Ten John
Layman to niezły żartowniś. Zajął stołek scenarzysty serii DETECTIVE COMICS po
Tonym Danielu, który dał się poznać czytelnikom jako świetny rysownik i fatalny
scenarzysta. Layman tymczasem wzbudził zainteresowanie tomem trzecim serii,
gdzie zaprezentował przyzwoitą fabułę, w mojej ocenie utrzymał dobrą formę w
kolejnym, aż w końcu przyszedł czas GOTHTOPII – finałowej i najważniejszej
opowieści Laymana na łamach serii. Tymczasem po lekturze komiksu bardzo
dokładnie sprawdziłem, czy aby na pewno to nie Tony Daniel ponownie odpowiadał
za scenariusz, ponieważ skojarzenia nasuwały się same.
Chociaż
tytuł tomu brzmi GOTHTOPIA, komiks jest zbiorem kilku historii, z których ta
tytułowa jest zdecydowanie największa. Najpierw jednak przenosimy się do roku
zerowego, by poznać pewną historię z przeszłości Jima Gordona. Tutaj muszę
uczciwie przyznać, że Layman kupił mnie ciekawym, chociaż trochę
przewidywalnym, zawiązaniem wątku. Fabuła nie tylko całkiem fajnie się skleiła,
ale także wyjaśniła pewną dość istotną rzecz, nierozerwalnie kojarzącą się z
Batmanem. Dodając do tego jak zwykle solidne rysunki Jasona Faboka, można
odnieść wrażenie, że na tak dobrym poziomie stać będzie cały tom. Szkoda, że
była to jedynie zasłona dymna.
Następnie kolejny
raz stajemy się świadkami konfrontacji Mrocznego Rycerza z Man-Batem. Jest to
naturalna kontynuacja wszystkich wątków, które przewijały się w tle praktycznie
całego runu Laymana i, podobnie jak wcześniej, w absolutnie żaden sposób nie
potrafiły mnie one do siebie przekonać. Man-Bat jest jedną z tych postaci z
katalogu DC Comics, które wraz z nastaniem New 52 zostały całkowicie odarte z
charakteru i tu boleśnie możemy się o tym przekonać. Layman przez cały swój run
nie potrafił zrobić z postaci tej czegoś więcej niż zapchajdziury, a można
odnieść wręcz wrażenie, że wepchnięto mu go do serii na siłę. Prowadzi on wątek
tej postaci w przewidywalny i totalnie nieporywający czytelnika sposób i
niestety rysownicy wcale nie starają się tego zakryć. Zarówno Aaron Lopresti,
jak i Jorze Lucas niczym nie zachwycili, a ten pierwszy wprowadził nawet do
mrocznego komiksu o Gotham kreskę, która w pewnych miejscach dużo bardziej
pasowałaby do czegoś z gatunku heroic fantasy. Zarówno Man-Bat w swojej
nieludzkiej formie, jak i jeszcze jedna postać, która w pewnym momencie pojawia
się na kartach komiksu, rysowane są przez Loprestiego strasznie kreskówkowo i
ich oderwanie od klimatu, jakim powinny się charakteryzować komiksy z Batmanem,
nie tylko rzucają się w oczy od samego początku, co samo w sobie jeszcze nie
jest wadą, ale także przez cały czas nie ewoluują w stronę czegoś, co można
zaakceptować. Kwintesencją jest strona w wykonaniu tego artysty, na którą można
zareagować tylko solidnym facepalmem. Z pewnością zgadniecie która to, jeśli
komiks ten trafi Wam w ręce.
No i
wreszcie przechodzimy do dania głównego, jakim jest tytułowa GOTHTOPIA. Punkt
wyjścia wydaje się być naprawdę zacny. Oto bowiem przenosimy się do Gotham,
które jest najszczęśliwszym miejscem na Ziemi. Przestępczości niemal nie ma,
gospodarka kwitnie, biedę zlikwidowano, zaś Batman zajmuje się głównie
ratowaniem ludzi ze zwykłych wypadków. Dlaczego więc miasto może poszczycić się
rekordowym odsetkiem samobójców? Brzmi całkiem nieźle? Też tak sądzę. Dlatego
też poczułem się, jakbym dostał obuchem przez łeb, gdy okazało się, że jest to
chyba najsłabsza historia, jaką na łamach trzech ostatnich tomów DETECTIVE
COMICS zaprezentował John Layman. GOTHTOPIA niestety jest historią nudną, do
bólu przewidywalną oraz pozbawioną jakiegokolwiek napięcia. Od samego początku
praktycznie wiadomo, jakie dokładnie będzie rozwiązanie tej historii, zaś
scenarzysta nie pokusił się o żadną wartość dodaną, konsekwentnie unikając
jakichkolwiek zaskakujących zwrotów akcji, a dodatkowo podpierał się podawaniem
na tacy tego, czego czytelnik i tak się domyślał. Tu może ucieknę się do małego
spoileru, który dość wyraźnie nakreśla problem, na jaki cierpi cała historia.
Gdy główny zły GOTHTOPII podtruwa Batmana gazem, mijają dosłownie dwa kadry,
gdy z narracji dowiadujemy się: ”Myślą, że mnie kontrolują, mylą się”. Po tym
zaś następuje kilka stron obserwowania herosa udającego, że jest w pułapcę. I tak
praktycznie non-stop przez całe trzy zeszyty. Na plus oczywiście rysunki
wspomnianego już wcześniej Jasona Faboka, który jednak narysował tylko pierwszy
rozdział tej historii. Potem zastąpił go Lopresti i chociaż udało mu się
uniknąć takich wpadek jak w historii o Man-Bacie, to jednak nadal nie
zachwycał. Mały plus dla tego rysownika za to, że najwyraźniej zapomniał, iż w
New 52 Catwoman nosi dekolt do pępka, dzięki czemu odpuścił nam tak żenujących kadrów
z tą bohaterką, od jakich nie stronił David Finch w AMERYKAŃSKIEJ LIDZE
SPRAWIEDLIWOŚCI czy WIECZNYM ŹLE.
Ponieważ w
trakcie publikowania GOTHTOPII zeszytowa seria DETECTIVE COMICS dotarła do 27.
numeru, DC Comics postanowiło uczcić to (w pierwszej serii o tym tytule, właśnie w
numerze o tej liczbie zadebiutował Mroczny Rycerz) dodając do niego masę
dodatkowych historii. Jak to z reguły w tego typu przypadkach bywa, ich poziom
jest naprawdę różnorodny. Cieszy mnie jednak, iż mogę śmiało napisać, że większość
z nich wypadła całkiem dobrze. Być może teraz najbardziej zatwardziali fani
Batmana mnie przeklną, ale napiszę, iż uwspółcześniona przeróbka pierwszej
historii z tym herosem była tym szortem, który podobał mi się najmniej.
Rozumiem intencje i pochwalam je, lecz wykonanie niczym mnie nie przekonało, a
dodatkowo, kolejny raz na własne oczy mogłem przekonać się, jak bolesny regres
przeszedł Bryan Hitch. Praktycznie cała reszta krótkich historii stała już na
wysokim poziomie, a w szczególności chciałem wyróżnić ”Lepsze dni” Petera
Tomasiego i Iana Bertrama. Dodatkowo, tom zawiera dość sporo okładek
alternatywnych z poszczególnych zeszytów (głównie, oczywiście, z 27) oraz kilka
pin-upów znanych autorów.
Egmont jak
zwykle nie zawiódł, jeśli chodzi o jakość wydania – solidny tom w twardej
oprawie okazale prezentuje się w rękach. Niestety, korekcie uciekło parę
literówek, a skoro nawet ja je wychwyciłem, to są naprawdę duże :)
Słowem podsumowania,
nie potrafię z czystym sumieniem polecić tego komiksu. Zawarte w niej historie
w większości nie porywają i trzeba naprawdę się naczekać, by po całkiem niezłej
i otwierającej tom historii, doszukać się czegoś na zbliżonym poziomie. Jest to
w sumie kolejny smutny przykład tego, jak bardzo dobry twórca, jakim bez
wątpienia jest John Layman, zupełnie nie może wskoczyć na swój wysoki poziom
podczas pracy dla kogoś z dwójki DC/Marvel. GOTHTOPIA pokazuje, że scenarzysta
ten po prostu męczył się swoją pracą i dlatego sądzę, że lepiej wydanymi
pieniędzmi będzie sięgnięcie nie po ten tom BATMAN - DETECTIVE COMICS, a po
dowolny tom ”Chew” tego samego autora. Moja ocena to 3/6
Dziękujemy wydawnictwu Egmont Polska za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
BATMAN - DETECTIVE COMICS tom 5: GOTHTOPIA do nabycia w sklepie ATOM Comics
BATMAN - DETECTIVE COMICS tom 5: GOTHTOPIA do nabycia w sklepie ATOM Comics
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz