Wczoraj na blogu zasygnalizowaliśmy, że "Serialownia" ukaże się z małym poślizgiem. No ale już jest i jak zwykle wypełniona jest treścią. Chwalimy, narzekamy, nie zgadzamy się ze sobą, a Wy to wszystko możecie przeczytać w rozwinięciu newsa. Jak zwykle przypominam, że pojawiają się spoilery!!!
SUPERGIRL 1x11: Strange Visitor from Another Planet
Maurycy: Muszę przyznać, że to był całkiem
przyzwoity odcinek. Oczywiście jak na standardy SUPERGIRL. Nieźle rozwija się
wątek Hanka – powoli chyba wyrasta do miana jednego z największych (ale niestety
nielicznych) plusów serialu. Do dramy już przywykłem i póki co nie przeszkadza
mi tutaj jak chociażby w ARROW. Może dlatego, że te ckliwe, łzawe momenty
oglądamy tam już czwarty rok, a tu dopiero pierwszy? Jakoś przecież scenarzyści
muszą nakreślić te postacie. Ważne, żeby wiedzieli kiedy powiedzieć „stop”.
Poza tym Melissa Benoist nadal sprawia naprawdę sympatyczne wrażenie, ale Kara
w jej wykonaniu aktorsko jest czasem trochę zbyt przerysowana. Zwłaszcza w scenkach
komediowych.
Krzysiek: Im mocniej fabuła skupia się na postaci Marsjanina i związanymi z nim wątkami, tym SUPERGIRL ogląda się znacznie przyjemniej. Zacznę jednak od tego, że efekty specjalne w tym epizodzie były prawdziwą huśtawką. Z jednej strony bardzo dobrze przedstawiony biały marsjanin, z drugiej jak zwykle kulało "latanie" głównej bohaterki, a i sceny z samego Marsa jakoś nie przekonały. Generalnie mały minus za to, że już od samego początku można było domyślić się, w kogo zmienił się przeciwnik tygodnia, ale reszta już jak najbardziej na plus. Nawet te wspomniane przez Maurycego sceny komediowe mi nie przeszkadzały. Ba, bardzo podoba mi się to, że Kara przyłapana na kłamstwie robi cały czas ten sam trik. Także i wątek Cat, chociaż przeprowadzony całkowicie schematycznie, nie raził. Lubię tę postać, a i Adam wydaje się mieć w sobie więcej charyzmy i charakteru niż Winn i Olsen razem wzięci. No i wreszcie mały plusik za drugi odcinek z rzędu, gdzie zabrakło tych zupełnie "przypadkowych" zbliżeń na tyłek głównej bohaterki.
LUCIFER 1x01: Pilot
Michał: Pilot oglądałem już, gdy wyciekł do sieci, ale postanowiłem zrobić to
ponownie na potrzeby Serialowni. Komiksu Carey`a niestety nie czytałem.
Zawsze mam jakieś większe priorytety podczas zakupów. Widziałem jednak
pełno negatywów ze strony fanów tej serii. Mi się tam odcinek podobał.
Mimo prostej i przewidywalnej fabuły oraz miejscami infantylnego humoru
LUCIFER zapowiada się bardzo przyjemnie. W sam raz, żeby usiąść
wieczorem, wypić piwo i się zrelaksować. Obsada również jest bardzo
dobrze dobrana. Wiadomo, że Tom Ellis nie wygląda jak David Bowie, ale
widać, że wczuł się w rolę i jego dość komediowa kreacja Lucyfera jest
bardzo przekonywująca. Wątek policjantki, która jest odporna na jego
moce, jest bardzo naciągany, ale może się jeszcze rozwinąć. Ogólnie
podchodzę do tej produkcji z dużym dystansem i traktuję ją jako komedie.
Nie jestem w żadnym wypadku rozczarowany. Jest dobrze.
Krzysiek: No ja w przeciwieństwie do Michała komiks znam i mogę tylko potwierdzić, że serial obok niego nawet nie stał. Ale gdyby mi to miało przeszkadzać, musiałbym nie oglądać IZOMBIE i tak naprawdę 3/4 ekranizacji z superbohaterami. Obejrzałem zatem bez uprzedzeń i żadna część ciała jakoś mnie nie bolała. Tom Ellis w swojej roli wypadł szalenie sympatycznie, chociaż może się nie podobać to, że zupełnie nie kryje się on ze swoimi umiejętnościami, a jakoś nikt nie wpada na to, że jakieś posiada. Pilot zarysowuje kilka wątków i właściwie każdy z nich przypadł mi do gustu. W przeciwieństwie do Michała, wątek pani policjant nie tylko mnie zaintrygował, ale w kilku miejscach potrafił rozbawić. Ogólnie wydaje mi się, że poziom humoru w pilocie LUCIFERA był całkiem dobry i udało się go fajnie zmieszać z bardziej klimatycznymi scenami. Malutki minus postawiłbym tylko przy tym, że podczas seansu kilkukrotnie miałem wrażenie, że twórcy serialu powyciągali kilka elementów ze skasowanego CONSTANTINE'a. Chociaż z drugiej strony, skoro bardzo lubiłem tamten serial, to czy można to uznać za taką wadę? Jak dla mnie jest dobrze i kolejne epizody będą oglądane.
THE FLASH 2x11: The Reverse-Flash Returns
Maurycy: Nie oszukujmy się, FLASH miewał
lepsze momenty. Katastrofy nie ma, ale serial jakoś nie może powrócić do tego
poziomu, który prezentował w drugiej połowie pierwszej serii. Reverse Flash co
prawda wypadł bardzo fajnie, ciągle całą moją uwagę przykuwa świetny Tom
Cavanagh w roli Harrisona Wellsa, ale… i tak da się znaleźć tutaj parę
elementów, które „nie grają”. Jay Garrick jest prawdopodobnie największym
rozczarowaniem, spodziewałem się, że wniesie do FLASHA o wiele więcej, a
niestety jest zwyczajnie zbędny. Scenarzyści szybko wyczerpali pomysły na
postać Patty Spivot. Po zimowej przerwie to była kompletnie inna osoba! Z kolei
Wally West aspiruje do tego, żeby stać się najbardziej irytującym bohaterem w
całym Arrowverse.
Dawid: Odcinek znacznie lepszy od poprzedniego, a to za sprawą świetnego
występu Reverse-Flasha. Szkoda jedynie, że złoczyńca ten zawitał na tak
krótko. Wydaje się, że Wells pomyślnie zakończył testy związane z
wykorzystaniem mocy Żółwia przeciwko Zoomowi, a podrasowane dla Cisco
gogle wreszcie pozwalają mu na pełne wykorzystanie jego zdolności. Wątek
rodziny Westów kompletnie mnie nie interesuje, przez co stanowił on
tutaj jedynie zbędny zapychacz.
Tomek: No wreszcie jakiś porządny odcinek. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu
nie byłem zirytowany po obejrzeniu FLASHA. Nawet jeśli coś mi nie
pasowało, to były to drobne rzeczy (np. czemu przetrzymywanie Thawne’a
dotknęło tylko Cisco). Już sam początek nastawił mnie pozytywnie, gdy
Barry musiał wykombinować jak zatrzymać rozpędzoną ciężarówkę i dokonał
tego w sprytny i zabawny sposób. A najbardziej podobało mi się chyba to,
że napięcie między Allenem a
Thawnem pokazano bez nadmiernej ilości nadętych monologów, tłumaczących
wszystko w najdrobniejszych detalach. Poza tym bardzo intrygujący jest
twist dotyczący tożsamości odpowiednika Jaya z Ziemi-1. Mam tylko
nadzieję, że nie okaże się to tylko mrugnięciem oka dla czytelników
komiksów.
Michał: Właśnie na to czekałem. Powrót Reverse Flasha. Bardzo dobry odcinek,
którego jakości nie popsuły nawet problemy rodziny Westów. Cieszę się ze
sposobu, w jaki Patty odkryła tożsamość Flasha. Wiadomo, że w taki
sposób mógłby do tego dojść każdy bystry glina, ale nie czepiajmy się
szczegółów. Pojedynek z Thawnem był jak zawsze emocjonujący. Fajnie
jest popatrzeć na walkę dwóch speedsterów. Świetnie się bawiłem podczas
oglądania i już czekam na następny odcinek.
Krzysiek: Chyba wszyscy na to czekaliśmy. I nie chodzi mi o powrót Reverse-Flasha, a o dobry odcinek tego serialu, który wyraźnie złapał zadyszkę. Kilka irytujących momentów nadal tutaj jest, jak chociażby to, że twórcy uparli się na to, by z Barry'ego i Wally'ego zrobić dwie obrażone na wszystko męskie pipy, którym aż chce się zasadzić porządnego kopa. Na miejscu Spivot, też uciekłbym w cholerę. Na szczęście tym razem scenarzyści nie zawiedli przynajmniej w wątku złoczyńcy tygodnia i zaprezentowali nam naprawdę dobrą historię, wykorzystującą motyw podróży w czasie w bardzo dobry sposób. Plus także za relacje między poszczególnymi postaciami. Sceny z Thawnem i Barrym oraz Cisco i Wellsem były momentami wyśmienite, zaś smaczek dotyczący gogli Vibe'a wywołał niemały uśmiech na mojej twarzy. Podsumowując, jest wyraźnie lepiej niż ostatnio, ale wciąż daleko do poziomu pierwszego sezonu.
ARROW 4x11: A.W.O.L.
Maurycy: O nowym odcinku ARROW mógłbym
napisać to samo, co pisałem wyżej na temat SUPERGIRL. Jak na ten serial wyszło
nawet znośnie. Jasne, parę rzeczy zupełnie mi się nie podobało – motyw halucynacji
Felicity scenarzyści zaczerpnęli chyba z jakiegoś kiepskiego sitcomu, a
retrospekcje już od dwóch lat nie wnoszą do historii w zasadzie nic ciekawego,
ale jako całość… no po prostu dało się to oglądać. Widać brak Damiena Darhka
wpływa na serial całkiem korzystnie.
Tomek: Mam mieszane uczucia co do tego odcinka. Nie był wprawdzie zły, ale parę
rzeczy mnie w nim irytowało. Po pierwsze, pokazanie rozterek Felicity w
najbardziej łopatologiczny możliwy sposób, jako gadanie z halucynacją
samej siebie. W dodatku owa halucynacja wyjaśniona jest wyjątkowo
naciąganie. Po drugie, zabicie jednej z istotniejszych postaci drugiego
planu niejako przy okazji, zapewne z powodu zbliżającej się premiery
Suicide Squad. No i średnio udany
„dowcip” o Oracle. Aha, muszę dodać, że Kanada udająca Afganistan była
prawdziwie rozczulająca.
Michał: Po mojej fali narzekań na ARROW nareszcie mogę napisać kilka miłych słów
na temat odcinka. Mimo standardowych problemów w związku Olivera z
Felicity, A.W.O.L. oglądało mi się całkiem przyjemnie. Flashbacki Digga z
wojska były dużo ciekawsze od tych z Lian Yu, którymi raczą nas twórcy.
Ciekawe sceny walki i twist związany z Amandą Waller przysłoniły trochę
naciągane i bezbarwne halucynacje Felicity. Mimo tego, że odcinek był
zapychaczem i nie wniósł nic szczególnego do głównej fabuły czwartego
sezonu, stanowił lepszą rozrywkę niż to, co oglądaliśmy w poprzednich
tygodniach. Jednak serial nadal jest na bardzo niskim poziomie i wątpię,
żebyśmy mogli zobaczyć poprawę w tym roku.
Krzysiek: Amanda Waller wykończona przez tak nędznego i podrzędnego łotra? Kochane DC, ja wiem, że filmowe SUICIDE SQUAD zbliża się wielkimi krokami, ale tak robić się nie godzi. Gdyby łeb ukręcił jej chociażby ktoś taki jak Damien Darhk, wyglądałoby to lepiej. Tymczasem odcinek taki sobie ze wskazaniem na "nie tak źle". Wątek poświęcony Felicity nudny okropnie, lecz reszta już całkiem przyzwoita. Retrospekcje wreszcie coś do serialu wniosły, ponieważ po trzech (i pół) sezonach gadania o przeszłości Andy'ego Diggle'a, wreszcie mogliśmy kawałek obejrzeć na własne oczy i nie wyszło to źle. No i przypadły mi do gustu easter-eggi z Overwatch oraz Oracle.
LEGENDS OF TOMORROW 1x02: Pilot, part 2
Dawid: Właściwie mamy tutaj kopię pierwszego odcinka. Zabawny epizod z dużą
dawką akcji, który bardzo szybko i z przyjemnością się ogląda. Cieszy
mnie niezmiernie fakt, że uśmiercony został jeden z Jastrzębi, których
problemy są niestety najbardziej denerwującym wątkiem jak do tej pory.
Nie zawodzą za to Snart oraz Rory i choćby dla nich tylko będę dalej
śledził ten serial. Mimo teoretycznie poważnego tematu związanego z
walką o ocalenie przyszłości świata nie sposób traktować tego serialu
inaczej, jak humorystycznego, odstresowującego science fiction.
Tomek: Uwielbiam radosny idiotyzm tego serialu. Rzeczy, które pewnie by mnie
irytowały we FLASH czy ARROW, tutaj łykam bez popicia. W gruncie rzeczy
dlatego, że całość zrobiona jest ze sporym przymrużeniem oka i jak w
żadnym innym serialu mam wrażenie, że oglądam zabawny, rozrywkowy
superbohaterski komiks przeniesiony na ekran. A poza tym pokazali, w
odróżnieniu od ARROW, jak w porządny sposób znienacka zabić postać. Inna
sprawa, że skoro nasi herosi
podróżują w czasie, to ewentualny jego powrót do akcji nie nastręczać
pewnie będzie specjalnych problemów.
Michał: Podobnie jak w zeszłym tygodniu jestem zachwycony jakością najnowszej
produkcji od The CW. Bardzo zabawny serial ze świetnymi dialogami i
scenami walki. Twórcy chyba zaskoczyli wszystkich, uśmiercając Cartera.
Mam tylko nadzieję, że pozostanie on martwy. Zdecydowanie najbardziej mi
przeszkadzał z całej obsady. Po zwiastunie kolejnego odcinka wiem, że
nie ma szans na zwolnienie tempa i czekają nas kolejne epickie
pojedynki. Cieszę się, że scenarzyści stawiają właśnie na humor i akcję,
a nie na rodzinne dramaty, jak wiadomo gdzie.
Krzysiek: No i wyjaśniło się dlaczego tak mało Hawkmana było na plakatach i udostępnionych materiałach promocyjnych. Szczerze pisząc, totalnie mnie jego śmierć nie zdziwiła, właśnie z powodu wymienionego przed chwilą - CW tak mocno promowało serial i jednocześnie tak często ignorowało Hawkmana, że trudno było się tego nie spodziewać. Na szczęście całość zrealizowano tak, że trudno na cokolwiek narzekać. Odcinek jest naturalną kontynuacją poprzedniego i ma dokładnie te same zalety jak i wady. Jest sporo akcji, dobre tempo, masa fajnego humoru, brak przestojów oraz tak nielubianych przez nas łzawych momentów. Przewija się sporo głupotek, ale dzięki odpowiedniej realizacji serialu, nie irytują one w żaden sposób. No, może poza końcówką odcinka, gdy w jednej scenie dowiadujemy się, że z powodu ran Hawkgirl statek nie powinien chwilowo nigdzie lecieć, a po minucie widzimy już odlatujący w dal pojazd naszych przyszłych legend. Na koniec dodam jeszcze, że dwa odcinki tego serialu wystarczyły, by polubić Firestorma dwa razy bardziej od tego z czasów, gdy jedną z połówek stanowił Robbie "jeszcze większe drewno od kuzyna" Amell.
Zdjęcia pochodzą ze strony: comicbook.com
LoT rzeczywiście super, jazda bez trzymanki i bez większej dramy, taki fajny serial rozrywkowy. Poza tym, jestem pod wrażeniem, ile da się zmieścić w te 40-parę minut.
OdpowiedzUsuńFlashowi się po ostatnim, słabym epizodzie znacznie poprawiło i to mnie cieszy. Z jednej strony szkoda, ze żegnamy Patty, z drugiej widać, że postać szła do nikąd.
A, i jeszcze Supergirl. Sam nie wiem, czemu ten serial oglądam, chyba jest po prostu moją guilty pleasure. Odcinek jednak skupił się na J'onnie, więc byłby niezły, gdyby nie DEO; naprawdę, jakim cudem oni kiedykolwiek złapali jakiegokolwiek obego!
OdpowiedzUsuńFlash odcinek naprawdę fajny, bardzo się obawiałem, że przywrócą Reverse-Flasha tłumacząc to w najgłupszy możliwy sposób ale wyszło całkiem zgrabnie
OdpowiedzUsuńArrow odcinek miał średni, Shadowspire okazało się średnio interesującą organizacją(głownie przez to, że miała za mało czasu), śmierć Waller była kompletnie zbędna i bez sensu. Argus które według tego co nam wciskano w sezonie 2 i 3(w retrospekcjach), że jest jakieś niewiarygodnie potężne ma techcnologie którą nawet Felicity była zaskoczona a dali się podejść jak dzieci to samo zresztą z Shadowspire jak łatwo dało się podejść Andy'emu
LoT miał chyba najciekawszy odcinek w tym tygodniu pomimo, że śmierć Hawka mnie zaskoczyła to wgl nie poruszyła,nie wiem czemu ale w CW chyba nikt nie umie zrobić pożadnie sceny która kogokolwiek poruszy wiec wciąż czekam na serial DC od HBO