niedziela, 21 lutego 2016

Serialownia #14

Dziś niedziela, a to oznacza na blogu debiut najnowszej odsłony "Serialowni". W tym tygodniu SUPERGIRL udała się na krótki odpoczynek, lecz reszta seriali nie dostała wolnego. Dlatego też było o czym pisać, a z naszymi opiniami zapoznać się możecie w rozwinięciu posta. Jak zwykle, ostrzegamy przed spoilerami!!!
LUCIFER 1x04: Manly whatnots
Krzysiek T.: Oglądając ten serial, nie mogę pozbyć się wrażenia, że śledzę losy gimnazjalisty, którego przeniesiono do dorosłego ciała. Lecz nie zrozumcie mnie źle, podoba mi się kreacja Lucyfera, przez co serial ten trzyma mnie konsekwentnie przy sobie. Jego relacja z panią detektyw pełna jest zabawnych momentów, dynamika jest wyraźna, a sam motyw jej odporności na jego urok w tym akurat odcinku zrobił się nawet ciekawszy. Na minus zaliczę sprawę tygodnia, której rozwiązanie przewidzieć można było już w okolicach dziesiątej minuty epizodu. Jak już pisałem przy poprzednich odsłonach "Serialowni", ten serial nigdy nie zbliży się swoim poziomem do komiksu, ale nie zmienia to faktu, że warto dać mu szansę. Jest w sam raz na wieczorny relaks.
Michał: Bardzo dobry odcinek, chyba nawet najzabawniejszy z dotychczas wypuszczonych. Cała główna sprawa może i była banalna, ale i tak całe dochodzenie oglądało się bardzo ciekawie. Fajna końcówka, która zapewnia scenarzystom spore pole do popisu w nadchodzących tygodniach. LUCIFER to wg. mnie chyba najbardziej pozytywne zaskoczenie serialowe w ostatnim czasie. Warto dać mu szansę, a zwolennicy oglądania seriali z lektorem będą mogli śledzić losy Morningstara od 28 lutego w Canal+ :-)
Radek: Nic wybitnego, ale i tak chyba najlepszy odcinek tego serialu. Śledztwo na poziomie bardzo porządnego serialu proceduralnego, kilka rozwiązań mocno mnie zaskoczyło. Największą zaletą epizodu były śmieszne dialogi, szczególnie Morningstar próbujący namówić policjantkę na seks. Jeśli następne epizody zapewnią mi rozrywkę na podobnym poziomie, to zostanę przy serialu. Idealnie się nadaje "do kotleta".
THE FLASH 2x14: Escape from Earth-2
Tomek: Wreszcie dwa dobre odcinki z rzędu. Wciąż było w nim parę głupot (niemożliwa do odnalezienia Killer Frost, której odnalezienie zajęło pół minuty albo idiotyczny kod Człowieka w Żelaznej Masce), ale nie przeszkadzają one zbytnio. Bardzo podoba mi się natomiast mnożenie tajemnic. Co chciał Barry’emu powiedzieć o Jayu CwŻM? A może on sam jest jakąś wersją Jaya? I dlaczego Zoom w ogóle założył mu maskę?
Dawid: Kolejny bardzo udany epizod, który zgodnie z moimi przypuszczeniami był trochę mniej epicki od poprzedniego, ale i tak przygody na alternatywnej Ziemi okazały się generalnie strzałem w dziesiątkę. Największym atutem serialu pozostaje w tej chwili tajemnica związana z tożsamością dwóch osób. Pierwsza z nich to więzień trzymany przez Zooma, druga dotyczy samego głównego antagonisty tego sezonu, który za każdym razem, gdy się pojawia, stwarza fajny klimat grozy i niepewności. Przychylałbym się do teorii, że pod obiema maskami kryje się twarz Henry’ego Allena, zaś Jay działa/działał pod przymusem dla Zooma. Obawiam się jedynie, że kolejne odcinki będą trochę lżejsze gatunkowo, a wszystko, co najciekawsze zobaczymy dopiero w dwóch ostatnich epizodach.
Maurycy: Drugi odcinek na Earth-2 nie był co prawda aż tak dobry, jak pierwszy, ale nadal mógł się podobać. Bo mimo że odrobinę siadło już tempo, to jednak scenarzystom udało się całkiem ciekawie poprowadzić wątek zamaskowanego więźnia w jednej z cel Zooma. Możliwe, że twórcy wyciągnęli wnioski z własnych błędów i tym razem tożsamość głównego złoczyńcy utrzymają w tajemnicy aż do samego końca sezonu? I zamiast szybko psuć nam zabawę dawaniem odpowiedzi na tacy, jak to miało miejsce z Reverse Flashem w pierwszej serii, teraz będą woleli jedynie delikatnie zostawiać nam tropy? Oby, bo ta cała tajemnicza otoczka wokół Zooma to chyba najważniejsza rzecz jaka trzyma mnie nadal przy FLASHU.
Krzysiek T.: Absolutnie mnie w tym sezonie nie przekonuje THE FLASH. Druga część pobytu na Ziemi-2 dostosowała się do większości odcinków obecnej serii i nieszczególnie mnie porwała. Właściwie nie licząc przywołanego już przez kolegów, tajemniczego więźnia Zooma, wszystko szło oczywistym schematem. Wydarzenia na Ziemi-1 także niczym nie zaskoczyły, może tylko poza kolejny raz spartolonym wątkiem Garricka. Generalnie oglądam seriale DC w kolejności od moim zdaniem najciekawszego do tego, który porusza mnie najmniej. THE FLASH obecnie dzielnie "walczy" z SUPERGIRL o miano przedostatniej produkcji, którą oglądam przed zrobieniem "Serialowni". Smutne, lecz prawdziwe.
Michał: Było gorzej niż w poprzednim tygodniu, ale i tak obydwa odcinki z pobytu na Ziemi-2 są zdecydowanie najciekawszym punktem tego sezonu. Bardzo interesująco zapowiada się wątek Jaya i człowieka w masce. Tutaj nasuwa się najwięcej pytań, a w internecie mnożą się najdziwniejsze teorie. Niestety po zwiastunach widać, że następny odcinek raczej będzie zapychaczem i już po tej zapowiedzi jestem prawie pewny, że passa trzech dobrych odcinków z rzędu się skończy.
Radek: Moim zdaniem Escape from Earth-2 było tak dobre jak Welcome to Earth-2. Mam nadzieję, że zapowiedzi twórców się sprawdzą i dostaniemy jeszcze trochę tego świata w tym sezonie. Przerażający Zoom, dynamiczna akcja, zaskakujący tok wydarzeń, rewelacyjne jak na Arrowverse dialogi . Czego więcej chcieć? Jedyny minus to denerwujący sobowtór Barry'ego. 
IZOMBIE 2x13: The whopper
Tomek: IZOMBIE ponownie zostawia konkurencje daleko w tyle. Chyba najlepszy z tegorocznych odcinków. W dodatku naprawia coś, co mnie irytowało od jakiegoś czasu – okazuje się, że Clive zauważył cotygodniowe zmiany charakteru Liv. Ale tradycyjnie, nawet w takim dobrym epizodzie znajdę coś, na co mogę ponarzekać. Pojawienie się związanego Majora u Blaine’a jest może i zaskakujące, ale wywołuje ono wrażenie jakby ominęła nas jakaś scena. Poza tym Blaine tracący kupę czasu na przygotowanie dowcipu, wprawdzie całkiem zabawnego, ale który i tak po chwili olewa, wypadł trochę głupio. No ale następujący zaraz potem finał do muzyki z "Nędzników" to po prostu rewelacja.
Maurycy: Trochę będę kręcić nosem, ale od momentu, kiedy wszystko w iZOMBIE zaczęło tak ściśle się ze sobą wiązać, jakoś nie potrafię już śledzić tego serialu z aż taką przyjemnością jak dawniej. Wyjdę może na dziwaka, ale bardzo lubiłem tę proceduralną formułę. Kiedyś to właśnie wątki detektywistyczne wiodły prym, a gdzieś na ich tle systematycznie rozwijały się postacie i relacje, jakie między nimi zachodziły. Teraz śledztwa są bardzo zaniedbane, a główna historia skupia się częściej na tej skomplikowanej sieci intryg, w którą zaplątał się już chyba każdy z bohaterów. Zdecydowanie wolałem tamtą luźniejszą, mniej zawiłą formę serialu. Jasne, nadal masa tu świetnych dialogów, nadal fajnie wypadają Liv, Ravi czy Blaine, ciągle zdarzają się odcinki-perełki, ale nie da się ukryć, że IZOMBIE trochę zagubiło swój urok.
Krzysiek T.: IZOMBIE ma w tym sezonie wyraźne wahania formy. Wciąż zdarzają się epizody-perełki, ale przeplatane są odcinkami, które trzeba obejrzeć tylko po to, by być na bieżąco. Najnowszy epizod należy do tej drugiej grupy. Tak jak i Maurycego, także i mnie męczy już to, że praktycznie każda osoba z obsady jest jakoś wplątana w główny wątek, a całość coraz mocniej jest szyta grubymi nićmi. Śledztwa są już raczej tylko dodatkiem i momentami zupełnie nie angażują widza. Na plus właściwie tylko scena pokazująca, że Clive nie jest ślepy na zmiany zachowania Liv i w sumie... tyle. Zaskakująco słabo.
Radek: Najlepszy odcinek od jakiegoś czasu. Może różnie bywało z elementami komediowymi, ale za to wielkie pochwały należą się śledztwu. Sekwencja monologu Blaine'a do ojca (i później chwila dialogu już po przebudzeniu) to kawał fenomenalnej aktorskiej, scenariuszowej i reżyserskiej roboty. Twórcy sprawili mi dużą przyjemność zakończenie odcinka utworem "One Day More" z NĘDZNIKÓW, których jestem wielkim fanem. Nie w każdym serialu można spotkać takie rzeczy.
ARROW 4x14: Code of silence
Tomek: Początek był niezamierzenie śmieszny. Scena śledzenia pani Darhk wywołała u mnie poważny facepalm  - zwłaszcza przeskakiwanie nad śledzonym pojazdem wydaje mi się dosyć wątpliwym sposobem na uniknięcie wykrycia. Na szczęście potem było już tylko lepiej. Dziwi jedynie nagła śmierć Conklina, który dotychczas kreowany był na istne tegoroczne flashbackowe nemezis Queena. Aha, po tym odcinku Donna jest moją faworytką, jeśli chodzi o to, kto zginie w tym sezonie, bo ostatnio sporo jest jej w serialu, a chyba jedynie jej śmierć byłaby w stanie tak silnie poruszyć Felicity.
Michał: Kolejny odcinek, który wywołuje u mnie mieszane uczucia. Miejscami był idiotyczny i nudny, ale miał też swoje momenty. Flashbacki będące zdecydowanie najsłabszym punktem sezonu, tym razem były w miarę udane. Może to przez śmierć Conklina? Końcówka była niezła, zwłaszcza moment z Darhkiem, który zwiastuje przyspieszenie akcji w nadchodzących odcinkach.
Radek: Odcinek jak najbardziej na plus. W sumie niewiele więcej można powiedzieć ogólnie, więc przejdę do szczegółów. Po pierwsze, tak się zastanawiałem, czy to uduszenie podwładnego przez Darhka to był easter-egg dotyczący Vadera? Jeśli tak, to trzeba było albo sobie odpuścić albo sobie z tego zażartować, bo wyszło żenująco. Niestety, ale to nie ten poziom mrocznej aury złoczyńcy. Czy się spodziewałem, że Felicity zacznie chodzić i to dość szybko? Jak najbardziej, ale takiego rozwiązania się nie spodziewałem. Fajnie, że twórcy chociaż starali się wymyślić coś kreatywnego, zamiast iść najłatwiejszą drogą w stylu jakiegoś kolejnego lekarstwa z Nanda Parbat czy bardzo ciężkiej operacji u wybitnego i drogiego lekarza. Tak na marginesie - widać w trailerze, że już nawet sam Darhk nabija się z idiotyzmu scenarzystów, pozwalających na 5-krotne spotkania Green Arrowa z Darhkiem, każde kończące się takim samym rezultatem: Darhkiem zatrzymujący strzały.
LEGENDS OF TOMORROW 1x05: Fail-safe
Tomek: Docieranie się poszczególnych bohaterów jest wprawdzie szyte bardzo grubymi nićmi, ale nie potrafię się za to na serial złościć. W każdym razie nie gdy serwuje nam takie fajne momenty jak wysadzenie Savage’a i generalnie daje więcej zabawy podczas oglądania niż cała reszta Arrowverse. 
Dawid: Trochę bardziej brutalny epizod, w którym po chwili przerwy znów pojawia się Vandal Savage i znów zostaje zabity. Tym razem w bardzo oryginalny i jak dla mnie lekko humorystyczny sposób. Snart i Rory jak zwykle skradają show i są najlepiej ukazanymi postaciami, wszelkie nawiązania do PRISON BREAK jak najbardziej na plus. Co ciekawe, równie dobrze, co wspomniana dwójka, wypada także duet tworzący Firestorma. Kolejny raz nie był to jakiś powalający na kolana poziom, było znowu kilka mało logicznych rozwiązań, ale serial ma to coś, co mnie przy nim trzyma i sprawia strasznie dużo przyjemności podczas oglądania.
Krzysiek T.: Wentworth Miller odbijający z więzienia Dominica Purcella? Chyba gdzieś już to widziałem ;) Tymczasem chyba nikt już nie ma wątpliwości, że chociaż głównym bohaterem serialu teoretycznie jest Rip Hunter, to jednak zdecydowanie najjaśniej błyszczy Captain Cold. Odcinek ten, podobnie zresztą jak poprzednie, totalnie nie jest wolny od idiotyzmów, ale oglądając go mam chyba nawet jeszcze większą frajdę niż przy pierwszym sezonie THE FLASH. Żałuję jedynie, że postać Atoma jest konsekwentnie kiepsko pisana (serio, ciekawszy był nawet w ARROW), za to z drugiej strony nie mogę nie nachwalić się Firestorma (chwała twórcom za wprowadzenie Jacksona) i White Canary. LEGENDS wyrasta w tym sezonie na mój ulubiony serial od DC.
Radek: Uwielbiam ten serial. Nieskrępowana niczym pulpowa przygoda, co było widać w tym odcinku bardzo mocno. Chciałbym zmienić tylko jedną rzecz - podejście scenarzystów i postaci do Atoma. Ray nie jest tam poważnie traktowany przez nikogo, wszyscy go krytykują i wyśmiewają. Scenarzyści dają mu do roboty najgłupsze rzeczy, byle coś robił.

Źródła obrazków: comicbook.com oraz SpoilerTV

1 komentarz:

  1. Nie mam się do czego w tym tygodniu przyczepić. "iZombie" był kapitalny trzeci odcinek z rzędu, widzę podobnie jak pierwszy także i drugi sezon ma dużą lepszą drugą połowę. W "The Flash" druga część przygody na Ziemi-2 była lepsza niż nudna pierwsza, a "Legends of Tomorrow" to jak zwykle kupa niezobowiązującej zabawy.

    OdpowiedzUsuń