Dzisiaj Walentynki, stąd też wybrany do recenzji komiks nie
mógł być inny, niż ten z okładką (i częściowo także zawartością) klimatycznie
pasującą do święta zakochanych.
Nie będę ukrywał, mam słabość do tej wersji Harley Quinn,
jaką zaproponowali nam dwa lata temu Jimmy Palmiotti oraz Amanda Conner, i
których odbiegająca przecież dalece od pierwowzoru wizja tej postaci jest dla
mnie zdecydowanie najlepszą. Wizja, która budzi skrajne emocje. Dla jednych
takie, a nie inne potraktowanie Harley jest po prostu nie do zaakceptowania, dla
drugich, i ja się do nich oczywiście zaliczam, była to od samego początku decyzja
ze wszech miar słuszna i trafiona. Sięgając po trzecie wydanie zbiorcze, miałem
obawy o to, czy twórcom nie skończą się czasem pomysły, gdyż z każdym kolejnym
zeszytem powinno być teoretycznie coraz trudniej serwować czytelnikom nadal
zabawny, a do tego oryginalny materiał.
Nie dość, że pomysły wcale się małżonkom nie wyczerpują, to
jeszcze trzeci tom w ich wydaniu okazuje się zdecydowanie najlepszy z
dotychczasowych. Jak oni to robią? Nie wiem, ale skoro wychodzi tak dobrze, to
niech dalej są konsekwentni w swojej pracy i dostarczają dużo przyjemności oraz
lekkiej rozrywki takiemu Dawidowi (wiem, ja też nie cierpię ludzi piszących o
sobie w trzeciej osobie), który nadal zamierza trzymać się serii HARLEY QUINN
ze wszystkich sił nogami i rękami.
KISS KISS BANG STAG
jest pod względem zawartości bardzo zróżnicowanym zbiorem. Tym razem dostajemy
jedynie trzy zeszyty regularnej serii, a pozostałe miejsce wypełnione zostaje
trzema numerami specjalnymi. Ze względu na sporą popularność serii co jakiś
czas ukazują się wszelakiej maści one-shoty o powiększonej zawartości, przez co
konieczność ich publikacji w wydaniu zbiorczym sprawia, iż osoby preferujące śledzenie
wydarzeń dziejących się na łamach miesięcznika z Harley w roli głównej na
większą dawkę wrażeń muszą poczekać do kolejnego tomu. Trzecia odsłona jest
wobec tego skierowana bardziej do miłośników krótszych, zamkniętych historyjek,
które wcale nie są pod względem poziomu słabsze. Wręcz przeciwnie.
Na samym początku mamy „zapachowy” numer, który pierwotnie
został wydany jako komiks typu „potrzyj i powąchaj”. Oczywiście w wydaniu
zbiorczym fragmenty do przetestowania, niczym próbki w jakimś katalogu z
kosmetykami, nie zostały już umieszczone. Na całe szczęście posiadam osobny
one-shot, gdzie można zapoznać się m.in. z zapachem olejku bananowego,
zjedzonej przez Harley pizzy, czy też skórzanej kurtki. Polecam. Akcja
rozpoczyna się od wizyty Harley w Arkham w celu uwolnienia najlepszej kumpeli,
a kończy się zabawnymi halucynacjami oraz tragiczną i wzruszającą historią
pewnego nietypowego jajka (dosłownie). Kilku gościnnych rysowników i całość
zakończona happy endem.
W ramach świątecznego wydania dostajemy z kolei trzy krótsze
opowieści. Najlepiej wypada zdecydowanie ta pierwsza, gdzie Harley wspólnie z
Tonym zmuszeni są pozbyć się nadmiaru szczeniaczków oraz kociąt, które trafiają
w dobre ręce nowych właścicieli. Przy okazji Quinn sama staje się świątecznym
podarunkiem, co doprowadza do zabawnych perypetii i rozwiązania problemów
pewnej kochającej rodzinki. Później Harley zmaga się z nadmiarem świątecznej
muzyki w swoich uszach, aby na koniec tego numeru spróbować zatrzymać czas i
zahamować nieunikniony proces starzenia. Dwie ostatnie świąteczne opowiastki
były niezłe, ale ta pierwsza najbardziej przypadła mi do gustu.
Okładka pochodzi z walentynkowego speciala, gdzie na aukcji
charytatywnej, mającej na celu wspomóc schroniska dla zwierząt, można
wylicytować randkę z Brucem Waynem. Prawdziwa gratka, zwłaszcza gdy, tak jak dla
Harley, milioner z Gotham stanowi niezłe ciacho, któremu nie można się oprzeć. W
tej prześmiesznej, pokazującej pełen wachlarz nieograniczonych możliwości
wyobraźni scenarzystów historii, poznajemy również nowy dynamiczny duet
złoczyńców. Tworzą go zdeterminowany chronić niewinne i pokrzywdzone ryby Karp
oraz jego sidekick – wodny Drozd. Już same pseudonimy mówią za siebie i
pokazują, jak wielcy to nieudacznicy.
Na końcu zbioru umieszczone zostają trzy numery regularnej
serii, w których dowiadujemy się, jak wiele obowiązków oraz ograniczone moce
przerobowe ma lokalna, nowojorska superbohaterka, a także jak układają się jej
romantyczne relacje z Ivy oraz Masonem. W mieście dzieje się zbyt wiele złego,
a w dodatku trzeba znaleźć czas dla potrzebujących pacjentów oraz koleżanki z
drużyny skaterskiej. Natłok obowiązków doprowadza do zorganizowania castingu na
12 nowych asystentek Harley. Wyłonione w
bardzo oryginalny i typowy dla tytułowej bohaterki dziewczyny (a dokładnie 11
dziewczyn i 1 mało męski chłopaczek) tworzą prawdziwy gang, którego perypetie
poznamy w kolejnym tomie. Warto dodać, że w swojej nowej superbohaterskiej
drużynie Harley posiada nawet własną wersję Oracle. To po prostu trzeba samemu
przeczytać, aby przekonać się, jakie to dobre.
Oceniając pod względem dodatków, można powiedzieć, że jest
bardzo standardowo. Komiks zawiera pakiet wszystkich możliwych okładek,
począwszy od standardowych, poprzez wersje bez nałożonego koloru, aż po
alternatywne warianty.
Dużo czarnego humoru, zabawne i zaskakujące zwroty akcji,
masa rozrywki na wysokim poziomie, oryginalni i ciekawi bohaterowie. To
wszystko, a także mini crossover z Batmanem znajdziecie w tym właśnie komiksie,
który po raz kolejny pokazuje, że Palmiotti oraz Conner świetnie czują pisaną
przez siebie postać i nadal potrafią zaskoczyć czymś nowym spragnionego niezapomnianych wrażeń, wymagającego czytelnika. Ocena
zasłużenie wysoka, a końcówka zbioru zwiastuje jeszcze więcej dobrego w
następnej odsłonie.
Ocena: 5,5/6
Opisywane wydanie
zawiera materiał z komiksów HARLEY QUINN #14 – 16, HARLEY ANNUAL #1, HARLEY
QUINN HOLIDAY SPECIAL #1 oraz HARLEY QUINN VALENTINE’S DAY SPECIAL #1
Jeśli jeszcze tego nie zrobiliście, to koniecznie zaopatrzcie się w ten
komiks w sklepie ATOM Comics.
Dawid Scheibe
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz