Keith Giffen oraz Dan DiDio już
wcześniej postanowili poeksperymentować i zaprezentować czytelnikom własną
interpretację klasycznych historii, które stworzył legendarny Jack Kirby. Nie
ukrywam, że należę do tej wąskiej rzeszy fanów, którym lektura wydawanego przez
krótki czas w ramach New 52 OMACA sprawiła przyjemność, i którzy tym bardziej
wyczekiwali na kolejny odświeżony tytuł nawiązujący do prac Kirby’ego.
DiDio oraz Giffen tym razem
sięgnęli po przygody grupy zwanej Forever People, która otrzymała własną serię
w ramach sagi Fourth World w latach
71-72, i która przetrwała tylko i aż jedenaście numerów. Ponieważ wypuszczony
przy okazji relaunchu z 2011 roku OMAC wytrzymał jedynie osiem numerów, podobnie
jak seria Kirby’ego z lat 70-tych, także i tym razem spodziewać można się było,
że i FOREVER PEOPLE utrzyma się na rynku około roku. I tak też się stało, ale
sami twórcy zresztą od początku podkreślali, że nastawiają się bardziej na
maksi serię, niż na ongoing. Nie liczy się ilość, ale jakość chciałoby się
powiedzieć, ale czy słusznie?
Zacznę od warstwy graficznej, za
którą pierwotnie miał odpowiadać Keith Giffen uzupełniany przez inkera Scotta
Koblisha. Giffen nawiązujący swoim unikatowym „kanciastym” i dynamicznym stylem
do stylu Kirby’ego to jeden z moich ulubionych rysowników, stąd tym bardziej
zdenerwowałem się, że już drugi zeszyt zilustrował w ramach zastępstwa Tom
Grummett. Później były jeszcze gościnne występy Jima Starlina i Daniela HDR.
Giffen de facto narysował jedynie trzy z dziewięciu numerów. Dopiero później
wyjaśnił, że nie jest w stanie ze względu na wiek i inne zajęcia rysować
regularnie komiksu miesiąc w miesiąc. Szkoda, gdyż Keith tym razem specjalnie
zmodyfikował swoją kreskę, aby ta jeszcze bardziej oddawała klimat serii z lat
70-tych. Inni rysownicy spisali się poza Starlinem dobrze, ale to nie dla nich
napaliłem się na czytanie tej serii.
Teraz przejdźmy do treści. Dla
kogo jest to komiks? Trafne wydaje się w tym momencie stwierdzenie: dla każdego
i dla nikogo. Aby zacząć czytać ten komiks nie jest wymagana praktycznie żadna
wiedza dotycząca serii z lat 70-tych, czy też związana z nowymi Bogami. Wszystko
jest tak przystępnie podane przez Dana Didio, że każdy powinien z łatwością przyswoić
sobie kto jest kim i jaki ma cel. Gorzej jednak, że wersja zaprezentowana przez
naczelnego DC przy pomocy Keitha Giffena znacznie odbiega poziomem od tego, co
kilka dekad temu zaprezentował Kirby. Już sami główni bohaterowie są mało
ciekawi i trudno po pierwszych zeszytach stwierdzić: „to jest to, czego
szukałem” i z utęsknieniem wyczekiwać kolejnych odsłon. Dawny lider zespołu
tutaj stroni od sprawowania władzy, Big Bear pełni rolę jakiegoś odludka,
Serafin zmienił płeć, Beautiful Dreamer przekręcono pseudonim, natomiast Vykin
wyraźnie czuje niechęć do Marka. Dawni Forever People tworzyli bardziej coś na
kształt rodziny, a nie tylko zespołu. Tutaj mamy zlepek przypadkowych młodych
ludzi, którym raczej trudno przychodzi ze sobą współpracować. Pierwszy wniosek
jest zatem taki, że fani dawnego zespołu potykającego się z Darkseidem mogą
poczuć się zawiedzeni. Dla kogo zatem jest to komiks?
Scenarzyści wysyłają młodych
Nowych Bogów z misją na Ziemię, gdzie zapoznają się z panującymi realiami i
odkrywają swoje więzi z Mother Box oraz tajemniczym Infinity Manem. To dzięki
niemu stawiają czoła m.in. złoczyńcy w postaci Mantisa (całkiem niezła wersja
klasycznego przeciwnika grupy). Później mamy też gościnny występ Guya Gardnera
oraz dwóch Zielonych Latarników, Doctora Skuby, Femme Fatales oraz... bat-krowy.
Niestety żadna z tych przygód nie jest jakoś specjalnie porywająca i naprawdę
trudno stwierdzić, że lektura wszystkich dziewięciu zeszytów jest do czegoś
potrzebna. Może jedynie ostatnia odsłona rzuca nieco więcej światła na historię
Highfathera oraz Infinity Mana, ale tak poza tym seria ta stanowi taki mdły i
nijaki produkt przejściowy, bez konkretnego ładu i składu, bez emocji, ale według
mnie z dobrymi rysunkami.
Dla kogo jest seria INFINITY MAN AND THE
FOREVER PEOPLE? Ostatecznie stwierdzam, że dla nikogo i nie warto
zawracać sobie nią głowy. Przetrwała ona dziewięć numerów, nie znalazła
dla
siebie z pewnością miejsca w uniwersum DC (chociaż niby na końcu pojawia
się
informacja, jakoby Forever People mogli się pojawić jeszcze gdzieś
gościnnie w
DCU), została potraktowana po macoszemu nawet przez jednego ze
współtwórców –
Giffen – który szybko oddał całkowicie pałeczkę Danowi DiDio i z
pewnością nie
nawiązuje klimatem do swojego pierwowzoru. OMACA nadal bym polecił
chociażby
spróbować, ta seria jednak do szczęścia nikomu potrzebna nie jest.
Znamienny jest też fakt, że DC ostatecznie zrezygnowało z wydania
wcześniej zapowiadanego na czerwiec 2015 trejda zbierającego wszystkie
dziewięć numerów serii.
Ocena: 2/6
Dawid Scheibe
Wszystkie zeszyty możecie znaleźć w sklepie Atom Comics.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz