspektyw. Cudaczne maszyny latające, steampunkowe
łodzie podwodne, ruiny dawnego królestwa i dynamiczne sceny pojedynków dobra ze
złem naprawdę robią wrażenie.
Scenariusz nie jest w żaden
sposób skomplikowany, czy niezrozumiały. Nie jest to tak do końca projekt
oryginalny, gdyż każdy znajdzie tutaj masę różnych odniesień do innych filmów,
książek czy komiksów z KEVIN SAM W DOMU, WŁADCA PIERŚCIENI czy NIEKOŃCZĄCĄ SIĘ
OPOWIEŚCIĄ na czele, ale sam autor podkreślał, że takowe odniesienia są w jego
wykonaniu celowe. Jakby nie było gościnny występ zalicza nawet sam Lobo :)
JOE THE BARBARIAN to nie jest
typowy morrisonowski komiks, jest po prostu zbyt zwyczajny, albo jak kto woli
zbyt słabo pogmatwany. Jest to przepełniona akcją i z dramatycznymi zwrotami
heroiczna, momentami wzruszająca wędrówka Umierającego Chłopca przez nieznane
ziemie, podczas której walczy on o uratowanie własnego życia, pomaga
przezwyciężyć śmierć i rozświetlić na nowo wszechogarniający mrok. Przy okazji
zyskuje on znacznie więcej dla samego siebie, niżby kiedykolwiek przypuszczał.
Staje się równie wielkim bohaterem, co komiksowe postacie, o których do tej
pory czytał. Komiks zarówno dla młodszych, jak i starszych czytelników, gdyż
każdy znajdzie tutaj dla siebie coś interesującego. Polecam się zapoznać tym,
którzy lubią prace szalonego Szkota, jak i tym, których jego dzieła
najnormalniej drażnią. Tym razem możecie się mile zaskoczyć. Mnie się podobało,
ale będą tacy, dla których ten komiks to zlepek chaotycznych i mało ciekawych
przemyśleń Granta.
Ocena; 4,5/6
Dawid Scheibe
Opisywane wydanie zawiera materiał z komiksów JOE THE BARBARIAN #1 – 8
Powyższy komiks znajdziecie w sklepie ATOM Comics
Fakt, Joe to taka historia na tróję z plusem, może nawet na czwórkę, ale Murphy go zamienia niemalże w arcydzieło. Jakbym dostał do rąk ten komiks bez dymków, to pewnie nawet bardziej by mi się podobało :d Niech DC go w końcu weźmie do jakiejś porządnej i popularnej serii, pls :/
OdpowiedzUsuńWłaśnie uważam ze z Vertigo oprócz sandmana i hellblazera to komiksy które rysuje Murphy są wartę uwagi np. Punk rock jesus, the Wake Joe i Hellblazer city of demons
OdpowiedzUsuń